Łysek z pokładu Idy i inni




czyli: o koniach w kopalniach

W GŁĘBI...

Pierwszym "przemysłem" wydobywczym na ziemiach polskich było kopalnictwo soli. Już w XIII wieku w Małopolsce powstały pierwsze, prymitywne kopalnie. A pierwsze wzmianki o koniach w górnictwie związane są z kopalnią soli w Wieliczce i pochodzą z XVI wieku.


Zjazd konia pod ziemię


Do siostrzanej kopalni w Bochni konie wprowadzono około 1717 roku. W górnictwie węglowym pojawiły się natomiast znacznie później - do połowy XIX wieku w kopalniach węgla ludzie własnoręcznie musieli ciągnąć najpierw kubły z węglem, a potem - szynowe wózki. Żeby jednak zwiększyć wydajność, wprowadzano konie także i tam. Konie w kopalniach ciągnęły wózki z urobkiem i poruszały kieraty. Zwierzęta spuszczano w głąb na linach. Początkowo zatrudniano je wraz z ich właścicielami-wozakami, później kupowała je kopalnia. W Bochni dla kopalnianych koni w okolicach 1770 roku powstała podziemna stajnia w komorze Mysiur.


Podziemna stajnia


Zwierzęta pod ziemią nie miały łatwego życia. Często próbowano je zmusić do pracy " w nadgodzinach" lub do ciągnięcia zbyt dużych ciężarów. Jednak koń okazywał się mądrym stworzeniem - liczne i zapewne prawdziwe są przekazy mówiące o koniach odmawiających współpracy, gdy zdołały wyczuć, że przypięto im dodatkowy wagonik, lub gdy kazano im ciągnąć już po szychcie. Nie było rady, konie wtedy trzeba było wyprzęgać z wózków; do podziemnych stajni trafiały same, nie błądziły w znanych na pamięć chodnikach. Pozostałości po takich stajniach znajdują się nie tylko w Bochni, ale i w Wieliczce. Tam stajnia znajduje się na trzecim poziomie, 135 metrów pod ziemią i nie jest dostępna dla turystów. Ciekawostką jest, że nieczystościami jakie pozostawiały po sobie konie w stajniach i korytarzach, zapychano korytarze, z których już nie wydobywano soli.


Makieta - górnik i koń


W czasach dawnych głównym źródłem światła pod ziemią były łuczywa, a później lampy karbidowe. Konie większość czasu spędzały w ciemnościach i zapewne dlatego w większości ślepły. W pracy "dołowej" to nie im przeszkadzało, jednak na powierzchni taki koń był po prostu nie do użytku. Większości koni zresztą i tak nie dane było na stare lata wrócić na zieloną trawę. Zwykle padały pod ziemią, albo wyciągane z szybu trafiały prosto do rzeźni.


Podziemna stajnia


Kiedy w kopalniach zaczęto instalować mechaniczne windy, z ich pomocą na dół zjeżdżali nie tylko ludzie, ale i konie. Klatkę szybową wykładano sianem i wyłączano prawie wszystkie światła. Z koniem zawsze jechał człowiek, który trzymał go za uzdę i dawał mu smakołyki. Jednak równocześnie w miarę postępu techniki zwierzęta były wypierane przez maszyny. W Radlinie, w kopalni "Emma", już w 1924 r. konie przestały być używane do prac podziemnych. Z głębszych pokładów kopalni węgla kamiennego "Wieczorek" (400-450 metrów w szybie "Wilson") konie wycofano w 1938 roku. W tych i w innych przypadkach zwierzęta zostały zastąpione przez lokomotywy elektryczne. Konie z polskiego górnictwa ostatecznie wycofano na mocy rozporządzenia z 1956 roku. Ponoć jeszcze w tamtym roku z kopalni w Bochni wyjechały ostatnie dwa konie, choć niektóre źródła podają rok 1963. Pojedyncze zwierzęta pracowały jeszcze "siłą rozpędu" przez kilka nastepnych lat. Ze wspomnianego "Wieczorka" ostatni koń, pracujący na poziomie 350 metrów w szybie "Puławski", wyjechał w 1960 roku. Po tamtych czasach w kopalniach o charakterze turystycznym pozostały jedynie ekspozycje z naturalnych rozmiarów postaciami górników i koni przy pracy. W Wieliczce taka ekspozycja mieści się w komorze Sielec. Jest tam też kolekcja autentycznych urządzeń służących do transportu soli podziemnymi korytarzami: drewnianych wózków (tzw. psy węgierskie) i sanic (szlaf).


