O tym, jak bezmyślny myśliwy zastrzelił konia




czyli: o głupocie ludzkiej po raz kolejny

14.12.2016


"Nie myśl tyle, bo zostaniesz myśliwym !" - mówi żartobliwe powiedzonko. Niestety nie po raz pierwszy okazuje się, że myślenie nie zawsze jest atrybutem polujących. Pod koniec listopada 61-letni myśliwy polując w miejscowości Grodno (woj. wielkopolskie) zastrzelił... konia. Policja przybyła, zabezpieczyła zwłoki zwierzęcia i wydobytą z nich kulę. Sprawca uciekł, ale został zatrzymany dwa dni później. Jak powiedział Sebastian Drewicz, Prokuratur Rejonowy w Złotowie, pan "bezmyśliwy" podczas przesłuchania przyznał się do winy, ale tłumaczył się tym, że myślał, iż celuje do... dzika. W związku z tym zatrzymano wszelką posiadaną przez niego broń i zlecono analizę balistyczną, która aktualnie trwa, a która w zasadzie wykonywana jest "pro forma", by potwierdzić znane już fakty. Pan "bezmyśliwy" usłyszał już zarzut naruszenia ustawy o ochronie zwierząt oraz art. 288 kodeksu karnego, dotyczący zniszczenia lub uszkodzenia cudzej rzeczy. Grozi mu do 5 lat więzienia, a w przypadku wykazania winy nie będzie też mógł dalej posiadać broni palnej. To ostatnie oczywiście nie dziwi - ktoś, kto nie odróżnia dzika od konia nie powinien polować. Nie powinien tez mieć w ogóle dostępu do broni, bo a nuż kiedyś pomyli dzika z nielubianym sąsiadem, czy skłóconą z nim teściową ?...



W przeszłości czasami się słyszało o przypadkach postrzelenia innych ludzi przez myśliwych, którzy zamiast poczekać na pojawienie się zwierzyny na otwartej przestrzeni, strzelali do "czegoś", co buszowało po krzakach. Oczywiście tacy osobnicy łamali nie tylko prawo, ale i zasady zdrowego rozsądku. Bywały też sytuacje, w których myśliwy strzelał niecelnie do sarny, a pocisk przeleciał i trafił kogoś przechodzącego kilkaset metrów dalej, kogo myśliwy w chwili oddawania strzału nie miał szans widzieć - to jednakże były nieszczęśliwe wypadki. Tu natomiast tłumaczenie pana "bezmyśliwego" jest po prostu nonsensowne. Koń (notabene: pochodzący z zagranicy i warty ok. 40 tys. euro) pasł się wolno na pastwisku należącym do przyległego gospodarstwa. Nie pętał się w lesie po gęstych chaszczach. Pastwisko to nie Stepy Akermańskie, trawa na nim nie sięga trzech metrów. Pan "bezmyśliwy" doskonale konia widział. Są więc możliwe dwa scenariusze zdarzeń. Pierwszy to taki, że ów człowiek mając pozwolenie na dzika strzelił sobie "okazjonalnie" do łani lub jelenia, nie mając pozwolenia na taki odstrzał. Nie trafił, za to nieszczęśliwie trafił konia. Ględząc teraz bez sensu o dziku jest po prostu głupi - gdyby powiedział, że strzelał do jelenia, a pocisk trafił w stojącego dalej konia, miałby większe szans na niższą karę. Ale do dzika ? Żeby zastrzelić wysokiego konia trzeba broń kierować poziomo, na wysokości wzroku lub nieco wyżej. Dzik w niczym konia nie przypomina, a że jest "niskopienny", to i celuje się doń kierując strzelbę nieco w dół. Nie ma szans na obronę tezy o pomyłce. Jeśli myśliwy będzie z uporem maniaka obstawał przy swoim, śledczy mogą dojśc do wniosku, że jest spore prawdopodobieństwo zaistnienia drugiego scenariusza: myśliwy z rozmysłem wycelował i strzelił bezpośrednio do konia. Nie byłby to pierwszy znany mi przypadek, w którym myśliwy strzela dla rozrywki w zwierzę domowe lub gospodarskie. Sam kiedyś widziałem w Tułowicach terenówkę rozjeżdżającą okoliczne łąki, z której wychylali się panowie grzmocący do wszystkiego, co się da - a niedaleko pasły się nasze konie... "Koła łowieckie to kółka wzajemnej adoracji, gloryfikujące swoje istnienie i swoje działania i nikt nie przyzna, że w środowisku jest w cholerę patologii, a polowania to po prostu popijawy połączone ze strzelaniem." - skomentował ktoś, a ja będąc dalekim od takiego generalizowania wiem, że jednak czasem tak właśnie się dzieje. Nie jestem nawiedzonym wegeoszołomem, dzieczyznę lubię, nie jestem przeciwnikiem polowań. Rozumiem i uznaję potrzebę kontroli populacji dzikich zwierząt przez koła łowieckie - oczywiście o ile odbywa się to w sposób planowany i kontrolowany, zgodnie z wszelkimi zasadami sztuki łowieckiej oraz prawem no i nie wyłącznie dla czczej rozrywki. Takich jednak zapędów rekompensowania sobie porażek łowieckich strzelaniem do zwierząt domowych lub gospodarskich nie rozumiem. A w opisanej tu sprawie jest to tym bardziej prawdopodobne, że na pytanie śledczych, dlaczego nie szukał zabitego dzika, a gdy stwierdził że zabił konia, dlaczego nie powiadomił właścicieli - myśliwy odpowiedzieć nie potrafił.

