"Murzynek Bambo w Afryce mieszka..."



czyli: o dzikich koniach w Afryce



Pustynia Namib leży na południowo-zachodnim wybrzeżu Afryki. Tworzy u wybrzeża Atlantyku pas długości 1300 km i szerokości od 50 do 160 km. Przez jej środek przebiega koryto rzeki Kuiseb - przez większość roku wyschnięte. Dzieli ją ono na skalistą część północną, tzw. Wybrzeże Szkieletowe oraz piaszczystą część południową. Namib to najstarsza, bo licząca sobie około 80 milionów lat pustynia, której nazwa oznacza "miejsce, w którym nic nie ma". To miejsce, gdzie warunki są naprawdę ekstremalne. Opady są szczątkowe, wynoszą około 10 mm rocznie (dla porównania w Polsce są one średnio 60 razy większe). Bardzo zimne prądy powodują, że woda w morzu ma zaledwie 12 stopni, przez co występują gęste mgły, a na brzegu żyją uchatki - zwierzęta kojarzące się ze strefą polarną, a nie gorącą Afryką. A poza uchatkami i strusiami żyją tu też... No, kto zgadnie ? Oczywiście konie. Tworzą one specyficzną rasę koni z Namib. Są to konie w typie gorącokrwistym, mocno zbudowane i dobrze umięśnione, o długich, skośnych łopatkach, wyjątkowo silnym kośćcu, krótkim grzbiecie. Sierść jest zwykle brązowa, brak odmian. Konie są nieufne, nie daja się łatwo podejść.



Nie do końca wiadomo, skąd tu się wzięły konie i jak długo tu żyją. Tereny Afryki Południowej ok. 1884 roku należały do Niemiec i stanowiły niemiecką kolonię o nazwie Niemiecka Afryka Południowo-Zachodnia. Przyjmuje się więc, że prawdopodobnie zostały one porzucone przez niemieckich osadników. Inna teoria mówi, że pierwsze konie pochodziły ze statku, który wioząc zwierzęta z Europy to Australii osiadł na mieliźnie. Inna teoria mówi, że ponoć baron Hans-Heinrich von Wolf zbudował na skraju pustyni zamek Dwusib i założył hodowlę koni dla niemieckich kawalerzystów w Afryce, liczącą około 300 sztuk. W związku z wybuchem I Wojny Swiatowej i jednoczesnym zajęciem Namibii przez Republikę Południowej Afryki baron wrócił do Niemiec, gdzie zginął, a zaniedbane stado zdziczało. Ta teoria ma sporo sensu: w takich warunkach mogły przetrwać tylko konie najwyższej jakości - czyli nie "zwykłe" konie, ale konie wybrane pod kątem siły i wytrzymałości, słowem: konie kawaleryjskie. Cokolwiek się nie wydarzyło - konie zaadaptowały się do warunków pustynnych. A wbrew pozorom dla koni są tu pod pewnymi względami niezłe warunki. Klimat jest dobry, brak jest insektów, brak drapieżników (poza ludźmi). Niestety jednocześnie brak jest obfitości pożywienia i wody.



Na dzikie konie z Namibii zwrócono uwagę przypadkiem. Na południu kraju, w Garub, kompania CDM (Consolidated Diamond Mines) wydobywała diamenty, używając do tego wody dostarczanej przez pompy głębinowe. Woda wabiła zwierzęta. Jeden z pracowników ochrony, Jan Coetzer, pilnujący w latach 70-tych i 80-tych ubiegłego wieku pomp, zainteresował się końmi, a zainteresowanie to przerodziło się w pasję. Nie tylko np. dbał o to, by konie miały zawsze przy pompach dostęp do wody, ale też udało mu się nakłonić firmę do zainstalowania specjalnych zbiorników dla zwierząt. W 1986 roku CDM oddała część wyeksploatowanych terenów, a nadzór nad nimi przejęły władze Parku Narodowego Namib-Naukluft. Stare ujęcie wody w Garub zostało zastąpione nowoczesną instalacją zasilaną energią słoneczną. W 1991 roku dyrekcja Parku przeprowadziła "spis z natury", który wykazał obecność 276 koni. Niestety już w rok później region nawiedziła susza stulecia, w której zginęło około 40 zwierząt. W związku z tym w czerwcu 1992 r. rząd kraju podjął działania zmierzające do zapewnienia koniom możliwości wypasu oraz organizacji hodowli zachowawczej. W ramach akcji złapano 104 konie, które sprzedano osobom prywatnym, a z pozostałych około 80 pozostałe dokarmiano aż do czasu kolejnego deszczu, który pojawił się dopiero w marcu 1993 roku. Konie w owym okresie stały się bardzo "medialne". Dzięki temu powstała fundacja, która na pustyni wybudowała kilka wodopojów. Obecnie ich liczebność wynosi 150 koni, przy czym zwierzęta nie tworzą jednego stada, lecz żyją w wielu dość małych grupach "haremowych".



Konie z Namib pochodzą najprawdopodobniej w dużej mierze od arabów, szczególnie od Arabian węgierskich Shagya, które wiek temu były importowane do afrykańskiej hodowli. Specyfiką tych koni jest, że w ciągu ostatnich 100 lat pozostawały odseparowane od innych koni, pula ich genów jest czysta, bez obcych domieszek. Co ciekawe, nie zauważa się negatywnych skutków krzyżowania się zwierząt w swoim małym gronie. Nie dostrzeżono wad budowy ani chorób o podłożu genetycznych. Inna rzecz, że wysoka jest śmiertelność źrebiąt, nawet w dobrych dla koni latach. Powód jest prosty: pastwiska od wodopoju w Garub dzieli około 15-20 km i większość nowo narodzonych źrebiąt mających jakiekolwiek problemy z układem ruchu zwykle nie wytrzymuje takich wędrówek.



Łatwego życia konie na pewno nie mają. Ale to, że mimo tak niesprzyjających warunków udaje im się przetrwać, jest godne podziwu.



Zródła:

http://www.horsejunction.co.za/sahorseman/articles/viewThread?topicID=6201
http://afryka.blox.pl/2008/10/DZIKIE-KONIE-W-NAMIB-NAUKLUFT-PARK.html
http://www.namibian.org/travel/namibia/feralhorses.html