"Bo my som Amerykany !"



czyli: o dzikich koniach w Ameryce

Większość ludzi wie, że konie do Ameryki sprowadzili hiszpańscy konkwistadorzy. Nie każdy jednak wie, że przodek konia, eohippus, żyjące 60 milionów lat temu, zamieszkiwał Eurazję i Amerykę właśnie. Jednak w Eurazji wyginął, a dalszy proces jego ewolucji przebiegał na terenie Ameryki. Dopiero później (około 5 milionów lat temu) koń przedostał się do Azji, za to całkowicie zniknął z Ameryki. Miało to miejsce około 10-12 tysięcy lat temu. Dlaczego tak się stało - nie wiadomo. Teoria mówi, że było to efektem masowych polowań, jakie ówczesny człowiek na nie urządzał. Inna teoria mówi o zarazie, jeszcze inna - o negatywnym wpływie zmian klimatycznych (i w tym z pewnością cos jest, był to przecież okres zlodowaceń !)

Konie wróciły do swoich "korzeni" dopiero w XVI wieku na okrętach konkwistadorów. Najpierw trafiły na Kubę, stamtąd jako pierwszy przywiózł je na kontynent Hernan Cortes w 1519 roku. Jego wyprawa liczyła 600 żołnierzy i "aż" 16 koni: 11 ogierów i 5 klaczy. Inni zdobywcy szybko poszli w jego ślady. Francisco Pizarro zachęcony podbojem Meksyku przez Corteza, w 1524 roku mając 80 ludzi i 40 koni wyruszył na podbój Peru. Podobnie działo się w Ameryce Północnej, gdzie Hernando de Soto w 1539 roku ruszył podbijać tereny Florydy i innych południowych stanów. Koń był wówczas przez Indian zwierzęciem nieznanym - o tym, jak dziwnym się wydawał stworzeniem świadczy np. legenda Tecun Umana, ostatniego władcy plemienia Kiczów. W połowie listopada 1523 r. kapitan Pedro de Alvarado otrzymał od Cortesa misję opanowania ziem na południe od Meksyku. Oddział konkwistadorów, liczący ok. 550 żołnierzy (w tym 135 konnych) i kilkuset tubylców starł się z 8400 wojownikami Tecu Umana pod El Pinal. Przywódcy obu armii spotkali się w walce bezpośrednio: Tecun pieszo, Alvarado konno i w zbroi. Tecun Uman zobaczył wówczas konia poraz pierwszy i sądził, że wraz z jeźdźcem stanowi on jedną istotę. Zaatakował więc konia, dając Alvarado czas, przez co ten zdołał przebić Indianina włócznią.



W pierwszych latach podbojów strach powodował, że oddziałek kilkudziesięciu koni skutecznie rozpędzał parotysięczne gromady wojowników indiańskich. Na początku tubylcy uciekali w panice, widząc jeźdźca na koniu. Brali oni jeźdźców za monstra, które mogły powstać tylko dzięki magii. Jednak Indianie szybko zrozumieli, czym jest koń i jakie ma zalety. juz podczas powstania przeciw Hiszpanom władca Inków Manco sam jeździł konno. Innym słynnym wojownikiem, który walczył z konia z konkwistadorami byl Indianin Lautaro z plemienia Araukani. Pojawienie się koni spowodowało też, że wiele osiadłych plemion rolniczych przekształciło się w społeczności wędrujące, myśliwskie, no i wojownicze. Indianie uważając konia za dar bogów traktowali je łagodnie. Używali lekkich, łagodnych wędzideł, jeździli na oklep lub na derkach. Konie miały też wartość majątkową, były przedmiotem handlu wymiennego. Kradzież koni wrogowi była ulubioną "rozrywką", a taka udana wyprawa przydawała wojownikom chwały.

Konie upowszechniły się w obu Amerykach, dając przy okazji początek "końskiemu symbolowi" kontynentu: mustangom. Powszechnie sądzi się, że są one potomkami kilku zbiegłych koni Hiszpanów. Jednak nie mogło ich być kilka, gdyż prawdopodobieństwo przetrwania takiej małej populacji w stanie dzikim w środowisku obfitującym w pokarm, ale także w drapieżniki, jest praktycznie równe zeru. Poza tym mała ilość zwierząt nie rozwinęłaby się tak szybko w tak liczne i genetycznie poprawne stada. Prawdopodobnie więc Hiszpanom musiały uciec całe stada koni i osłów. Do tej ucieczki (lub tych ucieczek) zapewne przyczynili się Indianie z okolic północnego Meksyku. Indianie Opata już od połowy XVI wieku porywali konie i muly Hiszpanom - konie były dla nich nie tyle zwierzęciem wierzchowym, co raczej źródłem mięsa. Do końca wieku XVII proceder uprowadzania koni trwał, a wśród "koniokradów" prym wiedli Apacze, lud wojowniczy, który w ramach swoich wypraw wojennych rozpowszechnił konie na preriach. Apaczom w paradę wchodzili Komancze, nieraz na nich napadając i rozpraszając stada. Konie mając na preriach obfitośc trawy silnie zwiększały swą populację, której szczyt przypadł na XIX wiek.



