Dźwig domowej roboty




czyli: Jak domowym sposobem podnieść wysoko coś ciężkiego

04.10.2015


Wprawdzie patent to nie do końca rolniczy, ale użyteczny, więc co tam, pochwalę się !...

Pewnego pięknego dnia stałem się posiadaczem przyczepy samozbierającej - niestety bez możliwości chowania czegoś tych rozmiarów pod dachem. Zakup stał się więc siłą rzeczy pwodem kolejnej inwestycji - w odpowiednich rozmiarów wiatę. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym bazował na rozwiązaniach gotowych, postanowiłem zrobić ją "tymi ręcami". Niestety po pospawaniu elementów konstrukcji dachu i osadzeniu rur w ziemi powstał problem umieszczenia tych elementów na wysokości. Wynajem dźwigu lub podobnej maszyny na kilka godzin był poniżej moich ambicji

Moja inwencja "tfurcza" pogoniła mnie w stronę zbudowania własnego rozwiązania - tym bardziej, że od sąsiada dostałem kawałek solidnego ceownika i niemal dwumetrowy kawał dużego, kwadratowego profila stalowego, a i parę metrów rury mi zostało.



Z ceownika i profilu powstała prosta konstrukcja w kształcie litery "T" odwróconej do góry nogami. Do końca "daszka" ze starej rurki 3/4 cala dospawałem mocowanie do ramion podnośnika naszego ciągnika, z kawałka kątownika 50*50*5 mm - mocowanie do górnego zaczepu przez śrubę rzymską.



Na końcu rury fi 80 (6 metrów), mającej stanowić maszt, na kawałkach kątownika zamocowałem stakowe kółko "z odzysku" (ponownie ukłon w stronę sąsiada !) na ośce z "kąska" grubego pręta gwintowanego.



Tak się pięknie złożyło, że ta rura maszt, wchodzi gładko do środka "odwróconego T", idealnie się dopasowując, co oczywiście wykorzystałem, a dzięki czemu ta ciężka konstrukcja daje się w razie potrzeby rozmontować i przez to łatwiejsze jest jej przenoszenie, czy przechowywanie. Rura może się obracać wokół własnej osi, przez co daje się łatwo skierować dźwigany przedmiot lekko w prawo lub lewo.

Jedynym elementem kupnym był kołowrotek. Początkowo miała być to elektryczna wciągarka samochodowa na 12 volt, ale cena rozkładała na łopatki. Pozostałem więc przy rozwiązaniu ręcznym za 70 złotych - i okazało się, że dobrze zrobiłem. Ciężkie elementy stalowe wciągało się łatwo, a dzięki możliwości blokowania zębatki w dowolmnym położeniu dało się łatwo i precyzyjnie ustawiać wysokość podnoszenia. Kołowrotek zamontowałem mniej więcej w połowie długości "podstawy T".



Montaż całości na zaczep trójpunktowy ciągnika ciężkiej i długaśnej konstrukcji stanowił wyzwanie nie lada. Poniewaz jednak nie miałem pod ręką Mariusza Pudzianowskiego, wziąłem się na sposób: zamontowałem do dolnych ramion podnośnika w ciągniku moje "T", leżące na ziemi. Następnie wsunąłem w "T" rurę i przeciągąłem linę. Koniec stalowej liny zamocowałem do dachu ciągnika - zwijanie liny spowodowało podniesienie się całości w sropniu umożliwiającym zamocowanie do śruby rzymskiej.



Mobilny dźwig stał się faktem dokonanym !


Elementy konstrukcji dachowej ważyły po ok. 100 kg każdy, jednak dawały się dźwignąć bez problemu, a maszt dźwigu znosił to obciążenie bez najmniejszego problemu. Żeby sobie jeszcze ułatwić życie zamiast użyć dźwigu "klasycznie" (jak na schemacie po lewej stronie), zaczepiłem koniec liny o oś kółka, a na linę założyłem dodatkowy bloczek z hakiem, tworząc naprędce układ znany z lekcji fizyki jako "krążek ruchomy" lub "krążek przesuwny". Dźwiganie - mówiąc obrazowo - stało się dłuższe, za to lżejsze.



P.S. Szacuję, że w obecnej konfiguracji dałoby się bez problemu podnosić ciężary rzędu 300 kg - a jedynym ograniczeniem jest zastosowana lina. Gdyby była grubsza, dałoby się podnosić i pół tony.

P.S. 2 Ponieważ dorobiliśmy się i dwóch pionowych zbiorników, służących za silosy, powstała kwestia tego jak ładowac do nich ziarno. Dźwig został z lekka zmodyfikowany, dodane zostało poziome ramię z krążkiem. Na linie została podwieszona 80-litrowa beczka z otworem fi 110 mm w dnie, zamykanym kawałkiem płyty plastikowej, działającej jak zasuwa. Na ziemi beczka jest napełniana przeze mnie owsem (idealnie wchodzi 1 klasyczny worek), całość jest korbą wyciągana na górę. Gosia stojąc na drabinie przesuwa lekko beczkę nad otwór wsypowy i odciąga zasuwę, a zboże ląduje w zbiorniku. Beczka jest opuszczana i całość zabawy powtarzamy z kolejnym workiem. Praca nie jest ciężka, no i nie ma potrzeby kupowania żmijki ani dmuchawy.





Zródła:

inwencja własna ;)