Każdy, kto posiada konia, wie, jak przyjemnie jest wyjechać w teren i pokręcić się po okolicznych łakach, lasach i pagórkach. Co jednak będzie, jeśli na swojej drodze spotkamy oszołoma z bronią ? Czy np. powinniśmy się bać o życie swojego wierzchowca, jeśli nam zwieje i będzie się kręcił sam po okolicy ? Zdecydowanie nie. Idiotów można spotkac wszędzie, natomiast większość polujących działa zgodnie z przepisami. Wszystkich obowiązuje ustawa z dnia 21 sierpnia 1997 r. o ochronie zwierząt (Dz.U.2003.106.1002). Art. 6.1. zabrania zabijania zwierząt, dopuszczając możliwość polowań, odstrzałów i ograniczania populacji tylko w odniesieniu do zwierząt łownych oraz do gatunków obcych zagrażających gatunkom rodzimym lub siedliskom przyrodniczym. Również jeśli jadąc konno na spacer zabierzemy ze sobą także psa, nie musimy się obawiać o niego tak bardzo, jak jeszcze 4 lata temu. Kiedyś w tej ustawie znajdował się bowiem artykuł 33a, dający de facto sporą swobodę w strzelaniu do „zdziczałych psów i kotów przebywających bez opieki i dozoru człowieka na terenie obwodów łowieckich w odległości większej niż 200 m od zabudowań mieszkalnych i stanowiące zagrożenie dla zwierząt dziko żyjących, w tym zwierząt łownych”. Każdy pies biegający po łące luzem mógł więc zostać potraktowany jako "zdziczały" i "bez dozoru", wystarczyło tylko by myśliwy udał, że nie widział idącego opodal właściciela. Na szczęście od 1 stycznia 2012 r. ten artykuł ma inne brzmienie:
Art. 33a. 1. W przypadku gdy zwierzęta stanowią nadzwyczajne zagrożenie dla życia, zdrowia lub gospodarki człowieka, w tym gospodarki łowieckiej, dopuszcza się podjęcie działań mających na celu ograniczenie populacji tych zwierząt.
2. Sejmik województwa, po zasięgnięciu opinii regionalnej rady ochrony przyrody, organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, oraz Polskiego Związku Łowieckiego, określi, w drodze uchwały, miejsce, warunki, czas i sposoby ograniczenia populacji zwierząt, o których mowa w ust. 1.
3. Dzierżawca lub zarządca obwodu łowieckiego może podjąć działania zapobiegające wałęsaniu się psów na terenie obwodu poprzez:
1) pouczenie właściciela psa o obowiązku sprawowania kontroli nad zwierzęciem;
2) odłowienie psa i dostarczenie go właścicielowi, a jeżeli ustalenie tej osoby nie jest możliwe dostarczenie do schroniska dla zwierząt; odłowienie i dostarczenie psa odbywa się na koszt właściciela.


Pamiętajmy jednak, że nadal istnieje Art. 6.1., który mówi w podpunkcie 5, że zabrania się zabijania zwierząt, z wyjątkiem usuwania osobników bezpośrednio zagrażających ludziom lub innym zwierzętom, jeżeli nie jest możliwy inny sposób usunięcia zagrożenia. Koń, który kopnie lub ugryzie myśliwego, obok którego przechodzi, niewątpliwie bezpośrednio temu myśliwemu zagraża. Myśliwy może twierdzić, że zwierzę było agresywne, nie do opanowania i nie dało się działać inaczej, niż poprzez strzelanie do niego, w celu ratowania siebie lub innych. To jest jednak czarny scenariusz. Nawet, jeśli się by zdarzył, trzeba mieć świadomość, że intencją ustawodawcy jest traktowanie zastrzelenia zwierzęcia jako coś absolutnie wyjątkowego i z założenia karygodnego.

P.S. Przeczytane:...

"Była podobna sprawa konia. A mianowicie myśliwy strzelał do byka jelenia. Szarówka, słaba widoczność...Decyzja i padł strzał. Byk zrobił "rakietę" i uszedł w pobliski zagajnik. Myśliwy idzie na miejsce zestrzału - zero "farby". Idzie w młodnik, patrzy - leży... Ale co to ? Ło Jezu, koń ! Szybki telefon po zaufanego kolegę, szpadle poszły w ruch, wykopali głęboki dół i konia w nim pochowali. Niedługo później w pobliskiej wsi "po ludziach" rozeszła się historia miejscowego gospodarza, któremu niedawno padł koń, więc wywiózł go po cichu wcześniej do pobliskiego lasu. Z braku czasu procedura "utylizacji dołowej" się przeciągnęła - gospodarz uzbrojony w szpadel dopiero po dwóch dniach udał się na miejsce, gdzie pozostawił szkapinę. Nie potrafił znaleźć zwłok swego konia, ale po śladach domyślił się "pochówku". Nie mógł jednak zrozumieć, czemu ktoś zakopał jego padłego konia, a nie zabrał bądź nie zakopał byka jelenia, który leżał w krzakach kilkanaście metrów dalej...



Zródła:

http://www.tvn24.pl/poznan,43/myslal-ze-strzela-do-dzika-zabil-konia-wartego-40-tys-euro,699444.html
http://www.gonczypolski.org/?pl_czy-mozna-strzelac-do-psow-,49