Tako rzecze ISAS...




czyli: kontrowersyjny raport Międzynarodowego Towarzystwa Nauk Hipiatrycznych

07.09.2018



Czasami pewne artykuły, czy informacje, do których po zapoznaniu się z nimi chciałbym się ustosunkować, trafiają do mnie z opóźnieniem. Nie inaczej było z materiałem opublikowanym na stronie "Koń Zdrowy Jak" - serwisem nazywającym siebie "Ministewrstwem Zdrowia Konia", "niezależnym portalem poświęcony zdrowiu i kondycji wierzchowców". Portal ten w ubiegłym roku opublikował raport Międzynarodowego Towarzystwa Nauk Hipiatrycznych (International Society for Equitation Science - ISES) w sprawie treningu koni. W oświadczeniu organizacji mowa jest o tym, że "wdrażana w treningu koni koncepcja dominacji może negatywnie odbijać się na dobrostanie koni (...) stosowana w interakcjach koń-człowiek zasada silnego przywództwa w grupach społecznych koni jest systemem sztucznie wykreowanymi przez ludzi. Procedury i systemy szkoleniowe uciekające się do praktyk wywołujących u koni strach i wymuszone poddaństwo są szkodliwe dla koni i zachęcają trenerów oraz jeźdźców do licznych nadużyć." ISES stoi na stanowisku, że "osoby na co dzień zajmujące się końmi powinni pracować na stworzeniem spójnych i pozytywnych relacji z trenowanymi przez siebie wierzchowcami – tak by zapewnić im właściwe warunki dobrostanu." Uzasadnia to: "obserwowane w naturze w grupach koni zachowania antagonistyczne w większości przypadków nie stanowią zagrożenia czy stricte fizycznej agresji. Co więcej w naturze konie – konkurując o ograniczone zasoby typu pokarm czy woda – starają się unikać konfliktu i dominacji". Podobno ostatnie badania (z roku 2014) kwestionują przypisywanie koniom zdolności przywódcze i wykazują, że przywództwo nie jest przypisane do konkretnego członka stada. Zdaniem obserwatorów w dzikich stadach koni "każdy z jego członków może inicjować kierunek przemieszczania się, a proces decyzyjny związany z kierunkiem podążania stada częstokroć był inicjowany przez kilka osobników."

Powyższe stanowisko stoi w doskonałej wręcz sprzeczności z powszechnie akceptowaną filozofią relacji koń-człowiek, rozpowszechnianą od lat przez Monty Robertsa... W samym tym fakcie nie byłoby w sumie nic aż tak osobliwego - w końcu każdy ma prawo do odmiennych poglądów, a skrajnie odmienne, sprzeczne teorie mog być siła napędową dyskusji i dalszych naukowych dociekań. Rzecz w tym, że nauki pana Robertsa przeza cały czas były i są stawiane za wzór właściwego nawiązywania relacji z koniem. To one stały się początkiem całego ruchu "naturalsów", szkół Parellego, Silversanda i innych. Na tej podstawie właśnie wykreowane i upowszechnione zostały pewne techniki postępowania z koniem, które owocowały wyszkoleniem koni robiących "na luzie" i bez rozmaitych "środków persfazji" to, do czego wcześniej były zmuszane poprzez rozmaite patenty jeździeckie. Wszystkie metody zwane "naturalnymi" oparte są właśnie o właściwe ustalenie wzajemnych relacji, o bycie w końsko-ludzkim zespole "przywódcą stada". Tymczasem teraz głosi się, że "zgubnym jest (sic !) zatem przeświadczenie, że uzyskanie szacunku koni wymaga od nas bycia osobnikiem alfa i egzekwowania od konia przestrzegania konkretnych rozkazów. (...) przeświadczenie to wynika z tendencji do uczłowieczania koni i wymagania od nich takich cech jak szacunek, czy autorytet." A takie podejście do koni może - podobno - czynić więcej szkody niż pożytku.