Ile by rumaków Hiszpanom nie uciekło, proces adaptacji i rozwoju dzikich koni był najprawdopodobniej procesem unikalnym w dziejach świata. O tym, że mustangi pochodzą od koni hiszpańskich, świadczą wyniki badań, przeprowadzonych w 1992 roku. Podczas tych badań napotkano nawet na stado z Pryor Mountain, bardzo blisko ze swoimi europejskimi przodkami związane.

Hiszpańscy protoplaści mustangów były to konie w typie znanym u nas pod nazwą podjezdka, krzyżówki koni miejscowych (koników typu prymitywnego) i koni angielskich, niemieckich, holenderskich, polskich, berberyjskich i arabskich. Były to zwierzęta z wyglądu mało szlachetne, gdyż krzyżowano je nie pod kątem wyglądu, a wysokiej użyteczności. Mustangi krzyżowały się też między sobą przez wieki, a w efekcie stanowią mieszankę, w której najwięcej jest cech folblutów, arabów i rasy morgan, ale także ras cięższych. W niektórych współczesnych stadach dają o sobie znać także cechy koników prymitywnych: pręgi na nogach i grzbiecie. Jednak bez względu na wygląd mustangi zawsze były końmi niewysokimi (135-155 cm) lecz wytrzymałymi, żywotnymi, o "pancernych" kopytach. W ich budowie często występuje niska odsada ogona, czesto lekko garbonosy profil głowy, głęboka klatka piersiowa, mało wydatny kłąb, krótki i prosty grzebiet i niskie osadzenie ogona. Występują wszystkie typy umaszczenia. Najciekawszym jest tzw. "Medicine Hat Horse typ Santo Domingo": siwy lub izabelowaty, z jasną grzywą i licznymi kasztanowatymi tarantowatymi plamami oraz charakterystycznymi "okularami" wokół oczu i ciemnymi okamami na karku i łopatkach. Indianie wierzyli, że jeździec dosiadający takiego konia nie może zostać zraniony. Innm cenionym typem umaszczenia jest "honey comb" - koń bułany o ciemnobrązowej grzywie. Bogaty genotyp sprawiał, że mustangi stanowiły dobry materiał hodowlany i służyły w późniejszym okresie do wyodrębnienia współcześnie znanych ras takich, jak AQH.



Znajdując na preriach obfitość pokarmu mustangi rozmnożyły się tak dalece, że w XVIII wieku szacowało się ich liczbę na około 5 mln sztuk. Słowo mustang pochodzi od hiszpańskiego "mestengo", co oznacza: "bezpański". Każdy mógł więc mieć konia - wystarczyło sobie go złapać. Liczba mustangów była tak duża, że zaczęły być przez uprawiających prerię farmerów i hodowców bydła postrzegane jako szkodniki. Polowano na nie bez żadnych ograniczeń. Na początku XX wieku liczebność populacji spadła do 1 miliona sztuk - a potem nadeszły jeszcze gorsze czasy, związane z wojną burską i I Wojną Swiatową. Strzelano do nich ze względu na ich skórę i mięso. Ta "tabula rasa" była takiej skali, że nagle okazało się, iż rasa ta stała sie zagrożona wyginięciem - ich liczebność spadła do zaledwie 10.000 sztuk. Od 1971 roku mustangi są pod ochroną, a ich liczebność utrzymuje się na poziomie 30.000 sztuk. Żyją w kilku rezerwatach w Wyoming, Kalifornii i Kanzas; niestety nadal sa przez farmerów zabijane. Gdy w lutym 2006 r. w Newadzie zorganizowano zawody, w których wygrać miał ten myśliwy, który upoluje najwięcej szkodników, prócz szczęk kojotów, lisów, rysi i pum dostarczano też szczęki końskie.

Wspomniana ustawa zabrania odłowu, znakowania, kaleczenia i zabijania dzikich koni. Jednak mustangi podlegają kontrolowanemu odłowowi. Raz do roku za pomocą helikopterów nagania się stada koni do kanionu i zamyka w nim. Wewnątrz zagród kowboje separują klacze, ogiery i źrebięta. Konie są badane, znakowane, ogiery - kastrowane, część jest przyzwyczajana do siodła i jeźdźca. Konie trafiają na aukcje lub do adopcji. W ten sposób usuwa się co roku z pastwisk od 5 do 10 tysięcy mustangów, utrzymując liczebność populacji na stałym poziomie.

O mustangach słyszał każdy, ale nie każdy wie, że dzikie mustangi mają swoich południowych braci, a nawet wyspiarskich "Braci Mniejszych".

