Nie, nie będzie tu nic o hodowli drobiu
Na początku lat 80 XX wieku do programu zawodów ujeżdzeniowych rangi mistrzowskiej weszły programy dowolne z muzyką - tzw. kür.
Jeździec wykonuje podczas przejazdu ułożony przez siebie program z określonego zestawu ruchów i figur pod odpowiednio dobrany
podkład muzyczny. Elementy zawarte w programie zależą od poziomu i jeźdca, i konia, podobnie, jak to jest w "zwykych" programach.
Wprowadzenie muzyki znakomicie poprawiło widowiskowość, a tym samym atrakcyjność sportu ujeżdżeniowego dla publiczności. Również
i w Polsce küry zaczęły być coraz częstszym elementem rozmaitych imprez "z koniem w tle". Mamy m.in. polski Kür Grand Prix, choć
trzeba z lekkim wstydem przyznać, że stało się to późno, bo dopiero w 1993 roku...
Pewnego późnojesiennego dnia Pumcia wpadła na pomysł ułożenia sobie programu klasy N-5 do muzyki. A że mam pierwszy stopień
wtajemniczenia muzycznego (czytaj: wiem, kiedy grają...), więc na mnie padło wykonanie podkładu dźwiękowego. Co z tego wyszło -
zobaczycie na końcu, a na razie kto ciekawy, może poczytac o tym z jakimi "oporami materii" zmagałem się ja i z jakimi zapewne
będą zmagać się ci, którzy się za takowe "udźwiękowienie" chcą zabrać. Poniższe opisy są oczywiście subiektywną opowieścią,
być może dla zawodowców opisane tu problemy wydadzą się śmieszne, a rozwiązania - oczywiste, no ale cóż...
KROK 1: UKŁADANIE PROGRAMU
Jak zwykle są dwie szkoły: falenicka i otwocka.
Pierwsza nakazuje ułożyć poszczególne elementy
programu pod wybraną muzykę, druga - muzykę pod program. Ta druga zdecydowanie wygrywa - łatwiej dostosować muzykę do ruchów konia,
niż konia nauczyć tańczyć perfekt jak mu zagrają. Podstawą do pracy będzie zatem ułożony uprzednio przejazd.
Wymyślony przez Pumcię program ewoluował dość istotnie. Pierwsza wersja okazała się za długa, trwała 5 minut i 30 sekund, podczas
gdy program zakłada czas maksymalny o minutę krótszy. Poza tym układ ruchów, który wydawał się oryginalny i ciekawy na papierze,
okazał się momentami monotonny i przez to mniej ciekawy. Z programu zostało więc usunięte kilka słabszych elementów, a wykonanie
niektórych z nich zostało po prostu skrócone. Tym sposobem otrzymaliśmy "produkt końcowy", który na dalszym etapie prac musiał
pozostać niezmienny, by praca nad muzyką nie była rozpaczliwym miotaniem się i zaczynaniem wszystkiego wiele razy od początku.
KROK 2: PRZEĆWICZENIE PRZEJAZDU
Przejazd powinien być definitywnie przećwiczony ZANIM przystąpimy do podkładania pod niego muzyki. Para jeździec+koń powinni być
zgrani w nim do tego stopnia, by go jeździć za każdym razem praktycznie zawsze tak samo. Wiadomo, że nie jest możliwe przejechanie
zawsze w idealnie ten sam sposób, ale im mniejsze będą różnice, tym mniej będzie później problemów z jazdą "w tempie" i ze zmianami
chodów w odpowiednich momentach. Koń nie może iść raz szybciej, raz wolniej, nie może okazywać nieposłuszeństwa, płoszyć się itd.
W kürach dąży się do perfrekcji - koń ma faktycznie "tańczyć" i ma o tyle gorzej, że zmienia mu się chody i tempo jazdy, a to się
przekłada na zgranie z muzyką. Zatem powinna obowiązywać wojskowa zasada: "im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w boju".
Jeśli jest to możliwe, ten "idealny" i "ostateczny" program powinien być jeżdżony w warunkach jak najbardziej zbliżonych do tych,
w których będzie jeżdżony podczas zawodów czy występów. Jeśli np. ćwiczy się go na ziemistym i błotnistym podłożu (np. odkrytym
placu podczas odwilży), koń będzie szedł wolniej i ostrożniej. Jeśli zrobi się pod to muzykę, to może się okazać, że na suchym
piasku koń pójdzie go zupełnie inaczej, a rozsynchronizowanie będzie tak wielkie, że całość będzie robiła jak najgorsze
wrażenie. A przecież dążymy do ideału polegającego na tym, że rytm muzyki jest zgodny z rytmem kroków konia !
