Jak się nie pastwić nad pastwiskiem




czyli: kilka uwag przed sezonem pastwiskowym

01.05.2016


Lada dzień... No, może dokładniej: lada tydzień zacznie się nowy sezon pastwiskowy. O tym, jak dbać o pastwiska, pisałem już nie raz i nie dwa, nie ma się więc co powtarzać. Teraz jednak chciałbym podrzucić kilka uwag dodatkowych oraz pokazać, jakie błędy popełniałem w przeszłości. Mam nadzieję, że dzięki temu czytający ten tekst "małorolni stajenkowicze" nie popełnią ich także - w myśl zasady wygłoszonej niegdyś przez panią Irenę Kuhn, szerzej znaną jako Joanna Chmielewska: "uczmy się na cudzych błędach - sami wszystkich popełnić nie zdążymy" !

Tytułem małego wstępu: ubiegły sezon pastwiskowy cechował się doskonałym początkiem: wprawdzie zima była bez śniegu, więc wody było nie za wiele, a wegetacja przez to była o jakieś 2-3 tygodnie opóźniona, ale potem natura zdawała się nadrabiać straty. Trawa urosła, można było wypasać, a bardzo ciepła pogoda w 2 połowie czerwca sprawiła, że sianokosy udały się dobrze i bez zbędnych niespodzianek z nieba. Na tym jednak udany czas się skończył: początek lipca to trochę opadów i niewygórowana temperatura, ale zaraz potem - długotrwała fala ekstremalnych upałów, w dodatku niemal bez grama deszczu aż do końca miesiąca, a nawet dłużej. W takich warunkach nie było mowy o odrastaniu trawy. Z końcem lipca trzeba było przerwać wypas, bo po prostu nie było czym wypasać. Drugiego pokosu siana nie było w ogóle - z tych samych przyczyn. To, co było na naszej łące, to nie była trawa, ale goła ziemia z badylami. O łąkę trzeba więc było na jesień szczególnie zadbać, żeby w kolejnym (czyli: tym) roku cokolwiek na niej urosło.

Cała nasza łąka jest w drugiej połowie marca nawożona azotem, na jesień - fosforem. Na miejsca szczególnie jałowe podrzucamy czasem trochę końskiego obornika (bez słomy). Efekt jest całkiem niezły - mimo intensywnego wykorzystania kośno-pastwiskowego trawa wiosną jest nieco gęstsza, bujniejsza i bardziej zielona, co zresztą widać nawet na tegorocznych zdjęciach - pierwsze z początku z marca, drugie - z początku kwietnia (nasza łąka - po prawej). Widać różnicę ? Jeszcze jak !





Z nawożeniem trzeba jednak uważać. Na zdjęciu poniżej widać miejsce, gdzie 3 lata temu z powodu małej awarii rozsiewacza wysypało się trochę więcej nawozu, niż było trzeba. Komentarz chyba zbędny ?



Na następnym zdjęciu widać efekt niedokładnego rozsypania azotu: środkowy, jaśniejszy pas to miejsce, które dostało nieco mniejszą dawkę.



Kolejne zdjęcie pokazuje łąkę sąsiednią, zaniedbaną, od kilku lat nieużywaną. Widać dominację szczawiu i innych roślin nie będących trawami.



Następne zdjęcie pokazuje (po lewej) łąkę sąsiednią z drugiej strony, użytkowaną tylko kośnie raz lub dwa do roku, nie nawożoną. Widać, że jest w o wiele lepszym stanie, niz łąka sšsiada z drugiej strony, jednak nasze pastwisko (po prawej) i tak sprawia lepsze wrażenie.



Dla wyjaśnienia: kiedyś była to de facto jedna łąka, używana przez jednego gospodarza. Później część (ta po prawej) tej łąki stała się naszą własnością i stała się pastwiskiem. Na początku więc na obu kawałkach rosły takie same rośliny. Dziś róznice widać niemal gołym okiem - zarówno w gęstości runi, jak i jej kolorze, a także w składzie gatunkowym. Oba powyższe zdjęcia to widoczny dowód na to, że warto kosić i nawozić, choć to ostatnie potrafi niestety troszkę "trzepnąc po kieszeni" (ok. 500 zł/ha)



