Z czasów, kiedy byłem paroletnim dzieciakiem (była to pierwsza połowa lat 70-tych ubiegłego wieku, czyli
jakieś 40 lat temu) pamiętam doskonale zajeżdżające na podwórko domu babci konne wozy z węglem na opał.
Zaprzężone konie dało się też na co dzień widywać na ulicach, a końskie "pączki" na asfalcie nikogo ani nie
dziwiły, ani nie bulwersowały. Doskonale też z tamtych czasów pamiętam wizyty na miejscowym targowisku,
na które czasem babcia mnie zabierała bardzo wczesnym rankiem. Pośród mnóstwa mało interesujących mnie
rzeczy takich, jak ziemniaki, czy marchewka, mogłem pooglądać, a czasem też i dotknąć królików, kurczaków,
a nawet prosiaków. A cały ten kram był oczywiście przywożony na wozach. Konie stały koło siebie spokojnie,
cierpliwie, korzystając w najlepsze z możliwości odpoczynku. Wszystkie miały do uździenic dopięte jutowe
worki z porcyjką owsa, które co chwila podrzucały łbami, próbując złapać w zęby kryjące się w rogach
worków ziarna. Takie widoki były udziałem każdego ówczesnego dzieciaka, a pewna podstawowa wiedza na temat
zwierząt była "wchłaniana" w sposób naturalny. Każdy wiedział, że koń bywa płochliwy, że nie jest mądrym
podchodzenie do niego z tyłu itd. Choć coraz częściej na ulicach dawało się słychać charakterystyczny
warkot traktorów, na czele z popularnymi wówczas Ursusami 328 o charakterystycznych owalnych maskach, to
nadal koń był czymś zwyczajnym, codziennym i dobrze znanym.
Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Liczba koni w Polsce drastycznie spadła. W czasach, o których piszę,
było ich ponad 2,5 miliona sztuk, dziś jest to zaledwie 300 tysięcy. Są to też całkiem inne konie - głównie
gorącokrwiste, rekreacyjne, wierzchowe, rzadko pracujące w zaprzęgu i praktycznie nigdy na roli. Także
zmieniają się standardy chowu koni. Koń codziennie pracujący mógł spędzać noc na stanowisku, dziś jednak
przetrzymywanie (niestety powszechne) konia w stajni wymusza, by miejscem pobytu dla konia był możliwie
jak największy boks. Podłogę w boksie zamiast słomą, coraz częściej ścieli się odpylonymi trocinami.
Zmieniają się też standardy żywieniowe - przez miliony lat ewolucji konie z liściożerców powoli stawały się
trawożercami, przez ostatnie tysiące były żywione zbożami, a od ostatnich 10-ciu coraz częściej karmione są
gotowymi premiksami paszowymi. Niegdyś wolny czas spędzały swobodnie na pastwisku, zaspokajając równocześnie
potrzeby jedzenia ruchu i socjalizowania się z innymi końmi - dziś trawę zastępują mieszanki odżywcze,
a pastwisko jest czymś ekstra, czymś nie we wszystkich stajniach dostępnym. Gdy już koń wychodzi na trawę,
to coraz częściej w derce: siatkowej latem, ortalionowej jesienią, czy polarowej zimą. Jest to trend
ogólnoświatowy, za którym stoi ogromny przemysł konikowych akcesoriów i wielkie pieniądze. Trend niezwykły,
dziwny i z punktu widzenia ludzi, dla których koń niegdyś był codziennością, wręcz niezrozumiały...
Nowe, współcześnie wymyślane praktyki chowu koni są dość radykalne w swym nowatorstwie. Niewątpliwie pewne
zmiany sa bardzo pożyteczne - np. coraz dokładniej są diagnozowane i coraz skuteczniej leczone choroby koni.
