W poprzednim tekście zamieściłem sporo informacji o początkach konnego pogotowia ratunkowego w XIX wieku w różnych częściach świata. A co się działo
na ziemiach polskich ? Pierwsza konna karetka pojawiła się kilka lat później, w Krakowie, 6 czerwca 1891 roku. Był to dwukonny powóz z surowego drewna,
wzorowany na pojazdach wiedeńskich. Z racji topornego kształtu nazwany został przez mieszkańców "budą ratunkową". Z boku pojazd ozdobiony był znakiem
Krakowskiego Ochotniczego Towarzystwa Ratunkowego, wyposażony był w lampy naftowe i dzwonek. Drużyna lekarska karetki składała się z powożącego,
lekarza i asystenta, którym zazwyczaj był student medycyny. Co niezwykłe, taka drużyna pracowała zupełnie nieodpłatnie - pierwszą pensję za pracę w
pogotowiu wypłacono w roku 1904.
Kolejne karetki krakowskie budowano już u nas na wzór wiedeński, stosując coraz to nowe ulepszenia. W 1900 roku jedną z nich wyposażono nawet w koła
z gumowymi oponami. Po Krakowie wówczas jeździły "aż" cztery konne wozy, wyposażone w lektykę na gumowych kołach, składany fotel, drewniane nosze oraz
zestaw "kufrów wyjazdowych" z lekami i drobniejszym sprzętem. Karetki zaczęły się w tym czasie pojawiać także np. we Lwowie, Wilnie, Łodzi, a nawet w...
Warszawie ! Bo wyobraźcie sobie bowiem, że prawie do samego końca XIX wieku w największym polskim mieście, Warszawie nie było absolutnie żadnej (!)
instytucji, która działałaby jak pogotowie ratunkowe, tj. niosłaby szybką i bezpłatną pomoc ofiarom wypadków, czy ciężkich chorób. Pogotowie powstało
dopiero w 1897 roku - równocześnie do takich miejskich inwestycji, jak linie energetyczne, kanalizacja, tramwaje i linie telefoniczne. To wszystko
zaczęło się w stolicy pojawiać dopiero na przełomie XIX i XX wieku. "Ojcami" pierwszego na mazowieckich ziemiach pogotowia byli pan hrabia Konstanty
Przeździecki oraz doktor Józef Zawadzki, który tą ideą "zaraził się" wcześniej, pracując we wspomnianej już Freiwillige Rettungsgesellschaft w Wiedniu.
Projekt stworzenia nowej instytucji opracowali w 1895 roku, a po akceptacji dokumentacji przez władze w Petersburgu, w styczniu 1896 roku założyli
komitet organizacyjny. Jaśnie wielmożny hrabia Przeździecki za własne pieniądze sprowadził wówczas z Wiednia konną karetkę oraz sprzęt ratowniczy do
niej. Ten naówczas niezwykły wynalazek zaprezentowany został na II "Wystawie Hygienicznej" w 1986 roku Warszawie. Zademonstrowano na niej także inne,
jakże sensacyjne i niezwykłe odkrycia naukowe: lampę magiczną (odpowiednik dzisiejszego rzutnika), fonograf, aparat rentgenowski, oraz ambitne plany
kanalizacyjne Williamów Lindleyów (ojca i syna). Pierwszy konny ambulans wyjechał na miasto 22 lipca 1897 roku.
Małe wtrącenie: nie mogę się powstrzymać od zacytowania opisu pokazującego, jak wielkie to było wówczas wydarzenie: "Dla zapewnienia odpowiedniej
oprawy wystawy do poszczególnych prac zaangażowano wybitnych specjalistów. Nad całością prac inżynieryjnych czuwał Kajetan Mościcki. Sprawami zieleni
zajął się znany ogrodnik Franciszek Szanior. Oprawę plastyczną powierzono artystom polskim, a muzyczną zapewniła Orkiestra Symfoniczna pod protektoratem
Noskowskiego i Munchheimera. Przy oświetleniu wystawy zastosowano nowoczesne lampy żarowe. Ponieważ wystawa miała przyciągnąć zwiedzających z różnych
warstw społecznych i dostarczyć nie tylko wiedzy, ale i rozrywki urządzono na jej terenie konkursy i zawody sportowe. Dużo miejsca poświęcono również
obiektom towarzyszącym takim jak: cukiernia, kuchnia, strzelnice, karuzela, estrada i diorama, w której przedstawiono płótno odtwarzające widok starej
Warszawy malowanego według Canaletta przez Piątkowskiego i Ryszkiewicza." To były czasy !
