Pod dachem i pod chmurką



czyli: O koniu w boksie i na wybiegu



Koń od źrebięcia powinien być poddany racjonalnym regułom chowu. Ale co to znaczy "racjonalnym" ?... Pytanie jest niebagatelne, w przeciągu ostatnich lat po wejściu Polski do Unii Europejskiej wyraźnie wzrosły formalne wymagania co do warunków dobrostanu koni. Niestety przy tej okazji próbuje się wdrążać w życie także przepisy nonsensowne oraz promuje się standardy opieki nie zawsze mające wiele wspólnego z zaspokojeniem faktycznych potrzeb koni. Ogłaszanie rozmaitych formalnych i nieformalnych zaleceń oraz szeroki dostęp do materiałów multimedialnych, pokazujących organizację superstajni w różnych miejscach świata sprawia, ze wiele osób (zwłaszcza młodych) chłonie te cudności bezkrytycznie, nie zastanawiając się nad tym, czy są one w jakikolwiek sposób uzasadnione z końskiego punktu widzenia.

Istotnym zagadnieniem jest kwestia swobody ruchu zwierząt. Obowiązująca w Polsce ustawa o ochronie zwierząt jest w tym względzie bardzo ogólnikowa. mówi tylko, ze zwierze ma mięć zapewnione "pomieszczenie chroniące je przed zimnem, upałami i opadami atmosferycznymi, z dostępem do światła dziennego, umożliwiające swobodna zmianę pozycji ciała, odpowiednia karmę i stały dostęp do wody." Zaś "Uwięź, na której jest trzymane zwierze, nie może powodować u niego urazów ani cierpień oraz musi mu zapewnić możliwość niezbędnego ruchu." Tym drugim stwierdzeniem w praktyce dopuszcza wiec możliwość chowu stanowiskowego, który - jak każdy rozsądny koniarz wie - jest rzeczą bardzo niewskazana, a wręcz szkodliwa. Drugi akt prawny, tj. rozporządzenie w sprawie minimalnych warunków utrzymywania poszczególnych gatunków zwierząt gospodarskich (Dz. U. Nr 167, poz. 1629) potwierdza to wprost, nakazując jednoczesne zapewnienie "swobody ruchu, a w szczególności kładzenia się, wstawania oraz leżenia" - ale przecież na zdrowy rozsadek to o wiele za mało ! Tak niestety jest stworzony cały ten dokument: definiuje zaledwie minimalne warunki utrzymywania m.in. koni. W tym rozporządzeniu paragraf 22 (zbieżność numeracji przypadkowa !) powierzchnie boksu dla konia dorosłego określa się na 9 m2.To niewiele, to akurat tyle, by typowy wysoki koń mógł swobodnie się w nim obracać. Nie dziwi więc, że wiele osób optuje za boksami o wymiarach 4*4m (12 m2), a nawet większymi. Czy jednak słusznie ? Wbrew pozorom - niekoniecznie ! Bowiem przy powszechnym nadmiernym i szkodliwym nawyku przetrzymywania zwierząt w stajniach KAŻDA powierzchnia będzie dla konia, zwierzęcia stworzonego do ruchu, za mała ! "Z definicji" rzeczą absolutnie podstawową i słuszną jest nie trzymanie konia głównie w stajni ! A zwierzę spędzające większość doby na wybiegu i mające możliwość zaspokojenia w dowolny sposób potrzeby ruchu nie będzie z kolei potrzebowało ogromnych boksów. Boks będzie dla niego nie miejscem bytu, a tylko stołówko-sypialnią. Koszty utrzymania takiego mniejszego boksu w czystości będą przy tym niższe o połowę. A to wszystko za cenę tylko i wyłącznie odrobiny dobrej woli...

