"Bądź człowiekiem daj kartofla !..."




czyli: o NIEszkodliwości warzy i owoców w konikowiej doecie

21.04.2017


Dawno, dawno temu (powiedzmy: jeszcze 40 lat temu), w tych normalnych czasach, gdy koń roboczy był zjawiskiem powszechnym, gdy nikogo nie bulwersowały "pączki" na asfalcie, gdy każde dziecko wiedziało, że do konia nie podchodzi się z tyłu - otóż w owych czasach nie chodziło się do sklepów jeździeckich, by kupować pasze w wielkich, papierowych torbach. Koniom prócz trawy na pastwisku podawano siano i owies, a czasem też inne zboża, które dziś uznawane za niebezpieczne, wówczas były zaskakująco dobrze trawione przez te zwierzęta. Do tego rolnicy dodawali to, co mieli akurat "na podorędziu": roślinne resztki z warzyw, obierki, a na wsiach zwyczajowo także całe parowane kartofle. Konie pozostawały bowiem w ciągłym ruchu, który to ruch doskonale wspomagał perystaltykę jelit. Dzięki temu żaden pokarm, nawet ten ciężkostrawny, zazwyczaj nie zalegał długo w przewodzie pokarmowym, lecz łatwo przesuwał się z żołądka do jelit i dalej. Treść pokarmowa nie miała po prostu czasu ulec silnej fermentacji bakteryjnej ze wszystkimi jej konsekwencjami, na czele z bólem żołądka, czy wzdęciem jelit, mogącym łatwo zmienić się w skręt kiszek. Konie pracowały ciężko, stale, 6 dni w tygodniu, a mimo to często dożywały późnej starości, pozostając na ogół w zaskakująco dobrej kondycji.

Tymczasem dziś podanie np. obierek ziemniaczanych uważa się za wręcz stwarzanie zagrożenia dla zdrowia konia - dlaczego ? "bo czasy się zmieniły i teraz są pasze !", "bo zawsze mnie uczono, że surowe ziemniaki są trujące, a przynajmniej szkodliwe", bo "w młodych i starych skiełkowanych ziemniakach jest trująca solanina", bo "słyszałam że od większej ilości ziemniaków mogą nogi puchnąć u koni", bo "konie, karmione kartoflami bardziej się pocą i szybciej się męczą", bo... Pół biedy, jeśli chodzi o ziemniaki - faktycznie w tych "zielonych" bywa nieco solaniny, a ich wartość jako paszy wydaje się raczej umiarkowana - to tylko duża ilość tuczącej skrobii i niewiele ponad to. Jednak wbrew obiegowej opinii ziemniaki to bardzo dobra pasza dla koni. Nie jest przy tym aż tak istotone, czy sa one podawane na surowo, czy parowane. Parowane są oczywiście lepiej przyswajalne, ale podczas przygotowania tracą B i C. Surowe są gorzej przyswajalne, ale unikamy kosztów przygotowania. Najbardziej wartościowe są odmiany późne ziemniaka, gdyż zawierają mniejszą ilośc wody. Oczywiście należy podawać tylko bulwy zdrowe, bez kiełków, zazielenień, pleśni, no i, rzecz jasna, umyte. Podawanie starych (zeszłorocznych) ziemniaków jes to tyle bezcelowe, że podczas wielomiesięcznego przechowywania stopniowo tracą one skrobię. Zaleca się skarmianie ziemniaków z sieczką i z dodatkami soli i kwaśnego fosforanu wapnia (dostępny w aptekach). Karmienie dużą ilością ziemniaków musi się też łączyć z karmieniem sianem wysokobiałkowym z koniczyny lub lucerny (w ziemniakach białka tyle, co kot napłakał). Dobrym dodatkiem do ziemniaków jest bobik - nie tylko zawiera sporo białka, ale też działając obstrukcyjnie niweluje działanie rozwalniające ziemniaków. Dawka powinna być do stosowana do wykonywanej przez konia pracy, ale nie powinna przekraczać 15-20 kg - bo przekarmienie może skutkować kolką. Tu dygresja: często powtarza się, że nadmiar ziemniaków (i niektórych innych produktów) grozi kolką. To prawda, jedną z przyczyn zaburzeń trawiennych może być rozszerzenie żołądka. Ale rozszerzenie żołądka nie bierze się z tego, że spożyto akurat ziemniaki. Przyczyną może być łapczywe spożycie w dużych ilościach KAŻDEJ smacznej, a jednocześnie łatwo fermentującej paszy: mokrych lub zaparzonych zielonek, jabłek, czy niedosuszonego chleba. Inną przyczyną kolki może być też zaleganie dużych ilości łatwo fermentującej treści pokarmowej w jelitach - ale to też jest pochodna pierwszej przyczyny.



Podawane w takiej, czy innej postaci, ziemniaki pozwalają oszczędzić owies. A jeśli wziąć pod uwagę, że 1 kg ziemniaków paszowych kosztuje obecnie 15 groszy, widać, że cenowo ziemniaki to dla owsa ciekawa alternatywa. 3,5 kg ziemniaków kosztuje ok. 50 groszy, stanowiąc odpowiednik 1 kg owsa za przeciętnie 70 groszy. My wprawdzie nie zamierzamy w naszej stajni stosować "totalnej diety ziemniaczanej", ale też dzięki naszym sąsiadom obierki kartoflane są w jadłospisie naszych koni obecne na co dzień od kilkunastu lat. Problemów zdrowotnych nie dostrzeżono żadnych, bynajmniej.

"Pochodną" są płatki ziemniaczane. Płatki robione są z ziemniaków krojonych, sparowanych, a następnie osuszonych (zawierają poniżej 1% wody). Z uwagi na prostotę ich stosowania i przygotowania warte są uwagi. Również mają dużo skrobii, a mało białka (6%), czy tłuszczu (0,2%). Wymagają zatem uzupełnienia paszami wysokobiałkowymi. Są łatwo strawne, wysokoenergetyczne (0,7 kg płatków zastępuje 1 kg owsa lub 4 kg ziemniaków surowych), mają dobry wpływ na kondycję i siłę koni. Są jednak przy tym paszą niestety bardzo drogą, bo przygotowanie suszu kosztuje. Przez to są paszą mało popularną. Worek 25 kg w wersji "ludzkiej", stosowanej m.in. w piekarnictwie, to wydatek ok. 180 zł (czyli ok. 7 zł/kg); wersji paszowej (z ziemniaków paszowych) nie udało mi się znaleźć... Jeśli ktoś sie z tym produktem zetknie, powiniem pamiętać, że trzeba podawac koniecznie zwilżone wodą (gdyż pęcznieją). Zaleca się je również skarmiać lekko osolone, z dodatkiem fosforanu wapnia oraz suszonych drożdży. Jak każde suche i słonawe chipsy, tak i płatki wzmagają pragnienie - konie trzeba wówczas obficie poić.



Równiez dużo mitów narosło wokół rzekomo wielkiej szkodliwości jabłek. Owszem, zawierają głównie dużo cukru i pektyn, mało składników mineralnych, a zawartość witamin nie jest istotnie wyższa niż w roślinach okopowych. 85% ich masy stanowi woda. W postaci wytłoczyn mają tej wody mniej, za to 20-30% włókna. Obok wysłodków, melasy, roślin okopowych, a także młodych zielonek podanych bez okresu przejściowego jabłka (surowe lub po przetworzeniu) są także zaliczane do pasz niestrukturalnych, które skarmiane długo i w dużych ilościach sprzyjają kwasicy, czyli zaburzeniu kwasowo-zasadowej równowagi organizmu. A skutki kwasicy to m.in. problemy z koścmi i stawami, osteoporoza, dna moczanowa, także upośledzenie funkcji nerek. Nie ma jednak co koniarzy tym straszyć, bo nawet w dawnych czasach koniom podawano jabłka raczej jako dodatek paszowy (w większej ilości, 8-10 kg, podawano je tylko koniom cieżko pracującym), a i dziś za rozsądną granicę dawkowania uważa się 2 kg jednorazowo. Poza tym pamiętajmy, że konie nie żywią się tylko jabłkami. Jedząc je jedzą jednocześnie produkty zapobiegające kwasicy: słomę, siano, sianokiszonki. Dobrym dodatkiem "przeciwkwasicznym" są też drożdże piekarnicze lub browarniane - jeśli podajemy dużo owoców, to dla świętego spokoju można dodawać odrobinę.



Jabłka mają tę zaletę, że "dla chcącego" latem i jesienią są dostępne praktycznie za darmo. Niegdyś ogrodnik gonił dzieciaki z kijem i groźnym psem po sadzie (stąd powiedzenie o psie ogrodnika, co sam jabłka przeciez nie zje, ale i drugiemu zjeść nie da). Dziś wiele sadów pozostaje jednak całkowicie bez nadzoru, a owoce nie są zbierane - widac nikt w Polsce nie cierpi głodu... Pojedynczych jabłonek przy drogach też rośnie sporo, korzystajmy więc z okazji !

Prócz świeżych jabłek można podawać też wytłoki jabłeczne - produkt uboczny przy produkcji soków, koncentratów i win, zawierający ok. 20 % suchej masy oraz przeciędnie 1 % białka ogólnego i 4-5 % włókna. Wytłoki również są bogate w cukier, więc podawane w dużej ilości są paszą tuczącą, co wykorzystuje się powszechnie np. w opasie bydła.



Jest też dostępny w handlu susz jabłkowy, produkowany na bazie wysokiej jakości wytłoków (wilgodność rzędu 10%) - worek 25 kg kosztuje ok. 35 zł. Ma sporo błonnika, a pektyna wspomaga rozwój flory bakteryjnej w żołądku i jelitach. Susz wiąże także wodę kałową. Ponieważ suszone wytłoki jabłkowe jako pasza podlegają kontroli służb weterynaryjnych, kupując je można być pewnym ich przyzwoitej jakości.



Nie bójmy się więc skarmiac większej ilości jabłek, aczkolwiek bez względu na postać, w jakiej są podawane, wprowadzajmy je do jadłospisu stopniowo. Jeśli koń, który nie jest nadwrażliwy na cukier, będzie docelowo jadł na co dzień sporo jabłek, to nic mu nie będzie. Nie przejmujmy się też obecnością pestek i gniazd nasiennych. Często spotyka się powtarzane "jedna pani drugiej pani" informacje, że gniazda nasienne powoduja zadławienie, a nasiona jabłek zawierają toksyczny arsen (trójtlenek arsenu). Nie jest to prawdą, a gwoli ścisłości to pestki zawierają amigdalinę (witaminę B17) i cyjanki (sole kwasu cyjanowodorowego). Jednak pestka nie jest rozkładana w układzie pokarmowym, jest w cąłości wydalana. Poza tym że w pestkach jabłek są tak śladowe ilości każdej z tych substancji, że są one całkowicie nieszkodliwe. Wreszcie w niewielkich dawkach i cyjanek, i amigdalina są neutralizowane przez organizm bez jakichkolwiek skutków. Nie ma co też przejmować się opowieścią, że w jabłkach obitych powstaje patulina - toksyczna substancja rakotwórcza i mutagenna. Mnóstwo razy jedliśmy jabłka, które spadając z drzewa obiły się, a czułki i macki nam nie wyrosły. Darujmy więc sobie obieranie, krojenie i wykrawanie miejsc obitych z jabłek.

Wreszcie trzecie "straszliwe zagrożenie wg internetu", czyli marchew. Marchew ma dużo karotenu (prowitaminy A - 80-120 mg/kg), witaminy C i cukru (3-4%). Ponadto marchew zawiera 88,0% wody, 0,5% białka ogólnego, 0,1% tłuszczu, 9,7% związków bezazotowych wyciągowych, 0,7% włókna i 0,1% popiołu. Jest więc waretościową paszą dla wszystkich koni, a szczególnie cenna dla źrebiąt i młodzieży, gdyż witamina A odpowiada m.in. za prawidłowe funkcjonowanie komórek tkanki nabłonkowej, utrzymuje prawidłowy stan skóry, włosów i kopyt, zapewnienia normalny wzrost kości i zębów oraz chroni nabłonek układu oddechowego przed drobnoustrojami. Jest też dobrym dodatkiem dla klaczy źrebnych i karmiących, gdyż ma działanie mlekopędne. Oczywiście mowa o marchwi czerwonej i ewentualnie żółtej, ale nie o białej - tak, jest taka i nie tylko taka, popatrzcie:...



Ale każda marchew, nawet biała, działa pobudzająco na apetyt - sucha masa marchwi składa się przede wszystkim z cukru trzcinowego i owocowego oraz skrobi, przez to jest bardzo chętnie zjadan przez konie, stanowiąc pokarm jednocześnie smaczny, ale i okazji dietetyczny, o małej wartości odżywczej. Działa pobudzająco na apetyt. Podawać ją należy tylko i wyłącznie korzeń, bez naci; dopuszczalną dawkę różne źródła bardzo różnie określają - od 2 do nawet 10 kg; ze swej strony powiem, że był czas, gdy skarmialiśmy dziennie po wiadrze na głowę bez jakichkolwiek negatywnych skutków. Jednak podobnie jak w przypadku jabłek i ziemniaków zbyt duże ilości łapczywie spo żytej marchwi to ryzyko kolki. Podawanie marchwi wskazane szczególnie wtedy, gdy dysponujemy sianem niskiej jakości. Ponieważ jakość siana spada z każdym miesiącem, zaleca się skarmiać marchew w zimą i wiosną, aż do początku sezonu pastwiskowego. Dobrym dodatkiem do marchwi jest makuch słonecznikowy (lub mała dolewka do paszy oleju słonecznikowego), dzięki któremu lepiej jest wchłaniany karoten. Jak widać jest to dobra pasza, a dyskusję o tym, czy aby na pewno, doskonale podsumowuje jeden z głosów: "Ja mam informacje z najlepszych śródeł ! Zapytałam dziś moich kobył, czy marchewka jest zawsze przyjacielem i odpowiedź brzmiała: zdecydowanie tak !!! " Więc tego się trzymajmy.

Niestety jest w tym wszystkim małe "ale": Z marchwi zjadany jest korzeń, który rosnąc w ziemi, szybko wchłania z gleby różne substancje. O tym, że marchew uprawiana na ciężkich ilościach nawozów może zawierać wiele toksyn, mówi się od dawna i pełno jest na ten temat artykułów. Szkodliwe są zwłaszcza związki azotu, które po spożyciu utleniają żelazo w hemoglobinie, przez co zostaje zakłócone oddychanie. Właśnie podawanie takich "bomb chemicznych" w dużych ilościach sprawia, że czasem pojawiają się głosy o szkodliwości tego warzywa. Oczywiście ze względów finansowych nie ma co kupować koniom na stoisku ze zdrową żywnością quasi-eko-marchewki za paskarską cenę, ale jeśli mamy dost do "swojskiego" źródła, podawajmy marchew śmiało. Podawajny rzecz jasna tylko korzeń, a nie nać ! Górna część korzenia wystaje z ziemu i pod wpływem światła słonecznego wytwarza się tam solanina, co objawia się zielonym (a nie czerwonawym) kolorkiem tej części. Górną część marchewki trzeba więc obcinać, aczkolwiek nie należy też popadać w paranoję i rwać włosów z głowy, gdy jakaś jedna i druga zielonkawa "piętka" zaplącze się do żłobu.

Przy okazji warto się rozprawić z pewnym mitem, od którego nie uwolniła się nawet "wielka trójca" światka hodowlanego, czyli panowie profesorowie Zwoliński, Pruski i Sasimowski. W przeszłości powtarzano, że marchew ma pewne właściwości przeciwrobacze. Brało się to stąd, że po zjedzeniu solidnej porcji marchwi w odchodach koni widać było robaki. Taki sam efekt dawał się jeszcze lepiej dostrzec po podaniu zwierzętom buraków. Tymczasem warzywa okopowe dają robalom w układzie pokarmowym świetne środowisko do rozwoju, a że odchody koni po skarmieniu solidnej porcji takich warzyw mają nieco inny kolor, to i wydalana "zwyczajowo" z odchodami porcja pasożytów po prostu jest lepiej widoczna.

A skoro wspomniane zostały buraki: są bardzo wartościowe pod względem odżywczym ze względu na wysoką zawartość cukrów (ponad 70% suchej masy), które są łatwo przyswajalne i dobrze wykorzystywane. Większa ilośc cukrów jest w burakach cukrowych, mniejsza zaś w pastewnych i półcukrowych. Niegdyś koniom najciężej pracującym podawano ich nawet 10 kg dziennie, ale oczywiście dziś z uwagi na to, że konie głównie się lenią, buraki cukrowe moga być tylko dodatkiem deserowym (ćwiartka raz na kilka dni), większa ilość to proszenie się o mięśniochwat i rozwolnienie. Buraki pastewne zawierają 87 % wody, 1 % białka, 0,2% tłuszczu, 9-10 % związków wyciągowych, 1,2 % włókna i 0,8 % popiołu. Stosuje się je w większych ilościach (ok. 10 kg) głównie w zimie jako dodatek do pasz dla koni pracujących. Buraki półcukrowe z kolei zawierają mniej wody, a więcej białka ogólnego i cukru, są więc paszą energetycznąiotwórcza. Dawkowanie takie same jak przy burakach pastewnych. Jednak trzeba pamiętać, że generalnie buraki tak, czy siak zawierają mało białka i minerałów, nie mogą zatem być podstawą diety - zwłaszcza w żywieniu zwierząt hodowlanych i konikowej młodzieży.



W całej dyskusji o wadach i zaletach warzyw w diecie bardzo spodobało mi się wyczytane gdzieś zdanie: "Za zdrowotność konia odpowiadają poprawne proporcje paszy objętościowej do treściwej oraz sposób skarmiania." A że czas na tradycyjne podsumowanie tekstu, więc jako podsumowanie zacytuję inny celny głos w dyskusji: "Przede wszystkim postawmy na produkty naturalne, czyli jabłka i marchewki. Pamiętajmy jednak, że koń to nie śmietnik, a nasz przyjaciel i nie dawajmy mu do jedzenia byle czego. Dbajmy o to, by nie dawać naszemu podopiecznemu zgniłych jabłek i zapiaszczonych marchwi." Amen !





Zródła:

http://www.polgrain.pl/produkty-uboczne-8.html
http://gallop.pl/zdrowe-smakolyki-dla-koni/
https://konie.wortale.net/zdrowie,ac255/zywienie,ac270/zywienie-koni,177
https://www.agrolok.pl/artykuly/specyficzne-wymagania-zywieniowe-koni.htm
http://www.konieirumaki.pl/pl/kolka-niejedno-ma-imie
http://www.mporady.pl/jak-karmic-konia.html
http://www.polgrain.pl/produkty-uboczne-8.html