Tomasz Janiszewski:
Wyrażone poniżej uwagi mają charakter krytyczny i odnoszą się do zachowania określonych, wymienionych z imienia i nazwiska osób.
Uprzejmie zatem informuję ewentualnych oponentów, że niniejszy tekst zawiera - co mocno podkreślam - wyłącznie moje osobiste zdanie. Proszę
nie łączyć moich opinii z opniami którejkolwiek z osób związanych ze Stajnią Trot.
***
Bardzo niedawno temu, bo jeszcze w miniony weekend, cieszyliśmy się z możliwości oglądania zawodów CDI na wrocławskich Partynicach. W ramach tej
imprezy rozegrane zostały m.in. Mistrzostwa Polski Młodych Jeźdźców. W ramach Mistrzostw oceniano przejazdy CC2, CC3 i CC6. Konkurs CC2 wygrała
Ewa Hamkało na Vivaldim (63,904%), trzeci był Mateusz Cichoń na Prosario II (Lider Radzionków, 62,368%). Mimo, że nastęnego dnia konkurs CC3 wygrał
Mateusz Cichoń (65,965%), to Ewa Hamkało nadal go wyprzedzała o 0,9%, gdyż w tym konkursie zajęła miejsce drugie (65,395%). Trzeciego dnia konkurs
CC6 wygrała ponownie Ewa Hamkało (66,292%) przed Mateuszem Cichoniem (64,417%), więc to ona została Mistrzem Polski młodych jeźdźców (195,591%).
Mateusz Cichoń natomiast został wicemistrzem (192,750%).
Tytuły zostały rozdzielone, medale i nagrody wręczone, impreza więc mogła "przejść do annałów". A w zasadzie mogłaby, bowiem dwa dni później, 13
września, na forum "Swiata Koni" ukazał się list otwarty pana Andrzeja Cichonia, ojca pana Mateusza, zatytułowany "Cena zwycięstwa". Pan Andrzej
jest właścicielem firmy HAM oraz klubu "Lider", który to klub reprezentował jego syn. A oto
jego obszerne fragmenty:
"września 2011, Wrocławski Tor Wyścigów Konnych, na bocznym czworoboku dojdzie zaraz do "pojedynku" dwoje pretendentów do złotego medalu
Mistrzostw Polski Młodych Jeźdźców. Z racji na specyfikę sportu nie ma tu znaczenia waga, siła czy szybkość. Oceniona zostanie natomiast
techniczna i artystyczna wartość przejazdów. No właśnie, oceniona. A oceny tej mają dokonać trzej sędziowie (trochę zaskakujący jest fakt,
że finał międzynarodowego konkursu będącego jednocześnie finałem MP sędziuje tylko trzech sędziów, z czego dwóch to Polacy a jeden z nich nie
jest sędzią międzynarodowym). Po ok. 20 minutach znamy już wyniki: zawodniczka prowadząca nieznacznie (0,9%) po dwóch dniach potwierdziła
swoją dominację (a raczej potwierdzili ją sędziowie) i wygrała w generalnej klasyfikacji MPMJ. Zawdzięczać to może głównie wysoko ocenionej
wartości artystycznej przejazdu (w opinii wielu najtrudniejszej do oceny i najbardziej w tej ocenie subiektywnej). Zachowując obiektywizm
i nie posądzając nikogo o jakiekolwiek układy można przyjąć, że "walka" została zakończona a zwycięzca uczciwie wyłoniony. Na tym relacja
powinna się zakończyć.
Jest jednak kilka faktów, które czynią równość szans w starciu finału MPMJ podobną do tej w starciu Adamek - Klitschko. Jak niektórym wiadomo
podczas MP odbywały się różne szkolenia m.in. dla organizatorów zawodów, delegatów technicznych i sędziów. Wszystkie one były sponsorowane,
czy też współorganizowane przez firmę "Banana Split Polska". Logo tej firmy możemy dostrzec na wszystkich wynikach z zawodów, firma była bowiem
jednym ze sponsorów, tak hojnym, iż postanowiła zasponsorować główną nagrodę w jednym z konkursów. Którym ? W programie "Young Riders Freestyle" -
finale MPMJ. Ostatni fakt: firmą "Banana Split Polska" kieruje matka zwyciężczyni Mistrzostw Polski Młodych Jeźdźców i wspomnianego finału (biorąc
pod uwagę tylko zawodników polskich).
Nie istnieje przepis uniemożliwiający rodzicom zawodników sponsorowania konkursów w których startują ich dzieci, w zasadzie w kategorii seniorów
możliwa byłaby sytuacja w której zawodnik sponsoruje swój własny konkurs. Być może należałoby nawet rozpocząć taki trend. Zawodnicy i rodzice mogliby
się między sobą licytować a wszystko z korzyścią dla dyscypliny. Należy jednak zadać pytanie: Czy w sporcie, w którym wynik zależy od subiektywnej
oceny sędziów taka sytuacja powinna mieć miejsce ? Czy nie prowadzi do niedomówień i kontrowersji na których cierpi dyscyplina ?
