Wszystkie konie generała Granta.




czyli: opowieści secesyjnych część druga.

27.09.2011


Tak się jakoś złożyło, że ostatnio wpadłem w sidła rozmaitych opowieści o amerykańskiej Wojnie Secesyjnej. A ponieważ te liczne historie, z którymi miałem okazję się dotąd zapoznać, są bardzo bogate pod względem konikowym, pozwolę sobie jeszcze raz i drugi pomęczyć Was ciekawostkami z tamtych bardzo dawnych czasów.

Jedną z najważniejszych postaci Wojny był Ulysses Grant. Gdy wybuchła wojna, został dowódcą regimentu ochotników Unii. Później dosłużył się stopnia generała brygady, w końcu został naczelnym dowódcą wojsk Północy, a jego liczne sukcesy bitewne poskutkowały tym, że 9 kwietnia 1865 roku generał Konfederacji Robert Lee poddał się w Appomattox. Będąc "na fali" popularności Grant został 18-tym prezydentem USA. Te wszystkie sukcesy odniósł człowiek, który jako chłopak był cichy i nieśmiały, który zamiast z rówieśnikami, wolał czas spędzać z końmi, pracując przy nich i jeżdżąc.

To wielkie zamiłowanie do koni, które narodziło się w jego dzieciństwie, zostało mu na całe życie. Jako młodzieniec zdobył sobie lokalną sławę tego, który nie dawał się zrzucić z najbardziej niespokojnych i nieposłusznych koni. Gdy był na Akademii Wojskowej West Point, jego kolega, kadet James Longstreet, obserwując jego poczynania jeździeckie określił go mianem najbardziej śmiałego jeźdźca Akademii dodając, że obserwowanie tych jazd jest równie dobre, jak pójście do cyrku. Inna opowieść głosi, że na egzaminie końcowym z jazdy, obserwowanym przez setki widzów, prowadzący zajęcia sierżant Herschberger podniósł poprzeczkę przeszkody ponad swoją głowę, odwrócił się ku studenom i głośno zakomenderował: "Kadet Grant !" Wywołany rozpoczął najazd aż z końca hali i przed oczyma zamarłej z wrażenia publiki przeszkodę pokonał bezbłędnie i na pełnej szybkości. Sierżant skomentował lakonicznie: "Bardzo dobra robota, sir !" A ustanowiony wtedy rekord wysokości skoku przetrwał przez kolejne 25 lat.


Ulysses Grant


Miał podczas wojny wiele koni. Na jej początku, gdy jeszcze jako porucznikiem 21 Ochotniczego Pułku Piechoty, kupił wierzchowca, który - choć silny - jak się okazało nie nadawał się do służby wojskowej. Grant podczas przemarszu pułku ze Springfield do Missouri rozłożył obóz nad rzeką Illinois. Tam jeden z farmerów przyprowadził ogiera maści palomino, zwanego Jack, który okazał się zwierzęciem o szlachetnym pokroju, inteligentnym, doskonałym w każdym calu. Grant "przesiadł się" na niego, dosiadał go m.in podczas bitwy pod Chattanooga (listopad 1863). Mimo swoich zalet (także bojowych) koń został jednak po jakimś czasie przekazany do United States Sanitary Commission w Chicago. Była to patriotyczna organizacja zrzeszająca kobiety chcące wspierać armię Północy. Na zorganizowanej przez nią aukcji koń został sprzedany za wielką wtedy kwotę 4.000 dolarów, które zasiliły fundusz wojenny.

Później, gdy Grant został generałem brygady, kupił sobie kolejnego konia, a swemu synowi - niewielkiego pony. Koń generała niestety zginął w bitwie pod Belmont (7 listopada 1861), a Grant musiał zacząć używać na co dzień synowego poniaka. Nie licowało jednak z godnością dowqódcy wydawać rozkazy z grzbietu zwierzęcia tak małej postury, więc Grant zamienił się na konie ze swym podwładnym, kapitanem Hullierem (możemy się tylko domyślać, że "przyciśnięty" przez zwierzchnika kapitan w duszy zachwycony taką zmianą raczej nie był).


Grant na koniu - po latach odkryto, że namioty indiańskie to fotomontaż !


