Prawo kaduka




czyli: uzurpatorstwa PZJ ciąg dalszy

08.08.2020
Poglądy przedstawione w poniższym tekście są wyłącznie moją (Tomka J.) prywatną opinią na temat opisywanej sprawy



Kilka lat temu PZJ starał się narzucić amatorom "rząd dusz" i kontrolować także jeźdźców nie chcących mieć z PZJ nic wspólnego. Uczynił to w sposób wredny, grożąc bezprawnie "swoim" sędziom, komisarzom i zawodnikom półrocznymi dyskwalifikacjami za jakikolwiek udział w imprezach nie zgłoszonych do Związku przez niepokornych organizatorów. "Namaszczenie" przez PZJ amatorom było jednak "psu na budę", a że "Polak potrafi", to po prostu w ogłoszeniach o zawodach amatorskich zaczęto zamieniać słowo "zawody" na "konsultacje ujeżdżeniowe", czy "parkury szkoleniowe". Tych organizatorów, którzy w sempiternie mieli uzurpatorskie zapędy Związku i swoje "amatorki" odważnie nazywali dalej zawodami (zgodnie zresztą z prawdą), Związek próbował przywoływać do porządku komunikatami w rodzaju tego sprzed mniej więcej miesiąca, autorstwa SZJ: "Chcielibyśmy przypomnieć o konieczności zatwierdzania przez SZJ propozycji jeździeckich imprez sportowych noszących miano "towarzyskie" lub "amatorskie". Nazywając swoją jeździecką imprezę "towarzyską" automatycznie podlegać ona będzie Regulaminowi Zawodów Towarzyskich." Takie stwierdzenie jest jednak nieprawdą. PZJ nie stanowi w tym kraju prawa, a osoba prywatna lub firma nie podlegająca PZJ może sobie organizować dowolne imprezy jeździeckie w dowolny sposób, kontrolno-apodyktyczne zapędy działaczy lekce sobie ważąc. Związek jest zrzeszeniem, którego regulacje dotyczą tylko i wyłącznie osób i instytucji zrzeszonych. Więc nie, absolutnie nie ma powszechnej konieczności zatwierdzania przez Związek propozycji jeździeckich wszelkich imprez sportowych noszących miano towarzyskich, a nazwanie imprezy jeździeckiej "towarzyską" nie sprawia, że automatycznie podlega ona Regulaminowi Zawodów Towarzyskich. Owszem, są nazwy, których znaczenie jest ściśle określone i wolno ich używć tylko w odniesieniu do rzeczy mających zdefiniowane właściwości - jak na przykład "hotel", czy "oscypek"; ale tak długo, jak długo polskie prawo nie uzna, że "zawody jeździeckie" są nazwą zastrzeżoną tylko dla PZJ, tak długo lipcową uchwałę można, a wręcz trzeba lekce sobie ważyć.

Jakiś czas później PZJ usiłował rządzić zawodnikami z kadry narodowej, żądając od nich de facto bezwarunkowego podporządkowania się wszelkim planom i poleceniom tegoż związku. Ba, chciał rządzić nie tylko zawodnikami, ale i sponsorami oraz właścicielami koni. Ta próba zniewolenia poskutkowała wówczas "rozpieprzeniem" kadry i wycofaniem się paru najlepszych polskich ze współpracy. Teraz zaś PZJ po raz kolejny "poszedł po bandzie", ogłaszając swoje stanowisko co do tego, co się ma Związkowi należeć podczas każdych zawodów "z najwyższej półki". W uchwale z 13.07.2020 czytamy, że wyłącznie do PZJ należą wszelkie prawa do sprzedaży praw do transmisji i retransmisji z zawodów ogólnokrajowych i międzynarodowych Kalendarza PZJ, a przeprowadzenie transmisji z zawodów ogólnokrajowych i międzynarodowych Kalendarza PZJ bez zgody i umowy z PZJ skutkować będzie opłatą Organizatora na rzecz PZJ (2000 zł w przypadku zawodów ogólnokrajowych i 10 000 zł w przypadku zawodów międzynarodowych). Organizator może prowadzić rozmowy z potencjalnymi kontrahentami na temat realizacji rejestracji i transmisji zawodów tylko w porozumieniu z PZJ, przy czym PZJ będzie "wyznaczał standardy realizacyjne i będzie prowadził działania z zakresu zarządzania prawami oraz spójną polityką medialną i promocyjno-marketingową". Przy tym "celem wdrażania strategii rozwoju polskiego jeździectwa" organizator jest przez PZJ zmuszony do zapewnienia Związkowi (domyślnie: na swój koszt) m.in. 20% całości ekspozycji na wszelkich afiszach, plakaty programach zawodów, listach startowych, ulotkach, w mediach społecznościowych, na billboardach, flagach itp. Na stronie Organizatora - musi zaś być link do strony PZJ i - uwaga, uwaga, bo to już kuriozum - strony podmiotu wskazanego (czytaj: promowanego) przez PZJ (czyli jako organizator ma mreklamować obcą, być może nawet konkurencyjną firmę za friko). Spiker podczas zawodów ma obowiązek przedstawiać informacje o PZJ i podmiocie wskazanym przez PZJ oraz o programach realizowanych przez PZJ. Organizator ma dać Związkowi także łącznie 50 (!) darmowych wejściówek oraz "adekwatną" do nich liczbę miejsc parkingowych, jak również zapewnić "możliwość zakupu dodatkowych wejściówek/biletów po preferencyjnych cenach" (ile ma być tych dodatkowych i co to znaczy cena preferencyjna ?...) Wszystko to pod groźbą kar finansowych w razie nie wykonania. Nie dając nic Związek również zaklepuje sobie jednocześnie "możliwość działań marketingowych oraz promocyjnych podczas i na terenie imprezy PZJ oraz (znów !) podmiotowi wskazanemu przez PZJ takich, jak np. dystrybucja własnych materiałów edukacyjnych czy reklamowych oraz prawo do udziału przedstawicieli PZJ w ceremonii dekoracji zwycięzców konkursów.

Te zapisy zbulwersowały wiele osób i firm, które dotychczas miały jeszcze jakieś chęci, siły i środki, żeby zawody wysokiej rangi nadal organizować. Nie zaliczam się do grona tychże organizatorów, ale i mnie takie roszczenia wkurzyły - a zwłaszcza ten, w którym PZJ zawłaszcza sobie ogół praw audiowizualnych z zawodów ogólnopolskich i międzynarodowych, organizowanych na terenie Polski. W uchwale znajduje się bowiem taki oto zapis: "Wszelkie powstałe zapisy audiowizualne z zawodów Kalendarza PZJ należą do PZJ z chwilą ich powstania, zgodnie z załącznikiem nr 2 Prawa medialne". Zwróćmy uwagę na ważną rzecz: w tej uchwale "zapis audiowizualny" to nie tylko transmisja z zawodów w telewizji, czy w systemie streamingu. To także każde zdjęcie, czy nagranie, zrobione przez każdego z widzów - na przykład nagranie przez rodzica smartfonem przejazdu swego dziecka.