List ten ma na celu zwrócenie uwagi organizatorów i federacji na niezbyt zdrową sytuację jaka zaistniała podczas największych i rozgrywanych
o najważniejszy tytuł zawodów w Polsce."
Mimo, że pan Cichoń nie wymienia nazwisk i twierdzi, że "zachowuje obiektywizm i nie posądza nikogo o jakiekolwiek układy", jest chyba dla każdego
rzeczą oczywistą, że jego list zawiera następujące aluzje:
1) Wartość przejazdu Ewy Hamkało nie była wyższa od przejazdu Mateusza Cichonia, a tytuł mistrzowski pani Ewie się nie należał.
2) Pani Ewa mistrzostwo zdobyła rzekomo dzięki pieniądzom matki, której firma sponsorowała nagrody i trwające podczas imprezy szkolenia.
3) Aby umożliwić ten proceder specjalnie spreparowano skład sędziowski na MPMJ, wstawiając do komisji panów Sławomira Pietrzaka i Krzysztofa
Tomaszewskiego.
Poruszony przez pana Andrzeja Cichonia problem sponsoringu jest istotnie ważny i warty zastanowienia się. Sport powinien z założenia być wręcz
krystalicznie czysty - tak głosi teoria. Jednak o dużych sponsorów w jeździectwie jest trudno i każdy chętny się liczy. Gdyby jednak zabraniać
łączenia funkcji sponsora i szefa klubu albo zawodnika, wówczas sam pan Cichoń nie mógłby pozwalać na start w organizowanych u siebie oficjalnych
zawodach PZJ-owskich osób ze swojego klubu. A to już zakrawa na absurd. środowisko jeździeckie jest małe, uniknąć powiązań, czy znajomości między
osobami pełniącymi różne funkcje na zawodach. Nikt też nie będzie przed konkursami badał koligacji rodzinnych zawodników, sponsorów i sędziów do
trzech pokoleń wstecz ! Zwłaszcza, że nawet gdyby takich koligacji nie było, to i tak zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie twierdził, że sędzia
to kochanek matki przyjaciela teścia zawodnika, więc sędziowanie było nieuczciwe.
Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy zauważymy (o czym de facto każdy koniarz wie), że czasem sympatia lub antypatia (świadoma lub
podświadoma) dla jeźdżca lub konia, albo nawet sama znajomość wad i zalet zwierzęcia lub człowieka, może skutkować lekkim podniesieniem lub
zaniżeniem oceny ("tego zawodnika stać na więcej", "ten koń miał dziś jak zawsze problemy z tym elementem, ale dziś było lepiej niż poprzednio"
itp.) Dodajmy jeszcze do tego, że oceny "za jakość" zawsze był, są i będą subiektywne tak w ujeżdżeniu, jak w gimnastyce artystycznej czy jeździe
figurowej na lodzie. Ba, nawet w boksie różni sędziowie tę samą próbę zadania ciosu mogą uznać za udaną lub nieudaną. Tej subiektywności uniknąć
się absolutnie nie da. Wystarczy zsumowac te wszystkie czynniki, by zrozumieć, czemu czasem oceny sędziów odbiegają nieco od ocen zawodników, czy
trenerów. Odbiegają i tak, bez "wpływów" ze strony sponsora.
W sumie dobrze się stało, że pan Cichoń poruszył temat potrzeby obiektywnego i uczciwego sędziowania. W całej sprawie jest jednak pewne ważne
"ale": gdyby zwracał on uwagę na samo zjawisko w ogólności i dokumentował je przypadkami dotyczącymi innych imprez i innych zawodników,
byłbym gotów sądzić, że faktycznie chodzi mu tylko o "oczyszczenie atmosfery" i sprawienie, by na zawodach rządził wyłącznie sport, a nie
pieniądze i układy. Jednak z treści listu widać moim zdaniem wyraźnie, że tak naprawdę chodzi przede wszystkim o "prywatę". Dlatego napisanie
tego listu jest wg mnie - proszę o wybaczenie - zachowaniem niestosownym i - nomen omen - niesportowym.
Sędzia za swoją pracę dostaje określoną przepisami kwotę i nic ponadto. Jeżeli pan Cichoń sugeruje przełożenie przekazanych przez sponsora
funduszy na werdykt sędziowski, powinien podać konkretne zarzuty pod adresem konkretnych osób oraz pokazać dowody istnienia takiego przełożenia.
