Amatorska pierwsza pomoc - część 2




czyli: co robić, żeby pomóc koniowi

30.01.2019



Niedawno zamieściliśmy pierwszą część informacji otrzymanych podczas konsultacji z dr Kalinowskim, poświęcona głównie ocenie stanu zdrowia konia. Dziś ciąg dalszy, poświęcony tym razem czynnościom, jakie we własnym zakresie można wykonać w oczekiwaniu na przyjazd weterynarza do konia z urazem typowo mechanicznym.

***


Rany duże i małe



Rany prawie zawsze wiążą się z krwawieniem, ale na szczęście u koni rzadko skaleczenia wiążą się z uszkodzeniem większych naczyń. Zdarza się tak głównie przy skaleczeniach nóg od stawu nadgarstkowego lub skokowego w dół, przy czym takie urazy związane są nieraz z uszkodzeniami ścięgien i stawów, co czyni ich leczenie bardziej skomplikowanym. Plusem natomiast jest to, że łatwo je "w pierwszym rzucie" opatrzyć. Rany na bokach konia opatrzyć już trudniej, a na zadzie - w zasadzie nie jest możliwe. Jeśli nie mamy do czynienia z wielką raną ani z krwawieniem tętniczym, to paradoksalnie krwawienie nie jest aż takim problemem, jak mogłoby się wydawać. Krew wypływając wypłukuje z rany niepożądane elementy i z czasem krzepnie, blokując swój dalszy wypływ i zabezpieczając ranę. Taką ranę można przemyć wodą, a następnie zabezpieczyć ją w miarę możliwości opatrunkiem. Na rany absolutnie nie wolno natomiast stosować jodyny - o tym, że jodyna nie służy do dezynfekcji ran, a co najwyżej do odkażania jej okolic, to wiadomo od kilkudziesięciu lat, a nadal w wielu lokalizacjach internetowych spotyka się takie zalecenie... Swoją drogą ci, którzy tak radzą, chyba nigdy nie próbowali jodyny na sobie - jodyna skutecznie dezynfekuje, ale piecze przy tym jak cholera ! W dodatku niszczy zdrową tkankę i przez to utrudnia jej dalsze gojenie się. Na rany nie wolno też stosować żadnych maści - m.in. zwiększa się wtedy szansa na rozwój groźnych bakterii beztlenowych.

Można ranę przepłukać wodą (nawet z węża, ale bardzo łagodnym strumieniem) lub innym niedrażniącym płynem, zasypać środkiem przeciwbakteryjnym i opatrzyć. Jeśli jest taka możliwość, można też okolice rany wygolić, - to w sytuacji, gdy rana prawdopodobnie będzie musiała być szyta. Szycie rany ma sens tak naprawdę w ciągu pierwszych kilku godzin od wypadku, gdy możliwy jest szybkozrost. Z tego powodu ważne jest jak najszybsze wezwanie weta. Szycie rany po np. 2 dniach raczej mija się z celem, brzegi rany prawdopodobnie nie zrosną się już ze sobą. W takim wypadku ranę pozostawia się otwartą i oczywiście zabezpiecza opatrunkiem, jeśli to możliwe. Takie gojenie przez ziarninowanie wiąże się zwykle z koniecznością częstszego zmieniania opatrunków i nieładnie wyglądającymi, ropnymi wysiękami, ale to rzecz normalna. Przy ranach od połowy nogi w dół należy kontrolować często proces gojenia - jest ryzyko powstania tzw. dzikiego mięsa, czemu po części zapobiega właśnie prawidłowy opatrunek. Jeśli jednak dzikie mięso się pojawi, wówczas można omówić z weterynarzem kwestię jego wycięcia i ponownego wygojenia rany. A przy okazji tematu szycia: z oczywistych względów odbywa się ono na "głupim jasiu", po którym organizm konia przez pewien czas dochodzi do siebie; oznacza to możliwość "efektów ubocznych", np. ryzyko kolki, czyli kolejny problem i kolejną wizytę weta. Jeśli po szyciu zagoniony lekarz "w ferworze walki" zapomniał omówić ten temat, warto go zapytać nie tylko o postępowanie z raną, ale też z koniem pod kątem karmienia, pojenia i pozostania w (bez)ruchu.



