Do napisania tego tekstu skłoniła mnie – a jakże ! – internetowa dyskusja na Re-Volcie pod tytułem: „Wmagania
względem właścicieli stajni” (http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,52476.0.html). Punktem wyjścia do dyskusji były
dość często i dośc licznie przytaczane przykłady zaniedbań w opiece nad końmi pensjonatowymi. Cóż, prawdą jest, że wielu
właścicieli stajni nie wywiązuje się z należytą starannością ze swoich obowiązków. Piętnując takich ludzi chcę jednak z premedytacją
tu być trochę "adwokatem diabła" i zwrócić tym artykłuem uwagę na drugą stronę medalu. W kilku forumowych wątkach, traktujących
o relacjach na linii stajnia-pensjonariusz, pojawiły się bowiem także dość licznie takie wypowiedzi, w których od stajni oczekuje
się nie tylko należytego karmienia i pojenia, czystości w boksach, ogólnego nadzoru i generalnie dobrego podejścia do zwierząt
przy codziennej obsłudze, ale też – tu cytat - „odpowiedniego podłoża na ujeżdżalni, hali, kompletu bezpiecznych
przeszkód, możliwości wyjazdu w teren, wewnętrznej myjki z ciepłą i zimną wodą, ogrzewania w zimie, zaplecza socjalnego z wc,
właścicieli (...) dążących do kompromisu jeśli jest jakiś problem”, tudzież paru innych rzeczy. Zastanawiające jest dla mnie,
skąd sie biorą takie roszczeniowe postawy – czyżby w chwili wstawiania konia do pensjonatu osoby piszące tego typu słowa
nie zdawały sobie sprawy, gdzie swe wierzchowce lokują ? Co to jest podłoże „odpowiednie” ? Dla jednych będzie to
zwykły piasek, dla innych – koniecznie prefabrykowany miks z trocin, gumy i kto wie, czego jeszcze... Brak zaplecza socjalnego
– to znaczy czego ? Umywalki, kuchenki, prysznica, a może pokoju wypoczynkowego z kominkiem i barkiem ? I czy np. jeśli
stajnia mieści się przy autostradzie, a amazonka chce pojechac w teren do leżącego po jej drugiej stronie lasu, to właściciel
stajni ma wstrzymać ruch, czy może wybudowac dla niej wiadukt ?
Powyższą listę wymagań można by uznać za – łagodnie mówiąc – nieprzemyślaną, gdyby nie to, że jest to jeden z wielu
przykładów postawy roszczeniowej, która w ekstremalnych przypadkach zmienia się wręcz w arogancję – oto przykład od innej
wypowiedzi (zachowałem oryginalną, niezbyt gramatyczną formę wypowiedzi): „Wstawiając konia i płacąc niemałe pieniądze co
miesiąc to obowiązkiem osoby u której stoi mój koń jest opieka i poinformowanie mnie o zbliżającym się terminie kucia czy szczepienia
(...) Wstawiając konia za prawie 2.000 PLN wymagam tego, by właściciel / pracownicy sprawdzali w jakim stanie jest mój koń, czy jest
skaleczony po padoku, czy ma zęby ok, wspomniane kopyta itp. to nie wymaga wielu godzin sprawdzania i miesięcy przygotowania. (..)
Kiedy przychodzi mi do zapłaty 2.000 to mam prawo wymagać i żądać tego żeby stajnia zapewniła wszystko dla mojego konia !!”
Otóż nie, drogi pensjonariuszu, może się zdziwisz, ale nie masz takiego prawa ! Znając życie podejrzewam, że nie masz pisemnej umowy
z wyszczególnionym zakresem usług, za które płacisz, a zapewne nie uszczegóławiałeś też ich w momencie zawierania umowy ustnej.