Jednak czy warto wdrażać na siłę wszystkie nowinki wiedząc, że koń był, jest i przez kolejne tysiąclecia
będzie przede wszystkim trawożercą, dla którego naturalnym środowiskiem są łąki, a który do takiego życia
na łące, "pod chmurką" 365 dni w roku jest biologicznie doskonale przystosowany ? Koń ma układ pokarmowy
przystosowany głównie do trawy, a nie do premiksów. Koń ma metabolizm pozwalający mu spędzać cały czas pod
gołym niebem, który pozwala zwierzciu wytworzyć sobie ciepło w największe mrozy. Konie bardzo łatwo potrafiły
przystosować się i do piasków pustyni Namib, i do śniegu Jakucji. To na uwadze powinni mieć szczególnie Ci,
którym wydaje się, że można konia przez cały dzień trzymać zamkniętego w stajni ze żłobem pełnym kupnej
paszy, bez dania możliwości swobodnego ruchu, naturalnego wypasu i jedzenia siana do woli. Żadne kupne pasze
nie zastąpią trawy i siana, do których organizm konia jest najlepiej przystosowany. Żaden boks, nawet
najlepszy i najczystszy, nie zastąpi wybiegu i pastwiska. Żaden spacerniak typu "paradise paddock" nie
zastąpi zwierzęciu pracy, nie rozwiąże w pełni problemów ze słabymi od przymusowego bezruchu ścięgnami, czy
kopytami. Zamiast dać koniom to, co dla nich najnaturalniejsze, a więc i najlepsze, ludzie szukają nowinek
i wdrażają je w życie podchodząc do nich bezkrytycznie. Robiąc to mają poczucie dobrze spełnionego obowiązku,
bo przecież robią dosłownie wszystko, żeby w ramach opieki dać zwierzęciu wszystko, co jest ich zdaniem
najlepsze. No właśnie, słowo-klucz: "ich zdaniem". To zdanie kształtowane jest często nie przez rzetelną
wiedze i praktykę, lecz przez Internet. To właśnie dlatego takim powodzeniem cieszą się tak szeroko
prezentowane w sieci końskie tekstylia - im bardziej "odlotowe" z wyglądu, tym większym. Dla współczesnego
miłośnika koni ważniejsze od widoku konia na pastwisku wydaje się nabycie (tak naprawdę nie wiadomo po co)
kompletu śliczniutkich derek, które obowiązkowo muszą współgrać kolorystycznie z równie śliczniusimi
ochraniaczami, obowiązkowo (czy tego trzeba, czy nie) zakładanymi na wybieg. W sumie nie dziwne to, jeżeli
brac pod uwagę, że na ogół dziś ten miłośnik to nie ułan, lecz amazonka... Owies jest "be", kupne pasze są
"cacy", zwłaszcza doprawione drogimi witaminami i probiotykami i suto zakropione jakimś dodatkiem typu
sok z noni, absurdalnie drogim, ale za to modnym. Przypomina mi to wszystko widok matki dumnie paradującej
po ulicy ze śliczniusio ubranym, "wychuchanym" dzieciątkiem. Dzieciątkiem, które do szału doprowadza owo
różowe ubranko, niewygodne, za gorące, no i najważniejsze: ubranko, w którym nie może się bawić z innymi
dziećmi. W przypadku "kochanych konisiów" jest tak samo: przerost formy nad treścią i nadmiar ludzkich uczuć
bez uwzględnienia realnych zwierzęcych potrzeb powoduje, że wiele koni żyje w sposób - nie waham się
powiedzieć - wynaturzony.
Wiele jest osób z miłości do koni traktujących je - to paradoks - przedmiotowo, niczym lalkę Barbie. W tym
kontekście znane hasło "Zwierzę nie jest rzeczą" zaczyna jakby nabierać nowego wymiaru. Jeszcze gorzej
jednak jest, gdy takie niezrozumienie prawdziwych potrzeb koni przybiera formę zorganizowaną lub wręcz formę
zbiorowej histerii. Niestety rozrastające się lobby światopoglądowych fundamentalistów wiedzących lepiej
od reszty świata, co dla koni rzekomo najlepsze ma to do siebie, że przy totalnym zobojętnieniu tzw.
społeczeństwa jest w stanie przeforsować dowolną bzdurę i sprawić, że ta histeria przełoży się na przepisy.
Doskonałym przykładem jest tzw. obywatelski projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, który niedawno
oficjalnie został złożony w Sejmie. Prócz w oczywisty sposób słusznych postulatów (np. zaostrzenia kar za
znęcanie się nad zwierzętami) są w nim też postulaty dyskusyjne (zakaz handlu zwierzętami domowymi poza
miejscami ich chowu), postulaty dziwaczne (zakaz uniemożliwiania schronienia kotom wolno żyjącym) oraz takie,
które mogą uderzyć bezpośrednio w każdego posiadacza zwierzęcia: obiwiązkowe opodatkowanie hodowli zwierząt
domowych. Opodatkowanie po to, by móc co roku "wyciągac" z kieszeni hodowców kilka milionów złotych na dalszą
działalność zmierzającą do "zbawiania świata na siłę".