Tu uwaga: dążymy, ale nie łudźmy się, że osiągniemy. Tu jest np. film z przejazdu
Anky Van Grunsven na Salinero w Hali Olympia w 2007 roku. (pomińmy milczeniem słaby merytorycznie i mocno przeszkadzający
w odbiorze rosyjski komantarz w tle). Widać, że nawet Arcymistrzyni Anky nie udaje się to w pełni.
Powszechnie uważa się, że koń poznaje muzykę oraz jej tempo i w procesie uczenia się programu zaczyna z czasem sam z siebie
wiedzieć, jaki kolejny element powinien być wykonany. To prawda, zresztą widać to także podczas ćwiczenia zwykych programów,
gdy koń zamiast czekając na sygnał jeźdźca na zmianę w kolejnej literze sam ten sygnał uprzedza, robiąc jakiś element o sekundę
za wcześniej (i zresztą w ten sposób zbierając niższe noty od uważnych sędziów). W przypadku przejazdu pod muzykę te niedokładności
są jeszcze bardziej uwydatnione, bo nie tylko widać je gołym okiem, ale też słychać, jak koń zaczyna iść przez króciutką chwilę
coś innego, niż wynikałoby to z dobywających się z głośników dźwięków. Dysonans jest po prostu wyraźniejszy. Ponadto koń, choć
muzykę rozpoznaje, to jednak sam z siebie nie będzie przecież kontrolował tempa i nie dostosuje z własnej woli swoich kroków do
jej rytmu ! Kontrola tego należy tu tylko i wyłącznie do jeźdźca.
Jeżeli jesteśmy w 100% pewni, że "to jest to" i że już lepiej nie jesteśmy w stanie programu "na sucho" (tj. bez muzyki)
przejechać, wówczas prosimy kogoś o nagranie prejazdu kamerą. To nagranie będzie podstawą do dalszej pracy.
KROK 3: DE GUSTIBUS NON DISPUTANDUM EST...
Robiąc komuś muzykę musimy być świadomi tego, że mamy tak naprawdę TRZECH jej odbiorców. Pierwszy to jeździec, drugi - publiczność,
trzeci - sędziowie. Wszystkie te strony mogą mieć całkiem różne wyobrażenia o tym jaka muzyka jest "dobra", a naszym zadaniem jest
zgrabnie pożenić te dwa poglądy
Lubię muzykę elektroniczną i metal. Nie odważyłbym się jednak
publicznie wcisnąć jej do küra. Koń zapewne irytowałby się nietypowymi i często piskliwymi dźwiękami el-muzyki, a publika
zatykałaby uszy słuchając starego, dobrego Slayera, czy inną Sepulturę :D Sędziowie - cóż, tu tez każdy ma swój gust. Jeden lubi
Bacha, inny "Ich Troje" (cóż, są i tacy...). Jak więc te gusta "pożenić" ? Muzyka do küra powinna być jak najpowszechniej
akceptowana - a zatem dobrze, jeśli jest to coś znanego i lubianego, lub przynajmniej względnie neutralnego w powszechnym odbiorze.
Oczywiście to nie jest reguła - możemy urzec wszystkich wokół czymś niezwykłym, rzadkim i oryginalnym, ale szanse na to są wyraźnie
mniejsze niż w przypadku zastosowania melodii może nie aż tak awangardowych i oryginalnych, ale za to powszechnie lubianych.
Dobierając muzykę pamiętajmy, że powinna być urozmaicona i dopasowana do zmieniających się chodów konia. Klasyczne, żwawe utwory "na
cztery" dobrze sprawdzą się w kłusie, a w wolniejszym wykonaniu - także w stępie, ale te "na trzy" (jak np. walce) również do kłusa
pasują. Do galopu z kolei pasuje sporo z tego, co jest "na cztery", ale teŻ "na dwa", czyli w tempie marszowym (co nie znaczy, że mam
tu na myśli orkiestry wojskowe !). Ciekawym przykładem jest ten filmik, gdzie Anky jedzie m.in. do
tanga.