Wacław Rogowicz w książce pt. "Warszawa wydarta niepamięci" pisał: "Tego pamiętnego dnia przechodnie ujrzeli szpitalnego typu karetkę, przystosowaną
do umieszczania w niej w razie potrzeby chorego na noszach. Za matowymi szybami rysowały się niewyraźne sylwetki lekarza i sanitariuszy. Ostrym kłusem
pary niedużych rączych koni mknęła przez ulicę na miejsce wypadku". Karetka oznaczona była wtedy czerwony krzyżem wpisanym w sześcioramienną gwiazdę,
a zamiast współczesnego "łeeełooołeeełooo: przejazd sygnalizowano trąbką.
Wojewódzka Stacja Ratownictwa Medycznego w Łodzi powstała zaledwie w rok po warszawskiej. Była to oddolna inicjatywa kilku lekarzy na czele z dr
med. Władysławem Pinkusem, którzy utworzyli Towarzystwo Doraźnej Pomocy Lekarskiej, mające w swym programie "udzielanie bezpłatnej, doraźnej pomocy
lekarskiej w nieszczęśliwych wypadkach zdarzających się na ulicach Łodzi, we wszystkich miejscach publicznych, w fabrykach, zakładach, na kolejach
żelaznych itp. w obrębie miasta Łodzi". Do Towarzystwa szybko zaczęli zapisywać się mieszkańcy, a było to bardzo ważne, bo społecznie pokrywali oni
koszta zorganizowania i utrzymania Stacji. Pierwszy wyjazd interwencyjny karetką konną odbył się 2 grudnia o godz. 4.30 rano, do porodu. Przez sam
tylko grudzień łódzkie pogotowie interweniowało aż 204 razy. W 1899 r. pogotowie posiadało trzy karetki konne. Konne pogotowie było utrzymywane tylko
i wyłącznie ze składek społecznych i ten stan trwał aż do roku 1922, a rzecz jasna przekładało się to na chroniczny brak pieniędzy na lokal, utrzymanie
koni i pojazdów, personelu i zakupy środków opatrunkowych oraz leków. W 1914 roku na etatach płatnych pracowało zaledwie 5 lekarzy, 5 sanitariuszy,
2 woźniców, 1 intendent i 1 woźny. Kierownik stacji i pozostali lekarze pracowali na dyżurach dziennych i nocnych ochotniczo i bez zapłaty. A przy tym
nie w głowie im było strajkowanie i zakładanie protestacyjnych "białych miasteczek".
Ciekawa jest historia pogotowia konnego w Przemyślu. Powstało ono dopiero w 1912 roku, choć o jego stworzeniu mówiono już 13 lat wcześniej, a "Echo
Przemyskie" w roku 1906 pisało, że "Towarzystwo Ratunkowe na wzór Krakowa i Lwowa wobec częstych wypadków dla naszego miasta jest już konieczne.
Ludzi dość do tego mielibyśmy, którzy by się zajęli stworzeniem takiego Towarzystwa a na cel tak wzniosły każdy chętnie grosz założy". Zanim jednak
na przemyskich ulicach pojawiły się "specjalistyczne" konne karetki, pomocy w przypadkach nagłych udzielali mieszkańcom... strażacy z założonej tam
w 1865 roku Straży Ogniowej Miejskiej. Dlaczego oni ? Bo po prostu mieli tabor konny, którym transportowali nie tylko poszkodowanych w pożarach do
szpitali, ale także np. aresztantów z miejskiego ratusza. Od 8 lipca 1903 roku mieli formalny obowiązek wspierania lekarzy miejskich podczas udzielania
pomocy ofiarom wypadków. Do czego byli specjalnie szkoleni, a główną pomocą był podręcznik opracowany przez Józefa Zagórskiego naczelnika przemyskiej
Ogniowej Straży Miejskiej podręcznik pt. "Zasady wykładów nauki pożarniczej wraz z planem nauk wykładanych o pożarnictwie i udzielaniu pierwszej pomocy".
W podręczniku znajduje się m.in. opis konnej "strażackiej karetki" wraz z rycinami jej i jej wyposażenia: "Wóz sanitarny straży pożarnej z zakładu
R. Czermacka w Cieplicach czeskich jest zbudowany na żelaznych osiach i resorach, ma siedzenie dla woźnicy i strażaka umieszczone na przodzie wozu,
zaopatrzone dwoma latarniami, z boku siedzenia od prawej strony jest przymocowana rączka przyrządu do hamowania, pod siedzeniami jest skrzynia dla
umieszczenia w niej podręcznej apteczki sporządzonej w kształcie tornistra, przyrządów do opatrunków służących, maszynki na oliwę oraz kluczy do kół
i osi. Wewnątrz wozu w jednej jego połowie jest miejsce dla siedzących (4 os) a w drugiej zaś połowie zawieszone są na odpowiednich pasach rzemiennych
dwoje noszów".
