1 listopada 2003 powstała organizacja zwana Federation Europeenne du Cheval de Trait pour la promotion de son
Utilisation, czyli w przekładzie "z polskiego na nasze": Europejska Federacja Użytkowników Koni Roboczych.
Federację założyło w Luksemburgu 7 związków z 7 krajów Europy, działających na rzecz popularyzacji koni roboczych.
Celem Federacji jest wspieranie współpracy tych organizacji, które w Europie angażują się w obronę interesów osób
użytkujących zwierzęta pociągowe, wspieranie inicjatyw na rzecz promocji i zwiększania efektywności użytkowania
zwierząt pociągowych. FECTU starając się popularyzować swoje cele reprezentuje pozycje zrzeszonych związków wobec
władz politycznych, administracyjnych, instytucji, organizacji związanych tematycznie lub zainteresowanych
współpracą. Dba także o dobrostan zwierząt pociągowych zgodnie ze stworzonym przez siebie kodeksem dobrostanu,
opieki i użytkowania zwierząt roboczych. Obecnie FECTU reprezentuje interesy ponad 5000 osób.Do należy 16 związków
z Francji, Anglii, krajów skandynawskich, Austrii, Niemiec, Włoch i Szwajcarii. Polskę reprezentuje Polskie
Stowarzyszenie Użytkowników i Przyjaciół Koni Roboczych oraz Konnych Producentów Zdrowej Żywności, mające swoją
stronę pod adresem www.konierobocze.pl.
Na stronie Federacji napisane jest: "W ostatnich dziesięcioleciach w Europie Zachodniej prawie zapomniano
o roli koni roboczych. Po II Wojnie Światowej powoli znikały one z krajobrazu tak jak ze świadomości społecznej
i tylko dzięki wzrastającej roli problemów ekologii i ochronie ras lokalnych uniknięto kompletnego ich zaniku.
W ostatnich latach jednak sytuacja radykalnie zaczęła się zmieniać. Związki zainteresowane propagowaniem roli
koni roboczych oraz osoby prywatne, które zaangażowały się w rozwiązanie problemu w latach 90, stały się coraz
bardziej aktywne i doceniane. To odkrywane na nowo źródło energii, z którego czerpano wcześniej przez tysiące
lat, jest niewyczerpalne i bezsprzecznie najczystsze. W epoce, w której przepływ informacji staje się coraz
łatwiejszy, koniecznym jest uzgodnienie wspólnego planu, który pozwoli na wypromowanie w Europie nowoczesnego,
racjonalnego użytkowania zwierząt roboczych." Te słowa w rzeczywistości dotyczą nie tylko Europy Zachodniej
i choć nie ma co wierzyć w to, że zwierzęta robocze będą nadal używtkowane w jakimś większym, czy choćby
zauważalnym z punktu widzenia gospodarek poszczególnych państw stopniu, to jednak należy docenić chęć zachowania
pewnych ginących niestety, ale dobrych i ciekawych tradycji, nawiązujących do dawnych praktyk i sposobu życia
tak odmiennego od tego, co dziś dominuje: życia bez stresu, bez pośpiechu, w zgodzie z naturą i z dala od nawału
milionów tak naprawdę zupełnie niepotrzebnych nikomu informacji.
