Pozwólmy koniom być końmi !




czyli: o rzekomej szkodliwości wypasu

19.13.2012


Wiosna już blisko, nowy sezon pastwiskowy nadchodzi wielkimi krokami. Po raz kolejny rozgorzały więc dyskusje o tym, czy i jak wypasać konie. Od 2-3 lat "w modzie" są bowiem teorie o rzekomej szkodliwości wiosennej trawy. Taka trawa ma mieć ponoć za dużo cukrów, zwłaszcza w godzinach porannych. A jako źródło dużych dawek cukru ma ona być odpowiedzialna za ochwaty, mięśniochwaty i duże problemy natury cukrzycowej. Zwłaszcza nagłaśniana jest insulinoodporność, czyli zaburzenie polegające na zmniejszeniu wrażliwości na insulinę, co może prowadzić u koni do cukrzycy typu 2. Wielkie "halo", jakie wokół tej sprawy ostatnio się robi sprawia, że coraz więcej pojawia się głosów takich, jak ten: "Moje konie niestety świeżej trawki nie zobaczą dość długo. Dopiero po koszeniu i to na pewno nie tzw. pełną gębą. Kosić zamierzam, jak wspomniałam, w lipcu i to w drugiej jego połowie (...) Za dużo się nasłuchałam (kurs) i naczytałam w tej kwesti, aby ryzykować rozwaleniem komórek przez insulinę. Moze to jest dla niektórych przesada ale dla mnie świeżuteńka trawusia w okresie kwitnienia jest złem." pisze jedna z internautek i niestety takie głosy trafiają się coraz powszechniej. Umiarkowani przeciwnicy trawy planują puszczanie swoich "kopytnych" na pastwisko tylko nocą, gdy poziom cukrów jest niższy. Ci bardziej radykalni zamiast pastwisk mają zamiar zaproponować koniom składające się z badyli ugory. Antycukrowi ortodoksi chcą zaś karmić swe rumaki wyłącznie sianem i paszami treściwymi. Osobliwym zbiegiem okoliczności często są to osoby będące generalnie entuzjastami innych ciekawych wynalazków, np. "rajskiego wybiegu" (paddock paradise).



Kwestia szkodliwośc cukrów zawartych w trawie została nagłośniona m.i. w książce Jakuba Gołębia pt. "Kopyta doskonałe". Autor jest lekarzem wetrynarii, prowadzącym własną stajnię w Jarkowie koło Kudowy-Zdroju. Zwraca on m.in. uwagę, że badania przeprowadzone w 2010 roku w Anglii pokazały, iż 55% tamtejszych koni to zwierzęta otyłe oraz że ich właściciele wcale za takowe ich nie uważają. Cóż, coś niewątpliwie w tym jest, tylko że należałoby się zastanowić, czy jest to kwestia wypasu, czy może podawania kupnych pasz w nadmiernej ilości, czy może brak odpowiedniej dla zwierząt aktywności fizycznej na co dzień ?... Do tego typu publikacji dochodzą jeszcze dośc jednostronne artykuły na portalach tak polskich, jak i zagranicznych, przez które narasta wśród koniarzy nieuzasadnione przekonanie, że wiele koni ma zbyt wysoki poziom cukru we we krwi, czego gołym okiem nie da się zobaczyć (dlatego też właśnie pisałem, że nieuzasadnione !). Stąd już krok do tzw. "świadomości zagrożenia", czyli przeświadczenia, że powszechnością w świecie koni są "ciche choroby, które w swoim ostatnim stadium są katastrofalne". Czy faktycznie jednak jest to świadomość zagrożenia, czy może swoista hipochondria (a raczej HIPPOchondria), wynikająca z siły sugestii rozmaitych publikacji ? Cóż, siła sugestii i wiara w słowo pisane potrafą być naprawdę wielkie...

