Zimno, jeszcze zimniej...




czyli: o koniach... subpolarnych ?

01.07.2016


Jakiś czas temu jeździłem palcem po mapie i wyszukiwałem najdziwniejsze miejsca, w których bytowanie koni graniczyło z niemożliwością. Przeszukiwałem Internet i pisałem na naszą stronkę teksty o koniach na oddalonej od świata Wyspie Wielkanocnej, czy na złożonej w 100% z piasku pustyni Namib. A teraz patrząc na googlową mapę świata zwróciłem uwagę na mrożące krew w żyłach (dosłownie !) okolice Arktyki i terenów przyległych. Bodźcem był zresztą pewien przypadkiem znaleziony artykuł o chowie koni na Alasce, która też zdecydowanie odbiega od tropików... Biorąc więc pod uwagę panujące ostatnio upały - temat jak znalazł !



Dla większości ludzi Alaska to bardzo odległe miejsce, obfitujące w piękne, dzikie widoki. To góry, śnieg, psie zaprzęgi i narty. I poniekąd to prawda, temperatury zimą wynoszą tam średnio około -20 stopni, ale potrafią spaść i do -60 ! Ale prócz dziczy i zimna są tam też konie. W dodatku są wszędzie. Większość ludzi nie wyobraża sobie, jak można mieć konie w krainie, gdzie przez większość roku jest zimno, a przez pół panuje noc polarna. Jak zwierzęta to znoszą ? Jak się je karmi zimą ? Jak się je poi wodą w takie mrozy ? Teresa Firmin-Lindner, autorka wspomnianego artykułu i trenerka jeździecka napomyka, że takie pytania potrafili zadawać nawet koniarze z cieplejszych rejonów. Co więc jest najtrudniejsze w chowie koni na Alasce ?

Dla osób profesjonalnie zajmujących się jazdą największym problemem jest krótki sezon jeździecki. Jeśli nie ma się dostęu do jakiejś hali z ogrzewaniem, problem jest naprawdę duży. Nawet jeśli sie taki dostęp ma, problem wcale się całkiem nie rozwiązuje. W takiej hali chcąc nie chcąc nadal jest "minus" i jeździec czuje się tak, jak polska amazonka czuje się u nas, jeżdżąc zimą po otwartej przestrzeni: marznie wszystko, zwłaszcza palce, w ciągłym użyciu są wszelkie patenty typu ogrzewacz do butów, czy do dłoni. Trzeba podczas jazdy bardzo uważać, żeby koń nie był zbyt mokry, żeby go "zaderkować" i to dwakroć grubszą warstwą, niż to się zwykle robi w naszych warunkach. Za to samo okrywanie koni derkami nie nastręcza żadnych problemów - konie doskonale wiedzą, do czego służy ten wynalazek, same chętnie podchodzą i stoją nieruchomo, bylebyby tylko zostać ubrane. Generalnie: na 365 dni w roku jest tylko 120 dni dodatnich temperatur, a w tych okolicznościach konie mogą być w naprawdę dobrej formie i na dobrym poziomie umiejętności przez góra 1 miesiąc w sezonie.



Innym problemem jest to, że przy mrozach rzędu -30 stopni konie stają się prawdziwymi "spalaczami siana" - ilość paszy, jaką im wówczas trzeba zapewnić, zostaje wywindowana na naprawdę wysoki poziom. Nic dziwnego, muszą sobie wytworzyć z czegoś ciepło... Jedzą więc około 30 kilogramów siana dziennie - ponad dwa razy więcej, niż np. nasze konie; do tego dochodzi podwójna porcja owsa. Chów koni na północy jest więc bardzo drogą zabawą. Koszt życia "na zadupiu" na Alasce potrafi być porównywalny z kosztem życia w najdroższych miastach USA. Siano sprowadzane z innych stanów USA kosztuje około 80 dolarów za 200-kilogramowy balot, 300 dolarów za tonę siana luzem. Lokalni rolnicy sprzedają zwykle siano za kwotę nie przekraczającą 20 dolarów za balot, więc taki miejscowy dostawca siana chcąc nie chcąc staje się naiwiększym przyjacielem i w ogóle najważniejszym człowiekiem w życiu każdego koniarza. Jak to autorka ujęła: "Pracujesz cięzko cały rok by wypisać mu czek na wielką sumę i masz ochotę go uściskać, gdy mu go wręczasz." Ale z uwagi na klimat siano na Alasce nie zawsze udaje się zebrać...



