"Lepiej zapobiegać, niż leczyć" - to powiedzenie po prostu perfekcyjnie sprawdza się w przypadku koni !
Powody są dwa. Pierwszy: o ile utrzymanie konia nie jest rzeczą strasznie drogą (zwłaszcza w przydomowej
stajni), o tyle leczenie - jest. Ba, bywa, że potrafi kilkakrotnie przekroczyć wartość samego zwierzęcia !
Po drugie: leczenie konia wyłącza go z użytkowania na wiele dni, tygodni, a czasem nawet i lat, co jednak
nie zmniejsza znacząco kosztów utrzymania. Po trzecie: leczenie niektórych schorzeń dość często kończy
się częściowym tylko sukcesem. Do takich schorzeń w pierwszej kolejności należą niestety choroby układu
ruchu.
Można powiedzieć, że bez zdrowych nóg po prostu nie ma konia, zatem dbałość o jego nogi jest jednym
z podstawowych obowiązków jeźdźca i właściciela zwierzęcia. Uszkodzenia ścięgien, stłuczenia, rany - tego
można uniknąć stosując owijki i ochraniacze podczas pracy z koniem. Niestety nie każdy o tym pamięta,
a nawet jeżeli, to często uważa się, że nie ma potrzeby zakładania całego ich kompletu, zakładania ich
podczas "zwykłej" jazdy, czy używania w przypadku spokojnych (np. starszych) koni. Nic bardziej błędnego !
Trafiają się też opinie kuriozalne, mówiące o tym, że ochraniacze usztywniając kończynę ponoć... osłabiają
ją - tak samo, jak słabnie złamana i wsadzona w gips ręka. Szkoda tylko, że autorzy takich - nie zawaham się
powiedzieć wprost - idiotyzmów nie widzą różnicy między 6-tygodniowym przymusowym bezruchem ręki
a zabezpieczeniem nogi na godzinę czy dwie treningu konia...
Ochraniacze sa przydatne podczas KAŻDEJ (co podkreślmy) formy ruchu konia: jazdy ujeżdżeniowej, skokowej,
czy lonżowania. Chronią nie tylko przed uderzeniami o twarde przedmioty (drągi przeszkód, kamienie lub
gałęzie w terenie), ale także od uderzeń nogi o nogę, co może być szczególnie groźne w przypadku koni
podkutych. To ostatnie zjawisko jest dwojakiego rodzaju: jeśli koń uderza (np. w galopie) tylną nogą
o przednią, nazywa się to "ściganiem". Jeśli uderza o siebie wewnętrznymi stronami nóg przednich lub
tylnych, mówimy o "strychowaniu". To drugie zjawisko występuje o wiele częściej w przypadku nóg tylnych,
stąd zwyczajowo ochraniacze na tylne nogi nazywa się strychulcami, nie powinny jednak nikogo dziwić
strychulce przeznaczone na nogi przednie. Tego typu uderzenia nogi o nogę oczywiście moga skutkować
ranami i stłuczeniami mięśni, skóry, ścięgien i stawów. Mogą mieć też działanie bardziej utajone,
acz "długofalowe": na wszystkich czterech nogach, w okolicy stawu pęcinowego i nadgarstkowego, występuje
więzadło pierścieniowe. Więzadła biegną dookoła nogi od jej tylnej strony, obejmując wszystkie ścięgna,
naczynia krwionośne i nerwy. Nawet niezbyt mocne uderzenia w więzadło powodują ich stany zapalne i obrzęki
(zwykle niewidoczne). Częstsze uderzenia (tzn. przy nie stosowaniu ochraniaczy) mogą doprowadzić do
przewlekłego stanu zapalnego. Uderzane więzadło grubnie i nieco kurczy się, tym samym zaciskając się
mocniej na nodze konia. Coraz bardziej ściskane są ścięgna i nerwy, zwierzę zaczyna odczuwać stały ból,
a objawem tego wszystkiego jest oczywiście kulawizna. Może też dochodzić do zrostów ściany pochewki
stawowej, więzadłem i ścięgnami, które nie mają miejsca niezbędnego do ich normalnej pracy. Takie
schorzenie wyłącza konia z pracy, a jedynym panaceum jest chirurgiczne przecięcie więzadła. Ten
zabieg może z kolei oznaczać dożywotnio mniejsze lub większe upośledzenie ruchowe zwierzęcia.
