Czy konie mogą jeść mięso ?...
Cóż za pytanie ! Wiadomo, że konie są roślinożercami. Ich zęby przystosowane są do rozcierania włókien roślinnych, a ich cały układ pokarmowy jest
długi, "dedykowany" do powolnego przetrawiania tego rodzaju pożywienia. Każdy - od koniarza-amatora po profesora weterynarii powie, że produkty
mięsne nie powinny być obecne w końskiej diecie. Owszem, w życiu zdarzy się, że koń sięgnie po np. pozostawioną na wierzchu kanapkę, zwabiony
zapachem chleba, a przy okazji "wciągnie" parę tkwiących w niej kawałków wędliny. "Mieliśmy kuca, który uwielbiał pizzę pepperoni !" - wspominał
ktoś na jednym z forów. Cóż pizza z salami lub kiełbasą peeperoni może i koniowi nie zaszkodzi, jednak nie jest to właściwe pożywienie dla niego.
Ale...
Kiery wczytamy się w dzieło pana Zwolińskiego, doczytamy, że wśród omawianych pasz są i te pochodzenia zwierzęcego. Mleko na przykład zaleca się
podawać nie tylko źrebakom, ale i silnie eksploatowanym reproduktorom - oczywiście absolutnie świeże i podawane często, a w małych ilościach.
Jaja kurze (5-10 sztuk dziennie, razem z rozdrobnionymi skorupkami) znajdują zastosowanie w żywieniu ogierów oraz koni-rekonwalescentów. Czy
wreszcie dodatek mączki kostnej... Wszystko to oczywiście jako dodatek, a nie pasza zasadnicza. I choć na ziemiach polskich stosowało się zawsze
dla koni "klasyczny" jadłospis, to w innych krajach w przeszłości było całkiem inaczej. Echa tego znaleźć można w dawnej literaturze. Maria
Rodziewiczówna w napisanym prawie 130 lat temu powieści pt. "Między ustami a brzegiem pucharu" pisała: "Wentzel przysłał wystawowe egzemplarze
koni i bydła, a do obsługi tej arystokracji masztalerza Anglika i dwóch Szwajcarów, pasterzy. Szwajcarzy chcą kaloryferów po oborach i świeżej
lucerny na karm. Rumaki potrzebują do życia jęczmiennej kaszy i pasztetów. Słowem, rewolucja !" Jak widać "co kraj, to obyczaj". Dziś jęczmień
i lucerna w diecie koni nikogo u nas nie zdziwi; natomiast słowo "pasztety" staje się w kontekście rozważań żywieniowych znamienne...
Osobliwe dawne przekonanie o tym, że konie mogą czasem pożerać mięso prawdopodobnie wynikało być może ze skojarzenia pomiędzy np. gwałtownością
walk na zęby i kopyta pomiędzy ogierami, a walką mięsożernego drapieżnika z jego ofiarą. Z tego skojarzenia wyniknęło wiele mitów. Na przykład:
w jednej ze słynnych mitologicznych 12 prac, zleconych Heraklesowi przez Erysteusza, króla Myken, pojawiają się cztery klacze króla trackiego
Diomedesa. Nazywały się: Dejnos, Ksantos, Lampon i Podargos, a karmione były ludzkim mięsem. Zadaniem Heraklesa było je schwytać i przywieźć
Erysteuszowi. Popłynął więc z przyjacielem Abderosem do Tracji, przegonił koniuchów, po czym obaj panowie popędzili wykradzione klacze ku swemu
okrętowi. Gdy okazało się, że są ścigani, Abderos kontynuował przepęd, a Herakles sam stawił czoło ścigającym ich Trakom. Abderos w pojedynkę
okazał się jednak kiepskim opiekunem - klacze zaatakowały go i zjadły. Herakles więc uspokoił je, rzucając im na pożarcie ciało ogłuszonego
w walce Diomedesa. Summa summarum Eurysteusz kazał dostarczone mu klacze wypuścić na wolność w okolicach Olimpu, gdzie w końcu pożarły je wilki.
