(Bez)myśliwi




czyli: o tym, jak to bezmyślni myśliwi rodem ze służb mundurowych ostrzelali stajnię

01.10.2017


Temat, o którym poniżej piszę, jest zdecydowanie zaległy. Tekst był gotowy już kilka tygodni temu, ale jako, że różne rzeczy się działy, musiał poczekać na swoją kolej. Nie zmienia to w niczym faktu, że sprawa jest poważna i trzeba ją poruszyć.



Jak informowały media 25 sierpnia wieczorem w ośrodku jeżdzieckim "Karino" we Frydrychowicach (miejscowość między Pszczyną i Oświęcimiem) doszło do niebezpiecznego wydarzenia z udziałem polujących na kaczki myśliwych. Ośrodek jest położony pomiędzy kilkoma stawami. Ta okolica to rewir polowań jednego z tutejszych kół łowieckich i tam właśnie grupka myśliwych urządziła sobie polowanie. Polowanie nie było uzgodnione z właścicielem ośrodka, panem Konradem Szydłowskim, czego w sumie wymagałaby elementarna grzeczność. w trakcie polowania odbywały się zajęcia z jazdy konnej. W efekcie serii strzałów oddanych w stronę stajni śrut trafił w w kaski dwóch dziewczynek, które w tym czasie uczyły się jeździć, oraz w psa właściciela. Strzały wystraszyły i dzieci, i konie. świadkiem zdarzenia była matka dziewczynek. Natychmiast wezwano policję z komendy w Wadowicach, która przyjechała na miejsce. Policjanci, którzy przyjechali na miejsce, nie zastali już myśliwych, którzy po ostrzelaniu stajni uciekli. Wrócili jednak następnego dnia, by - zapewne w ramach zacierania śladów - pozbierać łuski. Wtedy pan Szydłowski spisał numery rejestracyjne ich samochodu. Chciał je przekazać policji, ale ta "nie była taką informacją zainteresowana". Policja natomiast... ukarała go w związku z ponoć agresywnym zachowaniem jego psa. Postrzelony bowiem pies, znienacka przestrzaszony i podrażniony, nie wiedząc, co się dzieje, ugryzł w odtuchu obronnym jedną z osób przebywających w tym momencie w ośrodku.

Mimo posiadania informacji pozwalających natychmiast dotrzeć do sprawców w sprawie nie zadziało się zupełnie nic. Po 3 tygodniach sprawa została więc nagłośniona w mediach - i słusznie. Komenda potwierdziła, że w sprawie "sporządzona została notatka" i że "prowadzi czynności wyjaśniające zajście", ale ustami rzecznika prasowego, pani sierżant sztabowej Agnieszki Petek, odmówiła jakichkolwiek dalszych informacji. Formalnie do dziś nie natrafiono na ślad strzelających do stadniny. Policjanci nie wpadli na razie na żaden trop. Nie zadali pytań w Związku Łowieckim o to, czy zgłoszone było jakieś polowanie w tej okolicy. Pan Michał Jordan, Prezes Zarządu Okręgowego Związku Łowieckiego w Bielsku, który prowadzi działalność m.in. na terenie Frydrychowic, twierdzi, że o sprawie dowiedział się dopiero od "Gazety Wyborczej", gdyż policjanci nie zgłosili się do nich w celu wyjaśnienia sprawy.

Dość trudno jest zrozumieć, czemu tak wielkim problemem problemem jest kontakt z kołem łowieckim, czemu odmawia się mediom informacji w sprawie, czemu tak prosta sprawa z tak oczywistymi i jednoznacznymi dowodami trwa tak długo. Ukaranie pana Szydłowskiego wygląda moim zdaniem jak próba zmuszenia go do milczenia i "zamiecenia śmieci pod dywan". Powody takiego stanu rzeczy stały się jednak jasne, gdy okazało się, że tereny łowieckie we Frydrychowicach należą do koła łowieckiego zrzeszającego licznych funkcjonariuszy Policji oraz byłych funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa. Stąd zapewne dziwna niechęć miejscowych służb w wyjaśnieniu sprawy. Chwała Wam, Dzielni Policjanci ! (w skrócie: ...).

Przy okazji zrodziła się jeszcze jedna wątpliwość: każdy kto ma minimalne pojęcie o myślistwie wie, że do kaczek z zasady strzela się wyłącznie wtedy, gdy lecą - tzn. lufę kieruje się w górę. Nie wolno strzelać do ptactwa będącego na ziemi ani na wodzie. Przepisy jasno mówią, że śrutem można strzelać, trzymając strzelbę przynajmniej pod kątem 60 stopni. Żeby ostrzelać stajnię polujący musieli strzelać w lini poziomej. Czyli nie celowali do zwierzyny, ale do koni - no, chyba, że założymy, iż stadnina unosiła się nad lecącymi kaczkami... Owszem, mogło też zdarzyć się tak, że prawidłowo wystrzelony śrut, bezwładnie opadając, spadł na teren stadniny, ale taki bezwładnie spadający śrut przecież nie stanowiłby wielkiego zagrożenia. Wniosek prosty: strzelano w stronę koni i robili to ludzie, którzy z racji swojego zawodu byli z bronią obeznani i wiedzieli, co robią. Skandal !

A z innej beczki: to wydarzenie rozpętało falę hejtu przeciw polowaniom i polującym, w czym oczywiście prym wiedli ci, którzy nie wiedzą na ten temat nic i dla których wizja zastrzelonego zwierzęcia przesłania trzeżwość osądu. W jakimś sensie jest to zrozumiałe - w końcu co by nie mówić sarny, czy dziki to takie same żywe istoty, jak każde inne. Mają prawo żyć. Z drugiej jednak strony bywają szkodnikami: niszczą ogrodzenia, niszczą uprawy rolne (zboża, kartofliska). O tym, ile szkód i zniszczeń na zwykłych łąkach potrafią zrobić dziki, wiemy z własnych doświadczeń i obserwacji. Dlatego dla każdego obszaru istnieje dla każdego gatunku określona liczba jego przedstawicieli, którzy mogą się tam wyżywić bez czynienia nadmiernych szkód, taki swoisty punkt równowagi. Dlatego jednym z podstawowych obowiązków kół łowieckich jest kontrolowanie liczebności zwierząt i w razie potrzeby kontrolwany odstrzał. Absolutnie nie jestem więc za tym, by potępiać myśliwych za polowania, nie uważam wszystkich myśliwych za zło wcielone. Ale głupich, bezmyślnych cymbałów, nie rozumiejących, że nawet słuszna w założeniach działalność łowiecka powinna być prowadzona tak, by nie budzić obaw wśród osób trzecich, chętnie sam bym odstrzelił. Tym chętniej, że dobrze pamiętam, jak to było w czasach, gdy Fuks stał w Tułowicach, a kilku idiotów wparowało znienacka terenówką na prywatne pastwiska i zaczęło się zabawiać fuzyjkami...



Zródła:

http://krakow.wyborcza.pl/krakow/7,44425,22372691,mysliwi-ostrzelali-srutem-stadnine-i-uciekli-rykoszetem-dostaly.html?disableRedirects=true
https://www.wadowice24.pl/nowe/wydarzenia/7543-mysliwi-ostrzelali-stadnine-koni-we-frydrychowicach.html