Tytułem wstępu: niniejszy tekst dotyczy odmowy przyjęcia przez pana Adama Wyrzyka nagrody w geście protestu
przeciw działaniom w Janowie i Michałowie. O geście tym wspomniałem w postscriptum do artykułu o arabach;
spotkał się on z zaskakująco powszechnym uznaniem i bardzo licznymi słowami poparcia ze strony koniarzy (vide:
komentarze na YouTube pod filmami pokazującymi całą tą sytuację), ale tez stał się solą w oku wielu miłośników
obecnej władzy. Wielu z nich zareagowało na te kilka słów szczerości nadzwyczaj żywiołowo, komentując postawę
pana Wyrzyka nie tylko wrednie i paskudnie, ale tez z właściwą dla ich idoli dawką bezczelności, arogancji,
manipulacji i zakłamania. No wiadomo, prawda w oczy kole... Jedną z reakcji był manipulancki paszkwil w jednym
z mediów. Jeśli ktoś ma jeszcze siłę i ochotę na to, by powkurzać się dalej, niech więc najpierw przeczyta
ten oto tekst. A kto
zdoła przeczytać, tego zapraszam do dalszej lektury. Bo zgodnie z zasadami Pana Majstra ze znanego skeczu
Kabaretu "Dudek" "Chamstwu w życiu należy się przeciwstawiać siłOM i godnociOM osobistOM".
***
"Wolność kocham i rozumiem, wolności oddac nie umiem" - śpiewał ś.p. Bogdan Łyszkiewicz. Oj, nie w smak jest
taka postawa wielu popleczników partii dziś nam (niestety) rządzacej, którym nienawistny jest każdy sposób
myślenia odmienny od ich własnego. Nie rozumieją, że odmowa odebrania nagrody (przy okazji: dokonana w uprzejmy
i kulturalny sposób) to właśnie jedna z form wolności słowa i przekonań. A że w odpowiedzi niektórzy z nich
sięgają do form i postaw takich, jak zaprezentowane w podlinkowanym wyżej tekście, zatem odpowiem Autorowi
tak:
Być może prowadzanie akcentów politycznych do zawodów sportowych stoi w sprzeczności z regułami większości
organizacji zrzeszających sportowców, ale nawet Igrzyska Olimpijskie nie są wolne od nich. Hitler podczas
IO 1936 roku w Berlinie nie stawił się na uroczystość dekoracji czarnoskórego zwycięzcy biegu na 100 metrów
Jesse Owensa, żeby nie stanąć przed koniecznością ściskania dłoni murzynowi. IO 1976 roku w Montrealu zostały
zbojkotowane przez 23 kraje afrykańskie za to, że MKOL dopuścił do nich Nową Zelandię, utrzymującą wówczas
kontakty z Republiką Południowej Afryki, prowadzącą w owym czasie rasistowską politykę apartheidu. IO 1980
roku w Moskwie z powodów politycznych zignorowały 62 kraje, za co w odwecie 13 krajów komunistycznych z ZSRR
na czele zignorowało potem IO 1984 roku w Los Angeles. W 1968 roku w Meksyku dwóch czarnoskórych sprinterów
weszło na podium w czarnych rękawiczkach, sprzeciwiając się polityce segregacji rasowej w USA, za co potem
zostali dożywotnio zdyskwalifikowani. Na MS w piłce nożnej w Hiszpanii (rok 1982) widniały na stadionach
transparenty "Solidarności". We wspomnianej Moskwie Władysław Kozakiewicz zasłynął nie tylko złotym medalem,
ale przede wszystkim tym, że pokazał przeszkadzającej mu ze wszystkich sił radzieckiej publice gest uderzenia
w przedramię (odpowiednik słowny: "takiego wała jak Polska cała". Choć w zamierzeniu było to raczej reakcją
spontaniczną i nie związaną z polityką w sposób zaplanowany, ale dla tych wszystkich nas nabrało wtedy i ma do
dziś wymiar polityczny. Itd., itp., przykłady można mnożyć, a każdy taki przykład pokazuje, że prawie nigdy
sport i polityka nie były odseparowane, nawet na największych, ogólnoświatowych imprezach. Tak też się stało
kilka tygodni temu, gdy w proteście przeciwko Złej Zmianie Bezprawia i Niesprawiedliwości w stadninach pan
Wyrzyk odmówił publicznie przyjęcia nagrody prezydenta RP. Oj, zabolało to niejednego, m.in. Autora ww.
artykułu, który zareagował mocno, choć post factum, z refleksem godnym raczej dyscypliny szachów, niż konnych
wyścigów.
