Ku przestrodze:
Niedawno byliśmy na pewnej "sponsorowanej imprezie masowej", której główną atrakcją miał być koncert BAJM-u, poprzedzony czymś w rodzaju
pogadanki na tematy przeciwpożarowe. Podczas niej na scenie "produkował się" przez kilkanaście minut sympatyczny pan, opowiadający o tym,
jak zachować się, gdy zauważymy pożar. Wszyscy zgromadzeni w wielkiej hali czekali na występ zespołu, więc słowa wspomnianego pana nie
spotykały się (łagodnie mówiąc) z zainteresowaniem - również naszym. Tymczasem okazało się, że problem zagrożenia pożarowego może pojawić
się w każdej chwili, nieoczekiwanie, wszędzie. Także... w naszej stajni.
Nasza stajnia to typowy obiekt przydomowy: niezbyt wielki budynek na kilka koni z poddaszem, bedącym składowiskiem siana i slomy. Jedyną
istniejącą instalacją jest instalacja elektryczna. Byliśmy świadomi, ze zaniedbane lub źle wykonane instalacje elektryczne mogą byc
przyczyną pożaru, wiec w naszej stajni została ona poprowadzona porządnie, w plastikowych "korytkach", chroniących ją przed
uszkodzeniem (np. przez myszy) oraz zabezpieczających przed wydostaniem się iskry w razie spięcia. Okazało się jednak, że to może być
za mało...
W stajni pod sufitem (drewnianym) mamy zainstalowane 2 rodzaje lamp. Na korytarzu są oprawki ceramiczne z kloszem, w boksach - oprawy
plastikowe, takze z kloszem. Te drugie (patrz: zdjecie wyżej) mają wewnątrz zainstalowaną metalową płytke, która działa tak, jak lustro,
"zawracając" częśc promieni zarówki w kierunku klosza, dzięki czemu w pomieszczeniu jest jaśniej. Pewnego dnia w jednej z lamp ta płytka
poluzowała się i opadła na dno klosza. Przez to wszystkie promienie z żarówki zamiast świecic w dól, zostały skierowane ku górze na
plastikową obudowe.
Obudowa nagrzała się mocno, plastik zaczął się topić i w postaci płynnej kapać na żarówkę.
Żarówka pokryta poczernialym plastikiem stała się nieprzezroczysta. Wówczas cała energia, normalnie emitowana w postaci światla, zaczęła
zamieniać się na ciepło.
Temperatura wzrosła do tego stopnia, ze dało się wyczuć swąd spalenizny. Po zdemontowaniu wadliwej lampy okazało się, ze drewniana belka
stropowa, do której była zamontowana lampa, była nadpalona i poczerniała. Prawdopodobnie mało brakło, by doszło do pożaru.
Jak widać taka banalna sprawa, jak poluzowanie się kawałka metalowej blaszki, może mieć fatalne skutki. Oczywiście natychmiast plastikowe
lampy zostały zamienione na te w obudowach ceramicznych, które nie mogą stopić się od "byle czego".
Dziwi mnie tylko po tym zdarzeniu, że w ogóle dopuszczono do sprzedaży te lampy plastikowe, które, jak widać, łatwo mogą ulec
uszkodzeniu.
To zdarzenie skloniło mnie też do poszperania w sieci i poszukania przepisów regulujących sprawy przeciwpożarowe w budynkach inwentarskich.
Podstawowym dokumentem jest Rozporządzenie Ministra Infrastruktury w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadac budynki i ich
usytuowanie (z dnia 12 kwietnia 2002 r., Dz.U. Nr 75, poz. 690). Ten dokument (§ 282) jednak zwalnia od wysokich wymagań przeciwpożarowych
budynki (m.in. stajnie) o kubaturze (objetości) do 1500 m3. Nasza stajnia ma kubaturę ok. 300 m3, więc nawet mogłaby być 5-krotnie większa,
a nie podlegałaby żadnym bardziej restrykcyjnym wymogom. Natomiast gdybyśmy mieli w niej paszarnię, kotłownię i inne pomieszczenia wyposażone
w paleniska lub trzony kuchenne, to powinny mieć one podłogi, ściany i stropy wykonane z materiałów niepalnych.