Przeciwnicy wypasu na trawie zapewne powinni zaapelować do mustangów, żeby w trosce o swoje zdrowie w okresie kwiecień - czerwiec przeszły na dietę zero... Fakt, wskazują oni, że nasze pastwiska (nawet te zaniedbane) nie przypominają środowiska, z którego konie pobierają pokarm w naturze. Rzeczywiście jest różnica między porośniętą badylkami prerią, po której chodzą mustangi, a typową dla współczesnych łąk runią pastwiskową. W naturalnym środowisku mustangi nie spędzają całego dnia jedząc pełną gębą gęstą, soczystą trawę, lecz wędrują z nogi na nogę, podskubując tu i ówdzie owe słabszej jakości badylki. Nie dostają więc "bomby białkowo-cukrowej". Ale już np. rodzime koniki polskie, czy hucuły, często hodowane są przecież w systemie rezerwatowym na trawie, której skład praktycznie nie różni się od tego, co porasta nasze polskie, zazwyczaj nieco zaniedbane łąki. Trawa ta jest bujna, konie nie pracują, przez większość dnia jedzą - a jakoś dotąd nie wyginęły ?... Przeciwnicy wypasu nie dostrzegają też różnicy między łąką a pastwiskiem - tak w sensie wybujałości traw, jak i w sensie składu runi, stawiając znak równości między zadbaną, nawożoną i podsiewaną łąką a pastwiskiem przez kilka miesięcy w roku regularnie niszczonym przez zwierzęta. Nie zastanawiają się, dlaczego nasi przodkowie przez kilka tysięcy lat puszczali konie na trawę (także w okresie jej kwitnienia) i nic złego z tego nie wynikało. Zapominają, że wspominane przez nich mustangi są przecież wprost potomkami hiszpańskich koni ras gorącokrwistych, które najpierw pasły się na zielonych łąkach europejskich, by dopiero po podróży przez ocean przystosować się szybko do warunków amerykańskich. Logiczna spójność cukrowej teorii jest więc wyraźnie naruszona.



Warto też zauważyć, że dyskusja o cukrze i badylach zwykle jest dyskusją akademicką, w dodatku (mówiąc dosadnie) czczą. Dlaczego ? Dlatego, że jak sądzę żaden z dyskutantów nie posiada konia mającego faktycznie wielkie problemy z przyswajalnością cukrów. Pamiętam z dawnych rozmów forumowych tylko jeden udokumentowany zdjęciami przypadek takiego konia, który rzeczywiście kwalifikował się do silnych ograniczeń wypasu. Tymczasem wszystkie inne głosy mówiące o tym, że wiosenna, poranna, wysokocukrowa traw to samo zło, niemal śmiertelna trucizna, są jak sądzę głosami powstałymi tylko i wyłącznie w oparciu o internet i rozmaite rady osób - proszę o wybaczenie - nawiedzonych. Na tej samej zasadzie nastoletnie panienki nonsensownie uważają, że konia na wybieg to trzeba wbić w ochraniacze i derkę (nawet w lecie), bo będzie zdrowszy i krzywdy sobie nie zrobi... Tymczasem sprawa jest prosta jak przysłowiowa budowa cepa: jakby ktoś nie zauważył, koń w naturze wsuwa przede wszystkim trawę. Mało tego: trawa pastwiskowa to najlepsza możliwa pasza dla 99,9% koni. Od tego wyroku nie ma odwołania. Oczywiście są zwierzęta mające skłonności do ochwatu, problemy z przyswajaniem cukru, insulinoodpornością. Tak samo jest pewien odsetek ludzkiej populacji, cierpiący na cukrzycę. Nie można jednak tej mniejszości traktować jak normę. Tymczasem wypowiedzi zwolenników ograniczania trawy sugerują wręcz, że ta insulinoodporność, czy ochwat od trawy, spotykane są na każdym kroku, niemal u większości koni. Tymczasem kto z czytających ten tekst spotkał się z takimi schorzeniami osobiście ? Wreszcie zauważmy: większość z nas, ludzi, nie przestrzega arcyrestrykcyjnie zasad zasad zdrowego żywienia i nie omdlewa ze strachu na widok czekolady, więc dlaczego inaczej traktuje się konie ? Jeżeli koń jest zdrowy i nic mu nie dolega, to do ciężkiej cholery, dlaczego chce mu się stosować dietę cukrzycową w imię rzekomej lepszej dbałości o jego zdrowie ? Ba, a gdyby nawet trzymać się wszystkich nowomodnych zaleceń odnośnie "zdrowej" konikowej diety, to czym należałoby to nasze zwierzę poprawnie karmić ? Trawą - nie, bo cukier, sianem - nie, bo kurz i ryzyko COPD, sianokiszonką - nie, bo ryzyko pleśni... Czyżby pozostawały tylko gotowe pasze ze sklepów jeździeckich ?