Ta teoria jest oczywista, niestety praktyka do niej ma się często nijak. Małoletnim dzieciakiem będąc chodziłem po ogromnych pastwiskach w Ochabach, licząc dziesiątkami pasące się opodal konie. Te czasy jednak minęły, a widok stad koni na łąkach odchodzi niestety w niebyt. Jeśli już ktoś (klub jeździecki lub osoba prywatna) ma konie, często trzyma je przez większość czasu (lub nawet całodobowo) pod dachem. To zresztą dotyczy nie tylko koni, ale niemal wszystkich gatunków zwierząt gospodarskich, chowanych w większych ilościach. Coraz rzadziej spotkamy "książkowe" widoczki: krowy pasące się na pastwisku, kury grzebiące się w piasku, czy prosięta taplające się w kałuży. To poniekąd uzasadnione. Tak po prostu właścicielom jest wygodniej. Zwierzęta na ograniczonej przestrzeni chlewa, stajni, czy obory nie brudzą siebie i okolicy, nie zniszczą niczego, nie wydeptają ślicznie przystrzyżonego trawniczka, nie wlezą, gdzie nie trzeba. Ale jeśli już taki wystany koń zostanie wypuszczony, potrafi nieźle wariować na wybiegu, odreagowując wcześniejszy bezruch i zamknięcie. Często temu towarzyszą rozmaite kontuzje - no bo jak mają nie towarzyszyć, skoro nie grzeszące wysokim IQ zwierze nie wie, ze po 23 godzinach przymusowego bezruchu na logikę powinno najpierw zafundować sobie rozgrzewkę na zastałe mięsnie i przykurczone ścięgna ?... Ktoś powie: "Ale przecież mój dziadek przed laty tez trzymał konia w stajni i nic złego się nie działo !" Owszem, ale generalnie zapominamy, ze w owych czasach, gdy koń był narzędziem pracy w rolnictwie i transporcie, pracował codziennie, często nawet przez wiele godzin i w ten sposób miął zapewniony ruch i swego rodzaju ćwiczenia fitness. Jego dobre zdrowie było wówczas do tego stopnia uzależnione od ruchu, ze przymusowe lenistwo w niedzielę, dzień z mocy prawa i zasad religii wolny od pracy, nierzadko kończył się mięśniochwatem, pojawiającym się następnego ranka i dlatego zwanym nie bez powodu "poniedziałkową chorobą". Warto tez przypomnieć jeszcze raz to, o czym już pisałem w innym opracowaniu: jeszcze pół wieku temu, gdy - co by nie mówić - stosunek większości właścicieli do swoich zwierząt bywał bardziej przedmiotowy, niż obecnie, a wiedza na temat chowu pochodziła nie z książek, lecz tylko z doświadczeń poprzednich pokoleń, na 100 przypadków chorobowych tylko 1 lub 2 dotyczyły układu ruchu: mięśni, ścięgien, kopyt. Obecnie stanowią one aż 50-60%. Dlaczego, skoro podobno lepiej, a na pewno bardziej naukowo, niż nasi przodkowie, dbamy o nasze konie ? Ano jedyna różnica polega na tym, ze kiedyś koń w dzień pracował, w nocy odpoczywał, a obecnie zwykle stoi non-stop w boksie i raz na parę dni brany jest na godzinną jazdę (do której przy tym stojącym trybie życia nie jest przecież najlepiej przygotowany fizycznie...)

Cóż, takie czasy, ze mało kto ma mnóstwo czasu i możliwości, by zapewnić swoim koniom najważniejszy po jedzeniu i piciu czynnik stanowiący o dobrostanie: ruch. Trzymając konie w pensjonatach musimy się w wielu przypadkach liczyć z tym, ze nasz koń może większość dnia spędzić w zamknięciu (choć nierzadko obsługa opowiada bajędy we wręcz przeciwnym tonie). Tak bowiem łatwiej utrzymać właścicielowi pensjonatu porządek, zamkniętych koni nie trzeba stale pilnować, a i o wypadki losowe trudniej. Jeżeli dodamy do tego często obserwowana skłonność do maksymalnego skrócenia rozgrzewki konia przed jazdą, to nie dziwota, ze generalnie wiele (większość ?) koni jest po prostu wydelikacona, skłonna zarówno do zaziębień, czy alergii, jak i uszkodzeń kopyt, mięsni, czy naciągnięć lub zerwań ścięgien. Ale nawet w przypadku konia generalnie zdrowego, choć nadmiernie "wychuchanego" da się przeprowadzić stosunkowo łatwo i szybko bez narażania zwierzęcia na jakiekolwiek tego negatywne skutki proces przyzwyczajenia do normalnego (!), otwartego trybu życia. Rzecz jasna nagłe, wręcz drastyczne zmiany są absolutnie niewskazane. Jest to oczywistością, której nie ma żadnego sensu podważać. Przecież każdy wie, ze nie da się z chorowitego piecucha zrobić członka Klubu Morsów metodą wrzucenia znienacka do przerębla ! Biorąc jednak pod uwagę specyfikę metabolizmu konia i jego duże zdolności adaptacyjne - każde zdrowe zwierzę da się szybko przystosować do nowych (padokowych) warunków chowu. Wystarczy chcieć - wiec chciejmy ! Przecież dzięki swobodnemu ruchowi na powietrzu od rana do nocy w zmiennych warunkach pogodowych koń będzie bardziej uodporniony m.in. na infekcje dróg oddechowych, będzie miał mocniejsze i bardziej elastyczne ścięgna, zwykle zdrowsze kopyta i przez to mniej problemów z układem ruchu. Nie mówiąc o tym, ze stałe przebywanie na wybiegu w towarzystwie innych zwierząt i bezpośredni z nimi kontakt ma będzie miało zbawienny wpływ na jego psychikę i zachowanie, zapobiegając powstawaniu złych nałogów i narowów !