§ 284 Rozporządzenia mówi tez, ze:
1) odleglośc od najdalszego stanowiska dla zwierząt do wyjścia ewakuacyjnego nie powinna przekraczać przy ściółkowym utrzymaniu zwierząt -
50 m, a przy bezściółkowym - 75 m,
2) w bezściółkowym chowie bydła, trzody chlewnej i owiec, jeżeli liczba bydła i trzody chlewnej nie przekracza 15 sztuk, a owiec - 200
sztuk, należy stosować conajmniej jedno wyjście ewakuacyjne [sądzę, ze dotyczy to też koni],
3) w budynku przeznaczonym dla większej liczby zwierząt niż w pkt 2 należy stosowac co najmniej dwa wyjścia, a z pomieszczeń
podzielonych na sekcje - conajmniej jedno wyjście ewakuacyjne z każdej sekcji,
4) wrota i drzwi w budynku inwentarskim powinny otwierać się na zewnątrz pomieszczenia.
Najważniejszy z tego wydaje się punkt 2 - każda przydomowa stajnia powinna mieć wyjście ewakuacyjne. Budowanie stajni z jednym tylko
wyjściem dla zwierząt może okazać się zgubne w skutkach. Jeśli bowiem pożar wybuchnie między boksami a wyjściem, nie bedzie się dało
zwierząt wyprowadzić na zewnątrz !
Drugim dokumentem jest Rozporządzenie Ministra Spraw Wewnetrznych i Administracji z dnia 16 czerwca 2003 r. w sprawie ochrony
przeciwpożarowej budynków, innych obiektów budowlanych i terenów (Dz. U. Nr 121, poz. 1138). Zgodnie z nim uległy zmianie zasady
rozmieszczenia gaśnic w budynkach. Kazdy obiekt powinien być wyposażone w gaśnice przenośne lub przewoźne, spełniające wymagania Polskich
Norm, dotyczących gaśnic, a rodzaj gaśnic powinien być dostosowany do gaszenia tych grup pożarów, które mogą wystąpic w obiekcie. Zwykle
w "zwyklych", przydomowych stajniach nie ma hydrantów, więc w myśl przepisu na każde 100 m2 powierzchni powinna przypadać jedna tzw.
jednostka masy środka gaśniczego. Ta jednostka to 2 kg lub 3 dm3 preparatu zawartego w gaśnicy. Jeżeli na przykład powierzchnia stajni
to 300 m2, to powina w niej być 6-kilogramowa gaśnica lub 3 gaśnice 2-kilogramowe. Gaśnice te powinny byc rozmieszczane w miejscach łatwo
dostępnych i widocznych, w szczególności przy wejściach do budynków lub na korytarzach. Nie mogą przy tym stać w miejscach, gdzie byłyby
narażone na uszkodzenia mechaniczne oraz działanie źródeł ciepła (piece, grzejniki).
Przy rozmieszczaniu gaśnic wymagane jest spełnienie nastepujących warunków:
1) odległośc z każdego miejsca w obiekcie, w którym może przebywac człowiek do najbliższej gaśnicy, nie powinna być większa niż 30 m,
2) do gaśnic powinien być zapewniony dostęp o szerokości co najmniej 1 m.
Tu uwaga: jeżeli np. na poddaszu stajni są tony siana lub słomy, to nie ma się co łudzić, że w razie pożaru cokolwiek takimi gaśnicami
ugasimy. Gaśnica może skutecznie zgasić pożar tylko w jego początkowej fazie oraz ewentualnie pomóc w stworzeniu przejścia do wyprowadzenia
zwierząt.
W razie zauważenia pożaru należy kolejno:
1. ostrzec osoby znajdujące się w pobliżu
2. powiadomić Straż Pożarną - tel. 998 lub ogólny numer alarmowy 112; w zgłoszeniu trzeba podać dokładny adres oraz poinformować co się
pali i czy jest zagrożenie dla ludzi, trzeba też być przygotowanym na pytanie operatora o numer, z którego się dzwoni. Uwaga: po podaniu
wszystkich informacji trzeba zaczekać na potwierdzenie przyjęcia zgłoszenia !
3. Przystąpić do gaszenia przy pomocy dostępnych środków.
Jeśli to możliwe - trzeba też wykonać parę rzeczy dodatkowych. Oczywiście trzeba zadbać o ewakuację ludzi i zwierząt oraz mienia. Warto
wylączyć dopływ prądu elektrycznego do pomieszczeń objętych pożarem (nie wolno gasić wodą instalacji i urządzeń elektrycznych pod
napięciem !) i usunąć z zasięgu ognia wszystkie materiały palne. Nie wolno otwierać bez potrzeby drzwi i okien do pomieszczeń, w których
jest pożar, ponieważ dopływ powietrza sprzyja rozprzestrzenianiu się ognia.