Tymczasem to, co jest w środowisku koniarzy przyjęte powszechnie za standard obsługi w ramach typowej umowy pensjonatowej, sprowadza
się do karmienia, pojenia, wypuszczania i nadzoru nad koniem ogólnego, a nie tak szczegółowego, jak żądasz. Tego standardu wymagać
masz święte prawo. Ale jeśli Twoja umowa (pisemna lub ustna) nie zobowiązywała właściciela stajni do rzeczy „ekstra”:
sprawdzania na bieżąco stanu zębów, czyszczenia kopyt, prowadzenia za Ciebie kalendarza szczepień i odrobaczeń itp., to tymi
sprawami masz się zająć sam lub próbować negocjować rozszerzenie zakresu umowy na odrębnych zasadach. Może zdziwisz się jeszcze
bardziej, ale nie ma przy tym znaczenia, ile dotąd płaciłeś miesięcznie pieniędzy. Zgodziłeś się na określone warunki i za nie
płacisz – a sądzę, że w chwili ustalania szczegółów współpracy nie było ani słowa o tym, że właściciel stajni ma Twoje
zwierzę czyścić, leczyć itd. itp. Twoje „widzimisię” wykracza poza powszechnie przyjęte normy obsługi pensjonatowej.
Czy meldując się w luksusowym hotelu też zakładasz, to co rano odwiedzi Cię pan doktor, zmierzy temperaturę, ciśnienie, skontroluje
stan uzębienia i przeprowadzi wywiad odnośnie regularności stolca ?
W toku internetowej dyskusji dowiedziałem się m.in., że w pensjonacie oczekuje się:
- zakładania pieniędzy za pralnię, weta, kowala,
- usług transportowania konia,
- zapewnienie stojaków i drągów broń Boże nie za ciężkich dla żadnego z pensjonariuszy,
- wymiany podłoża na placu do jazdy na lepsze na żądanie pensjonariusza,
- wymiany stajennego na innego na żądanie pensjonariusza,
- ponoszenia kosztów leczenia ewentualnych kolek.
I tak dalej... Przeczytałem też, że wielkim problemem dla pensjonariuszy były wymogi właścicieli stajni typu:
- odkładanie drągów i stojaków po użyciu na miejsce (a nie tolerowanie przeszkód nie sprzątniętych to "jęczenie świetej krowy"),
- nie pozostawianie kup na myjce,
- nie pozostawianie po jeździe drągów na ziemi, żeby nie zgniły,
- nie lonżowania na ujeżdżalni, tylko na lonżowniku,
- zwrócenie uwagi, że właściciel konia zapomniał posprzątać (zamieść) po sobie w stajni,
- zwrócenie uwagi, że ustawiając konia w pewien sposób blokuje się swobodę poruszania się po stajni.
Cóż, najwyraźniej niektórzy nie chcą dopuścić do siebie rzeczy oczywistej: w stajni rządzi właściciel, a nie pensjonariusze. Pensjonariusz ma po sobie zostawiać porządek w stajni i porządek na placu do jazdy. Dlaczego ? Bo właściciel stajni tak powiedział,
a on ma prawo tego żądać - w końcu to jego teren ! I czytając takie wypowiedzi utwierdzam się w przekonaniu, że właściciele stajni
wiedzą, co robią, gdy nie podpisują umów - dzięki temu w razie czego w każdej chwili mogą zrezygnować ze współpracy z niesfornym
klientem. Zapewnienie sobie takiej furtki dobrze świadczy o ich instynkcie samozachowawczym.
Zapewne miło by było, gdyby konie były w stajni przez obsługę codziennie czyszczone, miały myte nogi oraz rano i wieczorem
wyczyszczone kopytka, wszystkie dostawały w cenie pensjonatu witaminy, czy mesz w okresie zimowym, a najlepiej zamiast zwykłego
siana i owsa drogie pasze, dostosowane do ich kondycji i indywidualnego sposobu użytkowania. Ale o ile jedzenie, padokowanie
i czystość w boksach to sprawy leżące w gestii stajni, o tyle zajmowanie sie koniem jest (i powinno być) po stronie właściciela
zwierzęcia. Oczywiście obie strony powinny się uzupełniać i w razie potrzeby wspomagać oraz obowiązkami wymieniać, ale w ramach
wspólnej odpowiedzialności i dobrej współpracy, a nie w wyniku jednostronnych żądań pensjonariusza. Wymagać pensjonariusz może
tylko tego, co zostało uzgodnione (lub zwyczajowo przyjęte za domyślne i oczywiste) w momencie zawierania umowy pensjonatowej,
wszystko jedno: pisemnej, czy ustnej. Załatwiania innych spraw pensjonariusz nie może wymagać, może o to co najwyżej prosić.