Projekt zawiera kilka zapisów, które w założeniu mają polepszyć los zwierząt gospodarskich. Nie będzie
można wystawiać ich "na działanie warunków atmosferycznych, które zagrażają ich zdrowiu lub życiu", co
w praktyce oznacza zakaz całorocznego trzymania koni pod gołym niebem. Będący orędownikiem nowelizacji
poseł Suski tak komentuje:
"Słyszałem argumenty, że są rasy, które są do tego przystosowane. Ale jeśli
jakąś rasę można trzymać pod gołym niebem w Holandii, to nie znaczy, że także w Polsce, gdzie są przecież
surowsze warunki klimatyczne." A przecież każdy normalny koniarz wie, że właśnie chów bezstajenny jest
uważany za najlepszy przez całą fachową literaturę i że znakomita większość ras do takiego trybu życia
jest bardzo dobrze przystosowana pod względem biologicznym ! Ale nie, ktoś sobie wymyślił, że koniom
najlepiej będzie w stajni, a trzeźwo myślący właściciele koni, którzy wiedzą że dla zdrowia konia nie ma
to jak wybieg i pastwisko bez zbytniego oglądania się na warunki pogodowe, będą karani... Nawet już nie
chodzi tu o chów bezstajenny - zabrania się "wystawiania zwierzęcia domowego lub gospodarskiego na działanie
warunków atmosferycznych, które zagrażają jego zdrowiu". A przecież pod ten nonsensowny zapis podpada
każe wypuszczenie konia na wybieg w deszcz, mróz, upał, wiatr - w zasadzie w niemal każdą pogodę... Takie
przepisy nie muszą być zagrożeniem dla właścicieli mających zdrowe podejście do swoich koni, ale w każdej
chwili zagrożeniem stać się mogą. Widząc postawy niektórych gorliwych aktywistów łatwo potrafię sobie
wyobrazić, że jakiś oszołom zobaczywszy zimą nasze konie na wybiegu doniesie o tym jakiejś nawiedzonej
fundacji, a ta za pomocą policji i w oparciu o znowelizowane przepisy (a więc w majestacie prawa), odbierze
nam je. Mimo tego zagrożenia jednak nadal będę zwolennikiem nie pieszczenia się nadmiernie - ani z końmi,
ani z oszołomami. Kto wie, może jakby tych drugich potrzymać na śniegu i mrozie, to by im głupie pomysły
z głowy wywietrzały ?...
Idźmy dalej: ma być zabronione m.in: "zmuszanie [zwierząt] do czynności, których wykonywanie może spowodować
ból" - czyli skoki i WKKW pójdą do lamusa, ujeżdżenie zresztą też, bo przecież wędzidło, ostrogi... Bo
w sumie każde użytkowanie konia przecież MOŻE spowodować ból... Albo zakaz używania do sportu zwierząt
"zbyt młodych lub zbyt starych" - i kto niby miałby orzekać, czy dwudziestoparoletni koń-profesor (np.
pamiętany z naszych zawodów dziarski staruszek Aryman) jest, czy nie jest "zbyt stary" do ujeżdżenia ?...
Czyżby dążono do tego, że jeździec miałby obowiązek przed każdym startem poddawać swojego wierzchowca
"przeglądowi technicznemu" ? To może od razu zacznijmy poddawać konie obowiązkowi okresowej rejestracji,
a do ogonów przypnijmy homologowane tablice rejestracyjne ? Kolejne kuriozum: wg projektu trzymanie dużej
liczby zwierząt domowych jest automatycznie tożsame z prowadzeniem schroniska (w myśl zapisu schronisko to
miejsce opieki dla więcej niż 30 zwierząt domowych). Co ciekawe, schroniskiem absolutnie nie będzie słynna
Tara. Dlaczego ? Bo koń to nie zwierzę domowe, tylko gospodarskie ! Najlepszy jest jednak art. 6 ust. 1:
"Zabrania się zabijania zwierząt za wyjątkiem: uboju zwierząt gospodarskich, (...)" A skoro konie są
zwierzętami gospodarskimi, to jak to jest: wolno będzie dokonywać ich uboju, czy nie ? Jak to się ma do
hasła: "Zwierzę nie jest rzeczą" ?