Wszystkie opisane tu czynności trzeba wykonać spokojnie i bez paniki.
Jeszcze kilka słów o posługiwaniu się sprzętem gaśniczym: w stajni zazwyczaj mamy do czynienia (oby tylko w teorii !) z pożarami klasy A,
czyli takimi, gdzie palą się ciała stałe (drewno, słoma) i tworzą się zarzące się węgle. Jeśli w stajni przechowywane były łatwopalne
ciecze, które uległy zapaleniu, mówimy o pożarze klasy B. W stajni powinny być zatem gaśnice przeznaczone do gaszenia takich pożarów -
poznamy to po literach "A" i "B" na obudowie. Większośc współcześnie używanych gaśnic pozwala także na gaszenie instalacji elektrycznej
pod napięciem do 1000 V. Jak już wiemy, gaśnice powinny znajdować się w miejscach łatwo dostępnych, najlepiej przy wyjściach i powinny
być okresowo sprawdzane przez specjalistę. Uwaga: nie wolno samodzielnie sprawdzać, czy gaśnica jest sprawna poprzez próbę jej uruchomienia
nawet na ułamek sekundy ! Takie uruchomienie narusza konstrukcję gaśnicy, która po kilku dniach straci ciśnienie i będzie całkowicie
nie do użytku ! Gaśnicą pożar gasimy zaczynając od jego obrzeży, po czym kierujemy strumień do środka ognia. Jeśli pali się coś pionowego
(np. słup drewniany), gasimy od góry do dołu. Gaśnicę zawsze trzymamy pionowo, nie wolno jej odwracać ani pochylać.
Na zdjęciu mamy gaśnicę proszkową i śniegową. Gaśnicą śniegową posługujemy się tak, jak każdą inną gaśnicą, pamietając jednak, że
wylatujący z niej środek gaśniczy ma temperaturę poniżej -70 stopni. Nie wolno więc nią gasić ludzi, a podczas gaszenia trzeba trzymać
wąż wylotowy za specjalny uchwyt.
Do gaszenia używa się też kocy gaśniczych - szczególnie nadają się do gaszenia ludzi. Kocem należy szczelnie przykryć palący się obiekt.
Tu uwaga: jeżeli pali się na kimś ubranie, a nie mamy pod ręką koca ani gaśnicy, trzeba ofiarę (zazwyczaj biegającą lub wykonującą gwałtowne
ruchy) gasić przewracając ją na ziemię i tarzając po niej.
Na zakończenie życzę, aby nikt nie musiał nigdy korzystac w praktyce z podanych tu informacji.
***
10.04.2020 - Upgrade tekstu (niestety konieczny)...
Wydawałoby się, że "przeciwpożarowo" nic nie jest nas w stanie zaskoczyć... A jednak ! W związku z tym, że przy długotrwałych, ulewnych
deszczach nam zdarzały się krótkie, acz upierdliwe przebicia na instalacjach "wokółstajennych" (np. oświetleniowych), skutkujące wywalaniem
się głównego bezpiecznika różnicowo-prądowego w domu i brakiem prądu wszędzie, postanowiłem kilka lat temu "zawiesić" obwody stajenne na
osobnej "róznicówce". Nabyłem takową w Castoramie wraz z małą, elegancką skrzyneczką montażową. Dziwiło mnie tylko, że oferowane tam dwa
bezpieczniki o tych samych parametrach kosztowały znacząco róznie: jeden bodajże sto, a drugi sto sześćdziesiąt złotych. Zapytałem o to pana
z obsługi i otrzymałem ciekawą odpowiedź: "bo ten tańszy jest podukcji rumuńskiej, a ten droższy - polskiej". No ale po co przepłacać,
szczególnie że chodziło o obwód stajenny, gdzie w razie totalnej awarii bezpiecznika brak prądu do czasu jego wymiany, przez dzień albo dwa,
nie będzie jakoś szczeólnie dotkliwy ? Kupiłem zatem tańszy, rumuński i zamontowałem zgodnie z zasadami sztuki w stajni. Ówże sobie przez
kilka lat kolejnych działał dziarsko, a ja rozwiązanie chwaliłem także dlatego, że w razie potrzeby okołokonikowych prac elektrycznych mogłem
bez chodzenia do domu wyłączyć obwody stajenne. I tak było do niedawna, gdy kilka dni temu chciałem puścić naszą "stajenną" pompę w studni
