Wielkanocne Konie



czyli: o dzikich koniach na Pacyfiku - część II



Wyspa Wielkanocna (znana też jako Rapa Nui) leży na południowym Pacyfiku. To chyba najbadziej osamotnione i izolowane miejsce na Ziemi - do najbliższej zamieszkałej wyspy jest prawie 2080 km. Choć wyspa należy do Chile, leży od jego wybrzeży w odległości aż i 3600 km ! Zródła:



Wyspa ma bardzo ciekawą historię. Była początkowo bezludna, a została zasiedlona przez osadników z Hawajów. W połowie XVIII wieku zamieszkiwało ją kilkanaście tysięcy ludzi, gdy pojawiły się kłopoty. Wyczerpały się naturalne zasoby wyspy: zjedzono zwierzęta, ścięto wszystkich drzewa, co spowodowało wyjałowienie gleby. Ponoc nawet dochodziło do kanibalizmu z powodu braku jedzenia. Według podań ustnych w wyniku tego doszło do wojny domowej, w czasie której całą miejscową arystokrację wysłano w zaświaty, liczba ludności spadła do poziomu 4.000, zaś w drugiej połowie XIX w ciągu 20 lat do zaledwie 110 osób - a to w wyniku wywożenia tubylców do pracy niewolniczej w Peru i Chile. Obecnie wyspę znów zamieszkuje około 3.800 osób.Zródła:



Wyspa znana jest ze znajdujących się na niej wielkich, kamiennych posągów, które zostały postawione w do dziś nie znanym celu, a które w części zwalano podczas wspomnianych walk. Drugim charakterystycznym "znakiem rozpoznawczym" są... No oczywiście, dzikie konie ! Konie zostały sprowadzone w roku 1866 i od tego czasu ich liczba wzrasta. Jest ich obecnie mniej więcej tyle, co i ludzi: około 3-3,5 tysiąca sztuk. Wałęsają się w stadach - głównie po wybrzeżu, które w przeciwieństwie do typowo tropikalnego wnętrza wyspy jest kamienisto-trawiaste, niemal półpustynne. Za główny wodopój służy im jeziorko powstałe we wnętrzu krateru wulkanu Rano Raraku. Są oswojone, nie boją się ani ludzi, ani samochodów (co zresztą jest kłopotliwe, trzeba uważać na nie na drogach).Zródła:



Na koniach jeżdżą rdzenni mieszkancy wyspy. Ponieważ koni jest mnóstwo, można łatwo i tanio sobie wierzchowca wynająć. Wystarczy po prostu zapytać o to w hotelu, w którym się przebywa. Trik polega na tym, aby dostać siodło z prawdziwego zdarzenia - na wyspie dominują równie proste, co niewygodne "samoróbki". Turyści mogą jeździć konno po wyspie samodzielnie lup po zapłaceniu "ekstra" - z przewodnikiem, którym na ogół jest miejscowy dzieciak. Organizowane są też kilkudniowe konne rajdy po wyspie kilkunastoosobowych grup. Cena tej przyjemności uzależniona jest od liczebności grupy i waha się od 1000 do 1600 dolarów... Trzeba przy tym pamiętać, że konie w znakomitej większości są całkowicie niewyszkolone i tym samym jazda na nich wymaga pewnego doświadczenia. No i jak wspomina jedenz turystów: "Są urocze, ale w większości są to nędzne szkapy".



Konie przez wielu są postrzegane jako duży kłopot w skali całej wyspy. Ogałacają i tak już zubożałą florę. Wyjadają trzcinę z jeziora Rano Rakau. Galopując wśród starożytnych posągów i ruin niszczą je znacznie bardziej, niż turyści. Biorąc pod uwagę, ze ich liczebnośc rośnie, zapewne władze będa musiały poważnie pomyśleć o ograniczeniu wielkości stad.





Zródła:

http://www.lonelyplanet.com/travelblogs/373/9390/Easter+Island:+A+Day+at+the+Races?destId=363257 http://www.pacificislandtravel.com/easter_island/cars/cars_intro.html http://www.bugbog.com/gallery/chile_pictures/easter_island_pictures_6.html