Nie tylko konie są przedmiorem regulacji zawartych w tym nieszczęsnym projekcie. Zakazuje on także np.
podnoszenia ryb za skrzela - gdyby to kretyństwo egzekwować, to 100% wędkarzy powinno z marszu iść za kraty,
co zresztą pewnie byłoby po myśli rozmaitych "zoolubów", bo łowienie ryb to dla nich pewnie strrraszna
zbrodnia ! Dalej: rady gmin mają obowiązek uchwalenia "dorocznego programu opieki nad zwierzętami bezdomnymi
i zapobiegania bezdomności zwierząt, w którym m.in. zapewnią odławianie bezdomnych zwierząt, miejsca dla
nich w schronisku, sfinansują ich sterylizację, przeznaczą środki na dokarmianie wolnożyjących kotów." -
a ja nie bardo rozumiem, dlaczego ogół społeczeństwa (czyli także osoby nie zainteresowane posiadaniem
jakiegokolwiek zwierzęcia ) ma żywić bezdomne koty - bo przeciez ta akcja będzie finansowana równo z
podatków każdego z nas. I co to w ogóle są koty wolno żyjące ? Przecież każdy stajenny kot de facto jest
takim ! Prawie wszystkie koty na wsi są wolno żyjące, także nasze dwa stajenne - no, kto chce dołożyć się
do ich utrzymania ? Na koniec najlepsze: "Odławianie zwierząt bez zapewnienia im miejsca w schronisku
stałoby się wykroczeniem." - czyż to kuriozum-gigant ? Gmina nie mająca dotąd schroniska ani środków na
jego założenie ma realizować program odławiania bezdomnych zwierząt jednocześnie nie mogąc tego robić !...
Podobno pod projektem podpisało się 220 tysięcy osób. Ciekawe, ile z tych 220 tysięcy przed podpisaniem
dokładnie zapoznało sie z jego treścią... Ta fatalnej jakości nowelizacja trafiła do sejmu i wystarczy
głośne porykiwanie "nawiedzonych", połączone z często oglądaną szczątkową frekwencją ugrupowań na sali
sejmowej, by stała się prawem. Prawem, które w takiej nieprzemyślanej postaci spowoduje, że zaczną częściej
się pojawiać przypadki porzucania zwierząt. A równocześnie niejedna osoba chcąca i mogąca dać dobre warunki
zwierzęciu nie zdecyduje się na kupno lub wzięcie psa, czy kota ze schroniska, albo konia do adopcji, bo
już sam fakt posiadania będzie oznaczał zwiększone ryzyko narażenia się na w istocie bezpodstawne
oskarżenia o rzekomo złe traktowanie zwierząt i rozmaite restrykcje. A wszystko w majestacie prawnie
usankcjonowanej głupoty...
I na koniec jeszcze jeden przykład uczuć do koni nie idących w parze z nadmiarem zdrowego rozsądku:
niedawno ktoś ogłosił, że powstaje ponoć projekt obowiązkowego ubezpieczenia emerytalnego dla koni
pracujących. Szczytny w zamierzeniu pomysł ponoć powstał przy okazji sprawy konia policyjnego o imieniu
Artel, który po złamaniu nogi podczas służby miał być sprzedany na rzeź. W pomyśle chodziło o to,
by każdy koń posiadał własne konto ubezpieczeniowe, na które mają spływać co miesiąc składki. Po
osiągnięciu wieku uniemożliwiającego koniowi pracę zwierzę byłoby utrzymywane ze zgromadzonego na jego
koncie funduszu. Każdy właściciel konia miałby być ustawowo zmuszony (sic !) do zawarcia umowy takiego
ubezpieczenia go na wypadek utraty zdolności zwierzęcia do wykonywania pracy, czy to czasowej czy stałej,
a składka miałaby być tak wyliczona, żeby środki pokryły w takim przypadku koszty utrzymania konia do
końca jego życia.
