Polscy kowboje



czyli: o współczesnym przepędzaniu stad koni

Kto z nas w dzieciństwie nie naoglądał się westernów i nie podziwiał kowbojów na koniach, pędzących przed sobą w kurzu stad bydła lub koni ?... Takie widoki nie są jednak typowe tylko dla Ameryki. Niegdyś także w Polsce przepędy stad bydła i koni były na porządku dziennym. Zwierzęta pędzono na jarmarki i na sezonowe wypasy. Jeszcze przed kilkudziesięciu laty w słynnym Janowie Podlaskim większość koni (klacze bez źrebaków i starszą młodzież) wyprowadzano na rozległe łąki pod wsią Woroblin, gdzie pasły się aż do jesieni. W majowym przepędzie brali udział dosłownie wzyscy - konie prowadzono w ręku po dwie-trzy sztuki. Czasy się jednak zmieniły, dużych stad jest coraz mniej, a jeśli są, to tylko na zamkniętych terenach stadnin. Jednak tradycja przepędów całkiem nie zniknęła, jest kultywowana (niestety szczątkowo) przez stadniny koni huculskich. Jedną z nich jest bieszczadzka stadnina "Tabun" Hanny i Stanisława Myślińskich (http://www.tabun.pl/, która prowadzi chów bezstajenny koni na pastwiskach przez okrągły rok. Pastwiska obejmują grunty we wsi Polana, Serednie Małe, Czarna i Czarna Dolna o łącznej powierzchni 150 hektarów. Oto, jak jeden z przepędów koni wspomina jego uczestnik:



"Zamysł był prosty: przeprowadzić stado przez most (jeszcze wtedy stał), podbić stokówką pod Otryt, zejść na Serednie i stokówkami popędzić stado na Ostre, do Staszka... Obliczalismy, że zajmie to nam jakieś 4-5 godzin... Niestety konie nie okazywały chęci do zmiany miejsca postoju. Dwa razy na stokówce zrobiły "w tył zwrot' i wracały na Krywe... Chyba nie miały ochoty na wędrówke po górach. Gdy poraz trzeci przeprowadzaliśmy je przez most, ktoś (już nie pamietam kto), wpadł na pomysł przegrodzenia go szlabanem z gałęzi... Na rozwidleniu stokówek konie znów zawróciły, a gdy dobiegliśmy do mostu, zobaczyliśmy, jak całe stadko hucułów pokonuje San wpław... U Staszka, na Ostrym, byliśmy ok. 22-giej, po 'wycieczce krajoznawczej' wzdłuż doliny Sanu, zafundowanej nam przez konie, którym widocznie Otryt sie nie spodobał..."



Konne przepędy bydła i koni organizuje też Zakład Doświadczalny Instytutu Zootechniki w Odrzechowej http://www.odrzechowa.izoo.krakow.pl. Zakład na co dzień prowadzi hodowlą bydła simentalskiego i koni huculskich w Beskidzie Niskim. Gospodarstwo posiada ogromne tereny (1800 hektarów !). Jako, że karmienie dużych stad jest kosztowne, postanowiono jałówki wyganiać wiosną na pastwiska a spędzać jesienią, gdy kończy się trawa, a koło stada zaczynają się kręcić wilki. Początkowo przewożono krowy w przyczepach, jednak ciężki teren trasy (wzniesienia, bagna, rzeki). Powodowały, że krowy przewracały się, tratowały nawzajem i kaleczyły. Liczba urazów była tak duża, że postanowiono wrócić do tradycyjnego przepędzania stad konno. Odrzechowa stała się dzięki twemu chyba najbardziej znanym organizatorem przepędów w Polsce. Dwa razy w roku urządza konne przepędy liczągego od kilkudziesięciu do dwustu sztuk stada bydła i koni na odległość ok. 15-20 km dolinami przełomu Wisłoka na trasie Rudawka Rymanowska-Polany Surowicze. Pierwszy, majowy, zwany jest Łemkowskim Wypęd Bydła na letnie pastwisko, a drugi, odbywający się w ostatni weekend września - Łemkowskim Spędem Bydła do obór zimowych. Oba trwają dwa dni. Pierwszego dnia przepędzane jest bydło, drugiego – stadko półdzikich ogierów huculskich. A wygląda to mnie więcej tak:...