Już na wstępie tekstu zamarzyły mu się bardzo surowe konsekwencje dla pana Wyrzyka, na czele z długoterminową
dyskwalifikacją - za "nieprzyjemny i niepotrzebny zgrzyt". Ech, gdyby było tak karane każde zachowanie podczas
zawodów, które ktoś (nie sędzia, ale byle widz, czy "cywilny" komentator) uzna za niestosowne i niepotrzebne,
to sport pewnie szybko zginąłby (tłumaczenie dla miłośników PiS: poległby) śmiercią naturalną. Pan Wyrzyk
faktycznie dał do zrozumienia, że uważa, iż za paranoję w Janowie i Michałowie odpowiedzialna jest "pewna
opcja polityczna". Autor ma o to doń pretensję, czy więc uważa, że to nie ta opcja dokonała usunięcia
dotychczasowych prezesów stadnin, z ogólnoświatową szkodą dla wizerunku polskiej hodowli zresztą ? A któżże
inny niby to uczynił, jak nie osoby z nadania PiS-u ? Autor pisze: "Czy odwołanie prezesów stadnin miało
uzasadnienie merytoryczne nie jest dla pana trenera ważne." - otóż odnoszę wrażenie wręcz przeciwne: dla
pana Adama Wyrzyka ważne było właśnie to, że owo odwołanie nie miało żadnego merytorycznego uzasadnienia.
Gdyby miało, gdyby - przepraszam panów Białoboka, Trelę i innych poszkodowanych - osoby zwolnione faktycznie
popełniały jakieś nadużycia, czy wręcz przestępstwa, wówczas jak sądzę pan Wyrzyk nie protestowałby przeciw
ich zwolnieniu. Jednak czas leci, a działający z pełnym błogosławieństwem i wsparciem rządu prokuratorzy nie
są w stanie (mimo podjętych wysiłków) osobom zwolnionym wykazać jakiejkolwiek winy. Więc tak, pan Adam Wyrzyk
"po prostu nie zgadza się z taką decyzją i będzie protestował." I chwała mu za to. Myli się wielce Autor, bo
to nie jest "polityczna błazenada w wykonaniu nic nieznaczącego w przestrzeni publicznej trenera z małej
mazowieckiej wioski". To jest odwaga człowieka przeciwstawiającego się quasi-dobrej zmianie, realizowanej
"po trupach", chamskimi metodami, w atmosferze nadętej arogancji. Gdyby wszyscy potrafili tak otwarcie się
temu przeciwstawiać, cały ten cyrk, który od kilku miesięcy oglądamy, nie miałby miejsca. A przy okazji:
kimże jest, Autor, że śmie w TAKICH słowach oceniać pana Wyrzyka ? Może marzy o otrzymaniu za swą twórczość
literacką Nagrody Pulitzera, ale obawiam się, że - parafrazując jego samego - jest li tylko "nic nie znaczącym
autorem paszkwilka z nieco większej mazowieckiej wioski, piszącym dla lokalnej, szerszemu ogółowi zupełnie
nieznanej redakcji. Czyżby więc tylko "w ten sposób dodatkowo dopompowywał i tak już mocno nadmuchane własne
ego" ?...
Autor pisze: "wystarczy mieć w sobie choć szczyptę empatii, by pojąć w jak dyskomfortowej sytuacji znalazł
się prezes potężnej państwowej spółki o znaczeniu strategicznym, sponsorującej wyścigi na Służewcu, kiedy
w obecności przedstawiciela Prezydenta RP i licznie zgromadzonej publiczności rzucono mu brutalnie w twarz,
że przyjęcie okolicznościowego pucharu z jego rąk jest hańbiące." Autorze łże. Nikt nikomu nic nie rzucał,
a tylko grzecznie powiedział swoje, nie używając przy tym, bynajmniej, słowa "hańbiące" ani żadnego innego
o podobnej wymowie. Przyjęcie lub nie przyjęcie pucharu nie jest hańbą, hańbiące jest postępowanie wobec
prezesów stadnin i ta właśnie okoliczność sprawiła, że nie było możliwe przyjęcie okolicznościowego pucharu.
Uważam przy tym, że aluzyjki i szantażyki, zawoalowane grożenie trenerowi w tej sytuacji interwencją urzędników
państwowych, jest po prostu poniżej wszelkiego poziomu. Pan Wyrzyk zapewne zaplanował swoje wystąpienie, ale
nie siebie chciał na piedestale postawić, lecz zwrócić uwagę na bardzo negatywne zjawisko. A planując je
wziął z całą pewnością pod uwagę następstwa, zwłaszcza te, jakie mogą wyniknąć dla jego własnego biznesu.
Sądzę, że doskonale wie, co robić, jeśli agenci "dobrej zmiany" zdecydują się w odwecie wziąć jego działalność
pod lupę.
