Konie i woda



czyli: o dawnej żegludze śródlądowej



Konie pracowały na ziemi, ciągnąc wozy z towarami i ludźmi. Pracowały też pod ziemią w kopalniach, a nawet w lotnictwie, pomagając w dawnych czasach przy startach szybowców. Miały też conieco wspólnego z wodą: w dawniejszych latach ciągnęły po rzekach i kanałach barki.



Holowanie z lądu końmi stosowano przez wieki, zwłaszcza na rzekach kanałach w Anglii i Walii, Niemiec i Francji. Stamtąd metoda ta upowszechniła się w Europie i trafiła również do Ameryki. W Polsce w XVIII wieku holowano końmi na Wiśle, Narwi i Bugu. Oprócz towarów handlowych transportowano w ten sposób m.in. materiały budowlane. Gdy za czasów Królestwa Polskiego w 1825 rozpoczęto budowę Kanału Augustowskiego, do budowy śluz na nim przeholowano w ten sposób aż 10.000 ton piaskowca.



O gospodarczym wykorzystaniu tego kanału tak opowiada pan Piotr Turowski: "Do końca lat 50 XX wieku, do ciągnięcia tratw i barek wykorzystywano konie, które szły "wałem", czyli brzegiem kanału. Wały musiały być czyste, bez drzew, zabezpieczone faszyną, a zakręty zabezpieczone palami, żeby tratwy nie wbijały się w brzegi. W latach sześćdziesiątych funkcje koni przejęły holowniki, a później zaniechano spławu drewna na rzecz samochodowego transportu ciężarowego. (...) Bardzo lubiłem oglądać spuszczanie sztuk [pni] do wody bo czynność ta była bardzo dynamiczna i widowiskowa. Najpierw na wodzie tworzono zagrodę tzw. oborę, po to, żeby spuszczone drewno rozpłynęło się po całym kanale, rzece czy jeziorze. Udział w spuszczaniu brało dwóch ludzi z końmi, ustawiając się po obu stronach reji. Na końce sztuk zakładano łańcuchy z dużymi pętlami, aby w każdym momencie - odejściem w bok - można było łańcuch ze sztuki ściągnąć. I toczono sztukę równiutko do połowy góry, a kiedy nabierała rozpędu, to konie i ludzie uciekali w bok, a sztuka wpadała z wielkim impetem do wody. Towarzyszył temu głuchy huk toczącego się drewna, parskanie koni, pokrzykiwania furmanów, nierzadko okraszone przekleństwem, wielkie fontanny wody."



Na obecnym terenie Polski W transporcie śródlądowym szczególne znaczenie zawsze miała Odra, w dawnych czasach dobrze zagospodarowana przez Niemcy. Na potrzeby transportu wybudowano m.in. Kanał Kłodnicki, którego budowę rozpoczęto już w 1792 roku. Dzięki niemu śląskie Gliwice stały się w istocie... portem z dostępem do Bałtyku. Oczywiście kanał to nie wielka rzeka - mogły po nim pływać barki - jednostki o małym zanurzeniu (do ok. 1,5 m). Dawne barki płynęły z nurtem do morza, jednak transport ten bywał wolny, a w drodze powrotnej (w górę rzeki) trzeba je było oczywiście holować. W pierwszych dziesięcioleciach istnienia kanału barki holowano wyłącznie ręcznie, Lecz podczas rozkwitu kanału, w połowie XIX wieku, czasem zaprzęgano konie. W czasach coraz większego wzrostu znaczenia transportu wodnego i jego intensyfikacji (po roku 1900) hol konny stał się regułą.



Konie nad kanałem kłodnickim


Trwało to jednak krótko. Już podczas I Wojny Swiatowej (w 1917 r.) z powodu braku koni i ludzi do pracy po raz pierwszy wprowadzono holowniki parowe, które wkrótce, w ciągu zaledwie kilku kolejnych lat, upowszechniły się. Kanał Kłodnicki nie nadawał się nazbyt do ruchu holowników. Holowniki były drogie i mimo, że potrafiły ciągnąć nawet 4 barki, to ich transport z Gliwic do Kędzierzyna-Koźla trwał około 3 dni ze względu na przedłużone postoje na kilku istniejących na kanale śluzach. Tymczasem transport barki ciągnionej przez konie trwał na tej samej trasie nie więcej niż 1,5 dnia. Ponadto statki często uszkadzały brzegi, a konie oczywiście nie.