Niewielkie tereny podmokłe to trzcinowiska - na szczęście na łące obok. Trzcina zdominuje każdy inny gatunek, a walka z nią to walka z wiatrakami. Da się zwalczyć roundupem, ale zabieg trzeba by powtarzać kilka razy do roku przez kilka kolejnych lat ze świadomością, że teren podmokły nadal takim pozostanie i jest kwestią czasu pojawienie się na nich gatunków lubiących wodę. Próby amatorskich melioracji takich miejsc nie są łatwe, bowiem trzcina ma bardzo rozbudowany system kłączy i próba np. pogłębienia rowu łopatą skończy się porażką. Co ciekawe: miejsce ze zdjęcia jest tylko jakieś 20 cm poniżej naszej łąki w miejscu, gdzie mamy najładniejszą trawę. Taka drobna na pozór różnica poziomów gruntu w stosunku do poziomu wód podskórnych skutkuje tak skrajnie różną szatą roślinną...





Nasza łąka niestety jest kwaśna i w niektórych miejscach sporo na niej szczawiu oraz barszczu zwyczajnego. Jest też miejscami trochę podmokła w obniżeniach, ale w innych miejscach - dość sucha i przez to mimo wysiłków - jałowa. W miejscach wilgotnych (na szczęście bardzo nielicznych) trafiają się pohjedyncze trzciny i sita, w suchych - śmiałek darniowy, roślina rolniczo bezwartościowa. Cała łąka podzielona jest na dwie mniej więcej równe części. Część bliższą stajni, z lepszą trawą, wykorzystujemy w zasadzie tylko jako pastwisko, dalszą, suchszą, w czerwcu kosimy, a po podrośnieciu trawy również wykorzystujemy w drugiej części sezonu jako pastwisko.

Poniżej jedna z naszych "plag egipsich" - szczaw. Jako młoda roślinka wygląda nawet sympatycznie i apetycznie, zwłaszcza, gdy ktoś lubi zupę szczawiową z jajkiem.



Konie jednak szczaw omijają szerokim łukiem, wyjadając trawę wokół. Efekt ? Trawy coraz mniej, szczawiu coraz więcej:



A na jesieni robi się z niego coś takiego i rozsiewa się ochoczo:


Niby nic, ale w większych ilościach z pastwiska robi się badylowisko:...



Szczaw ze względu na dużą zawartość szczawianów jest szkodliwy dla zwierząt - szczawiany mogą się odkładać w nerkach i pęcherzu moczowym, powodując kamicę moczową, odwapnienie kości i zaburzenia kurczliwości mięśni. Ze szczawiem można walczyc na 2 sposoby: zmienić pH gleby na bardziej zasadowe (czyli: wapnować) oraz zniszczyć szczaw opryskiem. Powszechnie na wsiach używany jest preparat chwastox - ma on jednak tę małą wadę, że nie najlepiej zwalcza szczaw (o wiele lepiej zwalcza np. jaskry), a poza tym konieczny jest aż 3-tygodniowy okres karencji z uwagi na szkodliwośc preparatu dla zwierząt. O wiele lepszy jest Fernando Forte 300 EC, który polecam, w ilości ok. 1 l/ha w roztworze 200-300 litrów wody. Stosowany nalistnie dobrze zwalcza m.in. szczaw, a okres karencji wynosi tylko tydzień - jest więc szansa zdążyć jeszcze z opryskiem przed tegorocznym pierwszym wypasem.



Powyżej druga "plaga sączowska" - śmiałek darniowy (w początkowej fazie rozwoju). To jest roślina, która ładnie sie kłosi i jest nawet dośc ozdobna, ale... Jako rośina użytkowa zajmuje tylko miejsce na łące, a konie zjedzą ją chyba tylko z konieczności, gdy nie ma nic innego. Jest gatunkiem bardzo plennym, a ziarna mogą przeleżeć w glebie bez utraty żywnotności nawet 30 lat. Posiada bardzo dobrze rozwnięty system korzeniowy, sięgający do metra w głąb. Młody ma niewielką wartość pastewną, starszynie ma jej praktycznie w ogóle okresie bardzo duża zawartość krzemionki. Kępy śmiałka są trudne do zerwania i potrafią kaleczyć pyski zwierząt. Ze śmiałkiem występującym w nielicznych, pojedynczych kępach trzeba walczyć roundupem (metodą mazania pędzelkiem pojedynczych roślin), a na większych powierzchniach - niskim cięciem kilka razy do roku.