W jednym Autor ma rację: Polska to wolny kraj i każdy ma prawo wyrażać własne poglądy. Tak jak on ma prawo
pisać swoje wypociny, tak pan Wyrzyk miał prawo zamanifestować swoje, właśnie na arenie sportowej rywalizacji.
Manifestował nie przeciw Totalizatorowi Sportowemu, lecz przeciw innym organom. Pan Wyrzyk swoim celowym, a
przez to właśnie przemyślanym i odpowiedzialnym wystąpieniem politycznym wcale nie "strzelił wyścigom w stopę".
Jeśli jego manifestacja negatywnie wpłynie na utrzymywanie poprawnych relacji Służewca z Totalizatorem, to
będzie znaczyło tylko jedno: sytuacja w Polsce jest jeszcze bardziej chora, niż to może się wydawać.
Autor pisze, że pan Wyrzyk "zbuntował się tylko na 50 procent" gdyż odmówił przyjęcia pucharu ufundowanego
przez prezydenta, ale ufundowaną przez Totalizator nagrodę pieniężną "skwapliwie przytulił bez specjalnego
obrzydzenia", więc nazywa go "bardzo przebiegłym, pragmatycznym i bardzo obłudnym buntownikiem z mazowieckiej
wioski". Nie wiem, co Autor ma do tej wioski, może sam zamknięty w betonowej klatce z wielkiej płyty po
prostu jest zazdrosny o tą "wiejskość", a może - jak wielu mieszkańców stolicy - resztę Polski uważa za
prowincję, a mieszkańców owej reszty - za element niższy w rozwoju. Nieważne, istotniejsze jest to, że
dopuszcza się tu ponownie manipulacji. Tymczasem sytuacja jest prosta jak budowa cepa: pan Wyrzyk protestował
przeciw poczynaniom rządu, więc odmówił przyjęcia nagrody prezydenta. Nie protestował przeciw działalności
Totalizatora, więc czemu miałby nie przyjąć nagrody Totalizatora ?
Im dalej w tekst, tym zacietrzewienie Autora rośnie, wręcz można odnieśc wrażenie, że przestaje on panować
nad swymi emocjami. Przypomina jakieś wydarzenia z przeszłości, gdy ponoć pan Wyrzyk miał zachować się na
Służewcu w sposób "niewłaściwy, by nie powiedzieć chamski", choć sam przyznaje, że nie było to zachowanie,
z powodu którego trener miałby zostać oskarżony o zniesławienie, czy ukarany karą finansową. Sam opisuje to
zresztą w sposób w sposób wybitnie "niewłaściwy, by nie powiedzieć chamski". Pomawia pana Wyrzyka, że "ubliża
ludziom publicznie, donosi na innych trenerów, nachodzi stewardów" - nie mnie oceniać prawdziwość tych s
twierdzeń, ale zauważmy: nie ma to nic wspólnego z będącym przedmiotem rozważań protestem trenera, więc w ogóle
nie powinno być tu wspominane. Nie mając rzeczowych argumentów przeciw trenerowi Autor uderza nastęnie w jego
aststenta, którego nazywa "drącym się jak opętany, używającym plugawego języka Wicewyrzykiem" - żenada...
Radzi im obu, by przed wyścigami zażywali "na przykład Diazepam, który łagodzi emocje oraz zachowania
agresywne", sam zaś sprawia na mnie wrażenie osoby pilnie potrzebującej jakiegoś środka rozluźniającego
(podobno pavulon skutecznie rozluźnia...) Biadoli z powodu "braku reakcji środowiska wyścigowego na wybryki
Adama Wyrzyka". Sugeruje, że owo środowisko nie reaguje, gdyż "obawia się wybuchowego charakteru tego osobnika",
a i on sam boi się, że po napisaniu krytycznego tekstu może spotkać się z atakiem z jego strony, "bo jest to
facet nieobliczalny". Chcąc przy tym popisać się erudycją i dodać znaczenia swoim słowom błyska łaciną. Cóż,
będąc "nic nieznaczącym w przestrzeni publicznej miłośnikiem koni z małej śląskiej wioski", nie dorównuję na
tym polu Autorowi. Ledwie adjectivum cum substantivo pogodzić umiem, i gdybym owego waćpana chciał, broń Boże,
głupim nazwać, to tyle tylko wiem, że powiedziałbym: stultus, a nie stulta, ani stultum. Zaś z powiedzonek
i sentencyj łacińskich znam jedynie: "Qui penis aquam turbat ?" (aczkolwiek nie wiem, co to mogłoby znaczyć...),
więc od dalszej polemiki z o tak wyedukowaną personą odstępuję. Jedno mnie tylko zastanawia: pisze Autor,
że sporne kwestie powinno załatwiać się, "jak przystało na ludzi honoru, we własnym gronie". Jak zatem oceniać
honor autora w kontekście jego tekstu ?...