Wyspa Cumberland leży u samych wybrzeży USA, na pograniczu Florydy i Georgii. Jest większa od omawianych
na naszej stronce poprzedniczek - innych północnoamerykańskich konikowych wysp. Od strony Atlantyku ma
piaszczyste plaże, od strony stałego lądu - słone, zalane oceaniczną wodą bagna. Na tych piaskach i bagnach
od XVI wieku żyją dzikie konie. Są to zwierzęta najprawdopodobniej pochodzące od koni chincoteague i assateague
o takim samym pochodzeniu, co i ich inni "wyspiarscy" koledzy": z wraku rozbitego statku.
Cumberland nie jest wyspą dziką i bezludną. Leżąc blisko zaludnionych terenów jest dość łatwo dostępna
i często odwiedzana przez ludzi, np. właścicieli miejscowych plantacji; bywała też niegdyś terenem ćwiczeń
wojskowych. Niektórzy odwiedzający sprowadzali na nią swoje konie, czego efekt widać wyraźnie: o ile dzikie
konie zwykle są niewysokie, o tyle rumaki z Cumberland to zwierzęta nierzadko przekraczające 150 cm wzrostu,
mające nieco masywną budowę, lecz nie "przysadziste". Mają dłuższe nogi i dłuższe kłody od innych dzikich
koni.
Mimo, że miejscowe warunki życia są lepsze, niż na innych konikowych wyspach, to jednak nie znaczy, że są
dobre. Stada były liczne, konkurencja do jedzenia - duża, więc konie nie miały rewelacynej kondycji. Duże
było (i jest) również u koni zarobaczenie i zachorowalność na rozmaite choroby. Szczególnie dotkliwe są
kolki związane z pochłanianiem wszechobecnego piasku.
Jeszcze na przełomie lat 60-tych i 70-tych XX wieku populacja liczyła kilkaset sztuk, ale szybko i silnie
zmalała. Konie żywiły się trawami wydmowymi i trawą popularną na Karaibach, zwaną "morskim owsem". Trawy te
mają bardzo długie korzenie, przez co zapobiegają erozji gleby i rozszerzaniu się wydm, więc wiele osób
patrzyło krzywym okiem na takie niszczenie roślinności. Podczas odpływów konie wchodzą tez na tereny podmokłe
i niszczą też kopytami delikatne liście roślin bagiennych. No i wreszcie przeszkadzają licznym odwiedzającym
"piknikowiczom". Trudno było znaleźć dobry kompromis, między potrzebami koni, ludzi i ekosystemu. Kto wie, co
stałoby si ze zwierztami, gdyby nie "The Wild Free Roaming Horses and Burros Act" - ustawa uchwalona
w grudniu 1971 roku, która m.in. postanawiała, że dzikie konie, będąc naturalną częścią swego środowiska,
mogą żyć tylko w nim, nie mogą być w sposób nieautoryzowany łapane ani zabijane oraz podlegają humanitarnemu
traktowaniu. Dziś centralna część wyspy jest rezerwatem. Dodatkowo trwa obecnie (2010) akcja wykupu wszystkich
prywatnych terenów na wyspie przez rząd USA. Wygląda więc na to, że cała wyspa niedługo stanie się wyłącznym
królestwem koni.
Los koni poprawia się. Obecnie na wyspie żyje ich ok. 150 i liczba ta rośnie, będąc adekwatną do tego, co
im może zaoferować wyspa. Konie są w niezłej kondycji, mają odpowiednią wagę, dobrą sierść, wpływ chorób
zmniejszył się. Konie przebywają głównie w południowej części wyspy - zapewne dlatego, że niegdyś były tam
plantacje i ziemia została oczyszczona i zamieniona w pola i łąki, które dziś są otwartymi, trawiastymi
przestrzeniami. Niezwykle wyglądają zwłaszcza na tle ruin posiadłości Dungeness Mansion.
Zródła:
http://www.gatewaytothegoldenisles.com/article/id/938/page/1
http://thehorsedoctor.blogspot.com/2008/02/wild-horses-of-cumberland-island.html