Kuligi dawniej i dziś




czyli: sporo o tradycji, troszkę o współczesności

17.01.2017


Kulig, zwany również szlichtadą, to - jak rzecze Wikipedia - to "jeden lub kilka zaprzęgów konnych z przyczepionymi saniami w formie orszaku. Jest to rodzaj zabawy, organizowanej w ostatnim tygodniu karnawału (w Polsce zwanego zapustami), której często towarzyszy muzyka, śpiew oraz zabawa przy ognisku. Wieczorem częstokroć kulig jest oświetlany pochodniami. Od XVI wieku do początku wieku XX kuligi były bardzo popularną rozrywką zarówno magnaterii, jak i średniej części szlachty, dla których stanowiły one uroczystość patriotyczną, po rozbiorach Polski organizowaną na przekór zaborcom jako kultywacja polskiej tradycji narodowej. Na czele kuligu stał wodzirej tradycyjnie zwany Arlekinem, zadaniem którego było tak zaplanować trasę przejazdu kuligu, by łączyć zwaśnione ze sobą rody szlacheckie na wypadek wspólnej akcji zbrojnej przeciwko zaborcom."



Ten zwyczaj przyszedł na polskie ziemie XVII wieku z Rusi. Rzeczywiście była to jedna z najbardziej lubianych zimowych zabaw szlachty w czasie zapustów, to jest: czasu od Nowego Roku do środy Popielcowej. Kulig miał on formę gromadnego przejazdu zaprzęgów z saniami, której przewodził wodzirej. Częstą praktyką było organizowanie lub wynajmowanie kapel, które podróżowały osobnymi saniami, przygrywając wesoło wszystkim. Trasę zawsze ustalano tak, by odwiedzić pobliskie dwory. Podczas objazdu na każdym z takich przystanków na uczestników zabawy czekała uczta, połączona z tańcami. Pan domu witał przybyłych, wychodząc na ganek i wznosząc kielich ze słowami: "Wiwat kulig i kochani sąsiedzi !", po czym prowadził uczestników w swoje progi, niekiedy przy tym symbolicznie oddając niespodziewanym gościom klucze od spiżarni i piwniczki. Nie miał zresztą innego wyjścia, kulig był w istocie uświęconą przez tradycję, "imprezową" formą szlacheckiego zajazdu, czyli napadu na sąsiada. Od prawdziwych zajazdów różnił się wesołą atmosferą oraz tym, że gospodarza pozbawiano zapasów jadła i trunków - ale niczego ponadto. Goście suto jedli, radośnie pili no i tańczyli, a gdy jadło i napitki się kończyły, wodzirej wołał: "Kulig, kulig !", wzywając do dalszej drogi. Zwykle zabierał się z nimi sam gospodarz lub ktoś go reprezentujący. A że nie zawsze jednak i nie każdemu pasowało takie przyłączenie się do hucznej zabawy - wówczas uczestnicy siłą wsadzali delikwenta do sań. Ot, typowo staropolski, wesoły, hulaszczy tryb życia !



Z każdą kolejną wizytą orszak "rósł jak alpejska lawina, a gdzie spadał, to tylko dlatego, aby wspólnie się ucieszyć, serca obywatelskie do siebie zbliżyć, stary obyczaj zachować. Bywało, iż przez cały karnawał trwała ta hulanka; ci, na których kolej późno przychodziła, zawiadomiwszy zawczasu iż są gotowi z przyjęciem, łączyli sie odrazu z towarzystwem, które uwijało sie po okolicy, jakoby grono ślizgających sie po lodzie. W ten sposób cały powiat wsiadłszy na sanie, czynił pospolite ruszenie - zabawy. Im bliżej postu, tem huczniejsza była wesołość, aż ze wstępną środą roztopniała gromada i każdy gospodarz z rodziną w swoje odjeżdżał strony, poświęcając dni wielkiego postu spokojności, pracy i modlitwie." - pisał Oskar Kolberg w wielotomowym dziele "Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce". Oczywiście absolutnie niemożliwe było odwiedzenie wszystkich okolicznych sąsiadów jednego dnia, tym bardziej, że takie odwiedziny połączone z ucztą i hulankami potrafiły trwać długo. Kuligi często się wiec przeciągał, nawet na kilka dni, o ile tylko dopisał śnieg, konie miały kondycję, wodzirej - energię a uczestnicy - chęci, siłę, zdrowe żołądki i wątroby z żelaza. O te ostatnie się nie martwiono, a i śnieg nie był warunkiem absolutnie koniecznym - , sporo różnił się od dzisiejszych wyobrażeń o tej zimowej rekreacji. śnieg do zabawy nie był zresztą aż tak niezbędny - gdy go nie było, wsiadano "na kolaski, karety, wózki, na konie wierszchowe, jak kto mógł".