Kierat konny w Wieliczce


I jeszcze kilka fotek makiet z Wieliczki:



















Nieliczne konie po latach wróciły pod ziemię, stanowiąc gdzieniegdzie atrakcję turystyczną. Ostatnim koniem pracującym naprawdę, choć tylko "pokazowo" w polskiej kopalni była inna Baśka. Pracowała w Wieliczce od 3-go do 16-go roku życia. Była jedynie atrakcją turystyczną. Klimat solnych podziemi jej służył, była dobrze karmiona. Miała bardzo lekką pracę - wózki mieściły około pół metra urobku, a koń zwykle ciągnął ich nie więcej, niż dwa. W marcu 2002 roku wyjechała na zasłużoną emeryturę. Najpierw trafiła do prywatnego gospodarstwa rolnego, jednak nienawykła do prac polowych i niezwykłego dla niej otoczenia zrobiła się agresywna. Przebywając przez większość życia w kopalnianych korytarzach nie potrafiła biegać, ani nawet jeść trawy. Odkupiło ją więc Towarzystwo Przyjaciół Zwierząt z Krakowa i przekazało do schroniskach pod Pszczyną, prowadzonego przez Fundację "Pro Animale", gdzie po zaledwie dwóch tygodniach od wyjazdu na powierzchnię zakończyła swój żywot... A tak Baśkę i inne górnicze konie opisuje Jan Majowski:

"No to ci teros opowiem o Baście, jak ciongła wagoniki ze solom w Kopalni Wieliczka. 13-lot bakała pod ziemiom, czy jej zaliczyli te lata do emerytóry sie pytosz ? Tego to ani nowy minister pracy i płacy niy wiy,jak górnikom niychcom zaliczać "branwaha" a koniowi bydom zaliczać. (...) Jak ta Baśka wyjechała na powierzchnia to niy dała sie zapnoć do dyszla, gospodorz chcioł jom dać na konserwy, tyla dorze, że Fuderacja "Pro Animale" jom wykupioła i skludzieli do azylu koni w Jankowicach. Ale te konie co ciagli wagoniki w Kopalni węgla, mieli bardzo ciezko jak te w Kopalni soli. Musieli dreptać 50 metrow z pokładu na pokład, takie schody som jeszcze w Kopalni Andaluzja. Nawed i przepisy BHP były do koni. W tych co jo mom w doma z roku 1949 pisze ze forman, musioł dreptac przi końiu, z karbitkom, co mu świycioła, niy mog siednoc na wagonik, jak niy mioł lejce, bicza niy wolno było miec foranowi. Ta Baśka, co jo znom, ciongła wagoniki w Kopalni Radzionków, a była mondro a mondro, biada jakby jej fto jedyn wagonik wiyncej dopion, to za ros w chorczyk kopała miała honor, niy taki jak jedyn senator co na chama łostoł wicemarszałkiem senatu."


Bohaterka powyższego opowiadania


Baśka, jak i inne znane kopalniane konie wyprowadzone na powierzchnię wcześniej, w latach 60-tych, nie miały kłopotów ze wzrokiem. Być może zawdzięczają to stosowanemu w XX wieku lepszemu niż w XIX wieku oświetleniu kopalnianych korytarzy.

