Moim ulubionym zajęciem poza jazdą konną są robótki ręczne, np. robienie na drutach, na szydełku, haftowanie oraz
szycie. Wieczorami jak tylko mam czas to dziergam na szydełku nauszniki dla koni. Jest to zarówno ochrona przeciw
muszkom jak i ozdoba. Pamiętam jak poraz pierwszy robiłam uszy dla koni: prułam robótkę kilkadziesiąt razy wciąż
mierzyłam, sprawdzałam i dopasowywałam, aż wyszły po ok. tygodniu zmagań udało mi się zrobić prototyp. Teraz praca
idzie można powiedzieć automatycznie i zajmuje ok. trzech godzin. Zajęło mi to aż 500 sztuk
Nauszniki robię
w przeróżnych kolorach.
Przymiarka (na zwierzaku testowym)
Kasia przy pracy - tak to ja też mogę robić !...
No i oto efekt !
Gdy byłam młodsza uwielbiałam zimowe szaleństwa na nartach. Spędzałam wówczas każdą wolną chwile na białym śniegu.
Moje początki to totalna porażka. Pamiętam jak byłam z Tatą w Wiśle na nartach i dosłownie budziłam postrach na stoku,
bo zdażyło mi się nie raz przejechać komuś po nartach, w kogoś wjechać czy nawet nurkować w zaspie śniegu i wówczas
mój kochany Tata biegł i szukał okularów w śniegu oczywiście ja wygrzebywać musiałam się sama. Ale jak doszłam do
wprawy to było coś wspaniałego tylko pojawił się nowy problem samodzielnego wjeżdżania orczykiem na góre, bo do tej
pory wchodziłam o własnych siłach lub z pomocą nie zawodnego Taty. Teraz to On miał ubaw ze mnie bo ja byłam bardzo
malutką pchełką (bo teraz to taką pchełką nie jestem) i orczyk porywał mnie, a ja dosłownie wyskakiwałm z butów
narciarskich. Teraz już rzadko jeżdże na nartach, ale może uda mi się w nadchodzącym roku pojechać i poszaleć (na
ile pamiętam).
Ale mimo wszystlo konie są nadal najważniejsze.