"Kostka cukru"




czyli: nagroda i chwała kontra dobro konia

09.01.2011


Dążąc do podnoszenia swoich kwalifikacji operatorsko-reżyserskich Sonia oglądała ostatnio obrazy mistrzów filmu dokumentalnego - a ja razem z nią. Jednym z obejrzanych przez nas filmów była "Kostka cukru" (1987) - głośny dokument, który zdobył m.in. "Brązowego Lajkonika" na Ogólnopolskin Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Krakowie i nagrodę dla najlepszego filmu dokumentalnego na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Tampere. Jego autorem jest Jacek Bławut, operator, reżyser, członkek Europejskiej Akademii Filmowej i wykładowca w kilku szkołach filmowych, który współpracuje także z Mistrzowską Szkołą Reżyserii Andrzeja Wajdy.

W jednej z pierwszych scen filmu pokazana jest tytułowa kostka cukru, znikająca w końskim pysku. W dalszej części pokazana jest seria obrazów i ujęć, układająca się w reportaż z wyścigów konnych. Widzimy przygotowania, bieg i wspaniałe skoki przez przeszkody w wykonaniu koni. Tak, to właśnie słynna Wielka Pardubicka. Kostka cukru jest tu symbolem więzi i współpracy człowieka i zwierzęcia. Współpracy jednak nierównej, bowiem wzamian za tą małą kostkę zwierzę musi znieść ogromny trud gonitwy, sprostać wyjątkowym obciążeniom. Mimo tego można się zachwycać pięknem koni, podziwiać je w ruchu. Ale do czasu... Do czasu, gdy sekwencja zdjęć pokazujących sportowe zmagania zamienia się w ciąg obrazów pokazujących jeden za drugim kolejne upadki na ekstremalnie trudnych przeszkodach, z których "od zawsze" Pardubicka słynie. Widzimy upadających jeźdźców i przewracające się konie. Widzimy zwierzęta, które źle poprowadzone i nie widzące tego, co znajduje się za przeszkodami, rzucają się przed siebie w desperackim skoku i lądują w wykopanym za płotkami rowie, niejednokrotnie upadając, przewracając się. Może wzbudzać to w widzu sportowe emocje tak samo, jak wzbudza je np. widok boksera padającego pod ciosami przeciwnika. Widząc taką scenę z ringu nikt z nas nie zastanawia się, co pokonany bokser czuje, czy nokaut nie skończy się aby dla niego ciężkimi obrażeniami. Mało kto o tym myśli, za to każdy w pewien sposób utożsamia się ze zwycięzcą. Tak samo mało kto pamięta po gonitwie o upadających jeźdźcach i koniach. Patrząc na dekorację wygranych nie zastanawiamy się, co się stało z tymi końmi, które z rywalizacji odpadły. Tej refleksji dziwnym trafem jakoś zawsze brakuje...



I ten brakujący element podaje reżyser niczym na tacy, bezpardonowo zrzucając widza z wyżyn emocji i ekscytacji, jakie towarzyszą gonitwie, na twardy grunt wyścigowej rzeczywistości. To terapia szokowa - nie ma bowiem w filmie scen radości ze zwycięstwa, laurów, wiwatów. Jest za to cała seria wstrząsających ujęć, pokazujących okaleczone zwierzęta. Widzimy konie nie potrafiące wstac z ziemi, drgające w agonii. Widzimy konia, któremu wstać się udało tylko po to, by w chwili powstania paść znowu pod wpływem szoku, urazu, a może po prostu z wyczerpania ?... Widzimy istoty, które jeszcze przed chwilą były wspaniałymi rumakami światowej klasy, a które w ułamku sekundy stały się niczym. Patrzymy na konia stojącego na trzech nogach, z czwartą złamaną, zwisającą bezwładnie, będącą dlań wyrokiem śmierci. I widzimy wreszcie samo uśmiercanie - szybkie, jeszcze szybsze, niż moment, w którym przestał mieć dla człowieka jakąkolwiek wartość. Gdyby mnie ktoś zapytał, która ze scen zrobiła na mnie największe wrażenie, to powiedziałbym jednak: żadna ze scen samej eutanazji. Odbywa się to bowiem błyskawicznie, humanitarnie, a przecież wiadomo, że w takich przypadkach skrócenie cierpień jest słusznym aktem miłosierdzia. Konie nie są też świadome tego, co je czeka, nie przeżywają więc stresu oczekiwania na swój koniec. O wiele większe wrażenie robi na mnie widok tych, które próbują wstać, a nawet biec dalej. Daje też do myślenia bezduszna perfekcja organizacyjna podczas dobijania. Jednakże najbardziej zapadł mi w pamięć widok oczu zszokowanego zwierzęcia, które zdawało się zupełnie nie rozumieć, co się stało i dlaczego nie może iść dalej...