To niestety nie koniec wydatków... Drogi jest też transport koni, szczególnie, gdy korzysta się z usług znanej i u nas (choć nie z branży transportu konikowego) firmy FedEx. Można też wypożyczyć pojazd i prowadzić go osobiście - ale to w tamtejszych warunkach bywa ryzykowne i niewiele tańsze od FedEx-a. Kosztuje dużo prąd, używany do podgrzewania koniom wody oraz oświetlania domu i stajni (zwłaszcza podczas nocy polarnych). Przed Bożym Narodzeniem nie oświetla się domu "po aerykńsku" licznymi lampkami, skoro trzeba konie poić. A światło "na okrągło" to przez większość roku niemal przymus - doba na Alasce składa się ze świtu, zmierzchu i ciemności. Prawdziwego słońca jest naprawdę mało, a widoczki znane nam z serialu "Przystanek Alaska" nie oddają prawdziwej rzeczywistości na dalekiej północy. Jazdę konną najlepiej więc uskuteczniać w godzinach około południowych i kończyć najpóźniej koło 3-ciej po południu, wyłączając reflektory. Najlepszą zresztą formą jazdy jest jazda na oklep - raz, że cieplej, dwa - że nie trzeba się użerać z zesztywniałym z zimna siodłem, a i więcej ciepła trafia z konia do jeźdźca przez... I nie ma co myśleć o ćwiczeniu elementów ujeżdżenia na zmrożonym na kamień i śliskim gruncie. Lepiej oddać wodze i cieszyć się zwykłym spacerem po okolicach, pozwalając koniowi wyboerać najwygodniejszą z jego punktu widzenia drogę. Tak jest najbezpieczniej. Bawić się w treningi z prawdziwego zdarzenia można zimą wtedy, gdy choć jest mroźno, to drogi są przejezdne. Wielu jeźdźców pakuje wówczas konie do przyczepy i jedzie z nimi (czasem dośc daleko) na wynajętą halę. Niestety po takim treningu "ofutrzony" koń zwykle jest mokry i trzeba sporo czasu zyużyć na wysuszenie do przed wyprowadzeniem z powrotem na zewnątrz, do przyczepy.

Często podczas ekstremalnych mrozów nie wytrzymują kable energetyczne - rwą się i zalegają na ziemi. A każda awaria sieci energetycznej, czy generatora prądu to błyskawicznie zamarzająca woda i równie szybko pękające rury, których naprawa w takiej temperaturze jest nadzwyczaj trudna lub wręcz niemożliwa. Boilery i ogrzewacze odłączone od zasilania stają się wiszacymi blokami lodu. Obornik w boksach staje się twardy jak kamień. Wypuszczanie koni w najzimniejszym czasie jest poważnym narażeniem ich zdrowia, z drugiej strony same konie stojąc zbyt długo w stajni kręcą się niespokojnie i chcą wyjść na zewnątrz, co też bywa kłopotliwe.



Kosztowne są też wszystkie konikowe zakupy, zwłaszcza jeśli chodzi o siodła i inny sprzęt jeździecki. Taka np. derka w wersji grubej i nieprzemakalnej to (wliczając dostawę) nawet 400 dolarów. Zakupy robi się hurtowo (tu również rządzi FedEx), więc duże przesyłki są drogie i to podwójnie: z uwagi na odległości bardzo wielu dostawców dla Alaski stosuje stawki przewozowe nie takie, jakie wynikałyby z przewozów krajowych, lecz jak dla wysyłek zagranicznych, poza Stany Zjednoczone. A często zdarza się i tak, że nietrafione zakupy trzeba z powrotem odesłać, a to kosztuje drugie tyle. Ogromne trudności nastręcza też znalezienie kogoś, kto w potrzebie dopasuje siodło do konia, czy naprawi jakiś inny sprzęt jeździecki.