Muzyka ma nie tylko podkreślać poszczególne ruchy konia. Ona ma tworzyć całość, świadomą kompozycję. Decydując się na konkretne utwory
postarajmy się, by były w zbliżonym klimacie, wówczas całość będzie robiła wrażenie pracy bardziej dopasowanej, zgranej, przemyślanej.
A pomysły jeźdźca traktujmy jako ważna wytyczną, lecz w żadnym wypadku nie jako nienaruszalną świętość !
Wszelkich uwag podczas tworzenia muzyki słuchajmy, ale swoje zganie miejmy także.
KROK 4: GROMADZIMY NARZĘDZIA I MATERIAŁY
Każdy poradnik majsterkowicza zaleca od tego właśnie zacząć każdą pracę. Ja - także
Pierwszorzędna sprawa: gromadzimy nagrania. Jeśli nie mamy pomysłów, pomóc nam może "biblioteka" utworów uporządkowanych wg tempa
i zaklasyfikowanych jako dobre do konkretnych chodów (
http://www.equimusic.com/).
Jeśli nasz wybór padł na konkretne utwory, przesłuchajmy je, lub jeśli to dopuszczalne, ściągnijmy je sobie do komputera. Nawet, jeśli
nie będziemy pracować bezpośrednio na samplach utworzonych na bazie tych utworów, będziemy mogli je w każdej chwili odsłuchiwać patrząc,
które najlepiej pasują do danego fragmentu programu.
Starajmy się zgromadzić do każdego chodu grupę utworów o podobnym charakterze, jednak różniącą się minimalnie co do tempa odtwarzania.
Dzięki temu łatwiej będzie dobrze dobrać odpowiednio szybkie "kawałki" do fragmentów programu. A musimy być świadomi, że tempo niestety
będzie się nam zmieniać często i wyraźnie. Przykładowo w zakręcie w narożniku, czy w łuku ciaśniejszej półwolty, koń w danym chodzie
będzie szedł nieco wolniej przestawiając nogi, niż gdy idzie w tym samym chodzie po prostej. To "nieco" na tle idealnie rytmicznej muzyki
może urosnąć do rangi irytującego widzów i sędziów dysonansu...
Myśląc nad tym, "co by mi tu dobrze zagrało", unikajmy utworów banalnych, czy "nie na poziomie", disco polo rodem z wiejskiego wesela,
czy innych tego rodzaju. Skoro sport jeździecki ma być sportem eleganckim, niech i muzyka do niego będzie elegancka, a to moim
zdaniem wyklucza melodie "ludyczne". Jakiś czas temu słyszałem narzekania sędziów na program, którego autor (autorzy ?) siląc się
na oryginalność jako podkładu użyli piosenki śląskiej (ratunku !) grupy Stauros, której treść sprowadza się do powtarzania coraz
szybciej i szybciej: "Jaki tu spokój, nanana / Nic sie nie dzieje, nananana / Nikt sie nie bawi, nanana / Wszyscy sie nudza, nananana"...
Kiedyś myślałem, że nie ma bardziej banalnej piosnki ni osławione "Majteczki w kropeczki" grupy Bayer Full - myliłem się... Cóż,
wiejskie przyśpiewki naprawdę najlepiej brzmią na zakrapianej imprezie, ale ze szlachetnością rumaka i harmonią jego ruchów nie komponują
się nijak. Poza tym nie wiem, czym chcieli zafascynować sędziów autorzy küra - komentowaniem wysiłków konia i jeźdźca sugerowaniem, że
"nic się nie dzieje, wszyscy się nudzą" ?...
Niestety nie bez znaczenia jest kwestia praw autorskich... Liczmy się z tym, że może znaleźć się ktoś, komu nie spodoba się fakt
korzystania z cudzych utworów nawet, jeśli są to tylko ich fragmenty. Wiadomo: tantiemy dla ZAIKS-u są wysoce absurdalne i nikt
z amatorów nie będzie płacił 1.000 złotych lub więcej tylko za to, że na jakichś lokalnych zawodach, czy konsultacjach zdecydował
się spóbować swoich sił w kürach. Dlatego komponując starajmy się nie brać całych utworów, a jedynie ich fragmenty, w dodatku
"zanieczyszczając" je równoległym odtwarzaniem innych (zharmonizowanych z melodią !) dźwięków. Będziemy mieli pretekst bronienia
się wówczas za pomocą "prawa do cytatu".