I trzeba przy tym pamiętać, że w sprawach wcześniej nie uzgodnionych nie ma podstaw, by oczekiwać od drugiej strony postawy
kompromisowej. Kompromis to z definicji układ osiągnięty na drodze wzajemnych ustępstw - właściciel stajni na ustępstwa pójść
może, ale nie musi. Natomiast w drugą stronę jest nieco inaczej: stajnia należy do jej właściciela i na swoim terenie to on
ustala wszelki inne zasady nie objęte umową, czy zwyczajem. Pensjonariusz może albo się dostosować, albo proponować zmiany
(ale nie żądać ich !), albo po prostu zmienić stajnię.
Każdy właściciel pensjonatu wie, że wymagania klientów czasem stoją w sprzeczności z organizacją działalności stajni. Właściciele
koni nie będąc zainteresowanymi całą logistyką związaną z utrzymywaniem koni i ośrodka nie potrafią zrozumieć pewnych decyzji
właściciela obiektu. Tymczasem warto pamiętać, że to jest jego miejsce, jego praca i to on jedynie ma prawo finalnie decydować,
co jest robione, jak i kiedy. Nie ma się co dziwić, że każdy będzie kręcił nosem np. na zakaz przychodzenia do stajni po 21-szej,
czy zakaz korzystania z maneżu lub hali w jakiś dzień tygodnia. Trzeba jednak pamiętać, że właściciel stajni też całowiek i po
całym dniu ma ochotę na sokojny wieczór, a wspomniany jeden dzień służy do zadbania o podłoże na hali, czy na ogólnostajenne
prace porządkowe (przy okazji zapewnia się wtedy zwierzętom odpoczynek w tym „dniu konia”). Zaś podejście: „ja
płacę, więc właściciel stajni ma robić, co ja chcę !” jest podejściem aroganckim i jak najgorzej świadczy o osobie mającej
takie podejście do życia.
Osobną sprawą jest, że nie każdy jest konikową alfą i omegą, a wymagania właścicieli koni są czasem sprzeczne ze sobą oraz
z dobrostanem zwierząt. Nie wyobrażam sobie np. trzymania u nas czyjegoś zdrowego i pełnosprawnego konia, którego właściciel
jest – przepraszam - debilem zakazującym dla swojego świętego spokoju wypuszczania zwierzęcia na wybieg. Gorzej, że bywają
i przegięcia w drugą stronę – mówię tu o nadopiekuńczości, przekładającej się na zlecanie obsłudze stajni różnych dziwnych
rzeczy. Właściciele koni wymagając indywidualnego podejścia często „przeginają pałę” i żądają spełniania takich
cudności, że oczy stają w słup. Znałem kogoś, kto widząc jabłka w żłobach zażądał usuwania z nich pestek, bo wyczytał, że
zawierają strasznie szkodliwe cyjanki... Tacy ludzie uważają, że to oni najlepiej wiedzą, co ich zwierzętom potrzeba i podejmują
błędne decyzje nt. żywienia, padokowania, derkowania, czy podawania preparatów - naprawdę nie wyobrażam sobie spełniania
każdego "widzimisię" takich nadgorliwców i np. derkowania zdrowego i nie strzyżonego konia na wybiegu nie dlatego, że jest
taka potrzeba, lecz tylko dlatego, że właściciel tak chce, bo konisiowi ładnie w różowiusim kolorku świeżo kupionej pod fioletowy
kolor owijek dereczki. Oczywiście nie znaczy to absolutnie, że obsługa stajni ma totalnie lekceważyć prośby pensjonariuszy !
Jednak prawda leży pośrodku i nie ma co się dziwić, gdy właściciel stajni zwraca uwagę właścicielowi konia na fakt podejmowania
decyzji nie służących dobrostanowi zwierzęcia. Z drugiej jednak strony nie można decydować za pensjonariusza, czy (poza wypadkami
nagłymi) podejmować działań w jego imieniu (przykład: "wezwałam weta a później dołączyłam do rachunku za pensjonat"). Jako
właściciel stajni bałbym się nie zwrócenia pieniędzy (i to w majestacie prawa, bo to nie pensjonariusz zlecał wetowi usługę),
a jako pensjonariusz bałbym się, że właściciel stajni będzie ode mnie ciągnął w ten sposób ekstra kasę za rzeczy zbędne.