W jednym z wywiadów autor podkreślał, że to jego jedyny film skierowany przeciwko człowiekowi. Kostka cukru jest tu symbolem ludzkiej hipokryzji: fałszu i obłudy. Gest jej podania ma z założenia być wyrazem dobrej więzi człowieka ze zwierzęciem. Tymczasem gest ten okazuje się oszustwem, prostym przekupstwem, przez które niejeden koń stracił zdrowie lub życie. W filmie ta rzekoma serdeczność człowieka to tylko prymitywny zabieg, mający przykryć rzeczywistą intencję, która jest do bólu prosta: chodzi o czerpanie ze zwierzęcia korzyści wyłącznie dla siebie. Koń wyścigowy potraktowany został przedmiotowo jako zabawka dla człowieka - a gdy się "zepsuł", skończył jak taka zepsuta zabawka właśnie: na śmietniku. I nic nie zmieni pokazany w krótkim ujęciu żal jednego z ludzi, jakby żegnającego się ze skazanym na dobicie zwierzęciem - bezsensowna śmierć bezsensowną pozostanie.



Film jest świetnie zrealizowany. Jego sens i przesłanie doskonale podkreślają spowolnione zdjęcia, zbliżenia, zatrzymane ujęcia, gwar publiczności i łomot kopyt na przemian z chwilami ciszy. Te zabiegi przykuwają uwagę i podnoszą dramaturgię pokazanych wydarzeń. Jak ktoś to doskonale ujął w jednym z internetowych komentarzy: flm jest "formalnie piękny, merytorycznie straszny". I tak jest w istocie. Jest po prostu wstrząsający i zmusza każdego, kto go zobaczy, zastanowić się, jaki sens ma organizowanie tego rodzaju zawodów. Pardubicka to niewątpliwie wielkie widowisko z tradycjami, w którym - niczym w rzymskich igrzyskach - podnieca nas nie tylko rywalizacja, ale i wypadki. W naturze człowieka nadal (niestety) leży rządza krwi - im jej więcej tym lepiej. Jednak to, co dla nas jest widowiskiem, dla niejednego konia może być horrorem.



Szacuje się, że ponoć tylko jeden na każde pięć koni dobiega do mety Pardubickiej bez kontuzji, czy zranienia. Statystycznie w co drugim wyścigu jakiś koń ginie na miejscu. Ile koni traci zdrowie lub pada podczas ciężkich treningów lub później, z wycieńczenia - tego nikt nie jest w stanie powiedzieć. Oczywiście wypadki skutkujące trwałą utratą zdrowia lub nawet życia konia zdarzają się też w innych konkurencjach hippicznych: w crossie, w skokach. Podobno w samej tylko Anglii, z której wywodzi się tradycja gonitw z przeszkodami, rocznie zdarza się ok. 370 wypadków. Jednak Pardubicka jest ekstremalna wśród ekstremalnych - jest tak zaprojektowana, by nie tylko zmusić konie do niezwykłych wysiłków, ale też do pokonywania przeszkód wręcz zdradzieckich. Zdradzieckich, bo przeciez na typowych hipodromach nikt nie kopie głębokich rowów za przeszkodami ! Urastającym do rangi symbolu przeszkody - pułapki jest tzw. Wielki Taxis, czyli wysoki żywopłot, za którym znajduje się głęboki rów. Koń pokonując Taxis rowu nie widzi, a tłok i prędkośc powodują, że najazd na przeszkodę często nie jest właściwy. Złe odbicie do skoku oznaczają zwykle lądowanie, a raczej zwalenie się do rowu lub na na jego przeciwległą ścianę. To zaś równa się kontuzji. Dodatkowo upadek jednego konia zwykle oznacza upadek kilku kolejnych, wpadanie na siebie i dalsze kontuzje wskutek zderzeń, czy wzajemnego kopania się. To już nie jest sport o podwyższonym stopniu ryzyka, to śrubowanie tego stopnia do granic możliwości i poza granice zdrowego rozsądku. Film dobitnie uświadamia widza, że te granice zostały przekroczone w chwili, gdy o wiele ważniejszą od losu zwierzęcia stała się walka o wysoka nagrodę pieniężną.







Dziękujmy bardzo panu Jackowi Bławutowi za umożliwienie nam zilustrowania tego artykułu zdjęciami z jego filmu !

Zródła:

http://sport.onet.pl/forum/static,forum.html?hashr=1&discId=230059&threadId=18979978&AppID=350
http://video.google.pl/videoplay?docid=9058555370413142271&q=dark+side+of+horse+racing
http://zb.eco.pl/bzb/26/czesc3.htm
http://film.onet.pl/18351,,Kostka_cukru,film.html