Jeszcze jedna uwaga: niepisaną zasadą jest tworzenie kürów do MUZYKI, a nie do PIOSENKI. Oczywiście trafiają się odstępstwa od tego,
a i tak najważniejszy jest efekt końcowy. Ja tej zasady, przyznaję, nie rozumiem i jestem jej przeciwny, ale wiadomo: jeździectwo to
niestety sport bardzo konserwatywny.
No dobrze, mamy materiał - teraz czas na zgromadzenie niezbędnych narzędzi.
Niegdyś (dziś zresztą też) montaż obrazu i dźwięku mógł się odbyć tylko w studiu telewizyjnym, lecz dziś, W dobie komputerów,
można po amatorsku (pamiętajmy: po amatorsku !) zmierzyć się z nim w domowym zaciszu. Przenosimy więc nagranie z taśmy do pliku
AVI, WMF lub dowolnego innego. Dodatkowo upewnijmy się, że posiadany odtwarzacz filmów na naszym pececie jest napisany na tyle
inteligentnie, że w razie chwilowego "przytkania się" systemu nie zatrzyma ani nie spowolni odtwarzania, a jeśli już, to podejmie
go op "przytkaniu się" od tego miejsca, od którego powinien (tak, jakby "przytkania" nie było). Odtwarzacz powinien odtwarzać
nagranie w czasie rzeczywistym - i tu uwaga, zdarza się często, że odtwarzacz w pececie robi to NIECO WOLNIEJ ! Warto to sprawdzić
puszczając nagranie równocześnie na monitorze i na podglądzie kamery.
Drugim narzędziem jest narzędzie stricte do posklecania w całość odpowiednich kawałków muzyki i kontrolowania jej odtwarzania: tempa
oraz głośności. Ale to już osobny temat...
KROK 5: WYBÓR METODY
Anky i inni "topowi" jeźdźcy mają sponsorów i zapewne nie jest dla nich problemem zamówić sobie wykonanie poszczególnych kawałków
podkładu muzycznego w żądanym tempie i aranżacji przez wynajęty zespół muzyczny, lub nawet orkiestrę. Przykładem może być mocno
"przearanżowana" Edith Piaf na początku
finałowego
występu olimpijskiego Anky właśnie. My w domowych warunkach i z domowym budżetem na to nie mamy najmniejszych szans, więc musimy
działać za pomocą tego, co mamy. A mamy dwa sposoby:
Pierwszy to to, co robi obecnie większość domorosłych muzyków, czyli odtwarzanie w określonej sampli, powstałych przez pocięcie na
kawałki oryginalnych utworów. Doskonałym narzędziem, ułatwiającym nie tylko odtwarzanie równolegle wielu sampli (i przez to wzbogacanie
brzmienia przez np. dodawanie dodatkowych instrumentów w tle), a także sterowanie efektami (pogłosy, echa, kwantyzacja itd.), tempem
odtwarzania kolejnych sampli, a także ich częstotliwości (wysokości) sa trackery. Technologia jest "stara, ale jara". Najbardziej znane
dla komputerów PC to
Renoise,
MED Sound Studio, czy np.
ModPlug Tracker. Trackery
umożliwiają łatwe komponowanie, (czy może raczej składanie z klocków) muzyki i jej dalsze brzmieniowe uatrakcyjnianie. Niestety
narzędzia są całkiem dobre, ale metoda potrafi zawodzić. Koń podczas przejazdu co chwila zmienia tempo danego chodu (np. na zakrętach),
a ponieważ trackery odtwarzają tylko podane wcześniej wzroce dźwięków, nie jest możliwa zmiana szybkości odtwarzania fragmentu (sampla),
który już jest w danym momencie grany. Można to ominąć dzieląc fragment na drobniejsze kawałki i odtwarzając je w nieco innej tonacji,
co powoduje ich szybsze lub wolniejsze zagranie, ale nieuniknionym efektem ubocznym jest zmiana barwy/brzmienia takiego kawałka. Jeśli
każemy pecetowi zagrać sampla wyżej, zacznie on szybko brzmieć jak dziecięca piosenka; jeśli wolniej, szybko uderzymy w pogrzebowe
brzmienia. Jeśli ktoś pamięta gramofony i płyty winylowe, to pamiętając co się działo przy odtwarzaniu płyty na nieodpowiednich obrotach,
łatwo zrozumie, o co chodzi. Różnice są dobitnie słyszalne zwłaszcza wtedy, jeśli odtwarzany jest głos ludzki.