Schorzenia "odcukrowe" wynikają nie tyle z samego jedzenia trawy, co raczej z zaburzeń w metabolizmie, typowych dla bardziej zaawansowanego wieku, otyłości, czy mało aktywnego tryby życia. Jeśli koń jest przekarmiany, a przy tym nie pracuje lub pracuje mało, łatwiej zapada na tego typu schorzenia, a ich przyczyna może być równie dobrze trawa, co nadmiar owsa, pogarszająca się praca któregoś z narządów wewnętrznych, czy jakiś inny czynnik. A w sensie pokarmowym to najczęściej nie trawa jest "be", tylko właśnie podtuczanie konia specjałami ze sklepów jeździeckich. Inną przyczyną mogą być nadmiarowe dawki pasz treściwych, wprowadzane z przyczyn kosztowych w miejsce siana, którego ilość z uwagi na cenę wiele stajni ogranicza. Ponadto konie w dzisiejszych czasach przebywają w boksach i na ziemistych wybiegach, a w stajniach pensjonatowych o wypasie na ogół można sobie tylko pomarzyć. Konie dziś przebywają w ograniczonym środowisku, nie pracują, częściej doświadczają stresów, których ubocznym skutkiem mogą być zaburzenia metaboliczne. A najlepszym lekiem na niewłaściwą dietę i stresy jest pastwisko właśnie ! Oczywiście nikt nie każe nikomu trzymać konia 24 godziny na dobę w trawie po pachy - także dlatego, że to byłoby marnotrawstwo pastwiska. Koń bowiem je intensywnie przez mniej więcej godzinę, potem zaczyna łazić wszędzie, podszczypując tylko co smakowitsze kąski, a kopytami niszcząc te mniej smakowite rośliny. Jednak dostęp do trawy można (i należy) dawkować stosownie do potrzeb zwierząt. Trzeba im też na wiosnę po trochu wprowadzać trawę do jadłospisu. To związane jest to z tym, że prawie nikt w Polsce nie trzyma koni w całorocznym chowie bezstajennym w naturalnym terenie. W takiej sytuacji trawa często pojawia się w żołądkach koni pewnego dnia znienacka - i taki pokarmowy skok ilościowy i jakościowy może mieć swoje efekty uboczne. Aby ich uniknąć, wystarczy tylko pamiętać o stopniowym przyzwyczajaniu zwierzęcia do trawy na początku każdego sezonu pastwiskowego oraz o "reglamentowaniu" czasu pobytu konia na pastwisku - i sprawa załatwiona.



Jeśli ktoś ma konia, z którym pomimo dobrego sposobu karmienia dzieje się coś złego wskutek zjedzenia trawy, niech mu tą trawę ograniczy. Nie twierdźmy jednak, że groźna trawa czyha na wszystkie nasze konie, bo to absurd ! Zaś przekonywanie wszystkich dookoła, że każdy koń, który generalnie dobrze wygląda, może być śmiertelnie chory, to popadanie w paranoję, przemiana wiedzy w zabobon,jednym słowem: najczystsza głupota, porównywalna z niegdysiejszymi "dokonaniami naukowymi" Iwana Miczurina i Trofima Łysenki. Jest wiele teorii, kursów i książek, które propagują jakąś tam wiedzę w sposób szkodliwy (i np. tworzą strasseromaniaków przekonanych, że po jednym weekendowym spotkaniu są światową czołówką wśród podkuwaczy). Jest też wiele teorii i wynalazków, nad którymi się powszechnie koniarze zachwycają, a które z czasem okazują się li tylko przejściową modą, czy w dużej mierze pomyłką (sztandarowe przykłady z ostatnich lat: isoxsuprine traktowana jako cudowny lek na trzeszczki, czy kreda mająca być doskonałym panaceum na łykawość). I w takich samych kategoriach trzeba traktować obecną szkodliwą modę na ograniczanie koniom dostępu do trawy w imię zapobiegania czemuś, co z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością i tak by nie nastąpiło. Zauważmy przy tym, że orędownicy takiego postępowania nie prowadzą, bynajmniej, comiesięcznych kompleksowych badań swoich zwierząt. Oni modyfikują dietę swoich koni tak naprawdę wyłącznie w oparciu o swoje "widzimisię", nakręcane internetowymi artykułami. Nie dostrzegają, że nie tyle wprowadzają zmianę wskutek zaistnienia takiej potrzeby, ile usiłują doszukać się na siłę tej potrzeby, by usprawiedliwić swoje chęci wprowadzenia zmian. Bo fajnie mieć poczucie, że się o konia dba, dając mu wszystko, co ponoć najlepsze. Fajnie jest kupić najnowszą paszę, suplement, czy woreczek musli. Tylko dlaczego mało komu się chce dać mu to, co najważniejsze: czas ? Czemu wymyśla się na siłę modyfikacje w diecie, zamiast wziąć d... w troki i zapewnić koniowi wysiłek fizyczny, niezbędny dla zdrowia ? Zamiast wymyślać nowości po prostu pozwólmy koniom być końmi ! Bo gdy normalne, zdrowe konie pracują, to cukier w trawie im nie straszny !



Zródła:

http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,19013.0.html