"S.O.S dla dzieci"




czyli: komentarz do artykułu pani Liljany Jachimowicz

16.06.2012


Kilka dni temu na stronie "Swiata Koni" opublikowano artykuł "S.O.S. dla dzieci" autorstwa pani Liliany Jachimowicz, Prezes KJ "Liljówka" Stęszewko. Tekst ten był analizą przyczyn niskiej frekwencji uczestników na kilku ostatnio rozgrywanych zawodach dla dzieci (m.in. w Wolicy i Jaszkowie) na oraz odwołanie zawodów w Hermanowie z uwagi braku chętnych do startu. Pani Jachimowicz zwróciła uwagę, że generalnie od kilku lat pogłębia się mocno kryzys w sporcie dziecięcym i słusznie zauważyła, że "Bez dofinansowania sportu dla najmłodszych na pozytywne zmiany nie mamy co liczyć. Pieniądze na ten cel po prostu muszą się znaleźć na poziomie centralnym i klubowym. W innych dyscyplinach tak się dzieje. (...) Nie chwalmy się, że PZJ finansuje się sam - to my, poprzez coraz wyższe opłaty, finansujemy PZJ. Przy czym seniorzy z odpowiednimi wynikami mogą jeszcze liczyć na gratyfikacje pieniężne z nagród, natomiast rodzice startujących dzieci liczyć mogą wyłącznie na wzrastające koszty. Taka sytuacja ma charakter patologiczny i jest anomalią na tle zasad funkcjonowania innych związków sportowych." Pani Prezes w dalszej części artykułu pisze, że dofinansowanie sportu dzieci i młodzieży musi byc przemyślane tak, by dobrze przełożyło się to na ożywienie i rozwój "małego" jeździectwa. Proponuje więc kilka działań o charakterze promocyjnym, które mogłyby poprawić sytuację. Są to:

* zmniejszenie liczby zawodów okręgowych dla dzieci i młodzieży na rzecz zawodów regionalnych,
* dofinansowanie zawodów okręgowych ze środków PZJ oraz młodzików startujących w zawodach regionalnych,
* wprowadzenie możliwości zbierania punktów rankingowych w regionach,
* przywrócienie posiadania wyniku kwalifikacyjnego uprawniającego do startu w Pucharze Polski i Mistrzostwach Polski,
* ufundowanie stypendiów na cele startowe dla najlepszych młodzików i juniorów młodszych,
* dofinansowanie klubów, które powiązane są ze sportem dla dzieci i młodzieży,
* znalezienie przez PZJ sponsorów dla kadr młodzieżowych,
* pozyskanie dofinansowania sportu dziecięcego ze środków unijnych.
* wprowadzenie na kierownicze stanowiska w PZJ osób bardziej zaangażowanych w swe obowiązki
* działania marketingowe na rzecz sportu dziecięcego przez publikowanie relacji z zawodów dla dzieci

Pani Prezez podsumowuje: "potrzebne są działania wielokierunkowe uwzględniające interesy wszystkich zainteresowanych - przede wszystkim startujących dzieci i reprezentujących oraz finansujących ich rodziców, ale także organizatorów zawodów, klubów i trenerów. I oby społeczna dyskusja na ten temat przyniosła wreszcie konkretne rezultaty, albowiem bez bazy w dzieciach i młodzieży daleko w sporcie jeździeckim nie zajdziemy." Trudno się z tymi wywodami nie zgodzić, zwłaszcza, że ich autorem jest osoba mocno powiązana ze sportem dziecięcym, zatem wie, co mówi. Zauważmy natomiast: z wymienionych propozycji tylko dwie (zmiany personalne i akcje medialne) nie mają charakteru stricte finansowego. Reszta to domaganie się środków ze strony PZJ, sponsorów, czy Unii Europejskiej.