Małe, bardzo powierzchowne rany, otarcia skóry i ugryzienia na ogół wystarczy przemyć, osuszyć i potraktować preparatem typu alu-spray. Nie powinno się go jednak stosować na rany głębsze, a już na pewno nie na te rany, które sięgają kości, gdyż preparat może spowodować martwicę kości. Jeśli rana jest mała, ale okolice rany są opuchnięte, wówczas istnieje podejrzenie zakażenia - w takim przypadku można na ranę zastosować antybiotyk i opatrzyć. Dobry jest tu rivanol - można go stosować na skórę (kilka razy dziennie) przez przemywanie lub jako opatrunek. Ma silne właściwości antybakteryjne, skutecznie zwalcza gronkowce i paciorkowce. Nie powinien być jednak stosowany na dużych powierzchniach ani być stosowany jednocześnie z wodą utlenioną, czy środkami na bazie alkoholu. Uwaga: jeśli mamy w stajennej apteczce rivanol, musimy pamiętać, że trzeba go chronić przed światłem i temperaturą wyższą nić 25 stopni.

Sam opatrunek ma formę taką samą, jak u ludzi - miejsce przykrywamy jałową gazą, a następnie zakładamy opatrunek np. z waty, na to zaś opaskę zwykłą. Warstwa waty wchłania wydzieliny, zapobiega otarciom oraz częściowo zapobiega nadmiernemu uciskowi opatrunku, bandaż utrzymuje całość na miejscu. Rany powinny goić się przy dostępie powietrza, więc opatrunek musi być wykonany tak, by ten dostęp zapewnił. Staramy się nie bandażować zbyt ciasno. Nie stosujmy też opasek uciskowych (elastycznych), bo może to doprowadzić do niedokrwienia kończyny. Mocne bandażowanie stosuje się jedynie przy silnych krwotokach - wówczas należy opatrunki luzować lub zdejmować nie rzadziej niż co 2 godziny. Natomiast prawidłowo założonych opatrunków na "zwykłą" ranę nie należy zmieniać częściej niż raz dziennie, jeśli nie jest to konieczne lub zalecone przez weterynarza.

Ostatnim elementem jest podanie antybiotyku, co ma na celu zapobieganie zakażeniu. Trzeba też pamiętać, że koń ma stały kontakt z ziemią, ściółką i odchodami, więc nawet koniowi regularnie szczepionemu warto przy ranach podać surowicę przeciwtężcową.

Opatrywanie kopyt



Tego typu opatrunki stosuje się w przypadkach urazów kopyt, a także przy podbiciach, nagwożdżeniach i zagwożdżeniach. Zazwyczaj do tego, by preparat leczniczy (płynny) miał kontakt ze zranionym kopytem, stosuje się "poduszkę" z grubej warstwy waty lub ligniny, które nasącza się tym płynem. Dobrze w tej roli sprawdzają się pampersy; można też w charakterze "poduszki" stosować otręby pszenne, które na ogół bywają "na wyposażeniu" każdej stajni. Wszystkie te środku nie tylko zapewniają dostęp leku do chorego, wrażliwego miejsca, ale też stanowią ochronę uszkodzonego kopyta. opatrunek kopyta należy szczególnie dobrze zabezpieczyć taśmą samoprzylepną. Dodatkowo nogę z opatrunkiem można wsadzić w specjalny, gumowy but, co ma tę zaletę, że np. przy podbiciach da się do takiego buta płynny lek po prostu wlać i mieć pewność, ze trafi we właściwe miejsce.



