Podczas Wojny secesyjnej sporo było koni, o których pamięć przetrwała do dziś. O Komanczu i o koniach
generała Granta pisałem niedawno - wypadałoby więc wspomnieć jeszcze przynajmniej o kilku, tym razem
"z drugiej strony barykady".
Tak, jak ulubieńcem generała Unii Granta był Cincinnati, tak u generała Konfederacji Roberta E.
Lee był nim Traveller. Urodził się w 1857 roku w Blue Sulphur Springs w stanie Virginia w stajni
Andrew Johnstona. Pierwotnie nazywał się... Jeff Davis, czyli tak, jak jeden z koni Granta. Był
doskonałym przedstawicielem rasy American Saddlebred, jako źrebak w latach 1859 i 1860 zdobył
pierwszą nagrodę na czempionatach w Lewisburgu. Jako dorosły, był silnym, wytrzymałym wałachem,
mierzącym 16 dłoni (162 cm) w kłębie, o wadze 1.100 funtów (500 kg), o długiej grzywie, długim
ogonie stalowosiwej sierści. Wiosną 1981 roku, gdy Lee dowodził małym oddziałem armii Południa
w zachodniej Virginii, pułkowy kwatermistrz, kapitan Joseph M. Broun, kupił go wówczas za 175
dolarów (dziś odpowiednik 4.500 dolarów) od kapitana Jamesa Johnstona, syna hodowcy Andrew
Johnstona i nazwał go Greenbrier. Koń był powszechnie podziwiany w obozie. Był postawny,
o silnych mięśniach i szerokiej klatce piersiowej. Miał szybkie, sprężyste, energiczne chody,
do których nie potrzebował zachęty - wręcz przeciwnie, musiał byc mocno trzymany na wodzach,
żeby nie "odleciał". Wydawało się, że sam z
siebie ma ochotę iść naprzód tak szybko, jak tylko
mógł. Na kamienistych, górskich drogach Zachodniej Virginii z łatwością utrzymywał tempo 5-6
mil na godzinę.
Generał Lee był jednym z fanów konia. Chciał go mieć i dosiadać podczas działań wojennych. Ta
chęć była tym większa, że pan generał w tym czasie nie bardzo miał na czym jeździć. Jego gniady
ogier Richmond miał kłopoty ze zdrowiem. Gdy drugi, zwany Roan, zaczął szybko ślepnąć, Richmond
w międzyczasie doszedłszy do zdrowia, wrócił do służby, jednak zdanie się oficera na tylko jednego
wierzchowca byłoby nierozsądne. Broun chciał generałowi podarować Greenbriera, jednak ten odmówił.
Po rozmaitych ceregielach stanęło na tym, że odkupił go za 200 dolarów od Brouna, a z uwagi na
chęć ruchu nazwał imieniem "Traveller" (Podróżnik). Niedługo po tej transakcji Lee został
przeniesiony do Karoliny Południowej. O swoim nabytku tak pisał stamtąd w liście do swojej
kuzynki, Markie Williams:
"Gdybym był artystą, tak, jak Ty, namalowałbym prawdziwy obraz
Travellera, pokazujący jego dobre proporcje, muskularną figurę, głęboka pierś, krótki grzbiet,
silne uda, proste nogi, małą głowę, szerokie czoło, delikatne uszy, bystre ocko, małe kopyta
oraz czarną grzywę i ogon. Taki obraz mógłby zainspirować poetę, którego geniusz mógłby później
opisać jego wartość, wytrzymałośc na trudy, głód, pragnienie, upał, zimno oraz niebezpieczeństwa
i cierpienia, które przeszedł. Mógłby [poeta] opiewać jego mądrość, przywiązanie i niezmienne
reakcje na każde życzenie jeźdźca. Mógłby nawet wyobrazić sobie jego myśli podczas długich nocnych
przemarszów i w dniach bitwy, przez którą przeszedł. Ale ja nie jestem artystą, Markie, i dlatego
mogę tylko powiedzieć, że to konfederacki siwek." No cóż, po tych słowach można jednak sądzić,
że generał trochę tej artystycznej duszy w sobie miał.
Lee używał Richmonda i Travellera naperzemiennie; niestety Richmond padł 1 lipca 1862 roku po
bitwie pod Malvern Hill. Traveller stał się głównym wierzchowcem generała. Jako koń o dużej
wytrzymałości, bez narowów i zazwyczaj niepłochliwy był dobrym wierzchowcem dla oficera. Czasem
jednak bywał nazbyt pobudliwy i nerwowy. Podczas Drugiej Bitwy pod Bull Run generał Lee musiał
z niego zejśc i trzymać go za uzdę, gdyż koń podczas niektórych momentów płoszył się. W pewnym
momencie pociągnął silnie swego jeźdźca tak nieszczęśliwie, że ten upadając po stromym zboczu
uderzył w pień drzewa i złamał obie ręce. Dalszy przebieg kampanii nadzorował najczęściej siedząc
w wojskowym konnym ambulansie, a gdy już musiał usiąść w siodle, koń był prowadzony za wodze
przez adiutanta.