Same problemy... Jakie są więc korzyści z posiadania koni na Alasce ? To paradoksalne, ale korzyści częściowo wynikają z opisanych wcześniej wad. Możliwość jazdy o północy przy świetle słońca, zwiedzanie dzikich, odludnych miejsc, oglądanie z końskiego grzbietu tańczących na niebie świateł zorzy polarnej podczas co bardziej siarczystych mrozów. Dla niejednego ma to wielki urok mimo oczywistych pobocznych niedogodności.

Alaska to jak widać dość ekstremalna okolica. Jak więc radzą sobie koniarze w innych zimnych krainach, na przykład: na Grenlandii ?

A wcale nie najgorzej - południowy zachód kraju jest cieplejszy, niż wynikałoby to z szerokości geograficznej, gdyż wyspę opływa tam ciepły Prąd Północnoatlantycki. Więc choć w głębi lądu panują zimą 50-stopniowe mrozy, to temperatura na południowozachodnim wybrzeżu w styczniu wynosi średnio tylko -7 stopni, zaś lipcu +10 stopni. Grenlandia to także ponad 200 wulkanów, gejzery. lodowce, pokryte wiecznym śmiegiem góry, wodospady i... całkiem żyzne, zielone doliny fiordów, dzięki którym to zimne miejsce Eryk Rudy Thorwaldsson, prawdopodobny odkrywca wyspy w 982 roku i z pewnością pierwszy tam osadnik, nazwał "Zieloną Ziemią".


Sianokosy z lodem w tle

Południowe krańce Grenlandii pod względem klimatycznym nie różnią się zbyt od Islandii. A że i ludność pochodzi od kilkuset rodów norweskich, które przybyły tu przed wiekami, więc i zwyczaje są podobne do skandynawskich. A że jazda konna na Islandii jest popularna, więc i na Grenlandii konie nie powinny dziwić. Królują, rzecz jasna, kuce islandzkie - produkt tysiącletniej izolacji i hodowli, która była ukierunkowana na uzyskanie konia odpornego na niesprzyjające warunki bytowejakość chodów, ale i jednocześnie na konia wygodnego do jazdy, o dobrych chodach. I tak się stało: "gładkie chody": tolt i inochód zapewniają wygodę w podróżowaniu na nierównym terenie, dając siedzącemu w siodle jeźdźcowi wrażenie wręcz unoszenia się. Niestety sezon jeździecki jest na Grenlandii krótki - trwa od czerwca do września, potem sa już zmagania z klimatem podobne do tych, jakich doświadczają koniarze na Alasce.



Na Grenlandii jest wiele gospodarstw, oferujących turystom zwiedzanie okolic z końskiego grzbietu. Oferta kusi: oglądanie pięknych krajobrazów, z górami, jeziorami i lodowcami w tle, połączone z pobytem w wygodnych (jak na surowe miejscowe warunki) pokojach i z degustacją lokalnych potraw pobudza niejedną wyobraźnię (uwaga: dieta oparta jest na rybach i jagnięcinie, o posiłkach wegetariańskich, czy bezglutenowych można co najwyżej pomarzyć). Atrakcję stanowią też kilkudniowe rajdy z noclegami na lodowcach, pod namiotami, połączone ze zwiedzaniem śladów podawnym osadnictwie norweskim. Organizatorzy jednak zawsze zastrzegają: z uwagi na trudny teren wszystkie konne wycieczki, i te długie, i te krótkie, rekomendowane są dla osób już mających jakieś tam obycie z końmi. Jazda ze względów bezpieczeństwa i wygody turystów odbywa się tylko w stępie i tolcie. Kuce oferowane turystom nie są końmi rekreacyjnymi - to koniki robocze, używane wiosną i jesienią do przepędzania stad owiec, a w okresie letnim, gdy pozostają chwilowo bez zajęć rolniczych, "robią w agroturystyce". Są więc to konie obyte i z terenem, i z pracą. To plus. A minus ? Koszt. 7-dniowy rajd to około 3.000 euro, czyli w przeliczeniu - bagatelka - 13.000 złotych. Czy warto ? Sami oceńcie, oglądając ten lub ten film.