Do opisanego wyżej problemu o wiele częściej dochodzi w nogach tylnych, niż przednich. O tym, jak często
następują takie uderzenia, świadczą najlepiej otarcia na skorupach ochraniaczy oraz liczne postukiwania
słyszane podczas treningu "ubranego" w nie konia. Oczywiście można by powiedzieć, że schorzenie jest
skutkiem niewłaściwego sposobu poruszania się konia i/lub wad jego budowy. Ale przeciez nie ma konia
bez wad, o idealnym ruchu ! A jeśli nawet - to poprawnie poruszający się koń, który będzie zmęczony
treningiem, będzie w tym zmęczeniu poruszał się mniej starannie i uważnie, co sprzyjać będzie urazom.
Powstanie takiego schorzenia jest więc zawsze spowodowane niefrasobliwością właściciela, lekceważącego
potrzebę użycia ochraniaczy.
Konstrukcja porządnych ochraniaczy jest od lat niezmienna: składają się z twardej skorupy, stanowiącej
ochronę, pokrytej od wewnątrz (od strony ciała) miękką wyściółką, zapewniającą zwierzęciu komfort
oraz w pewnym stopniu wentylację i przez to ochronę przed odparzeniami. Niegdyś ochraniacze robiono
z grubej i twardej skóry. Jest to jednak materiał wymagający starannego zadbania: czyszczenia
i konserwowania. Dlatego już dawno przerzucono się na ochraniacze z tworzyw sztucznych. Zewnętrzna
skorupa wykonana jest z twardego i mocnego i trwałego tworzywa typu PVC/PUR/TPE, chroniącego przed
uderzeniami, Wyściółkę niegdyś powszechnie robiono z owczej skóry (do dziś się ją spotyka, choć częściej
jest to futerko sztuczne), jednak obecnie zwykle robi się ją z mającej od 5 do 10 mm grubości
warstwy dopasowującego się do kształtu nogi neoprenu. Czasem taka wyściółka dodatkowo obszyta jest
"antyodparzeniowo" lycrą lub siateczką zapewniającą przepływ powietrza (tu uwaga: mimo takiego
zabezpieczenia niewłaściwe jest praktykowane przez niektórych wypuszczanie konia na cały dzień na wybieg
w ochraniaczach). Czasem, w droższych modelach, skorupa wzmacniana jest dodatkowo włóknami węglowymi,
a wewnątrz zamiast neoprenu stosuje się wkłady żelowe, które mają jeszcze lepsze właściwości amortyzacyjne
w razie uderzenia. Wszystkie te materiały są trwałe i wytrzymałe, a dzięki ich zastosowaniu ochraniacze
są łatwe do utrzymania w czystości (można je prać w pralce w wodzie o temperaturze 30-40 stopni). Jeśli
zaś wykonane są z tworzyw naprawdę wysokiej klasy, wówczas będa służyły nawet przez 10 i więcej lat.
Od dawna za najlepsze i najtrwalsze (niestety także najdroższe) powszechnie uważane są produkty firmy
Veredus, inne znane marki to Tattini, czy KenTaur.
Strychulce na tył na ogół mają postać owalnej "miseczki" przylegającej do wewnętrznych boków stawów
pęcinowych i zapinanych nad nimi na 1 lub 2 paski. Strychulce na przód prócz miseczki mają idącą
ku górze "wypustkę", zabezpieczającą leżące nad stawem ścięgna.
Na przód najlepsze jednak są ochraniacze pełne, obejmujące prawie cały obwód nogi: boki, tył i częściowo
przód. Z uwagi na wszechstronne zabezpieczenie nogi używa się ich tam, gdzie szczególnie łatwo o uderzenia:
w skokach (zwane więc są ochraniaczami skokowymi), ale nic nie stoi na przeszkodzie, by używać ich także
podczas lonżowania, w terenie, czy w treningu ujeżdżeniowym.
Na co zwracać uwagę przy kupnie ochraniaczy ? Przede wszystkim na rozmiar i jego dopasowanie do
anatomii konia. Zwykle rozmiar jest pochodną obwodu pęciny: poniżej 24-25 cm mamy rozmiar M (pony
i małe konie), powyżej - L (typowe konie wierzchowe). Po drugie: na poprawny kształt, zgodny z kształtem
nóg do których ochraniacz ma przylegać (niektóre modele są zbyt płasko wysklepione) oraz zapewniający
zwierzęciu przy odpowiednim stopniu ochrony jak największą swobodę ruchu. Po trzecie - na trwałość. Jest
to ważne szczególnie przy najbardziej popularnych zapięciach na rzepy, które w tanich modelach często
szybko tracą swoją funkcję, strzępią się lub odrywają, czego efektem może być po prostu zgubienie
ochraniacza. Po czwarte - na wykończenie, które powinno być staranne, od wewnątrz delikatne (brak
grubych szwów w obszyciu, brak ostrych krawędzi na brzegach skorupy). Ochraniacze powinny też być
lekkie, skorupa przy swej twardości nieco elastyczna i giętka.