"Od zawsze" podkreśla się, że jeździectwo to sport elitarny, nie tylko ze względu na tradycję, dżentelmeński charakter, wyjątkowość zasad, które powinny w nim panować, czy szczególny charakter więzi między zawodnikiem i koniem, ale też z uwagi na duże koszty związane z jego uprawianiem. Czy jednak uprawianie sportu na najniższym szczeblu musi rzeczywiście oznaczać koszty tak wysokie, że aż trudne do udźwignięcia przez młodych zawodników (a raczej ich rodziców) ? Jedna z dyskutantek tak wspomina lata 2000-2006: "Zaczynałam na kucach i to w najlepszym momencie. Jeździliśmy na zawody, startowaliśmy w skokach, ujeżdżeniu i WKKW. Był moment, że na zawodach kucowych było po 50 koni w jednym konkursie. Praktycznie frekwencję zawodników można by porównać do dobrze obsadzonych zawodów ogólnopolskich dla dużych koni." Co więc się stało i czy przyczyn obecnego, jakże odmiennego stanu rzeczy trzeba szukać wyłącznie w pieniądzach, które nagle zniknęły ? A nawet jeśli tak, to czy jedynym lekiem na ich brak mają być sponsorzy i dotacje ? Pani Jachimowicz pisze o potrzebie dotacji i sponsoringu - to niewątpliwie rozwiązałoby niejeden problem niejednego jeźdźca - ale przecież nie każdego. Jest też jedno małe "ale": postawa roszczeniowa typu "pieniądze muszą się znaleźć" to są tylko pobożne życzenia. Skoro brak jest dziś środków rządowych na podstawowe świadczenia społeczne, to będzie też ich brak na dofinansowanie czegoś, co przy słabej popularności sportów jeździeckich w społeczeństwie może być postrzegane jako "końskie zachcianki".

Pytanie "Co się stało ?" tak naprawdę nie dotyczy tylko sportu najmłodszych wiekiem, ale też sportu dla "najmłodszych stażem zawodniczym", np. nastolatków, jeżdżących i chcących spróbować swych sił w sporcie nie na kucach, a na dużych koniach. Kiedy bywamy na zwykłych zawodach regionalnych, nie widujemy tam samych koni z najwyższej hodowlanej półki, a i "topowi" zawodnicy są tam rzadkością. W większości są za to zwykłe konie, często "po znanym ogierze En-En", pozostające w rękach niedawnych amatorów, którzy na pewnym etapie swojego rozwoju jeździeckiego postanowili spróbować czegoś więcej. Ponoszone przez nich koszty utrzymania konia i ewentualnych treningów są takie same, jak koszty utrzymania konia przez ambitniejszych rekreantów. Tak jest w przypadku dużych koni, więc nie sądzę, żeby inaczej było w przypadku kucy. W dodatku samo kupno kuca to na ogół też mniejszy wydatek, niż kupno dużego konia. Koszty samego wyjazdu na zawody owszem, są, ale nie aż tak duże, bo chętni do startów zazwyczaj wybierają zawody w najbliższym dla siebie rejonie. W dodatku zainteresowani współpracują ze sobą, starając się np. zminimalizować koszty transportu i inne. Ci zwykli młodzi ludzie ze swymi zwykłymi końmi stanowią większość startujących. To ludzie, z których w sprzyjających okolicznościach mogliby wyrosnąć zawodnicy klasy ogólnopolskiej, a kto wie, czy w dalszej perspektywie nawet nie klasy wyższej. W tym gronie powinno się szukać przyszłych następców naszej polskiej zawodniczej czołówki. Tymczasem polski sport jeździecki od lat kuleje, a wielkich następców Jana Kowalczyka jakoś nie widać. Jeśli zaś przyjąć, że jednym z powodów tego są pieniądze, to trzeba owych barier szukać nie tyle w samych kosztach posiadania i użytkowania konia, lecz chyba gdzie indziej. Gdzie indziej, czyli ?... Oto jedna z możliwych dpowiedzi: http://pzj.pl/modules/wfdownloads/viewcat.php?cid=18 !