Trzecia plaga to barszcze - problem taki sam, jak ze szczawiem. Niestety pojawiają się czasem pojedyncze egzemplarze barszczu Sosnowskiego. Na te rośliny rada jest tylko jedna: usuwanie mechaniczne jeszcze przed sianokosami. Łąka opanowana przez barszcz zwyczajny nie nadaje się do koszenia na siano, gdyż barszcz wydziela silny, przykry zapach, którym przenikają pozostałe trawy, więc zwierzęta będą takie siano zjadać bardzo niechętnienie. Uwaga: olejki eteryczne w barszczach zawierają substancję, która w kontakcie ze słońcem może działać uczulająco na skórę, w przypadku barszczu Sosnowskiego mogą powodować silne oparzenia skóry i dróg oddechowych ! Zalecana jest więc ostrożność i ochrona dłoni i twarzy.

Po każdym sezonie (w okolicy 2 połowy października) wykaszamy niedojady, które po podsuszeniu zbieramy i wywozimy. Niedojady to rośliny niesmaczne dla koni, nie nadają się więc na siano; zresztą w tym czasie nie ma już szans na na porządne wysuszenie tego pokosu, więc nawet próby użycia tego jako ściółki byłoby rzeczą niebezpieczną. Nie można by było mieć pewności, że któryś z koni nie spróbuje jednak poskubać takiej niedosuszonej, podfermentowanej zieleniny - i kolka gotowa... Jednak w ubiegłym roku nie wykaszaliśmy wszędzie niedojadów, baliśmy się bowiem, że cięcie, a więc uszkodzenie już i tak osłabionych gigantyczną suszą roślin, zniszczy je dokumentnie i w kolejnym sezonie zamiast pastwiska będzie klepisko. Wykosiłem tylko nisko położoną część (ok. 1/3 całości), o której wiedziałem, że z uwagi na biegnący w pobliżu ów melioracyjny jakaś tam wilgoć w glebie dla roślin zawsze jest. Kosząc pominąłem 2 miejsca, do których miałem utrudniony dostęp (wówczas przebiegało tam ogrodzenie). No i popatrzcie, jaki jest efekt:...





Jeśli więc ktoś ma wątpliwości, że niedojady warto wykaszać - chyba powinien się tych wątpliwości pozbyć.

Co robić z wykoszonymi niedojadami ? Wypadałoby je wywieźć, ale gdzie ?... alternatywą jest palenie, ale efekt widać jeszcze przez kolejne sezony:...





Wypalanie łąk jest zabronione - wprawdzie wbrew temu, co twierdzą ekolodzy, wypalanie jest jakąś tam formą nawożenia (popioły mają pewne wartości nawozowe), ale zagrożenie po stokroć przewyższa korzyść. Powiem szczerze, że ubiegłoroczne palenie małej kupki podsuszonych niedojadów na naszej łące o mało co nie skończyło się pożarem. Mimo, że pastwisko był krótko skoszone, a susza sprawiła że było więcej gołej ziemi, niż resztek trawy, to od ognia błyskawicznie zajęły się "resztkowe", suche, krótkie źdźbła. Małe płomyczki rozprzestrzeniały się szybko we wszystkie strony, a ja latałem jak głupi z wywieszonym ozorem dookoła, próbując mało skutecznie je zadeptywać i zdusić zerwaną z grzbietu koszulką, a żar parzył łydki. Udało się cudem, choć pod koniec tej bieganiny nie mogłem tchu złapać. Skutecznie wybiło mi to zdarzenie z głowy takie pomysły.

Na koniec wrócę do początku tekstu: po ubiegłym roku w miejscach najbardziej zniszczonych suszą powoli trawa się odradza:



Są jednak i takie miejsca, gdzie mimo rozmaitych zabiegów bez przeorania i siewu "od zera" chyba się nie obejdzie...



P.S. Pamiętajcie też o jednej rzeczy: można siać, nawozić, kosić - a i tak wszystko zależy przede wszystkim od gleby, temperatury i opadów. Żadna dawka nawozów ani żadne zabiegi nie zapewnią nam plonów podczas suszy ani na glebie klasy 6. Najlepiej ilustruje to poniższe zdjęcie pobliskiej łąki, gdzie na długości około 300 metrów są 3 różne klasy gleby oraz zmienna ilośc wody w gruncie, a przez to różne gatunki traw. Zwróćcie uwagę na ilośc siana w róznych miejscach: na pierwszym planie (tuż za zbożem, słabo widoczne) siano podgrabione jest w 10 "lontów", na drugim - w "naciągane" dwa, na trzecim - w 5, na czwartym - w 7, a na piątym, ostatnim - znowu w 5. A pozornie to jest jedna i ta sama łąka...





Zródła:

Materiały własne