Baron (Barcelona - Dobryń) angloarab
Murat Dobryń (Murat
Gaza - Dobryń) czysta krew arabska
i Bankiet (Boginka - Dobryń) -
angloarab
Niewygody związane z przejechaniem ostatnich
kilku kilometrów "na jedynce" po trakcie pełnym wielkich dziur doskonale
rekompensuje to, co napotykamy u celu podróży. We wspaniałym lesie, pełnym
starych, wysokich drzew leży pięknie położony, wielki, biały budynek, będący po
części stajnią, po części budynkami mieszkalnymi dla obsługi i dla gości.
Pięknie zadbane trawniki i imponujące krzewy róż, których ciemna czerwień
kontrastuje z bielą ścian sprawiają, że widok jest naprawdę wyjątkowy. Za
budynkiem znajduje się kilka dobrze utrzymanych wybiegów, zaplecze (silosy na
zboże, skład słomy, maszyny) oraz rzadki widok: kryty okrągły lonżownik. Całość
sprawia doskonałe wrażenie. Wszystko jest czyste, zadbane, solidne.
Zabytkowa stajnia i budynki mieszkalne
Ponieważ nasze przybycie było nieco przedwczesne, nie zastaliśmy
jeszcze pana Tadeusza. Poszliśmy zatem na miły, godzinny spacer po lesie. Tuż za
ośrodkiem zaczyna się aleja modrzewiowa - po obu stronach drogi rosną potężne,
30-metrowe, stare modrzewie i jest to nadzwyczaj monumentalny widok. Drzewa te
ponoć osobiście sadził hrabia Albert Potocki. Droga prowadzi do drewnianego
zabytkowego dworku myśliwskiego Potockich, stanowiącego obecnie zarówno obiekt
muzealny, jak i miejsce rekreacyjne (basen, kort itd.) pod zarządem muzeum w
Łańcucie. W drodze powrotnej dokładnie obejrzeliśmy pastwisko dla koni - ok.
2-hektarową łąkę na niewielkim wzniesieniu, częściowo ograniczoną ścianą lasu,
zapewniającą zwierzętom cień. Na uwagę zasługują starannie wykonane ogrodzenia,
dobrze utrzymane i czyste pastwisko oraz fakt, że istniejące w jednym miejscu
niewielkie zagłębienie ziemi, wilgotne i porośnięte trzciną, jest starannie
ogrodzone i nieosiągalne dla koni jako potencjalne zagrożenie dla zdrowia. Konie
są wypuszczane na trawę wcześniej rano i późnym popołudniem; letnie godziny
południowe spędzają w stajni.
Kryty lonżownik
Po powrocie ze spaceru
zostaliśmy poczęstowani smacznym bigosem, za który to poczestunek postaraliśmy
się odpłacić pomagając naszym gospodarzom w zwózce pod dach potężnego stosu
słomy, częściowo przewróconego przez nocną burzę. Tu kolejny plus miejsca -
widać było gospodarność, z każdej kostki wybierane były osobno części suche,
kawałki mokre były rozrzucane do suszenia, a uszkodzone kostki były na nowo
wiązane. Miłą pracę na świeżym powietrzu urozmaicały nam długie i tłuściutkie,
zielonkawe zaskrońce, których w stogu było zatrzęsienie. W trakcie naszych
działań przybył szef, który po krótkim przywitaniu zakasał rękawy i razem z nami
wziął sie ostro do roboty, czym wzbudził moje uznanie.
Mu Deneb (Mu Sara - Dobryń) czystej krwi arabskieh
Przy okazji naszych prac i później mieliśmy okazję zapoznać się ze
stajnią i przebywajacymi tam konikami. W Julinie jest ich obecnie aż 36, a plany
przewidują wykup kolejnych, przyległych gruntów i budynków (ok. 8 ha). W stajni,
niegdyś ponoć służącej do hodowli trzody chlewnej, są różnej wielkości boksy i
kilka stanowisk. Wszystkie boksy są "regulaminowych" wymiarów, niektóre nawet
"ponadnormatywne". Jeden z nich to istne "lotnisko", w którym wygodnie mieszczą
się aż 4 konie. Stanowiska są - jak na tą formę lokum - ogromne. Niektóre wręcz
zostały zamienione na boksy poprzez dodanie drzwi, tak więc tylko bodajże 2
koniki widzieliśmy uwiązane. Pan Stasienko od razu przy tym uprzedził, że
zamierza zlikwidować stanowiska i prowadzić chów wyłącznie w boksach. Wszędzie
automatyczne poidła i bardzo rozsądnie skonstruowane, nisko zawieszone drabinki
na siano. Stajnia ogólnie jest widna i czysta, praktycznie nie daje się zauważyć
występowania wszechobecnego w innych stajniach kurzu.