Tak o kuligach pisał ksiądz Jędrzej Kitowicz, historyk i pamiętnikarz, w swym "Opisie obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III": "(...) Szlachta wyprawiała kuligi, które były takowe: Dwóch albo trzech sąsiadów zmówili się z sobą, zabrali z sobą żony, córki, synów, czeladź służącą i co tylko mieli w domu dorosłego, niezostawując w nim, tylko małe dzieci pod dozorem jakich dwojga osób, mężczyzny i niewiasty. Sami zaś wpakowawszy się na sanki, albo gdy sannej niebyło, na kolaski, karety, wózki, na konie wierzchowe, jak kto mógł, jechali do sąsiada pobliższego, ani proszeni od niego, ani przestrzegłszy go, żeby się im nieskrył albo nieujechał z domu. Tam go zaskoczywszy, rozkazywali sobie dawać jeść, pić, koniom i ludziom, bez wszelkiej ceremonii właśnie jak żołnierze na exekucyi, póty u niego bawiąc, póki do szczętu niewypróżnili mu piwnicy, śpiżarni i szpichlerza; gdy już wyżarli i wypili wszystko, co było, brali owego nieboraka z sobą, z całą jego familią i ciągnęli do innego sąsiada, któremu podobnież pustki zrobiwszy, ciągnęli dalej, aż póki w kolej do tych, którzy zaczęli kulig, niedoszli. Ci zaś, że pospolicie byli najmniej majętni, a do tego garłacze koronni, niemający zaległych trunkami piwnic ani zapaśnych spiżarniów, niedługo w domach swoich kompanią zabawili, ile już deboszami w innych domach dostatniejszych znużoną. Poczynały się te kuligi zwyczajnie w przedostatni tydzień zapustny i trwały do wstępnej środy. Ze takowe kuligi najwięcej bawiły się pijatyką i obżarstwem, przeto mniej dbając o tańce, przestawali na jakim takim skrzypku, czasem z karczmy porwanym, albo między służącą czeladzią wynalezionym. Chyba że i gospodarz miał swoją domową kapelę, albo też rozochocony, posłał po nią gdzie do miasta. Najsławniejsze co do pijatyki te kuligi były w województwie Rawskim. Tam jeżeli się kto obcy przez niewiadomość wmieszał do tego kuligu, a nie mógł wystarczyć zdrowiem pijaństwu, wypędzili go, jakoby dla słabego zdrowia, niegodnego tak dzielnej kompanii. Tak na kuligu, jakoteż i bez niego w kuse dni zapustne (tak albowiem nazywano ostatnie trzy dni zapustne) przestrajali się i przekształcali w różne figury; mężczyzni za żydów, za cyganów, za olejkarzów, za chłopów, za dziadów. Niewiasty podobnież za żydówki, za cyganki, za wiejskie kobiety i dziewki udając mową i gestami takie osoby, jakich postać na siebie brali; w ostatni zaś wtorek jeden z między kompanii ubrał się za księdza, włożywszy na suknie zamiast komży koszulę, a zamiast stuły pas na szyi zawiesiwszy, stanął w kącie pokoju na stołku kobiercem do ściany przybitym, w pół pasa zasłoniony, wydając się jak w ambonie miał kazanie z jakiej śmiesznej materyi; i to było już po skończonych tańcach na kształt pożegnania zapustnego."