Czemu owe klacze-ludojady zjadłszy Abderosa i Diomedesa nie zakąsiły potem wspomnianymi wilkami - tego niestety nie wiem, a mitologia grecka na
ten temat nic nie mówi.
Tyle jeśli chodzi o starożytne opowieści. Ale mity mitami, a wiadomo, że w rzeczywistości też było i jest kilka przypadków koni karmionych mięsem.
Miał być podobno tak żywiony m.in. słynny ogier tesalski Bucefał, ulubiony wierzchowiec Aleksandra Macedońskiego. O ile istnienie Bucefała jest
faktem historycznym (Aleksander dotarł na nim aż do Indii, gdzie koń padł w 326 p.n.e. w bitwie nad Hydaspes), o tyle nie jest udowodniona jego
mięsna dieta, więc to traktowane jest zazwyczaj jako tylko ubarwienie opowieści o wschodnich podbojach króla Macedonii. Natomiast jednym ze
znanych, a autentycznych przypadków, jest casus kucy mandżurskich Sir Ernesta Shackletona, który podczas próby zdobycia bieguna południowego
(1907-1909) karmił zwierzęta ciągnące sanie z całym wyposażeniem kukurydzą i mięsem. Konie były do tego przed wyprawą przyuczane, gdyż wiadomo
było, że w warunkach arktycznych nie ma szans na zabranie wystarczającego zapasu typowych pasz roślinnych. Na jednym ze zdjęć Sie Ernest karmi
jednego z kucy właśnie mięsnym pokarmem i jest to pierwszy udokumentowany przypadek takiego żywienia.
Inny dokument pochodzi z roku 1938, gdy niemiecka ekspedycja do Tybetu sfilmowała konie, którym podano krew zwierzęcą. O tej jakże specyficznej
"tybetańskiej diecie" wspominał także XIX-wieczny szwedzki podróżnik i geograf Sven Anders Hedin, autor pierwszych szczegółowych map Pamiru,
pustyni Takla Makan, Tybetu i Himalajów. Mówi też o tym Michael Shafer, autor "The Language of Horses", precyzując, że krew owcza była mieszana
z kaszą jaglaną. Z kolei Beduini, trzymający swoje zwierzęta w warunkach pustynnych, bez dopstępu do trawy, karmili konie suszonym wielbłądzim
mięsem, miodem i szarańczą. Pozwalali również koniom ssać źrebne wielbłądzice. Z grona badaczy bardziej współczesnych powtarza i potwierdza tego
rodzaju informacje profesor Toni Huber z Uniwersytetu Humboldta w Berlinie. Cóż, ma to uzasadnienie - na ogół taki pokarm podawało się koniom
w sytuacji, gdy nie było innego, bardziej odpowiedniego dla nich pożywienia.
Obecnie też się w pewnym sensie tak robi. Np. jak informuje profesor Machteld van Dierendonck z Uniwersytetu w Utrechcie (Holandia), kucom na
Islandii zwyczajowo podaje się zimą solone śledzie, które (jako dodatek paszowy) stanowią cenny suplement białkowy i mineralny. W tym czasie
zwierzęta nadal przebywają za dnia głównie na otwartej przestrzeni. Są przy tym karmione dość "monotematycznie", bo tylko sianem, potrzebują więc
takiego dodatkowego "wspomagacza". Ryby stanowią źródło witaminy A i D oraz selenu - tych składników jest bowiem mało w sianie, czy kiszonce.
Jest to tamtejsza tradycyjna metoda chowu i karmienia. Ryby wystawia się w beczce, a przepędzane obok konie mają okazję skubnąć z niej trochę
"specjału". Pani profesor wspomina, że podczas jej pobytu na Islandii w 1999 roku 150-litrowa beczka śledzi była opróżniana w ten sposób przez
stado 34 koni w ciągu mniej więcej miesiąca. Co ciekawe, mimo tego, że konie mają pod dostatkiem siana (więc głodne nie są), to przy beczce daje
się obserwować zachowania dominacyjne, gdy "smakołyku" jest mało. Znaczy to, że konie zakąsić śledzikiem bardzo lubią, że jest to dla nich cenny
smakołyk.