W raporcie stwierdza się też, że "każda próba dominacji ze strony konia staje się uzasadnieniem do zastosowania wobec niego kary, co w efekcie może prowadzić do reakcji unikania, która jest naturalną reakcją wierzchowca na zastosowaną wobec niego agresję." Potraktowałbym powyższe z przymrużeniem oka gdyby nie to, że faktycznie - jak sam pan Roberts wielokrotnie podkreślał - koń jest zwierzęciem uciekającym i na wszelkie formy presji, które mu nie odpowiadają, reaguje odejściem, czy ucieczką, a zatem unikaniem właśnie. Tyle tylko, że podnoszenie sprawy takiego typowego dla koni zachowania jest pewną manipulacją. Koń potrafi stale uciekać od poruszanego wiatrem papieru, kałuży, zapachu - a przecież takie rzeczy żadnej agresji nie wykazują ani nie wywierają presji innej niż ta wynikająca z sameog faktu istnienia. I tu jest clou sprawy: są różne formy nacisku i presji. Zależnie od sposobu ich wywierania, jak i intensywności możla uzyskać rózne efekty. Presja wywierana "z głową" jest de facto motywacją do podjęcia określonych działań przez konia, presja wywierana w sposób niewłaściwy, źle kontrolowany, bez panowania nad emocjami, a przede wszystkim bez zrozumienia typowych zachowań i reakcji koni będzie prowadziła do postępujących problemów. Monty Roberts, czy Pat Parelli uczą jak być szefem, samcem alfa "po końskiemu", uświadamiają niuanse zachowań i uczą właściwego, zrozumiałego dla zwierząt sygnałów i poleceń - właśnie po to, by zminimalizować "zgubną dominację" na rzecz swego rodzaju dialogi z koniem. Ale dialogu, w którym to jednak człowiek gra pierwsze skrzypce. Koń ma siłę i szybkośc nieporównywalną z ludzkimi; ponadto w konfrontacji z człowiekiem zawsze może od niego w jednej chwili uciec. Nie ma innego wyjścia, jak tylko "zapanować" nad koniem (cudzysłów celowy, nie namawiam do przemocy !), bo w związku z tymi przewagami zwierzęcia nie ma mowy o prowadzeniu z nim dyskusji "jak równy z równym". Relacje z koniem to nie dyskusja równorzędnych partnerów - koń zawsze będzie lepszy. Rzecz natomiast w tym, jakich środków użyjemy, żeby w tym dialogi "przegadać" zwierzę i summa summarum postawić na swoim. Zastanawiam się, co autorzy raportu mieli na myśli pisząc, że powinno się pracować na stworzeniem "spójnych i pozytywnych relacji", skoro nawet ruchy i pozycje ciała stosowane na round penie stanowią presję. Ba, nawet sam lonżownik zwykle jest dla młodego konia, dopiero zaczynającego pracę, czymś stresogennym. Jak owi autorzy wyobrażają sobie w jeździectwie akceptowanie "zasady nie pzypisywania przywództwa do konkretnego członka stada" ? Kkażdy członek stada może inicjować kierunek przemieszczania się ? To jak niby przejechać czworobok, czy parkur, skoro proces decyzyjny co do kierunku podążania może być "inicjowany przez kilka osobników" - czyli równie skutecznie przez zawodnika, jak i przez konia ? I co się stanie, jeśli obaj "członkowie stada" będą mieli nieco odmienne zdanie na temat tego, czy woltę należy zrobić w prawo, czy w lewo ?... Wreszcie: stwierdzenie mówiące, że "przepychanki" między końmi nie stanowią zagrożenia ani fizycznej agresji można między bajki włożyć, o czym wie każdy posiadacz koni, zmuszony w efekcie takich "przepychanek" do wezwania w trybie pilnym weterynarza. No i każdy koniarz wie, że "w naturze konie konkurując o ograniczone zasoby" takie jak np. woda w upalny letni dzień, nie starają się unikać konfliktu i dominacji, a wręcz przeciwnie: często starają się siła i napastliwością odpędzić od takiego deficytowego towaru.



Nie mogę się zgodzić z tym, że człowiek zajmujący się treningiem koni nie może znajdować się w hierarchii na pozycji "alfa" i że taka postawa zwykle ma negatywny wpływ na możliwości konia. Uważam, że szkolenie, czy interakcja z koniem oparta o zdrowo rozumianą hierarchiczność nie może zagrażać tworzeniu dobrego związku człowieka i wierzchowca, że nie wpływa negatywnie na dobrostan zwierząt. Dziwi mnie, że takie osobliwe tezy publikuje taka organizacja - ale szybko okazało się, że poza dumnie brzmiącą nazwą i paroma "chwytliwymi" zdaniami w Internecie nie ma w niej nic wielkiego. Organizacja mieści się gdzieś w brytyjskim Derby - a jedynymi jej adresami są te internetowe (Twitter, Facebook, WWW). Jest to organizacja non-profit, skupiająca każdego, kto chce i jest gotów za członkostwo zapłacić (w zależności od rangi - od 15 do 95 funtów). Zaś raport, o którym tu mówimy, to raptem 5 stron tekstu o charakterze eseju raczej, niż naukowego opracowania (pełny tekst znajduhe się tu: https://www.hcbc.ca/wp-content/uploads/2017/06/ISES-Position-Statement_May-2017.pdf). Nie jest to więc jakakolwiek wyrocznia ani ciało opiniotwórcze dużej rangi; decydenci "Konia Zdrowego Jak..." powinni nie tylko staranniej dobierać teksty, ale też sprawdzać dokładniej ich źródła.

Żeby jednak nie było tak "na nie" powiem, że opisane tu tezy, moim zdaniem conajmniej kontrowersyjne, jakimś cudem prowadzą autorów do konkluzji, z którymi trzeba się zgodzić:

1) Trenerzy, zawodnicy, a także osoby zajmujące się na co dzień końmi nie prezentowali w swoim zachowaniu reakcji agresywnych, gdyż te mogą u koni powodować strach oraz często nieodwracalne w skutkach zmiany w behawiorze manifestujące się unikaniem kontaktu z człowiekiem.

2) Ludzkie interakcje z końmi powinny opierać się na zrozumieniu ich naturalnych zachowań oraz uwzględnieniu końskich zdolności poznawczych.

3) Szkolenie konia powinno się odbywać w sposób spokojny, spójny, etyczny, zgodny z teorią uczenia się, a także uwzględniający fizyczne i psychiczne predyspozycje osobnika szkolonego.

4) Pojęcie hierarchii i dominacji, a także przewodnictwa przypisane są do złożonych i dynamicznych interakcji mających miejsce w stadzie/grupie społecznej.





Zródła:

http://konzdrowyjak.com.pl/trening-koni-powinien-opierac-sie-na-partnerstwie/