Kilka lat temu PZJ starał się narzucić amatorom "rząd dusz" i kontrolować także jeźdźców nie chcących mieć z PZJ nic wspólnego.
Uczynił to w sposób wredny, grożąc bezprawnie "swoim" sędziom, komisarzom i zawodnikom półrocznymi dyskwalifikacjami za jakikolwiek
udział w imprezach nie zgłoszonych do Związku przez niepokornych organizatorów. "Namaszczenie" przez PZJ amatorom było jednak "psu
na budę", a że "Polak potrafi", to po prostu w ogłoszeniach o zawodach amatorskich zaczęto zamieniać słowo "zawody" na "konsultacje
ujeżdżeniowe", czy "parkury szkoleniowe". Tych organizatorów, którzy w sempiternie mieli uzurpatorskie zapędy Związku i swoje
"amatorki" odważnie nazywali dalej zawodami (zgodnie zresztą z prawdą), Związek próbował przywoływać do porządku komunikatami
w rodzaju tego sprzed mniej więcej miesiąca, autorstwa SZJ: "Chcielibyśmy przypomnieć o konieczności zatwierdzania przez SZJ
propozycji jeździeckich imprez sportowych noszących miano "towarzyskie" lub "amatorskie". Nazywając swoją jeździecką imprezę
"towarzyską" automatycznie podlegać ona będzie Regulaminowi Zawodów Towarzyskich." Takie stwierdzenie jest jednak nieprawdą.
PZJ nie stanowi w tym kraju prawa, a osoba prywatna lub firma nie podlegająca PZJ może sobie organizować dowolne imprezy jeździeckie
w dowolny sposób, kontrolno-apodyktyczne zapędy działaczy lekce sobie ważąc. Związek jest zrzeszeniem, którego regulacje dotyczą
tylko i wyłącznie osób i instytucji zrzeszonych. Więc nie, absolutnie nie ma powszechnej konieczności zatwierdzania przez Związek
propozycji jeździeckich wszelkich imprez sportowych noszących miano towarzyskich, a nazwanie imprezy jeździeckiej "towarzyską" nie
sprawia, że automatycznie podlega ona Regulaminowi Zawodów Towarzyskich. Owszem, są nazwy, których znaczenie jest ściśle określone
i wolno ich używć tylko w odniesieniu do rzeczy mających zdefiniowane właściwości - jak na przykład "hotel", czy "oscypek"; ale tak
długo, jak długo polskie prawo nie uzna, że "zawody jeździeckie" są nazwą zastrzeżoną tylko dla PZJ, tak długo lipcową uchwałę można,
a wręcz trzeba lekce sobie ważyć.
Jakiś czas później PZJ usiłował rządzić zawodnikami z kadry narodowej, żądając od nich de facto bezwarunkowego podporządkowania
się wszelkim planom i poleceniom tegoż związku. Ba, chciał rządzić nie tylko zawodnikami, ale i sponsorami oraz właścicielami koni.
Ta próba zniewolenia poskutkowała wówczas "rozpieprzeniem" kadry i wycofaniem się paru najlepszych polskich ze współpracy. Teraz zaś
PZJ po raz kolejny "poszedł po bandzie", ogłaszając swoje stanowisko co do tego, co się ma Związkowi należeć podczas każdych zawodów
"z najwyższej półki". W uchwale z 13.07.2020 czytamy, że wyłącznie do PZJ należą wszelkie prawa do sprzedaży praw do transmisji i
retransmisji z zawodów ogólnokrajowych i międzynarodowych Kalendarza PZJ, a przeprowadzenie transmisji z zawodów ogólnokrajowych i
międzynarodowych Kalendarza PZJ bez zgody i umowy z PZJ skutkować będzie opłatą Organizatora na rzecz PZJ (2000 zł w przypadku zawodów
ogólnokrajowych i 10 000 zł w przypadku zawodów międzynarodowych). Organizator może prowadzić rozmowy z potencjalnymi kontrahentami na
temat realizacji rejestracji i transmisji zawodów tylko w porozumieniu z PZJ, przy czym PZJ będzie "wyznaczał standardy realizacyjne