Prócz ryb (na Islandii i Syberii) oraz wspomnianej mączki kostnej (w niejednej stajni w różnych miejscach świata) podaje się też koniom żelatynę -
na stawy i kopyta. Ale bywały w przeszłości także dość dziwne przypadki, gdzie nie wiadomo było tak naprawdę, czemu koniom podawano pokarm mięsny.
Ponoć w przeszłości 40 koni króla Bhutanu specjalnie, rutynowo dostawało tłuszcz tygrysa a i dziś podaje się im wołowinę i mięso jaka. Po co ?
Nie doszedłem do tego, niestety...
Co innego jednak karmienie białkiem zwierzęcym w ramach regularnego chowu, a co innego spontaniczne pobieranie takiego pokarmu przez same konie.
Przypadki "spontanicznej" mięsożerności były obserwowane u zwierząt w krajach arabskich, Nowej Zelandii i w Stanach Zjednoczonych. Zazwyczaj były
to sytuacje, w których w danym regionie po prostu bardzo brakowało pokarmu roślinnego. Na jednym z filmów nakręconych przez telewizję BBC jest
nawet zarejestrowana scena, w której koń pożywia się rybą. Ale jeden z najbardziej "ekstremalnych" zaobserwowanych przypadków miał miejsce w 2014
roku w Górach śnieżnych, najwyższym pasmie Alp Australijskich. Dwóch ludzi wędrujących po Parku Narodowym Kościuszki zobaczyło konie karmiące się
padliną innego konia. Byli to dr Don Driscoll, ekolog z Australian National University oraz dr Sam Banks z tej samej instytucji. "Kanibalami" były
trzy australijskie dzikie brumby. W Parku Kościuszki te dzikie konie rozmnożyły się ekstremalnie - w latach 2003-2009 ich liczebność wzrosła z
2.300 do 7.600 sztuk (ponad trzykrotnie) i rosła dalej aż do 13.000 sztuk w 2012 roku. Z tego powodu zaczęło brakowało dla nch pożywienia. Ponadto
zima i zalegający w górach śnieg pogorszył jeszcze ich sytuację. Napotkane przez naukowców konie były bardzo wycieńczone, a wnętrzności zmarłego
towarzysza, zapewne zawierające dodatkowo resztki pożywienia roślinnego, musiały być dla nich ostatnią deską ratunku. Była to pierwsza taka
zaobserwowana w historii sytuacja. Naukowcy zaapelowali po tym wydarzeniu do władz Parku o kontrolę liczebności stad i o humanitarny odstrzał
nadmiarowych, niepotrzebnie cierpiących wielki głód zwierząt - co oczywiście wywołało burzę wśród australijskich obrońców zwierząt...
Trafiały się też i takie końskie "krokodyle", jak np. amerykański wałach Freight Train, który stał się znany w 1958 roku, gdy rozprzestrzeniła
się fama o tym, iż koń regularnie poluje, zabijajc i... zjadając małe ptaki. Zdarzało się też, że atakował "na ostro" ludzi - co jednak mnie nie
dziwi, w końcu tak samo robiła niegdyś nasza Desta. To jednak wydaje się świadczyć raczej o skrzywieniu psychicznym zwierzęcia, niż o jego
"wysublimowanych" gustach kulinarnych. Na YouTube też są zamieszczone współczesne filmy pokazujące np. konia zjadającego
ptaka, a nawet... małego, zaledwie parodniowego kurczaka - dlaczego,
nie wiem. Natomiast nieprawdą jest dająca się "wygooglować" informacja o pewnej francuskiej klaczy imieniem Lisette, która podczas jednej z bitew
Kampanii Napoleońskiej miała zabić i skonsumować rosyjskiego oficera. Sensację tą rozpowszechnił w roku 2011 niejaki CuChullaine OReilly w swojej
książce pt. "Deadly Equines, The Shocking True Story of Meat-Eating & Murderous Horses". Pan ten jest też autorem kilku innych dziełek, chełpiącym
się nieledwie objechaniem całego świata konno; jak jednak się okazało sporo w tym wszystkim "opowieści dziwnej treści", mitomańskich konfabulacji
wymieszanych w równej dawce ze zręcznym automarketingiem. Historia mięsożernej (a przynajmniej mięso żrącej) Lisette jest humbugiem, manipulacją,
sprytnym przeinaczeniem wspomnień jej właściciela, generała Jean-Baptiste Antoine Marcellin Marbota, który w swych pamiętnikach wspominał, jak to
w pewnej bitwie jego rozdrażniona klacz faktycznie złapała jednego z żołnierzy strony przeciwnej zębami za twarz - ale na tym się skończyło, o
dalszej konsumpcji sołdata mowy być nie mogło (zwłaszcza w gorączce walki, zamęcie bitewnym jakby nie patrzeć nie sprzyjającym spokojnemu posilaniu
się).