Głosy sprzeciwu rozbrzmiały w mediach społecznościowych, temat uchwały poruszył też - jakżeby inaczej - pan Marek Szewczyk na swojej "Hipologice". Pan Marek krytykując równocześnie jednak twierdzi, że "co do zasady organizator ma prawo mieć prawa autorskie do przekazu medialnego z zawodów, które podlegają jego gestii" - czyli wszystkie zawody wpisane do kalendarza centralnego PZJ, zaakceptowane przez PZJ, których propozycje muszą się zgadzać z obecnymi przepisami i regulacjami ustanowionymi przez PZJ. Pan Szewczyk komentując uchwałę zasadnie wychodzi z założenia, że w tym wszystkim chodzi o kasę, której Związkowi brakuje (choć równocześnie podobno dochrapał się nowej siedziby...). Wychodząc od tego kieruje dalsze dywagacje na dysproporcję przy organizowaniu zawodów między dużymi prawami oraz znikomymi obowiązkami i obciążeniami finansowymi PZJ, a znikomymi prawami oraz wielkimi obowiązkami i obciązeniami faktycznego organizatora zawodów. Pisze: "Gdybyśmy byli boksem, żużlem, albo piłką nożną, taka postawa prezesa byłaby całkowicie uzasadniona. Dlaczego na sprzedaży praw do pokazywania w telewizji (czy dziś także w internecie) ma zarabiać jakiś pośrednik, skoro powinien zarabiać przede wszystkim podmiot, który tym wszystkim zawiaduje, czyli związek sportowy (...) [Ale] o prawo do transmisji telewizyjnych z zawodów jeździeckich żadne telewizje się nie biją." Zauważa, że choć PZJ ma prawo do ustanawiania regulacji, którym powinny podlegać internetowe transmisje, to powinien z tych praw korzystać z umiarem, proporcjonalnie do obciążeń finansowych wszystkich stron biorących udział w organizowaniu zawodów. W podobną stronę idzie artykuł na stronie internetowej Swiata Koni. Tekst autorstwa pana Sławomira Dudka polecam, bo z zawartymi tam tezami po prostu nie sposób się nie zgodzić. Obaj panowie jednak skupiając się na problemach, jakie przez tą uchwałę będą mieli wielcy organizatorzy, a pomijają jej wpływ na "przeciętnego Kowalskiego". Pan Szewczyk wręcz odżegnuje się od dyskusji o takich sytuacjach, kiedy widz nagrywa swoim telefonem przejazd i umieszcza go np. na facebooku. "Gdyby PZJ chciał ściągać haracz od takich sytuacji, to by się ośmieszał, a poza tym byłoby to niewykonalne." Ale moim wszakże zdaniem jest tu uprzejmy się mylić. Rację ma natomiast pisząc, że "problem nie polega więc na tym, do kogo należą prawa do relacji z zawodów, tylko na tym, jak się z tych praw korzysta."

PZJ jest organem "namaszczonym" przez Ministerstwo do reprezentowania sportu jeżdzieckiego na arenie międzynarodowej oraz do działań zmierzających do rozwoju i promowania jeździectwa w każdej jego dyscyplinie (czy dobrze to robi, to już inna sprawa). Ale powtórzę: Związek jest tylko i wyłącznie zrzeszeniem, a jego regulacje i uchwały dotyczą tylko i wyłącznie osób i instytucji w nim zrzeszonych lub wyrażających w takiej, czy innej formie zgodę na postępowanie według związkowych zasad. Zwiazek "z definicji" nie tworzy powszechnie obowiązującego prawa. Wszystkie przytoczone wyżej "prawa" PZJ są tzw, prawami kaduka, czyli: przywilejami pozyskanymi bezprawnie, z wykorzystaniem luk prawa lub jego niemocy. Profesor Jerzy Bralczyk pisał: "Caducus to tyle, co 'bezpański', lecz także 'chylący się ku upadkowi', 'padający' – stąd też to także nazwa padaczki, wielkiej niemocy, a dalej i tego, kto ją sprowadzał, czyli diabła. I mamy w ten sposób prawo, nad którym diabeł czuwa, czyli bezprawie. Nazwaliśmy je tak poniekąd prawem kaduka." I teraz: Związek właśnie prawem kaduka uzurpuje sobie prawo własności do zapisów audoiwizualnych. Jednocześnie już parę lat temu nadał sobie w ten sam sposób nienależne mu prawo "rządu dusz" nad zawodami amatorskimi, których zgłaszania żąda od organizatorów. Co może z tego wynikać ? Póki co lipcowa uchwała PZJ dotyczy tylko zawodów szczebla centralnego, ale stawiam beczkę 40-letniej szkockiej whisky przeciw butelce "kranówy", że za jakiś czas prawo zaboru zdjęć i nagrać zostanie rozszerzone na szczebel regionalny. A potem ? Wcale się nie zdziwię, jeśli za jakiś czas okaże się, że owa narzucona (rzekoma) konieczność wpisywania "amatorek" do rejestrów PZJ zacznie zdaniem Związku oznaczać, że tenże Związek "z definicji" zyskuje (rzekomo) prawo do wszelkich zapisów audiowizualnych także na takich małych imprezach, gdyż "automatycznie podlegają one Regulaminowi Zawodów Towarzyskich". A swoją drogą: jeśli byłbym amatorem-milionerem i gdybym zorganizował ot, tak, dla kaprysu, zawody ogólnopolskie (czyli: szczebla centralnego) pod nazwą "Prywatne Amatorskie Centralne Mistrzostwa Polski", to czy też musiałbym zrzec się wszelkich praw do rejestracji ich przebiegu na rzecz Związku, bo on tak chce, bo taką uchwałę sobie wykoncypował ? Wolne żarty...