Jeśli jakiś niezrzeszony dotąd młodziak po prostu ma konia, potrafi jeździć i chce zmierzyć się w sporcie najniższego szczebla, musi najpierw się zarejestrować, to jest: "wyskoczyć" z 360 zł (zrzeszony - 120 zł). Niewiele lepiej mają niezrzeszeni nastolatkowie - muszą zapłacić 270 zł (zrzeszeni - 90 zł). Dokładnie tyle samo obie grupy płacą za licencję uprawniającą do startu na szczeblu ogólnopolskim. Do tego opłata rejestracyjna konia lub kuca - 120 zł, certyfikat pomiaru wzrostu kuca - 50 zł, a jeśli przy tym ktoś ma fanaberię by zmienić swemu poniakowi imię - 1.000 zł. Słowem: na początek tak z 500 zł trzeba mieć tylko po to, by zaspokoić apetyt działaczy. Ten system ma też zniżkami zachęcać jeźdźców do zrzeszania się w klubach działających pod egidą PZJ, ale jest to promocja pozorna, bo zniżki zostaną zniwelowane przez opłaty na rzecz klubu. A jeśli ktoś chciałby iść własną drogą i założyć klub własny, to jest jeszcze gorzej. Wpisowe dla nowego klubu jeździeckiego to 1.800 zł, składka roczna - 600 zł, certyfikat - od 500 do 1.000 zł. Aby więc startować pod własnymi barwami trzeba wyłożyć nawet 3.400 złotych. Oczywiście do tego trzeba dorzucić wpisowe na same zawody, które bywają może nie wielkie, ale jednak odczuwalne. Dla zwykłego młodziaka, dla rodziców którego często już samo utrzymanie jego konia jest czasem sporym obciążeniem, płacenie za "przywilej" jazdy w zawodach pod "patronatem" PZJ (oba cudzysłowy - celowe) może być przysłowiowym piórkiem, pod którym mógłby się ugiąć przeładowany do granic wielbłąd, czyli domowy budżet. I jeszcze taka oto wisienka, wieńcząca ten ciężkostrawny tort: w Polsce na zawodach międzynarodowych wpisowe dla dzieci i seniorów jest identyczne, za to za dobre występy seniorzy są wynagradzani, a dzieci - nie...

W takiej sytuacji finansowanie dziecka startującego w zawodach nie dla każdej rodziny będzie rzeczą bezproblemową. W efekcie system opłat nie promuje młodzieży zdolnej - on promuje tylko młodzież rodziców bogatych. Chyba nie ma innej dyscypliny sportu, w której byłaby podobna sytuacja; np. piłkarzem zawodowym teoretycznie może zostać każdy młody, zdrowy, utalentowany i pracowity chłopak, ale w sportach jeździeckich tak się nie da nawet w teorii.

Pomijając kwoty, warto też zadać pytanie: po co są te opłaty ? Na co są zużywane ? Jakie wymierne korzyści dają zwykłemu, początkującemu zawodnikowi, który odporowadza je do związkowej kasy, skoro PZJ, zainteresowany przede wszystkim utrzymaniem swojego istnienia i tylko od czasu do czasu raczy rzucić okiem na zawody, wyłącznie te najwyższej klasy ? Jeśli coś interesuje PZJ, to tylko zawodnicy z polskiej kadry; z zawodników niższej rangi potrafi chyba tylko ściągać składki. To zresztą cecha wszelkiek maści Polskich Związków Czegokolwiek. Można odnieść wrażenie, że należy im płacić za to tylko, że zaszczycają zawodników swoim istnieniem. Czy jest to zdrowy układ i czy należy go leczyć szukaniem jeszcze większych ilości pieniędzy w kieszeniach sponsorów ? To tak jakby sytuację w naszej Służbie Zdrowia zmieniać przez podejście: byle do najbliższej Wielkiej Orkiestry Swiątecznej Pomocy, może Owsiak znów coś da...