i będzie prowadził działania z zakresu zarządzania prawami oraz spójną polityką medialną i promocyjno-marketingową". Przy tym "celem
wdrażania strategii rozwoju polskiego jeździectwa" organizator jest przez PZJ zmuszony do zapewnienia Związkowi (domyślnie: na swój
koszt) m.in. 20% całości ekspozycji na wszelkich afiszach, plakaty programach zawodów, listach startowych, ulotkach, w mediach
społecznościowych, na billboardach, flagach itp. Na stronie Organizatora - musi zaś być link do strony PZJ i - uwaga, uwaga, bo to
już kuriozum - strony podmiotu wskazanego (czytaj: promowanego) przez PZJ (czyli jako organizator ma mreklamować obcą, być może nawet
konkurencyjną firmę za friko). Spiker podczas zawodów ma obowiązek przedstawiać informacje o PZJ i podmiocie wskazanym przez PZJ oraz
o programach realizowanych przez PZJ. Organizator ma dać Związkowi także łącznie 50 (!) darmowych wejściówek oraz "adekwatną" do nich
liczbę miejsc parkingowych, jak również zapewnić "możliwość zakupu dodatkowych wejściówek/biletów po preferencyjnych cenach" (ile
ma być tych dodatkowych i co to znaczy cena preferencyjna ?...) Wszystko to pod groźbą kar finansowych w razie nie wykonania. Nie
dając nic Związek również zaklepuje sobie jednocześnie "możliwość działań marketingowych oraz promocyjnych podczas i na terenie
imprezy PZJ oraz (znów !) podmiotowi wskazanemu przez PZJ takich, jak np. dystrybucja własnych materiałów edukacyjnych czy reklamowych
oraz prawo do udziału przedstawicieli PZJ w ceremonii dekoracji zwycięzców konkursów.
Te zapisy zbulwersowały wiele osób i firm, które dotychczas miały jeszcze jakieś chęci, siły i środki, żeby zawody wysokiej rangi nadal
organizować. Nie zaliczam się do grona tychże organizatorów, ale i mnie takie roszczenia wkurzyły - a zwłaszcza ten, w którym PZJ
zawłaszcza sobie ogół praw audiowizualnych z zawodów ogólnopolskich i międzynarodowych, organizowanych na terenie Polski. W uchwale
znajduje się bowiem taki oto zapis: "Wszelkie powstałe zapisy audiowizualne z zawodów Kalendarza PZJ należą do PZJ z chwilą ich powstania,
zgodnie z załącznikiem nr 2 Prawa medialne". Zwróćmy uwagę na ważną rzecz: w tej uchwale "zapis audiowizualny" to nie tylko transmisja
z zawodów w telewizji, czy w systemie streamingu. To także każde zdjęcie, czy nagranie, zrobione przez każdego z widzów - na przykład
nagranie przez rodzica smartfonem przejazdu swego dziecka.
Głosy sprzeciwu rozbrzmiały w mediach społecznościowych, temat uchwały poruszył też - jakżeby inaczej - pan Marek Szewczyk na swojej
"Hipologice". Pan Marek krytykując równocześnie jednak twierdzi, że "co do zasady organizator ma prawo mieć prawa autorskie do przekazu
medialnego z zawodów, które podlegają jego gestii" - czyli wszystkie zawody wpisane do kalendarza centralnego PZJ, zaakceptowane przez
PZJ, których propozycje muszą się zgadzać z obecnymi przepisami i regulacjami ustanowionymi przez PZJ. Pan Szewczyk komentując uchwałę
zasadnie wychodzi z założenia, że w tym wszystkim chodzi o kasę, której Związkowi brakuje (choć równocześnie podobno dochrapał się nowej
siedziby...). Wychodząc od tego kieruje dalsze dywagacje na dysproporcję przy organizowaniu zawodów między dużymi prawami oraz znikomymi
obowiązkami i obciążeniami finansowymi PZJ, a znikomymi prawami oraz wielkimi obowiązkami i obciązeniami faktycznego organizatora zawodów.
