WRRRRRÓĆ !
Pięciodniowe zaledwie "urlopiątko", pierwsze od trzech lat, postanowiliśmy wreszcie spędzić z dala od
obowiązków, prac, gonienia z wywieszonym ozorem, a przede wszystkim od zwierzaków ze szczególnym
uwzględnieniem koni i jazdy konnej. Udało nam się ? A juści...
Nasz wybór pod wpływem baaardzo pozytywnych opinni, jakie padły z ust naszych przyjaciół, padł na
Leśniczówkę "Jednorożec" (http://www.lesniczowkajednorozec.prv.pl
). Spakowaliśmy więc manatki, zostawiliśmy
dom i inwentarz pod opieką Soniqa, Przecinka i Agi i ruszyliśmy na Mazury, po drodze odwiedzając
w Warszawie Hug0.
Leśniczówki "Jednorożec" nie znajdziecie ot, tak sobie, na mapach. Formalnie jest ona częścią Lipowa
Kurkowskiego, maleńkiej wioszczyny, do której nie prowadzi żadna droga asfaltowa. Sama leśniczówka jest
jednak położona kilka km dalej, w środku lasu. Żeby tam dojechać, kilka razy objechaliśmy okoliczne lasy
drogami gruntowo-kamiennymi. W końcu jakimś cudem trafiliśmy.
Leśniczówka jest starym sporym ceglanym budynkiem, przerobionym na maleńki pensjonat przez Ryśka-Coniiego,
człowieka niezwykłego, obdarzonego ogromną dozą charakterystycznego humoru, pozytywnego stosunku do świata,
a to wszystko doprawione jest dodatkowo ciągotkami historycznymi - Conii zaskakiwał nas stale ciekawymi
informacjami z dziejów regionu. Pensjonat sprawia miłe, kameralne i swojskie wrażenie, którą to atmosferę
potęgują jeszcze arcysmaczne (i arcyobfite !) posiłki, serwowane przez Panią Dorotę. Dookoła leśniczówkę
otaczają tysiące hektarów mazurskiego lasu, malowniczo pokrywającego lekko pagórkowaty teren, obfitujący
w zatrzęsienie jezior.
Teren jest bardzo dobrą areną do spacerów i wycieczek rowerowych, kąpieli, grzybobrań
i wszelkiego obcowania z naturą. My m.in. "zaliczyliśmy" spływ kajakowy rzeką Łyną oraz spacer do jej
źródeł:
Mnogości ładnych, ciekawych i wartych odwiedzenia miejsc (Olsztyn, Olsztynek, Nidzica, Grunwald itd.)
z mnóstwem średniowiecznych zamków, muzeów, skansenów i atrakcji całkiem współczesnych mogą inne
regiony Polski tylko pozazdrościć. Zresztą popatrzcie na przykłady:
Wracając jednak do samej leśniczówki: od razu ochrzciliśmy ją mianem "Teletubisiowa", bo jakże inaczej
ją nazwać widząc podwórze dosłownie zaścielone hasającymi po nim królikami ? Oprócz niezliczonej iloąci
królików są także koty, koza, stary, ale jary pies Chris (Kris ?) oraz - jak to określa Conii - trzy i
pół konia.
No a gdzie się zbiorą do kupy konie i instruktor, to i zawsze jakiś kursant się znajdzie
Konie Coniiego są spokojniutkie i przemiłe, choć w sensie jeździeckim raczej surowe (nie dziwota, skoro
po całych dniach sobie spacerują swobodnie po okolicach i tylko raz na jakiś czas są brane do spacerów po
okolicznym terenie). Conii więc podstępnie doprowadził nie tylko do tego, by Pumcia popastwiła się nad
jeźdźcem, ale i samą ją zmolestował do spróbowania i ocenienia jego rumaków.
Tak, jak napisałem na wstępie, urlop postanowiliśmy spędzić z dala od gonienia z wywieszonym ozorem
i jazdy konnej. To akurat nie do końca nam się udało, ale jednak odpoczęliśmy doskonale, a samo miejsce
gorąco polecamy tym z Was, którzy lubią luz i spokój na łonie natury !
P.S. A jakby nam mało było konikowych atrakcji - wracając ponownie zahaczyliśmy o Warszawę, odwiedzając
starego znajomego, którego pasją są konie naprawdę ciężkiego kalibru: