Jełgawa to 65-tysięczne, czwarte co do wielkości miasto na Łotwie, położone nad rzeką Lelupą. Jest to częste miejsce
odwiedzin turystów ze względu na posiadane zabytki, z których najważniejszym jest piękny, klasycystyczny pałac, zbudowany
w latach 1738-1772. Pałas jest położony w samym środku miasta, w południowej części długiej na ok. 4,5 km, lecz dość
wąskiej wyspy Pilssala na Lelupie, zwanej też Wyspą Zamkową. Dawniej był siedzibą księcia Kurlandii i Semigalii Ernsta
Johanna von Biron, dziś z budynku korzysta Jełgawski Uniwersytet Rolniczy. Wokół pałacu w 1817 roku rozpoczęto zakładanie
parku, obfitującego w kanały, mosty i rozmaite romantyczne budowle. Park zachował swój charakter do dziś, jednak całą
centralną i północną część wyspy zajmują tak, jak i przed wiekami, podmokłe, zalewowe łąki i bagna. Ten teren zaczął
jednak w końcu ubiegłego wieku zmieniać swój charakter. Pokrył się bujniejszą, wyższą trawą, zaczął gdzieniegdzie mocno
zarastać krzewami. Tymczasem był on od 1999 roku rezerwatem przyrody, od 2004 roku objętym programem Natura 2000 -
specjalnym europejskim programem ochrony obszarów naturalnych. Powinien więc pozostać w swojej pierwotnej, bagnistej
postaci, zwłaszcza, że stanowi teren lęgowy dla bardzo wielu gatunków rzadkich gatunków ptaków, gnieżdżących się na
bagnach, w trzcinach lub niskiej trawie, dla których krzewy i jednolicie wysoka trawa nie są dobrym środowiskiem. A zmiany
środowiskowe były już tak duże, że zauważono, iż liczba tych ptaków na tym terenie zaczęła spadać...
Prace nad utrzymaniem pierwotnego charakteru miejsca rozpoczęły się jesienią 2004 roku. W ciągu 2 lat wycięto ok. 10
hektarów krzewów. Jednak problemem było stałe utrzymanie terenu we właściwym stanie i zgodnie z zasadami ekologii.
Najlepiej byłoby, gdyby bujna trawa była koszona lub wypasana, ale w Jełgawie, całkiem przecież sporym mieście, trudno
było znależć kogoś, kto zechciałby korzystać z tych sporych terenów w celu wypasu stad bydła, czy przerabiać - bagatela ! -
352 hektary łąk na siano... W końcu ktoś poszedł po rozum do głowy i 29 sierpnia 2006 roku w samym centrum miasta pojawiło
się... 16 koników polskich, uroczyście witanych przez władze miasta. Co ciekawe, momo, że koniki są "polskie", to zostały
zakupione nie u nas, a w Holandii. Koniki miały zostać wypuszczone na wolność i pozostać w stanie półdzikim (tzn. nie miały
być dokarmiane, a kontakt z człowiekiem miał być ograniczony do minimum, miały jednak być dozorowane). Tak też się stało.
Koniki polskie wyjadając trawę skracają ją, pozostawiając jednocześnie kępy mniej smacznych gatunków, które mogą stać się
miejscami gniazdowania niektórych ptaków. Chodzą zwykle swymi utartymi ścieżkami i poruszają się ostrożnie, więc gniazda
nie są zadeptywane. Konie dbając o swoje żołądki dbają więc też o naturalne środowisko rezerwatu. Są przy tym niewymagające
pod względem paszowym - jedzą wiele gatunków traw, liście krzewów, a nawet korę. Ponieważ mają do dyspozycji wielki teren,
mają tym samym zapewnione pożywienie, zatem koszty ich utrzymania są znikome w porównaniu z kosztami, jakie miasto musiałoby
ponosić na koszenie trawy.
Koniki są odseparowane od reszty miasta przez wody rzeki, a od odwiedzanej przez ludzi części z parkiem i pałacem oddzielone
są ogrodzeniem. Pozostają na swobodzie także zimą. Jako, że są z natury zwierzętami stadnymi, przywiązanymi do swego
terytorium i raczej nie zwykłymi przemierzać większych przestrzeni, więc nie powinny więc próbować opuścić sprezentowanego
im terenu. Nie mają też na ogół w zwyczaju wchodzenia na lód, zatem spodziewano się, że zimą nie będą próbowały przedostać
sie do miasta, o ile będą miały na miejscu pożywienie. Mimo to planowane jest odgrodzenie części terenu także od rzeki -
powstanie w ten sposób wielki "zimowy padok", z jednej strony zapewniający odpowiednią ilość pożywienia, a jednocześnie
zapobiegający ewentualnej ucieczce z wyspy.
Koniki są codziennie doglądane przez jednego z pracowników Uniwersytetu, jednak nie karmi on koni na co dzień - dokarmianie
jest przewidziane tylko w przypadku wystąpienia bardzo ciężkich, długotrwałych opadów śniegu, uniemożliwiających odgrzebywanie
trawy. Aby łatwiej nadzorować stado planowane jest postawienie dla dozorcy wieży obserwacyjnej, która będzie dostępna także
dla odwiedzających jako atrakcja turystyczna. Opiekun dba także o to, by osoby przebywające na wyspie nie kontaktowały się
bezpośrednio z końmi, nie dręczyły ich, nie głaskały, a przede wszystkim - nie karmiły. Regulamin dla odwiedzających
nakazuje nie podchodzenie do zwierząt na mniej niż 15 metrów. No cóż, jak widać na zdjęciu skłonność do omijania przepisów
jest nie tylko cechą Polaków...
Zródła:
http://www.latvia.travel/en/jelgava-castle
http://www.ldf.lv/pub/?doc_id=28794
http://www.flaczynscy.art.pl/baltica2005.html