Firmy produkujące ochraniacze prześcigają się w oferowaniu rozmaitych ich wersji, kształtów i kolorów,
nadając im wymyślne nazwy, w których często-gęsto przewijają się słowa: "carbon", "gel", "pro", "olimpic",
czy "Grand Prix") . Wyposażają też je w rozmaite gadżety. Często zamiast rzepów (lub dodatkowo wraz
z nimi) stosują inne zapięcia: klasyczne paski z klamrami, rzepy poprzeczne lub metalowe "kołki", czy
raczej "łebki", na które nakłada jednym z otworów pasek. Paski bywają też elastyczne (gumowe). Dobór
zapięcia w zasadzie należałoby pozostawić gustowi i wygodzie jeźdźca, pamętajmy jednak, że zwykle
najlepsze, najbardziej skuteczne i najtrwalsze są rozwiązania proste, a "wodotryski", którymi epatują
nas w reklamach sprzedawcy, często okazują się po prostu nieużyteczne; o wiele bardziej warto wykosztować
się na prosty, lecz sprawdzony i cieszący się powszechnie dobrą opinią markowy sprzęt niż na "bajeranckie"
ochraniacze mniej znanej firmy. Z oferowanych na rynku "bajerów" za pożyteczny (zwłaszcza dla osób
zaczynających dopiero swą przygodę z jeździectwem) uważam pomysł wytłoczenia na skorupie napisów
określających, która jest przeznaczona na nogę prawą, a która na lewą. Każdy ochraniacz bowiem powinien
być założony zapięciem (paskami) na zewnątrz (od konia), a końce pasków po zapięciu powinny być skierowane
ku tyłowi. O tym czasem zdarza się niektórym osobom zapomnieć, a jest to ważne - dzięki temu ochraniacz
nie odepnie się samoistnie po np. zaczepieniu paskiem o leżącą na ziemi gąłąź lub inna przeszkodę.
Przy okazji dwa słowa o zakładaniu ochraniaczy: powinny one ściśle (co nie znaczy ciasno !) przylegać
do nóg, by nie przesuwały się podczas ruchu konia. Wszelkie ciała obce (grudki stwardniałego błota itp.)
znajdujące się między ochraniaczem a skórą moga powodowac otarcia, zatem przed założeniem nogi konia
winny być starannie wyczyszczone, podobnie zresztą, jak i same ochraniacze (zwłaszcza wyściółka).
"Skorupy" (i na przód, i na tył) zakłada się zawsze przykładając je nieco (kilka cm) ponad miejscem
docelowym, a następnie zsuwa nieco w dół i dopiero wtedy zapina. Dzięki temu nie podwija się sierść,
która także mogłaby obcierać zwierzę. W przypadku stosowania rzepów po ich zapięciu powinny być
starannie dociśnięte dłonią na całej powierzchni.
Uzupełnieniem ochraniaczy na przód są kalosze, zabepieczające piętki i koronki kopyt. Stosowane są
w skokach (ryzyko uderzenia przodem kopyta o drągi), u koni kutych i "ścigających się". Mogą być zrobione
z grubej gumy i zakładane poprzez naciągnięcie na kopyta lub zapinane.
Mogą też mieć postać łuskowato nachodzących na siebie segmentów z gumy lub innego tworzywa sztucznego,
nanizanych na pasek, którym są zapinane wokół kopyta. Taka konstrukcja pozwala na ich wydłużanie lub
skracanie przez dodanie lub odjęcie segmentu.
Niestety oba te typy dość często powodują obcieranie się skóry. Dlatego często stosuje się kalosze
poliamidowe (najczęściej: neoprenowe) - półkoliste pasy pianki, obszyte grubą (1200 DEN) tkaniną
poliestrową i zwykle zapinane na rzepy. Są one mniej trwałe, jednak u koni o wrażliwej skórze są nie do
zastąpienia przez inne konstrukcje. Czasem ich górną część obszywa się dodatkwo owczym "futrem medycznym",
by jeszcze bardziej zredukować ryzyko otarć.