Bardziej niefrasobliwi przeciwnicy padokowania koni mówią: "Mój koń stoi w stajni przez większa cześć dnia i wygląda świetnie !" nie zwracając jednak uwagi, ze rzecz nie w zewnętrznym wyglądzie, tylko w tym, co koń ma w środku (w mięśniach, ścięgnach, stawach i rozumku). Inni, bardziej konkretni "argumentują" w obronie swego stanowiska na przykład tak: "w zimie po treningu musisz stępować conajmniej godzinę, aż koniowi wyschnie mamucie futro, w lecie na wybiegu konia zjedzą końskie muchy lub inne insekty". Jednak nie zauważają, ze muchy daje się dość skutecznie zwalczać odpowiednimi środkami chemicznymi, a zamiast długiego i przez to uciążliwego dla jeźdźca stępowania w trzaskającym mrozie wystarczy po jeździe konia wsadzić w derkę i schować do stajni do czasu wyschnięcia potu (zwykle trwa to 30-45 minut). Warto przy tym zapewnić mu dodatkowa porcyjkę siana, którą przetworzy sobie na ciepło, po czym można go śmiało ponownie wypuścić na zewnątrz bez ryzyka przeziębienia. Oczywiście podkreślmy ponownie: mówimy tu o koniach generalnie zdrowych i nie wydelikaconych, przyzwyczajonych w odpowiedni sposób do długich pobytów poza stajnią w upał i w śnieg.

Tak było, jest i zapewne zawsze będzie w naszej stajni: konie od świtu do wieczora, a latem - nawet do nocy stoją "pod chmurką". Tymczasem w innych miejscach bywa czasem wręcz przeciwnie. Jeśli już koń jest wypuszczany na wybieg, to zwykle na godzinę-dwie (lub niewiele więcej). Nierzadko jest przy tym wypuszczany w ochraniaczach i derce bez względu na porę roku. Z perspektywy naszych, opisanych wyżej doświadczeń dziwi mnie to niepomiernie. Rozumiem, ze koń sportowy ma spora wartość, wiec właściciele będą go chronić aż do przesady. Cóż, rozumiem, ze koń może łatwo uszkodzić sobie cos i stracić w jednej chwili całą swą wartość. Jednocześnie jednak uważam, ze trzymanie konia sportowego stale w boksie i sporadyczne wypuszczanie w ochraniaczach z uzasadnieniem obu tych sposobów postępowania: "żeby nie było kontuzji, żeby inny koń nie skopał, żeby się zwierzę nie przeziębiło, żeby...", to nadużycie. Stać mnie było na kupno sportowego konia za ciężkie pieniądze ? Nie stać mnie przy tym na zapewnienie mu osobnego wybiegu z wysokiej jakości ogrodzeniem tak, by krzyna mu się nie stała, a obcy koń go nie kopnął ? To znaczy, ze najnormalniej w świecie nie stać mnie na tego konia ! Per analogami: jak kupiłem mercedesa "full wypas" to nie mam prawa tłumaczyć, że nie stać mnie już na jego ubezpieczenie ! O ile jednak mercedes może stać i służyć tylko do podziwiania, o tyle zwierzę nie jest rzeczą, a swobodny ruch jest jedną z jego najżywotniejszych potrzeb !