Jednym ze swoistych "manifestów" Federacji jest ciekawy artykuł pt. "Nowoczesne użytkowanie konia roboczego
w rolnictwie ekologicznym" autorstwa Petera Herolda, Pita Schlechtera i Reinharda Scharnholza, w tłumaczeniu pani
Grażyny Polak. Autorzy zwracają słuszną uwagę na negatywne zjawiska związane ze zniknięciem w wielu krajach małych
gospodarstw i powstaniem na ich miejsce wielkich farm. Takie zjawisko na bardziej masową skalę zostało wymuszone
już w latach 50-tych ubiegłego wieku ekonomiczną walką o byt - trzeba było obniżać ceny jednoczęsnie intensyfikując
produkcję i inwestując w mechanizację. Jednocześ nietrzeba było obniżać koszty produkcji rolniczej, co zwykle
wiązało się z redukcją zatrudnienia na farmach. Mniejsze i z powodów finansowych mniej podatne na takie zmiany
gospodarstwa nie wtytrzymywały tego wyścigu ze swoją większą i bogatszą konkurencją. A maszyny upowszechniły się
bardzo; sam zresztą fakt istnienia coraz większej liczby wielkich gospodarstw, mających do dyspozycji duże obszary
ziemi, wymuszał odejście od wykorzystania zwierząt pociągowych w pracach rolnych. I dopiero "moda na ekologię",
która zaistniała szerzej w powszechnej świadomości w latach 80-tych, spowodowała zainteresowanie alternatywnymi
źródłami energii (wówczas jeszcze mało efektywnymi) oraz powrotem do pracy z końmi roboczymi. Jednak mimo upływu
lat iczba osób zainteresowanych użytkowaniem koni pociągowych w realnej, codziennej pracy rolnika, nadal jest
niewielka, wręcz szczątkowa (w Niemczech - zaledwie 89 użytkowników w roku 2007), aczkolwiek powoli rośnie. Konie
używane są nie tylko w transporcie, na polach ornych i łąkach, ale też w ogrodnictwie i warzywnictwie. Sytuacja
jest o wiele lepsza w Stanach Zjednoczonych, gdzie liczbę rolników użytkujących zaprzęgi konne to ok. 200 tys.
(cóż, zapewne także z uwagi na dużą populację Amiszów, z zasady nie uznających maszyn). Dzięki takiemu dużemu
rynkowi zbytu można tam znaleźć wiele typów maszyn, przystosowanych do pracy w zaprzęgu konnym.
Autorzy artykułu stawiają ciekawą tezę: użytkowanie koni roboczych w małych i średnich gospodarstwach o zamkniętym
cyklu ma być bardziej opłacalne niż użycie traktora. Argumentują, że "paliwo" (pasza) dla koni jest produkowana
w samym gospodarstwie, więc jest tania. Wykazują, że
"...W produkcji wykorzystującej wyłącznie konie robocze
areał potrzebny do ich wyżywienia (łąki, pastwiska, zasiewy) (...) zawiera się w 11 18% powierzchni użytków
rolnych danego gospodarstwa. Koń roboczy, którego wydajność w pracy w stosunku do zużycia "paliwa" wynosi ok 30%,
wykorzystuje lepiej źródło energii niż traktor, którego maksymalna wydajność wynosi ok 12%. (...) Biopaliwa,
których potrzebowałby traktor podczas jednogodzinnej pracy w ciągu roku, zajęłyby powierzchnię 5 ha, podczas
gdy koń potrzebuje 1,5 ha ziemi pod pastwiska i zasiewy, aby pracować 5 godzin dziennie przez cały rok, co daje
ten sam efekt." Cóż, brzmi ładnie, ale trochę w tym wyliczeniu manipulacji, bo:
- ciągnik w intensywnie działającym gospodarstwie nie pracuje tylko godziny dziennie;
- ciągnik ciągnikowi nierówny i inaczej pracuje 24-konny "Ciapek" C-330, a inaczej taki prawie 300-konny Massey
Ferguson 8280 (patrz:
film);
- nawet całe stado koni nie uciągnie pokazanego na filmie zestawu i nie będzie w stanie pracować 24 godziny na
dobę;
- godzina pracy konia ma się nijak do godziny pracy ciągnika - efekty z pracy ciągnika, nawet tego o małej mocy,
będą oczywiście o wiele bardziej wymierne;
- mimo usilnych zabiegów mafii biopaliwowych, szukających zbytu na nadprodukcję rzepaku, nadal (na szczęście)
króluje nam zwykłe paliwo, nie ma co więc odnosić pracy konia do pracy ciągnika na biopaliwie, bo to póki co
trochę oderwane jest od rzeczywistości. I nadal oderwane będzie, biorąc pod uwagę powszechny opór społeczny przed
wlewaniem tego świństwa do baków;
- aby współczesne maszyny konne sprawdziły się w większości współczesnych prac, muszą być wspomagane silnikami.
Rola konia roboczego w rolnictwie i leśnictwie (jeśli jest w tych dziedzinach użytkowany) sprowadza się w bardzo
wielu przypadkach tylko do ciągnięcia zestawu złożonego z przodka z silnikiem i maszyny przez ten silnik
napędzanej.