Bodźcem do powstania w Przemyślu pogotowia "sensu stricto" była katastrofa kolejowa - w czwartek 4 maja 1911 roku niedaleko stacji kolejowej w Medyce
zderzyły dwa pociągi. Wznowiono starania o stworzenie Stacji Ratunkowej w Przemyślu, 8 lutego 1912 roku Rada Miasta Przemyśla wydała rezolucję w
sprawie utworzenia "stałej stacji ratunkowej na wzór większych miast, zwłaszcza Lwowa, której potrzeba nie da się zaprzeczyć." Pogotowie utworzono,
a zaledwie trzy miesiące później "Przegląd Przemyski" zamieścił sprostowanie: "W sprawie pogotowia ratunkowego proszeni jesteśmy o zaznaczenie, że
przygotowania do wyjazdu w dniu 09.06. w nocy do robotnika, który zranił się o trawers mostu przy ul. Krasińskiego, trwały nie pół godziny jak donosił
jeden z dzienników lwowskich i jak twierdzono na Radzie Miejskiej, ale że pogotowie już w 10 minut po zawiadomieniu o wypadku znajdowało się na miejscu.
Żądany przyjazd w trzy minuty jest fizyczną niemożliwością". No cóż, konie miały swoje ograniczenia...
Kariera polskich konnych karetek była krótka - już w 1909 roku współwłaściciel przędzalni wełny w Markach, Jan Briggs, podarował pogotowiu samochód,
a w 1910 samochodów ratunkowych było już kilka i obsługiwały wszystkie wyjazdy związane z wypadkami. Szerzej samochody weszły do służby ratowniczej
na naszych terenach dopiero w czasie I wojny światowej. W Krakowie ostatnią konną karetkę wycofano dopiero w 1927 roku, sprzedając ją do Zakopanego,
gdzie służyła aż do wybuchu II wojny światowej jako pojazd rezerwowy i do transportu osób zakaźnie chorych.
A na koniec kilka znalezionych w sieci fotografii konnych karetek - część 2.
Postscriptum - kolejna dygresja:
Znalazłem ciekawe zdjęcie z Kuby - ciekawe, czy to tylko swoista atrakcja turystyczna, czy kubańska rzeczywistość ? Jeśli rzeczywistość, to serdecznie
współczuję...
Współcześnie konny transport chorych to rzecz zdecydowanie dziwna i niedzisiejsza - to oczywiste. Ale nie tylko na Kubie, lecz także w dzisiejszej
Europie są miejsca, gdzie transport chorych odbywa się we w warunkach porównywalnych do tych sprzed 150 lat. Takim miejscem jest Sark - wyspa na Kanale
La Manche, należąca do archipelagu Wysp Normandzkich. Tam czas pod wieloma względami zatrzymał się w miejscu dawno temu. Sark to de facto feudalna
monarchia dziedziczna pod władzą seniora, uznająca zwierzchność króla Anglii, ale nie będąca jest częścią Zjednoczonego Królestwa. Na Sark obowiązuje
zakaz poruszania się samochodami, a do transportu wykorzystywane są zaprzęgi konne i rowery. Jedynymi dopuszczalnymi pojazdami silnikowymi są ciągniki
rolnicze. Jest tam także karetka pogotowia. Kiedyś wyglądała tak:...
... a dziś - tak:
Dotarcie taką karetką, a potem łodzią do szpitala na sąsiedniej wyspie Guernsey zajmuje około 2 godzin. Wybieracie się turystycznie na Sark ? Bądźcie
zdrowi !...
Zródła:
http://wsprprzemysl.pl/a,20,historia-przemyskiego-pogotowia-ratunkowego
https://wsrm.lodz.pl/o-nas/wczoraj-i-dzis/
https://aquamed.pl/historia-karetek-medycznych-w-polsce/
https://geekweek.interia.pl/historia/news-karetka-konna-buda-ratunkowa-z-konca-xix-wieku,nId,5014754
https://www.pth.pl/?id_menu_left=5&id_info=1&str_glowna=2&id_typ_obslugi=3&sub_id_info_d=&id_info_o=0&id_oddz=23
https://www.ratownik-med.pl/aktualnosci/artykuly-publikacje/4996-karetka-zaprzgnita-w-konie-czyli-pocztki-pogotowia.html