"Podeprę się" jeszcze w swej opinii cytatem z "Zoohigieny" E. Rokickiego i I. Masłowskiej: Przepływ krwi w czynnym mięśniu wzmaga się 4,5-krotnie. Podczas wysiłku mięśni układ oddechowy zasila je większą ilością tlenu, intensywniejsza jest wentylacja płuc i zużycie tlenu. Umiarkowany rych na świeżym powietrzu wpływa na sprawniejsze usuwanie przez organizm szkodliwych produktów przemiany materii. U zwierząt korzystających z ruchu na swobodzie narządy są lepiej ukrwione, dzięki czemu lepiej się one rozwijają. U młodych zwierząt, któym nie stworzono warunków swobodnego poruszania się, można obserwować niedorozój mięśni, niedostatecznie rozwinięty kościec, nieprawidłową budowę ciała oraz słąbe ścięgna i więzadła. Upośledzenie mięśni brzucha może być przyczyną zalegania treści pokarmowej i zaparć. (...) Do ruchu na swobodzie należy przyzwyczajać zwierzęta od najwcześniejszego okresu ich życia. Najlepiej nadaje się do tego dobre pastwisko i odpowiednio duże wybiegi.

Przejdźmy teraz do innego, aspektu codziennego wypuszczania koni: do derek. Ostatnimi czasy szerzy się moda nie tyle na ich powszechne używanie, co wręcz na powszechne NADużywanie. Rozumiem stosowanie derek w przypadku wspomnianych koni sportowych, będących w intensywnym, codziennym treningu. Takie konie są zwykle dla wygody strzyżone i derka ma stanowić "zastępcza sierść", zapewniająca właściwą temperaturę ciała. Generalnie celem strzyżenia połączonego z derkowaniem jest wygoda człowieka - i powiedzmy sobie jasno: tylko i wyłącznie to. Poniekąd to zrozumiałe, życie warto sobie ułatwiać. . Niestety amatorzy małpują zawodowców ślepo i bez zastanowienia. Wyraźnie nasila się trend do derkowania koni bez względu na miejsce i pogodę, co jest moim zdaniem przykładem idiotycznego "owczego pędu". U nas ta mania dopiero się zaczyna, gdzie indziej (np. w Anglii) jest to niestety norma wśród młodych koniarzy. Młodych, bo starsi, z którymi rozmawiałem, absolutnie nie potrafią zrozumieć takiego postępowania, nie widzą dla niego żadnego zdroworozsądkowego uzasadnienia. Ten trend wykorzystują sprzedawcy i producenci sprzętu - także nasi rodzimi. Przykładowo: sklep internetowy Galopada (galopada.pl) sprzedaje letnie derki WeatherBeeta. W opisie czytamy: "Derka wykonana z bawełny z syntetycznym futerkiem przy kłębie i wstawkami w kontrastowych kolorach. Posiada zapięcie z przodu na sprzączkę, skrzyżowane pasy pod brzuchem i odpinane zapięcie w okolicach ogona. Kolor: wrzosowo - popielaty, granatowo - srebrny, fioletowo-szary, czekoladowo-beżowy, zielono-szałwiowy, niebiesko-czekoladowy." Jak na najlepszym pokazie mody: egzotyczne kolorki, śmiele zestawione, błyszczące klamerki, futerka... No fakt: biorąc pod uwagę, że 90% jeźdźców to płeć piękna, zapewne takie coś podziała na wyobraźnię... A cena ? Prawie 180 złotych. Z kolei serwis firehorse.pl idzie krok dalej, oferując m.in.: derkę letnia GLOBAL - 153.00 PLN, derkę siatkowa - 54.00 PLN, do tego derka zimowa winterstop - 260.00 PLN, derka treningowa Villa Horse - 88.00 PLN, derka padokowa - 178.50 PLN, derka jesienno-wiosenna Villa-Horse - 169.00 PLN... Początkujący posiadacz konia zapewne pomyśli, ze dla zapewnienia swemu zwierzęciu dobrych warunków będzie koniecznie musiał na dzień dobry wydąć około 9 stów na kolekcję takich ubranek. I najprawdopodobniej coś z powyższego zestawu kupi zwłaszcza, że generalnie każdy lubi robić gadżetowe zakupy w imię pofolgowania swemu hobby. A sklepom jeździeckim to bardzo na rękę ! Oferują derki we wszystkich kolorach tęczy i przy tym wmawiają, ze kupno jest rzeczą absolutnie konieczna ! Tak oto na Allegro w aukcji nr 424250452 "jezdziec_bezz" (DGC Sklep Jeździecki) reklamuje Derki Cool Plus: "Letnia derka, bardzo lekka (...) Sprawia, ze koń nie przegrzewa się i nie marznie po treningu.". Taka troska o zdrowie naszego rumaka cieszy; szkoda tylko, ze sprzedawca nie tłumaczy, dlaczego konie miałyby niby marznąć w czerwcu, czy lipcu. Trudno też zrozumieć, jak w upalny dzień koń otulony dodatkową warstwą tkaniny, stanowiąca wprawdzie słabą, ale jednak termoizolację, miałby się nie przegrzewać w porównaniu do konia tej dodatkowej warstwy pozbawionego... Z takich reklam wynika sugestia: koń 365 dni w roku powinien mięć na sobie derkę. A ludzie chłoną ten reklamowy bełkot jak gąbka wodę i nakręceni pędza do sklepów...