Ponoć wzdłuż Narwi i Biebrzy jeszcze w połowie XX wieku można było znaleźć ślady ścieżek holowniczych, wydeptanych przez ludzi i konie. Do 1950 roku nadal na brzegach Sanu w górę flisacy wycinali krzaki przeszkadzające im w holowaniu, widywało się też niekiedy holowanie końmi. Do 1955 roku trwała żegluga na dolnym odcinku rzeki Drawy połączona z konnym holowaniem. A po "mojej" śląsko-zagłębiowskiej Przemszy pływały w tym czasie holowane z lądu duże, drewniane, czworoboczne i płaskodenne łodzie zwane galarami. Galary spinano po dwa w zespół holowniczy zwany trybarką. Ciągnęła go para mocnych koni, a w skład obsługi prócz 4 osób na pokładzie wchodził poganiacz koni.



Galary na Przemszy


Galary miały około 20 metrów długości i 8-metrów, a wysokość zaledwie 70 cm. Jeden zabierał nawet do 70 ton węgla, więc konie miały co ciągnąć... Galary holowano parowym holownikiem, który jednak nie mógł pływać przy niskim (co często się zdarzało) stanie wody. Wówczas konie okazywały się niezastąpione. Szlak na Przemszy jako element połączenia Wisły z Odrą był szczególnie ważny. Istniało na nim m.in. urządzenie unikalne w skali światowej: przewłoka, którą przeciągano końmi galary z Czarnej Przemszy do Warty.



Henryk Kurella - "Holowanie galarów"


Nad brzegami konie (a czasem woły) poganiali trybarze (tak nazywano pierwotnie górników zajmujących się w kopalni pracą koni; trybarze pracowali też przy poganianiu koni w kieracie, doglądali je, żywili, sprzątali stajnie itd.), holujący przy pomocy wołów lub koni wypełnione ładunkiem galary. W celu ułatwienia im pracy wzdłuż brzegów poprowadzono specjalne drogi dla zwierząt pociągowych. Miejsca dziś kojarzące się z przemysłem ciężkim: Mysłowice, Niwka (dzielnica Sosnowca), czy Będzin, albo z ważnymi węzłami drogowymi (Siewierz) miały niegdyś swoje porty i przeładownie. Przemsza do połowy XIX wieku była jednym z ważniejszych na śląsku szlaków wodnych, a kres temu położył dopiero rozwój górnictwa, który spowodował obniżenie się poziomu wód.



Holowane końmi łodzie i barki były w dawnych czasach rzeczą powszednią w innych miejscach, np. Paryżu na Sekwanie, ale bez wątpienia największym przedsięwzięciem tego typu i w tym czasie (1825) był Kanał Erie w USA. Był to szlak o długości aż 584 km. Z czasów jego funkcjonowania zachowało się wiele litografii, pocztówek i wczesnych fotografii - niejedna z konikami w tle.







Dziś oczywiście koni ciągnących barki wzdłuż brzegu nie zobaczymy, a i same barki odchodzą do lamusa, wyparte przez ciężarówki i wagony kolejowe. Ale.... nie całkiem ! W kilku miejscach Anglii wycieczka taką barką jest atrakcją turystyczną.



Zrekonstruowano też takie holowanie na potrzeby pewnego dość już starego filmu: http://www.zjura.sownet.pl/rozne/kanal_erie-1825.avi


Zródła:

http://www.kanalgliwicki.net/klodnicki/index.html
http://www.zegluga.wroclaw.pl/articles.php?article_id=133 (artykuł i dyskusja)
http://www.eriecanal.org/ (zdjęcia, pocztówki, litografie)
http://start.lasy.gov.pl/web/glusko/153110
http://forumjurajskie.pl/viewtopic.php?t=594 (artykuł i dyskusja)
http://www.pakoma.com.pl/biebrza/mikasz.htm