Jak widać będąc w dużej potrzebie koń potrafi odmienić swoje zwyczajowe upodobania kulinarne, a człowiek - wykorzystać tą cechę. Nie wiem, czy
jesteście świadomi, ale nawet współczesne koncentraty paszowe dla koni często zawierają niewielki procent białka pochodzącego z mięsa. Jak jednak
wytłumaczyć te nieliczne przypadki koni, które choć na głód nie cierpią, to jednak same z siebie decydują się na białko zwierzęce w diecie ?
Ciekawe wyjaśnienie może stanowić taka obserwacja: wśród przypadków koni spontanicznie zjadających pokarmy mięsne znaczącym odsetkiem są klacze
ciężarne; być może więc ku takiemu pokarmowi pchają je jakieś niedobory pokarmowe, wynikające z faktu ciąży ?... Co sie zaś tyczy pozostałych
przypadków, to niektórzy specjaliści (np. dr Anna Gudrun Thorhallsdottir, specjalistka od behawioryzmu i żywienia koni z Agricultural University
of Iceland) uważają, że są to zachowania... wyuczone. Jeśli koń zetknie się ze świeżą padliną i zacznie ją badać: obwąchiwać, oblizywać, wówczas
może poczuć smak słony lub inny będący dlań atrakcyjnym. Przez to może zacząć w późniejszym okresie poszukiwać możliwości ponownego zaspokojenia.
Nie będzie to jednak związane z agresją, będzie jedynie powtórzeniem, zwykłym zachowaniem zwierzęcia, związanym z pozyskiwaniem pokarmu.
Kończąc temat trzeba jeszcze powiedzieć o medycznym i weterynaryjnym aspekcie spożywania przez konie pożywienia pochodzenia zwierzęcego. Otóż
możliwe jest zarażenie się w ten sposób konia włośnicą - groźną chorobą pasożytniczą, którą powoduje włosień kręty. Do zarażenia dochodzi właśnie
podczas spożywania mięsa zwierzęcia, które wcześniej zostało zaatakowane przez larwy tego nicienia. Nie istnieje natomiast ryzyko zarażenia koni
chorobami takimi, jak np. encefalopatia gąbczasta (czyli BSE, "choroba wściekłych krów").
Zródła:
https://www.horsetalk.co.nz/2012/04/17/horses-as-meat-eating-killers/
https://www.savvyhorsewoman.com/2017/03/can-horses-eat-meat.html
http://thehorseaholic.com/the-forgotten-story-of-meat-eating-horses/
http://www.lrgaf.org/deadly_equines.htm
https://www.quora.com/Do-horses-ever-eat-meat
https://thehorse.com/151467/follow-up-carnivorous-horses/
https://www.dailymail.co.uk/news/article-2766210/The-shocking-moment-CANNIBAL-HORSES-eat-one-Australian-Alps-desperate-starving-animals-overwhelm-mountains.html
https://cavalrytales.wordpress.com/2011/09/07/one-end-bites-the-other-end-kicks/
http://www.lrgaf.org/articles/maneater.htm