Zaś o samych zaprzęgach pisał tak: "Równie przesadzali się panowie jedni nad drugich w cugi i szory, mówmy o każdym po jednemu. Cug koni, kiedy miał być paradny, powinny były być wszystkie 6 koni rosłe, piękne, jednakowej maści, i jednakowej więzi czyli jednakowego składu; najbardziej dobierano aby łby miały równej proporcyi, aby karki równo załamywały, nietrzymając jeden wyżej, drugi niżej, żeby nogi miały gładkie i zbieranie nóg kształtne: taki cug był w najpierwszym szacunku. Dobierano do takiego, koni dzielnych wierzchowych tureckich, angielskich, wołoskich, ukraińskich i polskich stadnych i te gatunki koni były w używaniu pierwszych lat panowania Augusta III., potem zarzucili polskie, tureckie i ukraińskie konie z przyczyny, że do figury karet zbyt wysokich, zdawały się małe do wielkiej parady, która wszystkiego wielkiego i ogromnego wyciągała. Więc się udali do wielkich szkap niemieckich, duńskich, meklemburskich, pruskich i saskich, jako też i hiszpańskich. Aże te konie miały nogę grubą i kosmatą, więc ją szkłem skrobano, aby się wydawała gładka i cienka. Jeżeli wszystkie 6 koni były tak dobrze dobrane, że się nic niemieniły między sobą, ani co do maści ani co do urody, mówiono, cug maścisty i sprzęgły. Maścitość zaś na tem polegała, żeby we wszystkich sześciu koniach wydawała się szerść jedna, nie będąc ani jaśniejszą ani ciemniejszą w jednym jak w drugim, o co, że w polskich osobliwie i tureckich koniach było bardzo trudno, przeto nietak zważano na małą odmianę maści czyli stopień koloru, tak naprzykład, jak miedzy murzynami ludźmi jeden jest czarniejszy od drugiego. Ale się wysadzali, przy miernem dobieraniu szerści, na tok jak najrówniejszy, i gdy ten dobrze w podobieństwie odpowiadał, już był cug dobry i paradny. Szory były w używaniu trojakie, pierwsze z rzemienia czarnego bez mosiądzu i te służyły do pracy i jazdy pospolitej, do karabonów, do bryk poszustnych, do kolasek, wozów kuchennych, a to u wielkich dworów; także dla szlachty parą lub czterma końmi podróż odprawujących. Drugie szory czarne z mosiądzem, jakich używali panowie do cugów sześciokonnych w podrożach i prywatnem jeżdżeniu po miastach. Trzecie szory paradne, te robiły się raz z czarnego rzemienia suto mosiądzem wysadzone, tynkturą lustr świecący dającą, z gorzałki tęgiej, sadła, sadzy gdańskich i wosku robioną, wysmarowane i potem szczotką mocno wyglancowane; gdy do nich przydano lejce kamelorowe albo jedwabne z fiakami takiemiż, czyli kutasami do łbów końskich, po trzy do każdego łba przyprawianemi, z zaplotkami takiemiż do czupryn końskich i grzywów, do których przydawano po trzy róże z takiegoż materyału, jak lejce zrobione, wedle ucha, wśród grzywy i przy kłębie wpięte, czwartą różą przypinano koniowi nad ogonem. Drugi raz szor rzemienny powlekano aksamitem błękitnym, zielonym, ponsowym, karmazynowym lub żółtym do liberyi dworu stosownym, albo taśmą jedwabną złotem lub śrebrem przerabianą, sadząc na nią sztuki śrebrne, albo mosiężne w ogniu pozłacane lub pośrebrzane, z przydatkiem cuglów i lejców jedwabnych lub kamelarowych, nicią srebrną lub złotą przerabianych, z takiemiż jak lejce fiakami, różami i zaplotkami. Takich szorów zażywano tylko do wielkiej parady, jako zbyt kosztownych a częstemu zepsuciu, ile przez konie swawolne podległych. Jakie były lejce, taki musiał być bicz u stangreta i harapnik u forysia."