Pisze: "Gdybyśmy byli boksem, żużlem, albo piłką nożną, taka postawa prezesa byłaby całkowicie uzasadniona. Dlaczego na sprzedaży praw do
pokazywania w telewizji (czy dziś także w internecie) ma zarabiać jakiś pośrednik, skoro powinien zarabiać przede wszystkim podmiot, który
tym wszystkim zawiaduje, czyli związek sportowy (...) [Ale] o prawo do transmisji telewizyjnych z zawodów jeździeckich żadne telewizje się
nie biją." Zauważa, że choć PZJ ma prawo do ustanawiania regulacji, którym powinny podlegać internetowe transmisje, to powinien z tych
praw korzystać z umiarem, proporcjonalnie do obciążeń finansowych wszystkich stron biorących udział w organizowaniu zawodów. W podobną
stronę idzie artykuł na stronie internetowej
Swiata Koni. Tekst autorstwa pana Sławomira Dudka polecam, bo z zawartymi tam tezami po prostu nie sposób się nie
zgodzić. Obaj panowie jednak skupiając się na problemach, jakie przez tą uchwałę będą mieli wielcy organizatorzy, a pomijają jej wpływ
na "przeciętnego Kowalskiego". Pan Szewczyk wręcz odżegnuje się od dyskusji o takich sytuacjach, kiedy widz nagrywa swoim telefonem
przejazd i umieszcza go np. na facebooku. "Gdyby PZJ chciał ściągać haracz od takich sytuacji, to by się ośmieszał, a poza tym byłoby
to niewykonalne." Ale moim wszakże zdaniem jest tu uprzejmy się mylić. Rację ma natomiast pisząc, że "problem nie polega więc na tym, do
kogo należą prawa do relacji z zawodów, tylko na tym, jak się z tych praw korzysta."
PZJ jest organem "namaszczonym" przez Ministerstwo do reprezentowania sportu jeżdzieckiego na arenie międzynarodowej oraz do działań
zmierzających do rozwoju i promowania jeździectwa w każdej jego dyscyplinie (czy dobrze to robi, to już inna sprawa). Ale powtórzę:
Związek jest tylko i wyłącznie zrzeszeniem, a jego regulacje i uchwały dotyczą tylko i wyłącznie osób i instytucji w nim zrzeszonych lub
wyrażających w takiej, czy innej formie zgodę na postępowanie według związkowych zasad. Zwiazek "z definicji" nie tworzy powszechnie
obowiązującego prawa. Wszystkie przytoczone wyżej "prawa" PZJ są tzw, prawami kaduka, czyli: przywilejami pozyskanymi bezprawnie,
z wykorzystaniem luk prawa lub jego niemocy. Profesor Jerzy Bralczyk pisał:
"Caducus to tyle, co 'bezpański', lecz także 'chylący
się ku upadkowi', 'padający' stąd też to także nazwa padaczki, wielkiej niemocy, a dalej i tego, kto ją sprowadzał, czyli diabła.
I mamy w ten sposób prawo, nad którym diabeł czuwa, czyli bezprawie. Nazwaliśmy je tak poniekąd prawem kaduka." I teraz: Związek
właśnie prawem kaduka uzurpuje sobie prawo własności do zapisów audoiwizualnych. Jednocześnie już parę lat temu nadał sobie w ten sam
sposób nienależne mu prawo "rządu dusz" nad zawodami amatorskimi, których zgłaszania żąda od organizatorów. Co może z tego wynikać ?
Póki co lipcowa uchwała PZJ dotyczy tylko zawodów szczebla centralnego, ale stawiam beczkę 40-letniej szkockiej whisky przeciw butelce
"kranówy", że za jakiś czas prawo zaboru zdjęć i nagrać zostanie rozszerzone na szczebel regionalny. A potem ? Wcale się nie zdziwię,
jeśli za jakiś czas okaże się, że owa narzucona (rzekoma) konieczność wpisywania "amatorek" do rejestrów PZJ zacznie zdaniem Związku
oznaczać, że tenże Związek "z definicji" zyskuje (rzekomo) prawo do wszelkich zapisów audiowizualnych także na takich małych imprezach,
gdyż "automatycznie podlegają one Regulaminowi Zawodów Towarzyskich". A swoją drogą: jeśli byłbym amatorem-milionerem i gdybym zorganizował
ot, tak, dla kaprysu, zawody ogólnopolskie (czyli: szczebla centralnego) pod nazwą "Prywatne Amatorskie Centralne Mistrzostwa Polski",
to czy też musiałbym zrzec się wszelkich praw do rejestracji ich przebiegu na rzecz Związku, bo on tak chce, bo taką uchwałę sobie
wykoncypował ? Wolne żarty...