Na mocy układu pokojowego kończącego wojnę żołnieże i oficerowie Południa mogli wrócić do swoich
domów bez żadnych konsekwencji. Generał Lee przeniósł się do Lexington w stanie Virginia, gdzie
w 1865 roku został rektorem tamtejszego Washington University (później przemianowanego na
Washington and Lee University). Traveller towarzyszył generałowi Lee na uniwersytecie. Podobno
stracił wtedy niejeden włos z grzywy i ogona, gdyż zarówno studenci, jak i odwiedzający uniwersytet
weterani wojenni często mieli ochotę na taką "pamiątkę" od generała i jego sławnego rumaka. Lee
niezadowolony tak pisał do córki:
"Chłopcy wyrywają mu ogon tak, że teraz wygląda jak oskubany
kurczak.:
Robert Lee był rektorem przez pięć lat, aż do śmierci jesienią roku 1870. Podczas pogrzebu Traveller
ubrany w siodło, uzdę i okryty czarną tkaniną był prowadzony za lawetą wiozącą trumnę. W rok
później koń nieszczęśliwie nadepął na gwóźdź i zachorował na tężec. W tamtych czasach nie było
na tą chorobę lekarstwa (nawet dziś przy bardzo zaawansowanym rozwoju medycyny śmiertelność
u leczonych ludzi wynosi 30%, u koni - 50%, u krów i świń choroba jest śmiertelna w 100%).
Aby zwierzęciu oszczędzić cierpień, poddano je eutanazji. Konia pochowano na terenie uniwersytetu,
jednakże nieznani sprawcy rozkopali grób i wydobyli kości, kóre potem były pokazywane na wystawie.
W roku 1907 dziennikarz Joseph Bryan z Richmond odkupił je i zwrócił uniwersytetowi który z kolei
wystawił je w ówczesnym Brooks Museum. Niestety szczątko konia były systematycznie niszczone przez
studentów - istniał przesąd, że wyrycie na nich swoich inicjałów zapewnia powodzenie na egzaminach.
Dlatego w roku 1929 kości trafiły na kolejne kilkadziesiąt lat do mieszczącej się na terenie
kampusu kaplicy Lee Chapel. Ostatecznie szczątki spoczęły tuż obok krypty rodziny Lee. Drzwi do
stajni, w której za życia stał Traveller, po dziś dzień pozostają otwarte, "aby duch konia mógł
swobodnie wędrować po kampusie". Doktorowi Thomasowi Burishowi, 24-temu rektorowi uczelni, oberwało
się niegdyś zdrowo od całej uczelnianej społeczności, gdy kilka lat temu pogwałcił tą tradycję,
nakazując zamknięcie tych drzwi...
Traveller został także upamiętniony na kilka innych sposobów. Jego imię nosi wydawany w Forcie Lee
dziennik, a także edukacyjny program promujący bezpieczną jazdę.
Prócz Travellera Robert Lee miał jeszcze jednego wojskowego konia: Lucy Long. O koniu zrobiło się
głośno w roku 1891. W tamtym czasie, ćwierć wieku od zakończenia wojny, niejedna pragnąca rozgłosu
osoba ogłaszała, że ma u siebie konia, który pamięta tamte czasy. W gazetach pojawiały się nagłówki
typu "Oto ostatni koń Konfederacji !" itp., jednakże okazało się, że najstarsza właśnie jest cisawa
"Długa Luśka", dosiadana w bitwach przez samego generała Lee. Wiele osób w Lexington mogło ją
oglądać, gdyż mimo wieku była w pełni zdrowa i w doskonałej kondycji. Była używana do jazdy w damskim
siodle.
Lucy Long (to imię to postać z popularnej wówczas piosenki) była prezentem od generała J. E. B.
Stuarta, danym generałowi właśnie w związku ze wspomnianym wyżej wypadkiem, w którym ten połamał
ręce. Była niezbyt wysoka i bardzo spokojna, z wygodnymi chodami. Lee używał jej przez 2 lata aż
do chwili, gdy na froncie "przytrafił jej się" źrebak. Wówczas Lee odesłał ją na tyły. W tym samym
czasie otrzymał ogiera Ajax, który choć miał doskonałe chody, dla swego pana był po prosyu zbyt
wysoki. Lee ponownie więc zaczął dosiadać Travellera. Tuż przed końcem wojny klacz została skradziona,
a odnaleziona już po kapitulacji. Wtedy syn generała, kapitan R. E. Lee (te same imiona) przekazał
ją ojcu. Gdy już po śmierci swego pana Lucy Long biegając swobodnie po na tyłach kampusu rozcięła
sobie przody tylnych nóg, postanowiono, że nie będzie już więcej użytkowana. Opiekujący się nią
general G. W. Custis przekazał ja miejscowemu miłośnikowi koni, Johnowi Riplogle z Rockbridge,
stale łożąc na jej utrzymanie. Gdy Riplogle zmarł, Lucy Long trafiła na farmę Johna R. Mackay,
gdzie mimo narastających dolegliwości typowych dla wieku (problemy z żuciem twardej paszy) miała
się całkiem nieźle. Padła wiosną 1891 roku, w szacownym wieku 34 lat. Niestety nie trafiłem na
żadne jej zdjęcie...
Zródła:
http://faculty.css.edu/mkelsey/usgrant/hors2.html
http://www.oldbaldycwrt.org/
http://garmuslib.org/
http://www.digitaljournal.com/article/288791#ixzz1YemFXQAh
http://www.civilwarhome.com/leeshorses.htm
http://www.stratfordhall.org/learn/lees/leehorses.php
http://www.findagrave.com/cgi-bin/fg.cgi?page=gr&GRid=3082