Podczas zawodów powinien złożyć stosowny protest, a o całej sprawie powinien też powiadomić oficjalnie PZJ. Tymczasem o podjęciu takich kroków nic
mi nie wiadomo, za to mamy list o charakterze plotkarskim, pełen grubymi nićmi szytych aluzji i słabiutko zawoalowanych pomówień, który w zasadzie
mógłby chyba stać się podstawą do wytoczenia autorowi sprawy o naruszenie dóbr osobistych. Podważanie oceny sędziów w takiej formie jak zrobił to
pan Cichoń może spotkać się tylko i wyłącznie z krytyką. Tak ujęto to w jednym z komentarzy na SK: "List jest mieszanką PiS-owskiej teorii
spisku z filozofią Kalego. W Radzionkowie Kali ukradł krowę, we Wrocławiu Kalemu ukradziono. (...) Pan Cichoń nic nie pisze o sędziującej Angielce
Jenny Ariston-Clark, prezes British Dressage. O Belgu Freddy Leyman i Mary Seafried z Australi. Ci sędziowie dawali Ewie pierwsze miejsca
w poszczególnych dniach. Widocznie Rosjanie rozpylili im mgłę przed oczyma. (...)"
Wyniki są oficjalne i na przestrzeni dziejów nie zdarzyło się, by zostały one anulowane lub zmienione po opublikowaniu jakiegoś "listu otwartego".
Za złe sędziowanie sędziowie mogą zostać przez Związek ukarani, ale podjęte przez nich wcześniej błedne decyzje są mimo to zawsze traktowane
jako nieodwołalne. Co zatem chciał autor osiągnąć swoim listem ? Zmianę kolejności na liście wyników ? Przecież musiał zdawać sobie sprawę,
że to po prostu niemożliwe ! Zastanawia mnie też, czy pisząc ten list w ponoć szlachetnym i zbożnym celu był świadomy jakie mogą być tego "efekty
uboczne" ? Czy był świadomy, że niszczy radość mistrzyni ? Czy publikowanie takich - nie waham się nazwać rzeczy po imieniu - paszkwilków to
zdrowa sytuacja, sprzyjająca rozwojowi dyscypliny i motywująca zawodników do pracy ? Jak taki list wpłynie na chęć innych klubów jeżdzieckich
do organizowania lub sponsorowania zawodów w kolejnych latach ? Jak w przyszłości pan Cichoń wyobraża sobie postrzeganie siebie oraz swoich
zawodników w innych klubach, podczas innych zawodów ? A swoją drogą ciekawe, czy ten list zostałby opublikowany, gdyby kolejność zajmowanych
miejsc była odwrotna ? Pytanie jest, mam wrażenie, retoryczne... Pan Cichoń również w przeszłości organizował wielokrotnie oficjalne zawody,
klub i firma pana Cichonia je sponsorowały, z tych funduszy płacono sędziom - a wówczas nie było mowy o korupcji.
Niestety informacje podane w liście zdają się nieco odbiegać od tego, jak sprawy miały się w rzeczywistości. Pan Krzysztof Tomaszewski w odpowiedzi
zauważył, że zaniżone noty wynikały z przekroczenia przez Mateusza Cichonia normy czasowej o aż 15 sekund. Pan Andrzej Horoszko (członek
kierownictwa zawodów) i pani Ewa Jacuta (matka Ewy Hamkało) zgodnie poinformowali, że wbrew temu, co sugerował pan Cichoń sponsorowaniu
podlegał nie konkurs MPMJ, lecz cała impreza, a podział środków należał nie do sponsora, a do organizatorów. Także poczyniona przez jednego
z internautów analiza wyników mówi sama za siebie: w oczach obu grup sędziowskich najwięcej procent zebrała Ewa Hamkało (u sędziów polskich -
195,8 %, u sędziów zagranicznych - 193,3 %). Drugie miejsce u Polaków miał Mateusz Cichoń (192,8 %) a u sędziów zagranicznych Wiktoria Siergiej
(188,4 %). Trzecie u Polaków - Wiktoria Siergiej (185,9 %), u zagranicznych Mateusz Cichoń (187,7 %). I odpowiedział autorowi listu:
"Tak więc
całe szczęście, że byli na tych zawodach polscy sędziowie bo oglądałby Pan w domu tylko medal brązowy". Głos zabrali również zawodnicy i ma
rację pani Dominika Kraśko-Białek mówiąc:
"Potrzebujemy sponsorów (brawo Ewa !) potrzebujemy dobrych zawodów (brawo Cichonie !) ale do jasnej
cholery, przede wszystkim potrzebujemy SZACUNKU. Każdy z nas cholernie ciężko pracuje, uczy się, szkoli, organizuje życie wokół koni, każdy
zawodnik chce się rozwijać, chce dążąc do doskonałości, być najlepszy. I to jest nasza część wspólna. Może warto by się na niej skupić, a nie
każde zawody, niepowodzenia próbować usprawiedliwiać i szukać winnych, spisków, nie wszystko na świecie robi się układami."
Zawsze słyszałem, że jeździectwo to sport z klasą, elitarny. Tymczasem "list otwarty" obnażył najgorsze z możliwych oblicze sportu...
Zródła:
http://swiatkoni.pl/news-display/3570.html