głębinowej. Wszedłszy do stajni poczułem bardzo, ale to bardzo delikatny swąd, który jednak spuściłem na karb poczynań sąsiada, mającego
czasem w zwyczaju palić dziwne rzeczy w piecu (wiatr wiał od strony jego domu). Pompę właczyłem, woda lała się do zbiornika, a ja wyszedłem
ze stajni do swoich prac. Po kilkunastu minutach wróciłem po jakieś narzędzie i zobaczyłem wnętrze zasnute siwym dymem. Wszedłszy głebiej
zobaczyłem też płonący bezpiecznik i kable wokół niego oraz stopnione stojące niedaleko pojemniki z witaminami, plastikową butlę z olejem
słonecznikowym tudzież parę innych drobiazgów. Cud w tym wszystkim polegał na tym, że w pobliżu wisiał też kalendarz, który się nie wiadomo
czemu nie zajął ogniem, a nad skrzyneczką z bezpiecznikiem zwykle przechowywane był derki, tym razem ich jednak nie było, więc też się nie
zapaliły. Gdyby nie to, ogień mógłby się rozprzestrzenić błyskawicznie.
Cóż, żaden ze mnie Strażak Sam, ale czasu do stracenia nie było. Bezpiecznik płonął, kable też, prądu się zatem wyłączyć nie dało. Bieg do
wyłącznika głównego w domu mógłby się skończyć tym, że nie byłoby po co do stajni wracać. Mając w głowie świadomość tego wszystkiego po
kilku chwilach zgasiłem ogień "środkami podręcznymi" i nie napiszę, w jaki sposób, bo niestety odbyło się to w całkowitej sprzeczności z
wszelkimi zasadami bezpieczeństwa i zdrowego rozsądku - tyle tylko, że skutecznie. Na swoje usprawiedliwenie mogę jedynie powiedzieć, że
innego wyjścia po prostu w tej sytuacji nie było. Odetchnąwszy z ulgą przystąpiłem do porządkowania pobojowiska; izolacje kablowe oraz
wszelkie inne przedmioty z tworzyw sztucznych mają jednak to do siebie, że ugaszone po wierzchu "gotują się" pod spodem dalej i ogień może
pojawić się ponownie po kilku minutach. Tak też się stało i teraz, jednak w międzyczasie prąd został już odcięty i można było "ognisty"
kawał instalacji po prostu odrąbać i wyrzucić na zewnątrz.
No i teraz dwa słowa o tym, co się tak naprawdę stało: otóż pompa ma jakieś niecałe 3,5 kW mocy, więc żaden hardcore. Bierze prąd rzędu
około 15 amper w instalacji przystosowanej do 24 amperów z odpowiednio dobranym bezpiecznikiem, nie stanowiła więc nadmiernego obciążenia
obwodu. Elementem wadliwym zarówno materiałowo, jak i w sensie wykonania był natomiast (najprawdopodobniej) jeden ze styków bezpiecznika,
na którym dochodziło do iskrzenia, skutkującego postępującym nadtapianiem elementów plastikowych tegoż bezpiecznika, a w efekcie do
totalnego zwarcia i rozgrzania przewodów aż do temperatury zapłonu izolacji. Uszkodzony w ten sposób bezpiecznik nie mógł oczywiście
zadziałać, natomiast czemu nie zadziałał bezpiecznik główny na skrzynce przy ulicy - nie mam zielonego pojęcia... Wnioski zaś z całej tej
historii wyciągnąłem dwa i chcę się tu ku przestrodze ze wszystkimi podzielić, bo w tym szczególnym przypadku zecydowanie lepiej jest się
uczyć na cudzych (moich !) błędach, niż na własnych. Po pierwsze: nie ma co być dusigroszem i kupować najtańszych, jak się okazuje g...o
wartych materiałów, jeśli od nich ma zależeć bezpieczeństwo. Po drugie: naprawiając popaloną instalację przed nową różnicówką dałem
dodatkowy bezpiecznik prądowy jako zabezpieczenie dodatkowe. Bowiem jak widać zawsze lepiej jest "nosić i pasek, i szelki", a na to,
że zabezpieczenia zadziałają zawsze, nie ma co ślepo liczyć.