Reunion
Odtwarzanie sampli zrobionych na bazie oryginalnego wykonania artysty ma też inną wadę. Otóż jeśli koń kończy dany element, a melodia
jest akurat w środku taktu, nie pozostaje nic innego jak ją tylko wyciszyć i rozpocząć nowy (inny) fragment pod nowy element przejazdu.
Niestety te "skoki", nawet robione "delikatnie" są słyszalne i nie zawsze "estetyczne". Przykładem jest to, co zrobił ktoś na YouTube
z innym olimpijskim
przejazdem Anky na koniu Bonfire. Pod
oryginalne nagranie tego mistrzowskiego przejazdu autor świetnie dobrał "swoją" muzykę Ronana Hardimana z widowiska "Lord Of The Dance"
Michaela Flatleya, ale mimo wysiłków widać wszystkie wady "metody samplowej": niedoskonałe dostosowanie tempa oraz w większości wyraźne,
nieharmonijne przejścia. Co by nie mówić muzyka jest doskonała pod każdym względem, ale stanowi tylko ogólny podkład do programu.
Alternatywą (jeszcze bardziej archaiczną, niż trackery) pozwalającą na dowolne regulowanie tempa muzyki bez wpływu na brzmienie dźwięków
jest MIDI. MIDI nie polega na odtwarzaniu wczytanych do peceta sampli, lecz na graniu nut instrumentami zapisanymi sprzętowo w pamięci
urządzenia grającego (keyboardu, czy karty dźwiękowej). Tak naprawdę te zapisane dźwięki to zazwyczaj też sample - ale ja nie o tym
chciałem...
Wadą metody jest, że to, co słyszymy z głośników, zależy od tego jakie definicje
instrumentów ma dane urządzenie odtwarzające zapisane "w sobie". Standard MIDI definiuje np., że instrument nr 1 to pianino - ale
przecież pianino pianinu nierówne, dwa różne pianina mogą różnie brzmieć ! Inaczej brzmi fortrpian na Konkursie Chopinowskim, inaczej
pianino z saloonu na Dzikim Zachodzie. W dodatku tańsze karty muzyczne do grania mają w sobie "zaszyte" brzmienia marnej jakości, co
bardzo, ale to bardzo źle wpływa na jakość całego utworu. Jednakże MIDI z uwagi na m.in. możliwość perfekcyjnego dostosowywania tempa
muzyki pod tempo konia wydaje mi się alternatywą lepszą, choć wymagającą w dużej mierze ponownego skomponowania dużej części muzyki od
nowa (aczkolwiek w Internecie są dostępne liczne biblioteki gotowych utworów wszelkiej maści).
KROK 6: DO ROBOTY !
Po niezbyt udanych próbach z trackerem i samplami do naszego küra zdecydowałem się wykorzystać "metodę MIDI". Za sprzęt pozłużyła mi
wyjęta z pudełka i odkurzona starannie swego czasu rewelacyjna, dziś - łagodnie mówiąc przeciętna karta Soundblaster AWE 64 Gold
z dołączonym do niej równie leciwym, ale i świetnym oprogramowaniem MIDI Orchestrator. Ten zestaw okazał się przykładem, że i na mocno
przestarzałych komponentach da się "udziergać" coś ciekawego. Za motywy posłużyły mi synne piosenki Edith Piaf: "La Vie En Rose" do
stępa, "Milord" oraz "Padam, Padam" do kłusa i (oczywiście) do galopu nieśmiertelne "Non, je ne regrette rien".
Orchestrator
O samym "komponowaniu" pisać nie będę, bo to nie Samouczek Domorosłego Skomputeryzowanego Janka Muzykanta
Generalnie trwało to w moim wykonaniu stosunkowo niedługo, bo około 5 godzin. Dalej było gorzej: po ręcznym przerobieniu ze słuchu wybranych
fragmentów do wersji MIDI-instrumentalnej oraz wykonaniu aranżacji i uatrakcyjnieniu dodatkowymi instrumentami nastąpiła faza modyfikowania
tempa metodą prób i błędów. To było robótką dość upierdliwą i wiązało się z wielokrotnym równoczesnym puszczaniem nagrania wideo i muzyki
oraz z czujną obrerwacją, czy jedno z drugim jest właściwie zsynchronizowane. Po kilku godzinach drobnych przeróbek melodii i synchronizowania
całości, połączonych z poszukiwaniem ciekawszych brzmień można naprawdę mieć dosyć wszystkich kürów tego świata... :D
KROK 7: Z GARNKA NA TALERZ
Po w sumie 3 kilkugodzinnych sesjach powstało to "coś", co w 99% przypominało efekt finalny. Efekt został zaprezentowany Pumci, zyskał
jej łaskawą wstępną aprobatę i trzeba było teraz tak zrobić, żeby Gosia mogła użyć muzyki podczas jazdy. Do ćwiczeń z siodła miał być
użyty odtwarzacz MP3 ze słuchawkami. Po wypracowaniu przejazdu do perfekcji miał nastąpić kolejny krok, czyli przyzwyczajanie konia do
jazdy z głośną muzyką - z braku hali z nagłośnieniem zdecydowaliśmy się podjechać samochodem Gosi pod czworobok i po otwarciu wszystkich
drzwi i okien skorzystać z "wypasionego" systemu samochodowych głośników. Aby jednak zrealizować obie te rzeczy potrzebne było zamienienie
pliku MIDI na coś, co się da odtwarzać na MP3-ce i na odtwarzaczu CD, czyli na plik WAV.