Konie - cud, miód ! Wszelkiej maści, płci, wieku i wyglądu. Są tu konie wielkopolskie,
małopolskie, huculskie, folbluty, angloaraby, szlachetna półkrew, a także dwa
urocze kucyki szetlandzkie. Jest też kilka arabów, chluby gospodarzy. Ja
szczególnie upodobałem sobie srokatego wałacha, który w kłębie miał - bagatela -
174 cm wzrostu i był ogólnie wspaniałej postury. I wszystkie zwierzęta "jak
jeden mąż" spokojniutkie, ufne, ciekawe świata - ani jeden na nasz widok nie
okazał strachu, czy zniecierpliwienia, każdy dawał się chętnie pogłaskać.
Zwierzęta w doskonałym stanie, odkarmione, czyściutkie co do jednego - doskonale
świadczy to o obsłudze. Powiem krótko: nigdy dotąd w żadnej stajni nie widziałem
tak zadbanych koni. Niestety mimo zaproszenia nie udało nam się pojeżdzić na
konikach - nieco ograniczeni brakiem czasu, którego część spożytkowalismy na
pracę, musieliśmy wracać do domu. Mamy jednak nadzieję, że uda nam się
skorzystać z zaproszenia naszych gospodarzy i spędzić tam kilka dni sierpniowego
urlopu.
Ośrodek oczywiście prowadzi jazdy konne oraz obsługę
imprez typu rajdy, kuligi (są tam kapitalne powozy i sanie). Zdarzają się też
imprezy naprawdę z najwyższych sfer - podczas opowieści przy kawie, jakie miały
miejsce w gabinecie pana Stasienki, obwieszonym całą kolekcją wspaniałych
siodeł, szor, "końskich" rzeźb i obrazów, często gęsto padały nazwiska
Potockich, Czartoryskich, Chełmońskich. Swietną sprawą jest impreza noworoczna,
która odbywa się w stajni (wchodzi się do niej bezpośrednio z części
mieszkalnej), a zdjęcie konia przebywającego z tej okazji w gabinecie "rozłożyło
nas" całkowicie. Na jednej ze ścian wiszą okładki z angielskich czasopism
hippicznych, na których dumnie prezentują się konie z Julina, niedawno sprzedane
do Wielkiej Brytanii i uznane tam za najpiękniejszych przedstawicieli swoich ras
w tym kraju. Pan Stasienko z satysfakcją opowiada, jak jedna z naszych czołowych
trenerek przed sprzedażą twierdziła z uporem, że "z tych koni nigdy nic nie
będzie"...
W ośrodku mile widziane są osoby, które chciałyby spędzić
wakacje na łonie przyrody i jednocześnie pracując przy koniach, a w zamian
korzystając z nieograniczonych możliwości jazdy i pracy ujeżdżeniowej. Brak tam
na co dzień bowiem osób, które potrafiłyby konie szkolić, czy też po prostu
użytkować je tak, by mialy one zapewniony ruch w dużej ilości. Jeśli zatem ktoś
z Was kocha konie i naprawdę lubi zajmować się nimi (a to jak wiadomo bywa
ciężką pracą), a przy tym chce zaznać przyjemności codziennej jazdy w
praktycznie nieograniczonych ilosciach, będzie tam mile widziany.
Pomysłem pana Stasienki jest stworzenie ośrodka, który posłużyłby tym
zwierzętom, które najlepsze swoje lata już mają za sobą. Nie zamierza ich
sprzedawać "pierwszemu lepszemu", natomiast chciałby kilka z nich - najchętniej
całą grupę 6-8 koni razem - przekazać gratis (!) osobie sprawdzonej i
wiarygodnej, dla której dobro koni jest rzeczą pierwszoplanową. Tak robił już
wcześniej na mniejszą skalę, tak też w szerszym zakresie chce robić i w
przyszłości. A że jego konie są zdrowe, w pełni sprawne i zadbane, więc chętnych
pewnie nie braknie.
O Julinie warto poczytać na tych stronach WWW:
http://www.julin.pl
http://www.rakszawa.itl.pl/julin.htm
http://www.lancut.com.pl/Turystyka/julin.html