Na kuligach bawili się wszyscy, także osoby duchowne i wielcy dygnitarze. Najenergiczniej do zabawy przystępowała męska młodzież, dla której była to okazja aby zaimponować się damom, zaliczyć miłą przejażdżkę z wybranką swego serca, a w sankach czule tulić ją (tak, tak, oczywiście chodziło tylko o to, by jej nie było zimno !) i słodkie, czułe słowka wkładać do uszu. Bawiła się więc cała szlachta, włącznie z magnateria. Do historii przeszedł kulig z końca XVII wieku, gdy kawalkada sań "zajechała" pałac królewski w Wilanowie, gdzie bawił Jan III Sobieski z małżonką Marią Kazimierą d'Arquien. Kulig otwierało 24 konnych tatarów ze służby królewicza Jakuba Sobieskiego oraz 10 sań w zaprzęgach czterokonnych. W każdych saniach siedzieli muzycy, tworzący różne grupy, każda grająca inną muzykę: "Żydzi z cymbałami, Ukraińcy z teorbanami, trębacze, fajfry, janczarowie zebrani z różnych dworów". Za nimi jechało aż 107 (słownie: sto siedem) sań sześciokonnych, otoczonych magnacką młodzieżą wierzchem na koniach. Na końcu były sanki w kształcie Pegaza, w których siedziało 8 młodzieńców, rozrzucających wiersze ułożone Jędrzeja Wincentego Ustrzyckiego i Wojciecha Stanisława Chruścińskiego. Kulig wyruszył spod pałacu Daniłowiczów, udając się najpierw do dworu Sapiehów, potem do księżnej Radziwiłłowej, nastęnie potem do wojewody połockiego, do księcia Lubomirskiego i do Ujazdowa. "Gdzie tylko przybyli, zaraz gospodarz oddał klucze od piwnicy, a gospodyni od spiżarni, a każdemu wolno było do uczęstowania brać wszystko podług woli (...). Ostatni zajazd był do Wilanowa, gdzie oboje królestwo ichmość byli gościom radzi z całego serca, częstowano wszystkich gości, a nawet służbę dworską, co trwało do późna". Na taki przepych i paradne, sześciokonne zaprzęgi stać było jednak niewielu, a i inna sprawa, że kuligi najczęściej były jednak organizowane przez szlachtę nieco mniej zamożną.

Podczas kuligów, uczt i zabaw był też czas na amory i swaty, załatwianie interesów, czy godzenie waśni przy kielichu. Starano się podczas zabawy unikać wszelkich kłótni, ale nie zawsze się to udawało. W rozochoconym i zwykle wyraźnie "wstawionym" towarzystwie trafiały się awantury i rękoczyny. Ksiądz Kitowicz pisał, że: "Najsławniejsze co do pijatyki i brawury te kuligi były w województwie rawskim, gdzie się nieraz krwią oblewały, a jeżeli się kto obcy przez niewiadomość wmieszał do tego kuligu, a nie podobał się mu albo nie mógł wystarczyć zdrowiem pijaństwu - zbili jak leśne jabłko, suknie w płatki na nim podrapali i wypędzili, jakoby dla słabego zdrowia niegodnego tak dzielnej kompanii". Słowem - jak w piosence: "a kto nie wypije, tego we dwa kije".

W drugiej połowie XVIII wieku, w czasach "okołorozbiorowych", kuligi w ubożejącej i rozkładającej się od środka Rzeczypospolitej miały już zdecydowanie mniejszą świetność i oprawę. Mimo to tradycja była, a niekiedy nawet objawiała się w spektakularny sposób. 7 marca 1821 roku w Warszawie zorganizowano kulig do Wilanowa, w którym ogółem miało brać udział ponad tysiąc pojazdów, w tym 450 karet i koczów. "Pomiędzy rozlicznemi, różnych narodów ekwipażami (...) zastanawiały sanie ogromne, do których 8 koni białych było zaprzężonych; każda para koni miała postyljona suto galonowanego; sanie były wysłane dywanami i futrami, a mieściły w sobie kilkunastu z najznakomitszej młodzieży". Te sanie uwiecznił w wielkiej litografii pt. "Wycieczka do Wilanowa w środę Popielcową w 1821 r." Jakub Sokołowski.