W ubiegłym roku z okazji Nocy Muzeów do skansenu górniczego "Królowa Luiza" w Zabrzu sprowadzono 17 maja konia - ciągnął dwa wagoniki z poczernionymi bryłami styropianu, imitującymi węgiel. Publiczność mogła zobaczyć jak przed laty wyglądała praca konia pod ziemią.

...I NA POWIERZCHNI

Kopalnie mieszczą się nie tylko pod ziemią. Konie pracowały także w kopalniach odkrywkowych takich, jak np. kopalnie wapienia w miejscowościach Wapienno i Bielawy, około 30 km na południe od Bydgoszczy. Odkrywka ma obecnie ok. 7 km długości, 1 km szerokości i nieco ponad 100 m głębokści. Istnieje od 1858 roku. Wykruszany ze skały surowiec wyciągany był za pomocą napędzanego przez konie kołowrotu (kieratu). Konie obracały bęben, na który nawijała sie lina, ciągnąca zbiornik (tzw. kolebkę). Jednak już rok później konie zastąpiła maszyna parowa.


Odkrywka w Wapiennie


Konie pracowały nie tylko przy transporcie urobku. Poważnym problemem wielu kopalni była zbierająca się w chodnikach woda. Pod koniec XV wieku Jan Turzon z Lewoczy wprowadził do górnictwa kieraty konne do napędu pomp i innych urządzeń odwadniających. Niebawem koni zaczęto używać też do poruszania urządzeń wyciągowych. W XVI wieku w kopalniach tarnogórskich pracowało aż 700 koni, w Olkuszu jeszcze więcej. Później w Tarnowskich Górach górnictwo nieco podupadło, jednak zostało reaktywowane w 1784 roku z inicjatywy hrabiego Fryderyka Wilhelma von Redena. Woda znów szybko dała się we znaki. Aby ją usunąć zamontowano w następnym roku w kopalni "Fryderyk" na szybie "Kunst" tzw. kunszt wodny - urządzenie składające się z kieratu konnego, poruszającego dwie pompy odwadniające, zainstalowane w szybie kopalnianym. Okazało się ono jednak niezbyt wydajne. Nie mogło sobie poradzić z nadmiarem wody, więc wkrótce w kopalni zamontowano dwa dodatkowe kunszty. Aby zapewnić im napęd, kopalnia musiała utrzymywać aż 120 koni ! To kosztowało ogromna ówczas sumę - około 14 tys. talarów rocznie (była to mniej więcej równowartość rocznego zarobku wszystkich pracowników kopalni !). Odwadnianie kunsztami było tak drogie i nieefektywne, że kopalnia już w 1787 roku zdecydowała się zamienić konie na kosztującą też sporo, bo 15 tys. talarów, 32 calową maszynę parową systemu Newcomena. Zakupiono ją w zakładach samego słynnego jej wynalazcy, Jamesa Watta. Była to pierwsza maszyna zainstalowana w Europie poza Anglią. Wzbudziła ogromną sensację - podziwiali ją m.in. Johann Wolfgang Goethe i Jan Ursyn Niemcewicz. Paradoksalnie ta maszyna miała bardzo niewielką moc 1 (jednego) konia mechanicznego, czyli zaledwie mniej więcej 3/4 mocy żywego konia ! Jednak Wydatki ponoszone na jej utrzymanie, (3,7 tys. talarów rocznie) były ponad trzykrotnie niższe niż pieniądze przeznaczone na funkcjonowanie pomp konnych, poza tym maszyna mogła pracować na okrągło i bez przestojów. zamiana koni żywych na mechaniczne była więc jak najbardziej zasadna.


Maszyna von Redena


Zródła:

http://www.kopalniasoli.pl/
http://www.pl.info.pl/
http://www.polskaniezwykla.pl/
http://www.mmbydgoszcz.pl/
www.w-g.com.pl
www.teberia.pl
http://www.nowiny.rybnik.pl/artykul,36669,konie-w-kopalniach.html