Tu mała dygresja: od kilku lat na potęgę i ku zadowoleniu zwykłych ludzi (zwłaszcza młodych) buduje się "Orliki", które po otwarciu użytkowane są bardzo intensywnie i doskonale spełniają swą rolę w popularyzacji sportów związanych z piłką. Założeniem programu "Orlików" była budowa ogólnodostępnych boisk sportowych wraz z szatniami i zapleczem socjalnym, w każdej gminie, na terenie całego kraju, w celu umożliwienia aktywnego uprawiania sportu dzieciom i młodzieży. Boisk - uwaga - bezpłatnych ! Patrząc na to, co się codziennie na naszym, sączowskim "Orliku" dzieje przyznaję chętnie, że ten cel został osiągnięty i to w doskonałym stylu ! Ale "Orliki" powstały nie z inicjatywy PZPN, lecz rządu. Nie ma się więc co spodziewać, że PZJ wybuduje zainteresowanym bezpłatne hale, czy choćby maneże. Dlaczego ? Bo po pierwsze: tak samo, jak PZPN, jest skupionym głównie na sobie stadkiem działaczy, po drugie - to nie związek, lecz co najwyżej Ministerstwo Sportu i Turystyki mogłoby być zainteresowane rozszerzeniem akcji piłkarskiej także na inne dziedziny sportu. No ale właśnie: czy szanowny PZJ nie mógłby zastanowić się i zaproponować Ministerstwu Sportu rozwiązań organizacyjnych i prawnych dążących do wypełnienia jednego ze swoich statutowych celów: powszechnej popularyzacji sportów konnych i rekreacji konnej ? Czy skoro obecne regulacje i organizacja niemal całkiem zniszczyły sport małych koni, to PZJ nie mógłby spróbować jakiegoś - jakiegokolwiek ! - ruchu ku poprawie sytuacji ? Nie mówię tu o wielkich inwestycjach, ale o próbie wdrożenia takich regulacji, by młody jeździec nie czuł się ograniczany i krępowany finansowo już na samym starcie swojej sportowej przygody ? Przeciez wykładnią elitarności jeździectwa nie powinna być ilość posiadanych i odprowadzanych do kasy Związku pieniędzy, lecz inne walory, nieprawdaż ?

Z wymienionymi wyżej opłatami jest jak z podatkami w kryzysie: można albo te podatki podnosić i traktować ludzi jak dojne krowy, albo je nieco obniżyć, wspierając w ten sposób ludzką przedsiębiorczość oraz jednocześnie likwidując niektóre bariery formalno-prawne, tą przedsiębiorczość ograniczające. I mimo, iż sporo jest przykładów państw, które idąc tą drugą drogą odniosły sukces, większość idzie po tej drugiej, najprostszej, najmniejszej linii oporu, nie dostrzegając, że ich dojne, zbyt mocno eksploatowane krowy są coraz słabsze. Nie wierzę więc, by ktoś w PZJ chciał pozbawić się części dochodów w imię zainwestowania w przyszłość poprzez obniżenie opłat. Dotyczy to zresztą nie tylko sportu dziecięcego, ale dorosłego także. Fakt jednak pozostaje faktem: dotychczasowe reguły, podczas tworzenia których (mam wrażenie) patrzono głównie przez pryzmat finansów Związku, sportu jeździeckiego nie rozwijają, a stawianie ludziom młodym oraz tym, którzy nie mają potrzeby przynależeć do Związku trwale, nie zachęci nikogo do jakiegokolwiek wiązania się z tą instytucją w przyszłości. Zachęcić do tego może obniżenie progów, ich dopasowanie do kieszeni setek tysięcy amatorów, dla których konie to jeden z sensów życia. Tylko dopuszczenie do startów sportowych tych mas młodych ludzi, entuzjastów jeździectwa, będzie jakimś bodźcem do powiększenia się jeździeckich "zasobów ludzkich". Z tych zasobów będzie można selekcjonować przyszłe kadry zawodnicze i (być może) doczekać się sukcesów na arenie międzynarodowej. Zwłaszcza, że patrząc z perspektywy widza trzeba powiedzieć, że są u nas amatorzy, którzy już dziś prezentują sobą poziom wyższy niż niejeden "oficjalny" zawodnik niskiego szczebla. Młodych amatorów zachęci do startów sportowych licencja z aprzysłowiową złotówkę, zachęci też uproszczenie na szczeblu regionalnym wymogów formalnych do absolutnie niezbędnego minimum - np. rezygnacja z badań lekarskich jeźdźców na rzecz oświadczenia o stanie zdrowia. A że wśród zachęconych tak do startów młodych ludzi będzie mnóstwo dzieciaków, to z pewnością też wzrośnie popularność kucy, co przełoży się na kondycję rodzimych hodowli.





Zródła:

http://swiatkoni.pl/news-display/4330.html