Kuligi istotnie miały również (zwłaszcza w czasach zaborów) wymiar polityczny. Podczas tych biesiad za punkt honoru uważano, by tańczyć tylko tańce polskie: krakowiaki, mazury, polonezy, kujawiaki i oberki, a także tańce regionalne (z których jedyną niepolską była... polka, taniec w Polsce popularny, ale co by nie mówić pochodzenia czeskiego). Absolutnie nie wolno było wykonywać tańców zagranicznych, wręcz groziło to usunięciem z orszaku kogoś, kto by zaproponował walca. To samo dotyczyło stroju - nie mógł to być frak. Zaczęły mieć też nieco bardziej zorganizowaną formę. Szczegóły imprezy, a szczególnie jej trasę, ustalano wspólnie jeszcze jesienią. A bywało i tak, że "jeźli sąsiedzi przeniknęli, że gdzie czegoś brakować może, to nasełali po sąsiedzkiej znajomości, ten trunków, ów zwierzyny, często też razem z kuligiem zajeżdżały sanie z zapasami, które niznacznie przechodziły do kuchni, i tak gospodyni, co była w kłopocie jak tylu gości uraczyć, później czuła że jej serce rosło, kiedy się wszystkiego dostatkiem znalazło. Był-li kłopot o nocleg, to pomieściwszy kobiety we dworze i na folwarku, mężczyźni szli spać do proboszcza, do karczmy - i każde przyjęcie zdawało sie doskonałem, bo z jednej i drugiej strony była dobra wola, a dobry humor przyprawiał zabawę."



Dziś można jedynie zobaczyć namiastkę dawnych kuligów. Za takowy uważa się spięte razem sznurkami dziecięce sanki, ciągnione po śniegu. Dobrze, jeśli ciągną je konie, gorzej, gdy traktor lub samochód. To ostatnie nie ma wiele wspólnego z prawdziwym kuligiem, zwłaszcza, gdy przybiera formę jazdy mocno ekstremalnej, kóra może skończyć się niekontrolowaną wywrotką przy dużej prędkości, czy rzuceniem sanek na przydrożne drzewo albo słup. Dlatego osoba holująca swoim pojazdem sanki otrzyma namdat nawet do 500 złotych oraz 5 punktów karnych. Prawo o Ruchu Drogowym Art. 60. punkt 1 mówi, że zabrania się używania pojazdu w sposób zagrażający bezpieczeństwu osoby znajdującej się w pojeździe lub poza nim, a punkt 2, że zabrania się kierującemu ciągnięcia za pojazdem osoby na nartach, sankach, wrotkach lub innym podobnym urządzeniu. Kuligi mogą się więc odbywać wyłącznie z końmi jako siła napędową oraz wyłącznie na drogach innych niż tzw. drogi publiczne. Powożący musi oczywiście być bezwzględnie trzeźwy i stake czujny, bowiem co roku media informują o wypadkach. Dochodzi do nich nie tylko w wyniku kolizji, czy brawury - w roku 2012 w Istebnej 58-letni mężczyzna w tak nieszczęśliwy sposób wypadł z sań, że zmaró mimo natychmiastowej reanimacji. Konie nie mogą być narowiste, czy płochliwe, a także nie mogą być zmęczone ani przeciążone pracą. Sanie muszą być solidne, z wysokimi burtami zapobiegającymi wypadnięciu. Zaprzęg musi mieć dzwoneczki, sanie - oświetlenie i sprawne hamulce oraz tabliczkę znamionową.





Zródła:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Kulig
http://newsy.polip.pl/artykul/kulig-rozrywka-z-dluga-tradycja,1003,1,720a9.html
http://www.wilanow-palac.pl/kulig_w_wilanowie.html
http://lachy.c0.pl/tradycja/kulig/
http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/741119,na-kulig-na-kuligu-ostroznosci-nigdy-za-wiele-zobacz-zdjecia-kuligow,2,id,t,sa.html
http://expresskaszubski.pl/express-na-sygnale/2012/02/mandat-i-punkty-karne-za-kulig-za-samochodem-lub-ciagnikiem
https://pl.wikisource.org/wiki/Opis_obyczaj%C3%B3w_i_zwyczaj%C3%B3w_za_panowania_Augusta_III