Nastęnym koniem Granta był deresz Fox - silny, dzielny i wytrzymały, użyty w bitwach wokół Fort Donelson i pod Shiloh. W tej ostatniej bitwie armia Południa uciekając porzuciła na polu walki kościstego, wyjątkowo brzydkiego i na oko nie nadającego się do czegokolwiek wierzchowca. Jeden z oficerów Unii, który to biedne zwierzę na pobojowisku znalazł, postanowił zrobić sobie żart i przesłał je w charakterze prezentu wraz z wyrazami przesadnych zachwytów nad jego zaletami swojemu pułkownikowi. Pułkownik Lagow, podwładny Granta, był z zamiłowania koniarzem. Wszystkim oficerom ten żart wydał się więc przedni, śmiechu z powodu takiego "pięknego prezentu" dla Lagowa było ponoć co niemiara. Na to zjawił się Grant i powiedział pułkownikowi, że ten zabiedzony koń jest rasy thoroughbred, że będzie świetnym koniem wojskowym, więc jeśli Lagow nie zechce go zatrzymać, to on, Grant, chętnie by sobie go wziął. Tak też się stało. Z uwagi na pokraczny wygląd koń został przez Granta nazwany Kangurem. Po krótkim okresie odpoczynku, dokarmiania i ogólnej opieki z tego "brzydkiego kaczątka" wyrósł wspaniały rumak, dosiadany przez generała podczas kampanii pod Vicksburg.

Grant w tej kampanii miał tez dwa inne konie. Podczas jednego z rajdów tej kampanii kawaleria zatrzymała się na plantacji Joe Davisa, brata prezydenta wrogiej Konfederacji, Jeffersona Davisa. Na tej plantacji Grant przywłaszczył sobie w charakterze zdobyczy wojennej kolejnego pony, którego podarował synowi. Traf chciał, że Pan Generał wówczas cierpiał na przykrą dolegliwość utrudniającą mu jazdę konną. Mówiąc kótko i dosadnie: miał czyraki na tyłku i obtłukiwanie tegoż generalskiego tyłka na siodle było dlań przykrym i bolesnym doznaniem. Jednak nie było "zmiłuj się", jako dowódca musiał często wsiadać na konia i jeżdzić na front... Pewnego dnia dosiadł w tym celu owego poniaka. Mięciutkie chody konika zachwyciły go (co w tych okolicznościach było jak najbardziej zrozumiałe), więc przejął go od syna. Na pamiątkę okoliczności jego zdobycia nazwał go "Jeff Davis" i miał go aż do chwili, gdy poniak padł ze starości, co nastąpiło długo po Wojnie. Jeff Davis okazał się koniem kopiącym, nieraz dającym się we znaki opiekującym się nim stajennym. Jednak w stosunku do generała nigdy nie zachował się złośliwie. Pewnie czuł, że ma do czynienia fachowcem od koni !


Jeff Davis


Po bitwie od Chattanooga generał udał się do St. Louis, odwiedzić ciężko chorego na dyzenterię syna. Będąc tam otrzymał list podpisany "S. S. Grant". Pan S. S. Grant (zbieżność nazwisk przypadkowa) pisał, że bardzo chciałby spotkać się z generałem Grantem, gdyż ma mu coś bardzo ważnego do powiedzenia. Generał zaintrygowany udał się pod wskazany adres w hotelu, a podczas spotkania pan "S. S." poinformował, że ma najwspanialszego konia na świecie, ale z racji choroby nie będzie już nigdy mógł go dosiadać. Nie chciałby, by rumak dostał się w niefachowe ręce, chciałby go więc, jako sympatyk Unii, oddać generałowi w prezencie zwłaszcza, że generał był człowiekiem znanym z fachowej opieki nad zwierzętami. Generał ochrzcił ten niecodzienny prezent imieniem Cincinnati.


Cincinnati


Cincinnati urodził się ok. 1860 roku. Był wysoki (17 dłoni, czyli ok. 172 cm), postawny i silny. W chwili przekazania był czterolatkiem ze świetnym pochodzeniem. Ojcem był Lexington, wówczas najszybszy koń w USA w biegu crossowym na 4 mile, potomek jeszcze słynniejszego wyścigowego Bostona (z 45 gonitw wygrał 40, z czego 15 z rzędu). Cincinnati okazał się prawie równie szybki, jak tatuś. Był tak doskonałym wierzchowcem, że Grantowi proponowano za niego ogromne kwoty, w pewnym momencie było to aż 10.000 dolarów w złocie ! Ten jednak odrzucał "z marszu" wszystkie tego typu oferty.