Pomysłodawcy za konia pracującego uważają każdego takiego, którego koszty utrzymania są wliczane w koszty
firmy czy instytucji. Dlaczego ? Aaa, tego akurat zupełnie nie rozumiem ! Pracujące miałyby być nie tylko
te należące policji, ale też do klubów jeździeckich, gospodarstw agroturystycznych, zakopiańskich dorożkaży,
a także te nieliczne prywatne, które gdzieniegdzie jeszcze dziś pracują na roli, czy ciągną wozy ?
Zapewne pod to pojęcie podpadają także te, które nie pracując są po prostu na utrzymaniu jakiejś firmy (np.
w ramach sponsoringu konia uratowanego, czy będąc elementem mini zoo), a może nawet... na utrzymaniu
schroniska dla zwierząt, bo przecież schronisko to firma, a zwierzę to koszty jej prowadzenia. Projekt
zakłada zakaz sprzedaży takich koni do rzeźni, natomiast mogłyby być przekazywane (oczywiście za friko)
do fundacji - i tu fundacje zapewne zacierają ręce, bo to oznacza dla nich pozyskiwanie kolejnych "narzędzi"
zapewniających dochody ze zbiórek i wirtualnych adopcji. Hmm... "Zwierzę nie jest rzeczą" ?
Jak często mawiał jeden z naszych znanych komentatorów sportowych podczas meczów naszej prześwietnej
reprezentacji piłkarskiej: "Pomysł dobry, gorzej z wykonaniem". Projekt prawie gotowy, przesłanki
szlachetne, pomyślunku jednak jakby zabrakło. Jak określić kwotę potrzebną na utrzymania konia ? Komu
będzie wypłacana ? Czy bedzie określony standard utrzymania takiego emeryta/rencisty ? Czy będą pokrywane
koszty leczenia ? Czy jeśli koń z powodu choroby musi zostać wycofany z ciężkiej służby i znajdzie się
"na zasiłku", ale weterynarz zaleci mu lekki ruch w ramach dochodzenia do zdrowia, to znów stanie się
pracującym ? Z czego ma opłacić składkę właściciel szkółki jeździeckiej - czy z dodatkowych lekcji,
czyli ze zmuszania koni do cięższej pracy ? Czy koń kilka razy dziennie ciągnący pod górę ciężki wóz
z 20 leniwymi turystami do Morskiego Oka ma być tak samo ubezpieczony jak koń szkółkowy, w tygodniu
pracujący 2-3 razy w weekend ? Co z końmi hodowlanymi, które po wybrakowaniu często trafiają na rzeź ?
Czy mają być obowiązkowo ubezpieczane i przekazywane fundacjom ? Celnie ripostował jeden z dyskutantów:
"Może jeszcze obowiązkowe OC dla koni, obowiązkowe badania lekarskie, podatek od posiadania, opłatę
od emisji CO2, środowiskową (podatek gnojowy) ? Proponuję też wprowadzenie certyfikatów na sprzęt
jeździecki - każde siodło powinno mieć certyfikat, czy nie szkodzi koniowi - celem sporządzenia
certyfikatu importerzy powinni dostarczyć po 10 egzemplarzy siodeł celem badań niszczących, a testy
powinny odbyć się na koniach klasy GP nabytych w przetargu. Każda derka powinna mieć oznaczenie
CE, że nie szkodzi koniowi, każde wędzidło powinno przejść testy i mieć certyfikat, że jest bezpieczne.
Należy oczywiście utworzyć Narodowe Centrum Certyfikacji, np. na bazie jakiegoś podupadającego stada
ogierów." Inny
tak podsumował sprawę:
"Ja gdybym miał własnego konia i było by mnie stać na
przeznaczenie na niego jakiejś dodatkowej kwoty, to wolałbym założyć mu konto oszczędnosciowe i w razie
czego mieć pieniądze na leczenie czy emeryturę." Tylko ze strony "naprawiaczy świata" zamiast takiego
rozsądnego spojrzenia prędzej spodziewam się kolejnego projektu - ubezpieczenia dla kur i krów, które
właściciel ustawowo musiałby ubezpieczać, a po utracie przez nie "możliwości pracy" (nieśności albo
mleczności) oddawać fundacjom, które będą je utrzymywać. Za co ? Za pieniądze z funduszy emerytalnych
i ze wspomnianego wcześniej opodatkowania hodowców. Tylko, na litość boską, jak wysokie będą musiały
być te opłaty, żeby za kilka lat fundacje dały finansowo radę utrzymać miliony "nieprodukcyjnych"
zwierząt ?... "Zwierzę nie jest rzeczą", więc osobiście nigdy nie oddałbym swojego konia do ubojni
tylko dlatego, że mam taki kaprys, że mi się znudził, że jest chory itp. Nie podoba mi się też, gdy
ktoś z takich powodów swoje zwierzę pozbawia życia lub pozbywa się go oddając w nieznane ręce. Ja ze
swej strony będę się zawsze starał zapewnić naszym zwierzętom byt aż do końca ich dni. Ale jestem też
świadomy tego, że nie ma różnicy między ubojem konia, krowy, czy świni. Jeśli ktoś chce funduszy
emerytalnych tylko dla koni, to jest to wg mnie hipokryzja. Jeśli z kolei ktoś zażąda obowiązkowych
funduszy emerytalnych dla wszystkich zwierząt (a założę się, że będą i tacy !), to będzie to jest to
arcykretyństwo.
