W lipcu zeszłego (2013) roku media informowały, że po Rzeszowie jździć będą konne patrole policji.
To kolejne miasto, które zafundowało sobie taką formację porządkową w celu utrzymania porządku
na tamtejszych rterenach zielonych. Mało kto jednak wie, że i za czasów PRL-u, czyli tak zwanej
komuny istniały konne patrole milicji obywatelskiej.
Na marginesie: "tak zwanej komuny", bo komunizm miał być w marksistowskiej teorii najwyższą
fazą rozwoju społeczeństwa i nawet ówczesne polskie władze nie ośmieliły się nazwać Polski
krajem komunistycznym, a "jedynie" socjalistycznym. Kto ciekawy, ten o różnicy w obu pojęciach
doczyta w Wikipedii; warto jednak wiedzieć, że popularny dziś termin "komuna" jest jednak swoistym
nadużyciem, wykreowanym przez prawicowych polityków po roku 1989.
Milicja Obywatelska została utworzona w październiku 1944 roku. Powstała w celu zwalczania
przestępczości, ale i walki z opozycją oraz tłumienia manifestacji. Milicjanci nie mogli kojarzyć
się z przedwojennymi czasami, z ideowego założenia nie mogli więc wzorem niektórych policjantów
w II Rzeczpospolitej poruszać się konno. Zwierzęta zastąpiono więc samochodami, głównie GAZ-69.
Tu znowu dygresja historyczna: w przededniu II wojny światowej w w polsce było zaledwie około
50 tysięcy pojazdów mechanicznych ! To najmniej w ówczesnej Europie. Większość przedwojennych
policjantów wcale więc nie jeździła na koniach, bo po prostu nie było potrzeby szybkich pościgów.
Znakomita większość funkcjonariuszy poruszała się na patrolach pieszo lub na rowerach.
Mogli, czy nie mogli - w trudnych latach wczesnopowojennych jednak konno jeździli. W wielu miejscach
milicja po wojnie stanowiła pierwszy działający tam polski urząd. Prócz walki z przestępczością
zabezpieczali ważne obiekty, a także zwalczali znacznie od siebie liczniejsze grupy sowieckich
żołnierzy-maruderów, rabujących Polakom po wsiach dobytek i niejednokrotnie gwąłcącym kobiety.
Bardzo często udawało się im odzyskiwać skradzione rzeczy, choć Rosjanie zwykle wykazywali się
asgresywnością, próbując np. odbierać polskim milicjantom konie. Ale też "zaprowadzali porządek
publiczny". Przykładowo: w 1946 roku, w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja doszło w wielu
miastach do manifestacji patriotycznych, w których brali udział głównie studenci i kadra
profesorska. Manifestacje odbywały się w duchu "starego porządku" i były nie w smak nowej,
socjalistycznej władzy, gdyż demonstrujący zamiast wychwalać komunistyczną Polską Partię
Robotniczą (wówczas jeszcze nie "Zjednoczoną"), głośno wyrażali poparcie dla opozycyjnego
Polskiego Stronnictwa Ludowego i jego przywódcy Stanisława Mikołajczyka. Gdy w Poznaniu studenci
zgromadzili się na pl. Kolegiackim, by wręczyć petycję wojewodzie Widy-Wirskiemu, zostali
otoczeni przez milicję konną. Z grupy zostali wyciągnięci żacy, którzy byli rzekomo najbardziej
agresywni. Wszystkich załadowano na ciężarówki. 330 osób zawieziono do komendy wojewódzkiej.
Po wojnie, już w latach 60-tych XX wieku w PRL-u było aż 2,5 miliona pojazdów mechanicznych.
Konie odeszły do milicyjnego lamusa. Poza własnymi nogam to samochody i motocykle były dla
milicjantów podstawowym środkiem transportu. A jednak był też (jak gdyby na przekór wcześniejszej
idei unowocześniania państwa) oddział konny. Jeden jedyny. Był to oddział milicji konnej powstały
w ramach struktury warszawskiego ZOMO. ZOMO, czyli Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej,
była to formacja powstała specjalnie do zaprowadzania porządku w "sytuacjach wyjątkowych" (cokolwiek
by to miało znaczyć), jak również do udzielania pomocy ludności w czasie klęsk żywiołowych i do
ochrony imprez masowych. A propos imprez masowych: specyficzną rolę milicyjne konie odegrały podczas
słynnego koncertu, a w zasadzie 2 krótkich koncertów The Rolling Stones, które odbyły się 13 kwietnia
1967 roku w Sali Kongresowej. Koncert światowej sławy grupy w kraju socjalistycznego ustroju i szarej
rzeczywistości był sensacją na - dosłownie - cała wschodnią połowę Europy. Do sali mieszczącej 2,5
tysiąca osób weszło 5 tysięcy widzów, a dalsze 10 tysięcy oblegało budynek, próbując też dostać się
do środka. Na zewnątrz Sali Kongresowej dochodziło do osrtych zamieszek, ludzie próbowali sforsować
wejście. Aby zaprowadzić porządek milicja użyła wozów opancerzonych i oddziału konnego. Walka ludzi
z milicją szła momentami na ostro. Zespół Członkowie zespołu byli ponoć tak zbulwersowani tym, co
robiły siły milicyjne ich fanom, że - jak opowiadał basista Bill Wyman - po koncercie zabrali
z hotelu kilka kartonów swoich płyt i jeżdżąc po Warszawie rzucali je napotkanym na ulicach młodym
ludziom.
Dziś po konnym plutonie ZOMO nie pozostał prawie żaden ślad - nawet w internecie. Jeszcze 25 lat
temu milicyjne konie stacjonowały w PGR Bródno (dziś jest to dzielnica Targówek). Obecnie stoi
jeszcze tam stara stajnia. Konie stamtąd (ciekawostka: prawie wyłącznie kasztany) były używane
np. do zabezpieczania meczy w okolicach stadionu warszawskiej Legii i do rozpędzania manifestacji
w latach osiemdziesiątych. Milicjanci, a później policjanci patrolowali na nich także wybrzeże
wiślane. O tym, że taka formacja istniała, świadczy dawny reportaż w piśmie" W Służbie Narodu",
i sceny w filmach "Piłkarski poker" Janusza Zaorskiego, czy "Porno" Marka Koterskiego. Jednak
dotarcie do jakichkolwiek wiarygodnych źródeł historycznych jest niemal niemożliwe. I żeby takie
zaginione źódła odnaleźć, trzeba by chyba zaangażować policję. Konną ?...
Zródła:
http://www.konservat.pl/index.php?sp=art&art=1664&path=arty2012
http://www.tczewska.pl/artykul/29378/mo-zwalczanie-podziemia-i-sowieckich-maruderow-cz-ii
http://www.panstwowa.policja.pl/
http://moto.wp.pl/gid,15177659,title,Samochody-Milicji-Obywatelskiej,galeriazdjecie.html?ticaid=111e56
http://foto.karta.org.pl/fotokarta/Taran_1933.jpg.php
http://www.polskieradio.pl/6/8/Artykul/350779,Fakty-i-mity-o-warszawskim-koncercie-The-Rolling-Stones-z-1967-roku