Cincinnati


Koń stał się faworytem Granta. Generał nie pozwalał komukolwiek innemu używać go do jazdy. Były od tej reguły podobno tylko dwa wyjątki: pierwszym był admirał Daniel Ammen, który w czasach bardzo wczesnej młodości uratował Granta przed utonięciem, a drugim - sam prezydent Abraham Lincoln. Sam generał za to dosiadał Cincinnati bardzo często, m.in. w historycznej chwili, gdy udawał się na spotkanie z generałem Robertem Lee, by przyjąc od niego kapitulację Południa. W zasadzie wszystkie istniejące dziś rzeźby i obrazy, przedstawiające Granta na koniu, pokazują go na Cincinnati właśnie.

W styczniu 1864 roku ludność Illinois sprezentowała generałowi konia nazwanego Egypt (Egiptem nazywano potocznie południową część stanu, z której koń pochodził, podczas gdy północną nazywano Kanaanem). Koń był surowy, więc generał osobiście zajął się jego przygotowaniem pod jazdę wierzchem. Po pewnym czasie osobiście prowadzonej, fachowej "ogólnorozwojowej" zaprawy i treningu z ziemi nastąpiło pierwsze wsiadanie: Pan Generał po prostu podszedł do zwierzęcia, włożył stopę w strzemię i powolutku, bez zbędnych szarpnięć i gwałtownych ruchów, po prostu podźwignął się wysoko, spokojnie przełożył drugą nogę ponad grzbietem konia i łagodnie siadł w siodle. I tyle. Od tego czasu koń po prostu... zaczął być użytkowany i nigdy nie sprawiał kłopotów.


Egypt


Cincinnati, Jeff Davis i Egypt przeżyły szczęśliwie Wojnę Secesyjną i gdy Grant w 1869 roku został prezydentem Stanów Zjednoczonych, trafiły do stajni przy Białym Domu. Podczas prezydentury generał bardzo często i bardzo chętnie korzystał z nich. Jego najmłodszy syn, Jesse Root Grant, wspominając jedną ze wspólnych przejażdżek pisał, że pewnego dnia jadąc żwawo na swoich doskonałych, szybkich koniach, zostali wyprzedzeni... przez wóz dostawczy rzeźnika ! Zaraz potem zaprzęg zatrzymał się pod jakimś budynkiem, rzeźnik przekazał zamówione mięso, a Grantowie wóz ominęli. Po chwili pędzący wóz wyprzedził ich po raz drugi i to mimo wysiłków ojca, by nie dać się dogonić. No tego to już prezydentowi było za wiele ! Zakonotował sobie namalowaną na wozie nazwę masarni, a następnego dnia konia od właściciela odkupił. Nazwał go - a jakże ! - "Chłopcem Rzeźnika" ("Butcher Boy").


Od lewej: Egypt, Cincinnati i Jeff Davis


W późniejszych latach Grant podczas podróży po świecie otrzymał w 1879 roku od Sułtana Turcji dwa ogiery arabskie, nazwane Leopard i Linden Tree. Konie były tak urodziwe, że po opublikowaniu ich zdjęć w gazetach Amerykanie dostali niezłego "hopla" na ich punkcie. Dochodziło nawet do tego, że byli i tacy, którzy przychodzili do kuźni, prosząc o stare podkowy, podkowiaki, czy wycięte fragmenty kopyta na pamiątkę po tych arabach !


Linden i Leopard


Generał Ulysses Grant podczas Wojny Secesyjnej nieraz mówił, że chciałby, aby się ona skończyła, bo wówczas mógłby spokojnie zająć się treningiem koni na swej farmie w St. Louis. Jak widać był koniarzem pełną gębą, wręcz - jak powiedzielibyśmy dzisiaj - "końskim zbokiem". Potrafił się z końmi obchodzić tak doskonale, że jego żona, pani Hannah Simpson Grant, podsumowała to krótko: "Konie wydają się rozumieć Ulyssesa."


Generał Grant na Cincinnati




Zródła:

http://faculty.css.edu/mkelsey/usgrant/hors2.html
http://www.oldbaldycwrt.org/
http://garmuslib.org/
http://www.digitaljournal.com/article/288791#ixzz1YemFXQAh
http://www.civilwarhome.com/leeshorses.htm
http://www.stratfordhall.org/learn/lees/leehorses.php
http://www.findagrave.com/cgi-bin/fg.cgi?page=gr&GRid=3082
http://faculty.css.edu/mkelsey/usgrant/hors1.html