Warto dążyć i trzeba dążyć do poprawy bytu zwierząt tam, gdzie ich warunki życia są złe. Podpiszę
się chętnie pod każdą ustawą zaostrzającą kary dla tych, którzy się nad zwierzętami znęcają, bo
faktycznie: "Zwierzę nie jest rzeczą". Ale jest też pewna granica, po której przekroczenu zaczyna
się przysłowiowe "wylewanie dziecka z kąpielą". A jeśli nawet ktoś chce nieco tę granicę przekroczyć,
to powinien robić to z głową, a nie produkować prawnych bubli, oderwanych od zdrowego rozsądku,
a przede wszystkim od tego, co naprawdę jest w dobrostanie zwierząt ważne i potrzebne. Tymczasem
słysząc o inicjatywach takich, jak tu opisane, coraz częściej chciałoby się powtórzyć znane słowa:
"Ludzie, myślcie ! To nie boli !"
P.S. Re-voltowicz JKobus znalazł taki oto dokument - notatkę z Gazety Częstochowskiej z dnia - uwaga,
uwaga ! - 25 lutego 1910 roku !
Jak widać pomysł emerytury dla koni pracujących nie jest nowy, a zjawisko aferzystów źle traktujących
biedne szkapy, żeby je jakiemuś stowarzyszeniu jak najkorzystniej odsprzedać, ma wieloletnią tradycję.
Ciekawy komentarz "odkrywcy" do sprawy możecie znaleźc tutaj:
http://boskawola.blogspot.com/2011/08/stulecie-gupstwa.html - polecam. Tu zacytuję tylko
fragment, pod którym się obiema rękami podpisuję:
"Problem w tym, że dobrzy skądiną i - w co nie wątpię - moralnymi kierujący się intencjami ludzie
nie potrafią się powstrzymać przed czynieniem z własnych, prywatnie zapewne słusznych i godnych
pochwały postaw życiowych, politycznego programu. I niezmiennie od stuleci, jeśli nie od tysiącleci
dziwią się potem, dlaczego w praktyce wyszło całkiem coś przeciwnego niż oczekiwali ?
A bo dlatego, jak już wielokrotnie Państwu tu pisałem, że dobrze można robić tylko osobiście,
prywatnie i bezpośrednio - cokolwiek się bowiem robi poprzez struktury państwa, pod przymusem,
powszechnie i obowiązkowo - skutek tego tylko i wyłącznie może być albo "złem", albo "mniejszym
złem" (jak "mniejszym złem" jest istnienie policji, wojska czy sądów - w stosunku do "zła" anarchii
i hobbesowskiej "wojny każdego z każdym"). Dobrze pod przymusem jeszcze nigdy nikomu nie udało
się uczynić. No, może pomijając dziewicze rozterki typu 'chciałabym, a boję się...'"
Zródła:
http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,63066.0.html
http://wyborcza.pl/1,75248,10013501,Walka_o_nowelizacje_ustawy_o_ochronie_zwierzat.html
http://orka.sejm.gov.pl/Druki6ka.nsf/0/08D26EF6B5358A78C125789D00381AF6/$file/4257.pdf
http://wyborcza.pl/1,75248,10025106,Psy_jednak_uratuja_swoje_uszy_.html
http://wadowice24.pl/wydarzenia/wieci-z-regionu/1164-krucjata-animals-kon-i-krowy-na-mrozie