I jeszcze taka ciekawostka: jak się transportuje konie na Grenlandii ? Ano tak:...


A jak się je ładuje ? Ot, po prostu !


A czy jest jakieś miejsce jeszcze bardziej wysunięte na północ, gdzie żyłyby konie ? A i owszem, to Svalbard - archipelag norweskich wysp na Morzu Arktycznym z największą i nabardziej znaną wyspą, Spitsbergenem. Miejsce to znane było ludom północnym od końca XII wieku, ale za datę odkrycia uznaje się rok 1596, a za odkrywcę - Willema Barentsa. Miejsce w przeszłości było związane z wielorybnictwem i rybołóstwem, Ale na przełomie XIX i XX wieku zaczęło się tam rozwijać górnictwo węgla kamiennego na skalę przemysłową. John Munroe Longyear założył małą kopalnię, która z czasem stała się wielkim przedsiębiorstwem, otoczonym kompanijnym miasteczkiem Longyear City. W miasteczki prócz domów, składów, doków. elektrowni, kolei, radiostacji i ośrodka kultury były także stajnie dla koni, używanych i w transporcie, i w kopalni. Dziś jest to Longyearbyen, jedna z 2 osad na wyspach.



Obecnie w Longyearbyen znajduje się stajnia, w kórej żyje około 20 kucy islandzkich.



Stajnia oferuje wycieczki konne po okolicy oraz dłuższe, 3-dniowe rajdy podobne do tych na Grenlandii. Wprawdzie krajobrazowo Grenlandia wydaje się atrakcyjniejsza, ale i tak widoki są niezwykłe, a możliwość spotkania reniferów, łosi, rosomaków, morsów i rozmaitego ptactwa podnosi walory wycieczki. Swoistą atrakcją może stać się też spotkanie z niedźwiedziem polarnym, więc przewodnik zawsze ma broń przy sobie... Dla mnie jednak w tym wszystkim najciekawsze byłoby znalezienie odpowiedzi na dwa pytania. Po pierwsze: w przeciwieństwie do Grenlandii na kamienistym i zlodowaciałym Svalbardzie nie ma prawie w ogóle trawy - jak więc utrzymać konie ? Po drugie: jak to jest, że w miejscu wielkości aż 1/5 Polski, gdzie mieszka zaledwie 2100 osób (tyle, co nasz Sączów i pobliska Siemonia razem wzięte) opłaca się taki biznes ? Zapewne rozwiązanie tkwi w cenie 3-godzinnej wycieczki. 750 koron norweskich to około 1500 zł, więc przy takich przychodach chyba opłaca się trzymać konie i sprowadzać dla nich siano i inne pasze z kontynentu nawet, gdy klientów nie ma zbyt wielu...







Zródła:

http://www.mammuticeland.com/en/south-greenland-horseback-riding
http://www.gronlandsresor.se/resor/4014-16eng.html
http://www.chronofhorse.com/forum/showthread.php?471256-Yes-They-Do-This-With-Horses-in-Greenland
http://www.riding-greenland.com/
http://www.equitours.com/views-from-the-saddle/article/exploring-iceland-horseback/
http://basecampexplorer.com/no/svalbard/reisetips/arktisk-ordbok/les/articleid/1415/coal-rush-to-spitsbergen
http://www.arcticdirect.co.uk/package/horse-riding-in-iceland/
http://www.spitsbergenoutdooractivities.com/site/index.php/en/riding
http://www.hest.no/blog/?bid=10948&blid=79457
http://www.horsecollaborative.com/challenges-benefits-horses-alaska/
http://www.alaskaequinerescue.com/
http://www.adn.com/mat-su/article/maddening-joy-keeping-horses-alaska-during-cold-snap/2015/12/02/
http://www.alaskahorsemen.com/gallery/