Opuchlizny i stłuczenia

Zasada pierwszej pomocy przy opuchliznach i stłuczeniach jest następująca: obrzęk ciepły i bolesny należy chłodzić do czasu ustąpienia ciepłoty i bolesności. Do tego celu można wykorzystać zimną wodę lub lód (ten ostatni z zastrzeżeniem, że nie bezpośrednio na skórę, gdyż efektem mogą być miejscowe odmrożenia). Stłuczenie, czy krwiak należy chłodzić glinką chłodzącą przez ok. tydzień. Można też zastosować też (również do tygodnia) maść z heparyną, np. żel Lioton 1000. Tego typu maści mają działanie przeciwzakrzepowe i przeciwzapalne, poprawiają krążenie, zmniejszają obrzęki i krwiaki, dając przy tym efekt chłodzenia, co sprzyja powstaniu uczuciu ulgi i zmniejszenia bolesności. Krwiak powinien wchłonąć się samoczynnie (jeśli tak się nie stanie, trzeba go naciąć). Natomiast w drugiej fazie, w momencie ustąpienia bolesności, należy zacząć opuchnięte miejsce rozgrzewać - np. maścią z arniką.



Złamania

Kości podczas złamań rzadko tak naprawdę łamią sie w jednym miejscu; zwykle kruszą się na kawałki. Proces leczenia wymaga w założeniu całkowitego unieruchomienia i nie obciążania nogi. Jednak konie są ciężkie - niemożność długiego korzystania z jednej nogi powoduje uszkodzenia w pozostałych. Pełne udciążenie i unieruchomienie nogi mogłoby być możliwe w drodze podwieszenia konia, ale tego rozwiązania nie da się zastosować na dłuższą metę, gdyż efektem ubocznym byłoby podduszanie zwierzęcia i ryzyko uszkodzenia organów wewnętrznych. Nawet, gdyby udało się kości zrosnąć, nie będzie prosta i w pełni sprawna. Tu niestety wniosek jest krótki: nawet przy najlepszych dostępnych środkach i grubym portfelu widoki na wyleczenie są marne, zwłaszcza, jeśli złamaniu uległa noga powyżej stawu nadgarstkowego/skokowego. Taki koń niestety kwalifikuje się do uśpienia. Tylko trochę lepiej wygląda to przy złamaniach w dolnej części kończyny.



Tu dygresja: sami przed laty mieliśmy po sąsiedzku przypadek leczenia zakończonego sukcesem mimo tego, że odbywało się to w warunkach nie klinicznych, lecz zwykłych, "domowych". Proces zrastania kości trwał jednak ponad 3 miesiące, a koń w tym czasie przebywał w zamknięciu i na ścisłej diecie. Przez wiele dni był uwiązany, by zabezpieczyć go przed poruszaniem się i położeniem się. Stojąc był więc dość mocno wymęczony; w efekcie w połowie okresu leczenia położył się mimo zabezpieczeń. Dano mu wypocząć przez ok. 2 godziny, po czym 6 osób musiało dźwignąć go "ręcznie" na nogi. Złamanie przy tej okazji szczęśliwie nie odnowiło się. Koń po 4 miesiącach zaczął wychodzić na wybieg o własnych siłach - co nie zmienia faktu, że raczej już nie nadawał się do użytkowania przez człowieka.

Resume:

"Zadziwiające jest, z jaką łatwością konie wynajdują wszelkie przedmioty, o które można rozciąć skórę i leżące pod nią tkanki" - napisał kiedyś w jednym z internetowych artykułów dr Paweł Golonka i miał tu 100% racji. Jeśli dajemy sobie głowę uciąć, że wybieg naszego konia jest absolutnie bezpieczny i nie ma szans, żeby zwierzątko doznało jakiegokolwiek urazu, to znaczy, że o czymś zapomnieliśmy... Nawet jeśli faktycznie nie ma tam żadnych wystających, ostrych krawędzi, drewnianych elementów mogących wskutek połamania przybrać formę "ostrzy", twardych kantów itd. itp., to zawsze można liczyć na to, że koń albo okaleczy się sam, albo pomoże mu w tym jego padokowy towarzysz.

***


Kolejny ciąg dalszy również niedługo nastąpi i związany będzie głównie z kolkami, mięsniochwatem i ochwatem.



Zródła:

https://naszepasze.pl/pierwsza-pomoc-dla-konia-rany-obtarcia-zapoprezenia-i-odbicia/
https://gallop.pl/zakazenie-rany-u-konia/
https://gallop.pl/zakazenie-rany-u-konia/
http://qnwortal.com/artykul_317-Leczenie_ran_u_koni