Nie ma co się łudzić, że wspomniana uchwała nie będzie stosowana przeciw "zwykłym śmiertelnikom". Będzie. Sam tylko fakt jej ogłoszenia
ma już duże konsekwencje. Na przykład: niejeden z widzów wyspecjalizował się w robieniu zdjęć z zawodów (notabene: nierzadko robionych
na naprawdę bardzo profesjonalnym poziomie), które potem oferuje odpłatnie innym - lipcowa uchwała ten small business w teorii
likwiduje, bo przecież ich zdjęcia nie będą (rzekomo) należały do nich... Kolejna rzecz: uchwała może też być doskonałym batem na
niepokornych, którzy z jednej strony robią i publikują zdjęcia lub filmy z zawodów, a jednocześnie ośmielają się krytykować poczynania
Związku - per analogiam do wspomnianego wczesniej szantażu dyskwalifikacją. PZJ z każdym ponownym pomysłem coraz bardziej przypomina
mi tu Putina, czy Łukaszenkę. Albo jeszcze bardziej: orwellowskiego Wielkiego Brata, który tak skonstruował każdy aspekt rzeczywistości
"angsocu" (włącznie z "nowomową"), by wręcz nie dało się przeciw owemu Bratu nawet słowem zająknąć. Znane jest powiedzenie radzieckiego
prokuratora Andrieja Wyszyńskiego: "Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie". Sam fakt istnienia przepisu (w tym zaś przypadku -
"przepisu", cudzysłów celowy) oznacza, że można go zastosować w stosunku do kogokolwiek, także do zwykłego widza. Wystarczy, że trafi się
jakiś oszołom, albo np. ktoś o mentalności ciecia na budowie (który nie ma żadnej władzy, ale już on wszystkim pokaże, kto na tej budowie
rządzi !) - i będzie się działo ! W przeciwieństwie do pana Szewczyka ja bardzo łatwo mogę sobie wyobrazić, że PZJ usiłuje ściągać haracz
od zwykłego widza z aparatem, urządzając "pokazówkę" jako przestrogę dla ogółu. Piszę "usiłuje", bo powtórzę i powtarzać będę aż do
znudzenia: moc sprawcza uchwały Związku w tym zakresie jest dokładnie żadna. Zdjęcia robione na zawodach przeze mnie są moją własnością,
nie Związku, ani nie organizatora. Organizator może mi zabronić robienia i pubikowania zdjęć i nagrań wideo, albo pozwolić na to, ale tak,
czy siak nie staje się "z definicji" ich właścicielem nawet wtedy, gdy robię je wbrew jego zakazowi. Organizator nie ma takiego prawa
"z urzędu", więc jak mógłby je mieć PZJ takim organizatorem nie będąc ?! Autorskie prawa majątkowe Związek może kupic ode mnie lub nabyć
je moca postanowień umowy, w której zatrudni mnie jako np. fotoreportera na zawody. W pozostałych przypadkach zdjecia pozostają moją
prywatną własnością, od której każda osoba, czy to fizyczna, czy prawna, niech będzie uprzejma się od...stosunkować. A przy okazji: na
naszej stronie jest szereg zdjęć z zawodów, przedstawiających moją niepełnoletnią póki co córkę, której wizerunek prawnie należy do mnie.
Czy gdyby to były zdjęcia z zawodów szczebla centralnego to Związek uważałby, że uzurpując sobie prawo do moich zdjęć ma prawo także do
wizerunku mojego dziecka ? No toż to byłyby przejaja w najczystszej postaci !
Nieraz jeszcze zdarzy robić zdjęcia w czasie zawodów, być może także ogólnopolskich. Formalnie rzecz biorąc jako utwór będą one chronione
przez ustawę o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Uchwała PZJ stoi w sprzeczności z tym prawem, a Związek nie może narzucać praw
i obowiązków osobom i instytucjom w tymże związku nie zrzeszonych. Więc drodzy działacze, możecie mnie "cmoknąć". Będę zdjęcia dalej
robił i publikował je na naszej stronie, bo są moje. I bardzo chciałbym zobaczyć takiego byka, który reprezentując Związek stanie przede
mną i zażąda praw do tych zdjęć !
Zródła:
https://pzj.pl/sites/default/files/Zawody%20Covid%2005.08.pdf