Zatem z tym porównaniem pracy konia i ciągnika w rolnictwie to trochę tak, jakby przyrównywać koszt wakacyjnej
podróży nad morze samochodem i na własnych nogach. Nie ma co krytykować samochodu, bo choć owszem, jest droższy
w eksploatacji, nieekologiczny i może się zepsuć, to jednocześnie nie powoduje odcisków, a zdecydowaną większość
urlopu spędzimy leżąc bykiem na plaży, a nie w podróży z walizami w rękach i pod znakiem odcisków na stopach.
Fakt, koń z punktu widzenia efektywności wykorzystania bioenergii jest być może bardziej opłacalny niż traktor
na biopaliwie. Koń także nie produkuje szkodliwych gazów cieplarnianych (no, chyba, że puści bąka ;)), za to
dostarcza ekonawozu. Nie ma co jednakże liczyć na to, że zastąpi traktor nawet w dobie rosnących cen paliw.
Bardziej się będzie opłacało instalować w ciągniku mały reaktorek atomowy (i to przy świadomości ryzyka), niż
wracać do koni, bo powrót do dawnych, mniej wydajnych metod pracy oznaczałby drakoński wzrost cen żywności
i pewnie w efekcie ogólnoświatowy kryzys. Wieś nie będzie już nigdy konna. Autorzy licząc koszty użytkowania
konia roboczego nie uwzględniają kosztów weterynaryjnych, podkuwania, czasu poświęcanego na wyszkolenie konia,
niższego tempa pracy zaprzęgu i jego ogólnie mniejszej wydajności. Wreszcie nie uwzględniają tego, co w tym
wszystkim bardzo ważne: czasu i sił, jakie trzeba poświęcić na pracę końmi na roli. Pokazany na filmie pan
siedzi sobie w Masseyu w klimatyzowanej, doskonale amrotyzowanej kabinie, słuchając podczas pracy ulubionej
muzyki z odtwarzacza, a po polu prowadzi go GPS. Ile własnej siły trzeba włożyć, by przez wiele godzin własnymi
rękoma prowadzić pług za koniem wie pewnie tylko ten, kto sam spróbował.
Autorzy artykułu twierdzą, że korzyści z użytkowania koni pociągowych dotyczą także dostosowania siły pociągowej
do wykonywanej pracy - w zależności od potrzeb możemy zaprząc jednego, dwa lub więcej koni. Tylko kto dziś ma
aż kilka "pociągusów" ? Uważają też, że mniejsze "wydatki (...) na zakup i utrzymanie sprzętu i maszyn, mniejsze
raty kredytu, paliwo, pasze, dodatki paszowe, pozwolą na zaoszczędzenie środków zwłaszcza w rodzinach w których
posiadanie traktora stanowiłoby zbyt duże obciążenie budżetu." Ma to być widoczne zwłaszcza w przypadku posiadaczy
małych i średnich gospodarstw. Niestety widać znowu, że artykuł był pisany w oderwaniu od polskiej rzeczywistości,
w której gospodarstwa albo są małe i posiadają jeden, bardzo tani w utrzymaniu ciągnik, na ogół jeszcze z epoki
Gomułki lub Gierka (patrz: województwo śląskie, małopolskie, czy lubelskie), albo są wielkie, conajmniej
kilkudziesięciohektarowe (co widać np. na północy Polski) i z tej racji po prostu muszą być obsługiwane maszynami
o dużo wyższej wyższej mocy. Zdanie "Biorąc pod uwagę dzisiejsze warunki ekonomiczne, wykorzystanie koni roboczych
może stanowić bardzo racjonalne rozwiązanie" niestety prawdziwe być nie może. Mogłoby być prawdziwe jeszcze 50 lat
temu, jednak obecnie inne są standardy bytowe i sposób życia, a to właśnie wyznacza "jedyny słuszny" sposób
prowadzenia gospodarstwa, w którym z punktu widzenia ekonomii, czy organizacji produkcji rolnej na konie nie ma po
prostu miejsca, bo trzeba maksymalizować zyski i w określonym czasie zrobić jak najwięcej. Wprawdzie wyniki badań
porównawczych, przeprowadzonych w Stanach w latach 2003-2005 przez niejakiego pana Kendella mówią, że wykorzystanie
traktora jest opłacalne dopiero w gospodarstwach o powierzchni powyżej 70ha, ale zwykła zdroworozsądkowa obserwacja
zaprzecza całkowicie tej teorii, a Polska jest na to żywym dowodem. Również abstrakcyjna wydaje się przedstawiona
w artykule wizja, w której rolnictwo lokalne, oparte o konie robocze, korzystając z mechanizmów produkcji,
przetwórstwa i dystrybucji produktów lokalnych na wielką skalę, da "możliwość stworzenia nowych i różnorodnych
miejsc pracy w rodzinnych oraz małych i średnich przedsiębiorstwach."