Osobną kategorią sa ochraniacze do pełnej ochrony piętki kopytowej. Te sprawdzają się przede wszystkim
u koni "ścigających się", a nie wymagających ochrony przodów kopyt.
Jeśli mamy konia lubiącego np. kopać przednimi nogami o drzwi boksu, dla ochrony koronki możemy zastosować
takie oto zabezpieczenie w formie pierścienia z gumy:
Trzeba też wspomnieć o pełnych ochraniaczach neoprenowych na przednie nogi - grubych, odpowiednio
ukształtowanych i obszytych arkuszach tego tworzywa, owijanych wokół nóg i zapinanych na rzepy. Chroniąc
nogę z każdej strony mają one bardzo uniwersalny charakter.
Jeśli jednak nie dysponujemy ochraniaczami, możemy je zastąpić owijkami. Są one uniwersalne, mogą służyć
do ochrony nóg podczas każdego rodzaju pracy z koniem oraz podczas transportowania go. Obecnie wykonuje się
je niemal wyłącznie z polaru (tu trzeba zwracać uwagę na jakość tkaniny, cienki polar miernego gatunku
wyciąga się i deformuje !). Czasem polar zastępowany jest innymi elastycznymi tkaninami, czasem dodatkowo
podszywanymi. Owijki mają też tę zaletę, że nie spowodują otarć ani odparzeń, o ile sa prawidłowo
założone.
Prawidłowe zakładanie jest bardzo ważne: owijki powinny trzymać się pewnie. Nie mogą jednak uciskać
nadmiernie nogi (krążenie !) ani nazbyt ograniczać ruchomości stawów, dlatego przed założeniem owijki
można (choć niekoniecznie trzeba) na nogę (z tyłu nogi, na wysokości ścięgien) położyć podkładki z grubszej,
"watowanej" tkaniny.
Owijanie zaczyna się nad stawem, od wewnętrznej strony, przesuwając się ku dołowi, a następnie ku górze.
Tak, jak w przypadku ochraniaczy, tak i tu pasek mocujący, kórym owijka jest zakończona, powinien znaleźć
się na zewnętrznej stronie nogi i być skierowany ku tłowi. Niektórzy twierdzą, że nie powinno się ich
zakładać podczas wyjazdów w teren, gdyż źle założona owijka może się odwinąć, o coś zahaczyć i doprowadzić
do spłoszenia się konia. Zapewne jest w tym trochę racji, ja jednak nie przypominam sobie, bym widział
taki przypadek lub o nim słyszał...
Skoro już o ochraniaczach mowa, porozmawiajmy o ich wersji transportowej. Zabezpieczanie nóg koni przed
ewentualnymi uszkodzeniami w podróży jest arcyważne, a ryzyko urazów - całkiem spore. Ochraniacze
transportowe chronią całą nogę konia - od spodu kopyta aż ponad stawy: skokowy i nadgarstkowym. Zwykle
w najprostszej wersji zrobione są z cienkiej (1,5 cm) gąbki, obszytej od zewnątrz grubym i odpormym na
przetarcia lub porwanie materiałem kaletniczym. Od wewnątrz gąbka obszyta jest materiałem nylonowym
lub polarem. W wersjach droższych do wnętrza stosuje się specjalne pianki, jako obszycie stosuje się
grubą cordurę, zaś strona stykająca się z końską noga może być dodatkowo podszyta futrem lub miękkimi
tkaninami. Bez względu na materiały mają one kształt anatomiczny, zgodny z kształtem nóg zwierzęcia,
przy czym ważne jest prawidłowe dobranie rozmiaru (rozmiar 2 - dla małych koni lub dużych pony, rozmiar 3 -
klasyczne konie wierzchowe). Ochraniacze zapinane są zwykle na 5-7 rzepów (modele, w których stosuje się
inne zapięcia, zazwyczaj są dość niewygodne w użyciu).
Uzupełnieniem ochraniaczy transportowych jest ochraniacz na ogon, zabezpieczający go przed otarciem o tylną
ścianę lub tylknabelkę bukmanki. Ma on zwykle rozmiad uniwersalny, na ogonie zapinany jest jednym długim,
podłużnym rzepem lub paroma krótkimi, poprzecznymi. Od ochraniacza biegnie wzdłuż grzbietu dodatkowa taśma,
zapinana z przodu na piersi konia, u nasady szyi, zapobiegająca przed zsuwaniem się ochraniacza z rzepa
ogonowego.