W Internecie wiele jest narzędzi do takiej konwersji. Jednak w większości programów jest to robione tak, że karta muzyczna odtwarza plik
MIDI, a program sampluje to, co karta ma na wyjściu. Efekt jest nierewelacyjny, ta metoda powoduje baaardzo wyraźną utratę jakości
dźwięku. Na szczęście udało się znaleźć program Direct MIDI to MP3 Converter autorstwa
http://www.pistonsoft.com/. Darmowa wersja trialowa jest w pełni funkcjonalna i doskonale konwertuje pliki nie tylko metodą samplowania,
ale też alternatywną (i doskonałą !) metodą podstawiania pod zapis nutowy MIDI instrumentów (tzw. soundfontów) dla poszczególnych ścieżek
dźwiękowych i składania ich następnie do kupy jakimś sprytnym algorytmem. W efekcie otrzymuje się plik WAV lub MP3 naprawdę bardzo dobrej
jakości. A jeśli załadujemy do programu odpowiednie (można poszukać w Internecie) soundfonty, uzyskamy jeszcze lepsze efekty ! Na chwilę
pisania tego tekstu program kosztuje ok. 110 zł i moim zdaniem zdecydowanie jest tej ceny wart. Polecam !
Direct MIDI to MP3 Converter
KROK 8: TRENING CZYNI MISTRZA
Nie pozostaje teraz nic innego, jak tylko ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć...
A jest co. jak już wspomniałem
nigdy nie uda się pojechać programu dwa razy DOKŁADNIE tak samo. Trzeba tak długo ćwiczyć, żeby i ruchy, i muzykę znać na pamięć, reagować
niemal instynktownie. Podczas przejazdu można liczyc tylko na siebie, koń muzyki nie rozumie i za nas naszych błędów nie naprawi ! I nie
ma się co wściekać na zwierzę, jeśli coś nam nie wyjdzie to zawsze będzie tylko i wyłącznie nasza wina !
KROK 9: OSTATKI
Przed udaniem się z naszym kürem na zawody upewnijmy się, jakim sprzętem odtwarzającym dysponuje organizator. W dobie notebooków zawsze
zakłada się, że przy stoliku Organizatora będzie do dyspozycji komputer podłączony do wzmacniaczy, ale pamiętajmy jednak, że ten komputer
może być dedykowany do innych celów, zaś równoczesna praca kilku aplikacji na nim może zakłócać odtwarzanie. Często spotyka się starsze
odtwarzacze CD, kóre z racji stopnia zużycia czy starszej technologii nie będą w stanie odtworzyć nagrywanych obecnie płyt (sprzęt sprzed
kilkunastu lat czasem nie radzi sobie ze współczesnymi "kolorowymi" płytkami). Bądźmy więc przygotowani na każdą ewentualność. Miejmy ze
sobą wersję MP3 i WAV, i to na różnych nośnikach: płytce CD, pen drivie. Taka zapobiegliwość nic nie kosztuje, a być może w "sytuacji
podbramkowej" umożliwi nam pojechanie programu.
I jeszcze jedno: jeśli można, przed zawodami przesłuchajcie całą (sic !) muzykę na sprzęcie organizatora, by mieć pewność, że będzie ona
odtwarzana bez zacięć i - uwaga - we właściwym tempie !
A na koniec wspominki - oto prapremiera pierwszego küra Gosi:
http://www.youtube.com/watch?v=g9coyQhhqkE.