Wielu pensjonariuszom nie podoba się, że obsługa stajni może zanegować ich decyzje związane z chowem ich koni. W dyskusji
dawało się słyszeć oburzone: „To, co robię ze swoim koniem i jakie suplementy mu podaję, nie powinno interesować i być
oceniane przez właściciela pensjonatu.” Cóż, z jednej strony jest: "niech się odp... od mojego konia", z drugiej jednak
ileż jest na forach ujadania na właścicieli stajni za wszelkie uchybienia (te rzeczywiste i te wyimaginowane) ? Ile jest
pretensji o to, że obsługa stajni nie zareagowała na jakieś zaburzenia stanu zwierzęcia ? No to jak to jest ? Gdzie jest granica
między wyłącznymi sprawami właściciela konia a zdrowym zainteresowaniem właściciela stajni ? Jeśli w ocenie obsługi stajni
preparaty zarządzone przez pensjonariusza będą w oczywisty sposób zwierzęciu szkodzić, to czy właściciel stajni ma dalej siedzieć
cicho, czy reagować ? W innym wątku na forum pokazano przykład amazonki, która bez istotnej przyczyny nakazała przetrzymywać
swojego konia przez kilka tygodni w boksie, w dodatku przez 3 tygodnie non-stop w owijkach. Czy w takim przypadku też nie
powinno się to spotkać ze sprzeciwem ? A jeżeli jakiś nawiedzony neofita po weekendowym praniu mózgu u akolitów dr Strasser
będzie niszczył swojemu koniowi kopyta i okulawiał go, ślepo wierząc w swoją genialniość w dziedzinie rozczyszczania, to też
właściciel stajni ma siedzieć cicho ? Ja uważam, że nie. Z dwóch powodów. Pierwszym jest dobrostan zwierząt (i nieważne, że
cudzych). Drugim jest negatywny wizerunek czyjejś stajni, jaki mogą wykreować nieodpowiedzialni posiadacze koni swoimi
nieprzemyślanymi działaniami. Dlaczego stajnia ma się cieszyć złą sławą tej, do której codziennie trzeba wzywać weterynarzy,
skoro powodem tych wezwań jest niefrasobliwość lub wręcz głupota pensajonariuszy ?
Jak więc zapewnić sobie do stosunki na linii stajnia-pensjonariusz ? Prostym i najrozsądniejszym rozwiązaniem jest zastosowanie
zdrowego rozsądku. Jak to zgrabnie ujęła jedna z re-voltowiczek:
”Dobre relacje z właścicielem stajni udaje mi się utrzymać, jeżeli:
1) w terminie reguluję należności (bo wiem, że liczy on na moje pieniądze w określonym czasie, bo ma ustawione plany wydatkowe).
Jeżeli nie zapłacę w ustalonym terminie - zawsze go o tym informuję i przepraszam,
2) szanuję jego prywatność, tzn nie wpraszam się z moimi znajomymi do stajni, jeżeli chcę zrobić "imprezę" - informuję go wcześniej
o tym i oczekuję zgody ...
3) wymagam tego, na co się wzajemnie umówiliśmy - o resztę "ponad" proszę i staram się zaproponować sposób w jaki mógłby mi pomóc
aby moje oczekiwania "ponad" zaspokoić,
4) szanuję pracę i czas właściciela/ jego pracowników. Zawsze staram się pozostawić po sobie miejsce w takim stanie, w jakim
chciałabym go zastać. Dotyczy to sprzętu, kup, wszelakich innych "śmieci". Oczywiście że są różne sytuacje i niekiedy nie mam
czasu posprzątać lub coś mi się zapomni .... ale to zawsze są wyjątki, i nie mam wtedy żadnych problemów z poproszeniem
pracownika/ właściciela o sprzątniecie,
5) jeżeli cokolwiek stawiam na ujeżdżalni dla siebie samej - zawsze po sobie sprzątam.”
I właśnie o to chodzi: o rozsądek i kulturę (z obu stron !). Wtedy wszystko da się załatwić i generalnie nigdy problemów ani
konfliktów nie ma - w przeciwieństwie do sytuacji, gdy którakolwiek ze stron wykazuje postawy roszczeniowe wykraczające poza
ustalenia umowy.