Odpowiednikiem mustangów w Ameryce Południowej są dzikie konie zwane "cimarrion" ("błąkający się"). Mają tych samych przodków, co mustangi. W ich przypadku na powstanie tej rasy miała wpływ wyprawa Hiszpana Pedro de Endoga, który założył w 1536 r. osadę, która z czasem stała się Buenos Aires. Miejscowi Indianie nie chcieli obecności obcych, zniszczyli więc miasto i zabili większość mieszkańców. Konie wydostały się na wolność, gdzie miały świetne warunki bytowe. Gdy po 47 latach do spalonej osady przybyli nowi koloniści, po okolicy krążyły wielkie stada dzikich koni. Stada stopniowo wędrowały na północ. Tak, jak w USA stały się obiektem zainteresowania Apaczów, tak w Urugwaju i Patagonii zostały docenine przez wspomnianych na początku Indian z plemienia Araukani. Populacja cimarrionów tu także sięgała milionów. Łatwo dostępne były cenione nie tylko przez pasterzy, ale także przez rozbójników "bandeiras", poszukiwaczy złota i gaucho. Tak samo, jak w przypadku mustangów, cimarrion zaczął z czasem być traktowany jako szkodnik i przez to mocno tępiony.



Cimarriony są końmi niewielkimi (140-150 cm), silnie umięśnione, o zwartej, krępej budowie i krótkiej, dość grubej szyi. Zwykle są bułane lub srokate. Ich grzywy są falowane, gęste, Uszy ma długie, małe oczy, szyję krótką raczej grubą, kłodę zwartą, a nogi i kopyta bardzo mocne. Obecnie w stanie dzikim żyją pampach Llano Estacado i Gran Chaco. Są uważane za bardzo trudne do oswojenia.

Do dzikich koni Ameryki trzeba jeszcze zaliczyć kuce Assateague, które żyją w Parku Narodowym Wyspy Assateague i w Narodowym Rezerwacie Chincoteague. Rezerwaty te położone są tuż obok siebie na 60-kilometrowej wyspie barierowej i kilku mniejszych, okolicznych wysepkach u wybrzeży stanów Maryland i Wirginii. Ponieważ na styku rezerwatów biegnie granica obu stanów, konie podlegają dwóm różnym prawom. Konie w nich traktowane sa więc różnie. Konie w Parku Assateague utrzymywane są w warunkach naturalnych, bez ingerencji człowieka, a konie Chincoteague - w warunkach kontrolowanych. Oba rezerwaty są oddzielone siatką, a populacje koni nie mieszają się.

Do końca nie wiadomo, jak konie trafiły na wyspę, natomiast wiadomo, że stało się to przed rokiem 1700. Ponoć u jej wybrzeży na początku XIV wieku zatonął okręt wiozący konie z Mauretanii do kolonii w Peru. Druga teoria mówi, że przywieźli je tam piraci po zrabowaniu ich ze statków; zwierzęta miały być dla nich żródłem mięsa. Trzecia teoria głosi, że pochodzą od koni ukrywanych na Assateague przez właścicieli, którzy chcieli w ten sposób uniknąc opodatkowania. Mała wyspa miała być dla nich też dobrze "ogrodzonym" przez ocean pastwiskiem, na którym w razie potrzeby człowiek łapał wybranego konia i przewoził go na stały ląd w celu przysposobienia do pracy. Chów w izolacji, w niezbyt obfitym w paszę środowisku i raczej surowym klimacie oraz sporadyczne krzyżowanie z kucami szetlandzkimi spowodował, że początkowo jednolite w umaszczeniu i sporego wzrostu konie z czasem zaczęły "srokacieć" i maleć. Ciekawe przy tym jest pojawienie się samych tych szetlandów: w 1820 roku w pobliżu wyspy zatonął statek, na którym przewożono z Ameryki do Hiszpanii 95 ślepych kuców, wcześniej pracujących w kopalniach. Część z nich ocalała i dostała się na ląd. Niewielki wzrost kucy Assateague może też wynikać z braku dobrej paszy na wyspie. Obecnie konie są wzrostu około 120 cm, ale nie mają przy tym typowych cech kuców. Mają harmonijną budowę, kształtną głowę, długie i suche kończyny, lekki kościec. Najczęściej są maści to pinto. Na obecny pokrój części populacji ma też wpływ wykonane w drugiej połowie XX wieku uszlachetnienie ogierami hiszpańskimi.



Inne kontynenty też mają swoje dzikie stada. Ale to temat na osobną opowieść !...



Zródła:

http://www.historycy.org/index.php?showtopic=13826&st=0
http://www.national-geographic.pl/drukuj-artykul/duchy-ginacego-zachodu-mustangi/
http://srokacze.bloog.pl/kat,373911,index.html?ticaid=69695
http://www.national-geographic.pl/drukuj-artykul/duchy-ginacego-zachodu-mustangi/