W podobnym duchu utrzymane jest
"matematyczne" opracowanie na stronie Rural Heritage Magazine. Jest to ciekawe porównanie kosztów prowadzenia
niewielkiej (10 ha) farmy "końskiej" i "traktorowej" przez 40 lat. Wynika z niego, że o ile farma "końska"
da w tym czasie ponad 20.000 $ zysku, to "traktorowa" wygeneuje niemal 90.000$ strat. Gdzieś jednak popełniono
oczywisty błąd w założeniach do tych wyliczeń, bo gdyby tak było, setki milionów istniejących dziś i przekazywanych
z ojca na syna małych gospodarstw opartych o pracę maszyn silnikowych musiałyby już dawno temu zniknąć z powierzchni
ziemi. Jak ktoś kiedyś powiedział: "Teoria ma nadzieję; praktyka nie ma nawet złudzeń." - traktor w ogólnym bilansie
ekonomicznym jest bez wątpienia lepszym rozwiązaniem.
Lecz właśnie paradoksalnie, na przekór rozsądkowi, ekonomii i efektywności warto dbac o to, by tradycja
użytkowania koni roboczych nie zginęła. Nawet, jeśli wykorzystanie konia pociągowego będzie stanowić tylko
hobby, uprawiane od przypadku do przypadku, to mając takiego konia, czas i chęci warto takie oryginalne hobby
mieć. W "drugim obiegu" jest ciągle jeszcze sporo ofert sprzedaży za niewielką sumę sprawnych maszyn konnych,
nierzadko w dobrym stanie. Można też dokupić wspomniany przodek z silnikiem, choć to już jednak jest pewien
znaczący wydatek, porównywalny w naszych warunkach z kupnem starego ciągnika "na chodzie". Że to się nie
będzie opłacało ? Przecież nie wszystko, co robimy w życiu, robimy tylko i wyłącznie dla pieniedzy ! Ktoś,
kto traktował będzie wykorzystanie koni pociągowych przede wszystkim jako pasję, pewnie nie odniesie bezpośrednich
korzyści (zwłaszcza finansowych). Na pewno jednak będą w jego gospodarstwie pewne korzyści pośrednie o charakterze
długoterminowym. Oczywistym jest, że zaprzęg nie będzie niszczyć (głównie przez ugniatanie) gleby tak bardzo, jak
to robi ciągnik. Trzeba się zgodzić z autorami, że niektóre prace rolnicze wymagają wielokrotnego powtarzania
zabiegów na ograniczonej powierzchni, a "przejazdy traktora powodują dodatkowe ugniatanie gleby; koń zaś wywiera
wprawdzie nacisk (kopyt) większy niż koła traktora, ale efekt dotyczy bardzo małej powierzchni i zaledwie kilku
centymetrów głębokości, biorąc pod uwagę różnicę ciężarów obu źródeł napędu". Korzyścią jest samo oderwanie się
od nazbyt pospiesznego życia na rzecz prostej pracy fizycznej, w dodatku poprawiającej kondycję. Korzyścią jest
oderwanie się od pracy pod presją czasu, kontakt nie z technologią, ale z naturą, pozostawanie z szacunkiem do
żywego zwierzęcia. Wreszcie: korzyścią jest życie w kulturze wprawdzie nieco już "zakurzonej", ale pod wieloma
względami chyba jednak lepszej od tego, czego doświadczamy na co dzień.
Zródła:
http://www.fectu.org/Polnisch/index2%20polnisch.htm
www.ig-zugpferde.de
http://www.farmingwithhorses.com/
http://www.ehow.com/about_6619521_horses-vs_-farm-tractors.html
http://ruralheritage.com/back_forty/economics_career.htm