NIE DAJMY Się ZWARIOWAĆ ! Przypomnijmy, do czego - na zdrowy rozum - powinny służyć derki. Otóż mogą mięć one 3 główne funkcje: wiatro- i termoizolacyjną, przeciwdeszczową oraz przeciwowadową. W szczególnych przypadkach mogą mieć tez funkcję przeciwsłoneczną, chroniąc przed promieniowaniem ultrafioletowym zwierzęta o skórze wrażliwej lub należące do ras pochodzących z krajów północnych o szczątkowym nasłonecznieniu (np. kuc islandzkich) - ale w naszych warunkach to rzadkość. Celowo przy tym napisałem "mogą", bo owszem mogą, lecz wcale nie muszą ! Koniom udomowionym wcale nie tak daleko do ich dzikich krewniaków. Budową i fizjologią nie różnią się wcale, a przykład słynnego mustanga Monty Robertsa, Shy Boya to doskonały przykład łatwej zmiany jednego w drugie. Mustangi to przecież zdziczałe konie domowe hiszpańskich kolonizatorów ! Na trawiastych, pozbawionych drzew preriach bez większych problemów znoszą i upały, i siarczyste mrozy. Jeżeli w kulturze naszej stajni leży całodzienny pobyt koni na wybiegu, a przy tym w porównaniu do prerii mieć będą one zapewnioną dodatkowo wiatę, dającą schronienie przed deszczem, wiatrem i słońcem - to nic więcej im do szczęścia nie będzie trzeba. Zauważmy zresztą, ze zwykle nawet ostro zacinający, listopadowy deszcz przy temperaturze w okolicach zera nie powoduje, ze konie kulą się pod zadaszeniem. Wręcz przeciwnie, zazwyczaj stoją na swoich ulubionych miejscach, co najwyżej wystawiając się zadem do wiatru. Jeśli korzystają z wiat, to przede wszystkim nie w charakterze ochrony przed deszczem, ale raczej głównie źródła cienia w najbardziej skwarne dni. Zatem w naszych polskich warunkach dla normalnego, zdrowego zwierzęcia zasadne jest stosowanie tylko zwykłej derki polarowej na czas schnięcia konia po zimowej jeździe (lub w razie choroby) i ewentualnie derki siatkowej przeciw muchom latem. Zamiast wydawać pieniądze na zbędne gadżety lepiej poświęcić je - tu powtórzę - na zapewnienie koniom zimą dodatkowych porcji paszy, którą same sobie z łatwością zamienią na ciepło. I jeszcze jedna uwaga: z punktu widzenia zoologii nie ma tu różnicy miedzy koniem rekreacyjnym, a koniem powiedzmy sportowym, mającym regularne treningi. Koń sportowy, jak wspomniałem, często jest strzyżony i to uzasadnia derkowanie; w sporcie należy teź brać pod uwagę bilans energetyczny - prawdziwy koń sportowy intensywnie spala to, co dostaje, "ochronnym sadełkiem" zatem nie grzeszy, a i organizm może być wyczerpany treningiem i przez to mniej odporny na wirusy. Ale w naszych warunkach za sportowego uważa się każdego konia, który chodzi dowolne PZJ-owe zawody, a przecież większość tych zwierząt z ekstremalnym treningiem tak naprawdę mało ma wspólnego...



A zatem pamiętajmy: konie cały dzień powinny mięć swobodę ruchu, a tylko w sytuacjach ekstremalnych dostać dodatkowa ochronę: derkę. Tak powinno być, takie warunki zaleca praktycznie każda pozycja książkowa o koniach - od pseudoporadników typu "koń w weekend", czy "koń dla opornych" po książki pisane przez lekarzy weterynarii. I nawet, jeżeli nie każdy posiadacz konia ma warunki, by się zawsze do tego stosować, to zawsze powinien do tego dążyć.