Nie ma co się łudzić, że wspomniana uchwała nie będzie stosowana przeciw "zwykłym śmiertelnikom". Będzie. Sam tylko fakt jej ogłoszenia ma już duże konsekwencje. Na przykład: niejeden z widzów wyspecjalizował się w robieniu zdjęć z zawodów (notabene: nierzadko robionych na naprawdę bardzo profesjonalnym poziomie), które potem oferuje odpłatnie innym - lipcowa uchwała ten small business w teorii likwiduje, bo przecież ich zdjęcia nie będą (rzekomo) należały do nich... Kolejna rzecz: uchwała może też być doskonałym batem na niepokornych, którzy z jednej strony robią i publikują zdjęcia lub filmy z zawodów, a jednocześnie ośmielają się krytykować poczynania Związku - per analogiam do wspomnianego wczesniej szantażu dyskwalifikacją. PZJ z każdym ponownym pomysłem coraz bardziej przypomina mi tu Putina, czy Łukaszenkę. Albo jeszcze bardziej: orwellowskiego Wielkiego Brata, który tak skonstruował każdy aspekt rzeczywistości "angsocu" (włącznie z "nowomową"), by wręcz nie dało się przeciw owemu Bratu nawet słowem zająknąć. Znane jest powiedzenie radzieckiego prokuratora Andrieja Wyszyńskiego: "Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie". Sam fakt istnienia przepisu (w tym zaś przypadku - "przepisu", cudzysłów celowy) oznacza, że można go zastosować w stosunku do kogokolwiek, także do zwykłego widza. Wystarczy, że trafi się jakiś oszołom, albo np. ktoś o mentalności ciecia na budowie (który nie ma żadnej władzy, ale już on wszystkim pokaże, kto na tej budowie rządzi !) - i będzie się działo ! W przeciwieństwie do pana Szewczyka ja bardzo łatwo mogę sobie wyobrazić, że PZJ usiłuje ściągać haracz od zwykłego widza z aparatem, urządzając "pokazówkę" jako przestrogę dla ogółu. Piszę "usiłuje", bo powtórzę i powtarzać będę aż do znudzenia: moc sprawcza uchwały Związku w tym zakresie jest dokładnie żadna. Zdjęcia robione na zawodach przeze mnie są moją własnością, nie Związku, ani nie organizatora. Organizator może mi zabronić robienia i pubikowania zdjęć i nagrań wideo, albo pozwolić na to, ale tak, czy siak nie staje się "z definicji" ich właścicielem nawet wtedy, gdy robię je wbrew jego zakazowi. Organizator nie ma takiego prawa "z urzędu", więc jak mógłby je mieć PZJ takim organizatorem nie będąc ?! Autorskie prawa majątkowe Związek może kupic ode mnie lub nabyć je moca postanowień umowy, w której zatrudni mnie jako np. fotoreportera na zawody. W pozostałych przypadkach zdjecia pozostają moją prywatną własnością, od której każda osoba, czy to fizyczna, czy prawna, niech będzie uprzejma się od...stosunkować. A przy okazji: na naszej stronie jest szereg zdjęć z zawodów, przedstawiających moją niepełnoletnią póki co córkę, której wizerunek prawnie należy do mnie. Czy gdyby to były zdjęcia z zawodów szczebla centralnego to Związek uważałby, że uzurpując sobie prawo do moich zdjęć ma prawo także do wizerunku mojego dziecka ? No toż to byłyby przejaja w najczystszej postaci !

Nieraz jeszcze zdarzy robić zdjęcia w czasie zawodów, być może także ogólnopolskich. Formalnie rzecz biorąc jako utwór będą one chronione przez ustawę o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Uchwała PZJ stoi w sprzeczności z tym prawem, a Związek nie może narzucać praw i obowiązków osobom i instytucjom w tymże związku nie zrzeszonych. Więc drodzy działacze, możecie mnie "cmoknąć". Będę zdjęcia dalej robił i publikował je na naszej stronie, bo są moje. I bardzo chciałbym zobaczyć takiego byka, który reprezentując Związek stanie przede mną i zażąda praw do tych zdjęć !



Zródła:

https://pzj.pl/sites/default/files/Zawody%20Covid%2005.08.pdf