"Krowy podzieliły się na dwa mniejsze stadka, więc wygoniwszy pierwszą część na pobliską łąkę czekaliśmy na resztę stada około pół godziny, cały czas pilnując rozłażącej się jałowizny. I znów powtórzyła się sytuacja ze spędu ogierków - tył parł niemiłosiernie a przód blokował, co wprowadzało chaos. Krowy rozpierzchły się na boki, właziły w krzaki, uciekały poganiane z tyłu, a blokowane z przodu. Na szczęście dotarliśmy do Wisłoka, gdzie stado weszło w rzekę i droga do gonienia była już ograniczona. Taplając się w wodzie przeszliśmy rzekę i już wyznaczoną droga ruszyliśmy do Rudawki Rymanowskiej. Dopiero tu okazało się, że zgubiliśmy ok. 30 jałówek ! Na szczęście towarzyszący nam piesi poganiacze wiedzieli, gdzie się ukryły i sami je przygnali."

"Pędzenie ogierków jest niebezpieczne, gdyż w każdej chwili mogą one skoczyć na jeźdźca z zamiarem... pokrycia jego klaczy. Ale tym razem obyło się bez takich "przyjemności". Stadko nie sprawiało dużych problemów. Pędziło jednak niemiłosiernie i przez kilka pierwszych kilometrów galopowaliśmy wspólnie, zanim ogierki nie uspokoiły się na tyle, by raźnie kłusować. Pod koniec drogi doszliśmy do jako takiego ładu. Nie chodzi bowiem o to by poganiać konie cały czas galopem, tylko o to, by szły w oczekiwanym kierunku spokojnie i bez stresu – zwłaszcza w trudnych górskich warunkach."




"Całej imprezie podsyty dodał fakt iż była ograniczona liczba jeźdźców. Każdy miał jakieś zadanie i starał je jak najlepiej wykonać. Cały nasz wypęd, odbył się w oka mgnieniu. Jak szefostwo mówiło, jak te jałówki wypadły z pastwiska to aż się zdziwili ich zachowaniem. Poszły jak tornado niszcząc wszystko co napotkały po drodze. Ja dostałem bojowe zadanie z dwoma dziewczynami i Pawłem na początku stada. Mieliśmy pilnować stado by nie poszło do przodu i nie uciekło na boki. Do mostku było jako tako, można było te bydlęta jakoś pilnować, ale się zaczęło: kilka w prawo, kilka w lewo. Jedne łapiemy, inne 2 sztuki zatrzymały się na skarpą brzegu rzeki i po chwili słyszymy za plecami: łup ! Jedna jałówka skoczyła do rzeki - to było imponujące, bo po niej wskoczyła następna. Po podjechaniu do skarpy mało nam gały z orbit nie wyszły, ta skarpa miała ponad 3 metry wysokości i pionowe ściany ! Nadal mnie zastanawia jak "mućki" sobie nóg nie połamały... Dwie osoby zawróciły, by je zagnać z powrotem. Po dognaniu ich do stada ruszyliśmy dalej. Krowy coś poniosło i poszły... My za nimi; przypadkiem stado krów otoczyły jedną z amazonek, sytuacja była niebezpieczna. Ja w pędzie przyhamowałem małą grupę krasul, ale one nadal napierały do przodu. Była ciężka walka z nimi, by utrzymać w miarę stado w komplecie. Po jakimś czasie cały wypęd podzielił się na 2 grupy. Nasza z przodu, z większą ilością bydła i ta z tyłu. Dzielił nas dystans czasu ponad 20 minut. Tylko zgrana współpraca pozwoliła, by bezpiecznie dotrzeć ze stadem na Polany Surowicze. Bydło biegło, nie miało zamiaru się zatrzymywać - jak mówiono nad potokiem się zatrzymają i będzie tankowanie. Gdzie ! Strumień został przecięty jak błyskawica, bez postoju. U celu to i bydłu, i nam ślina ciekła z pragnienia. Na szczęście wszyscy dotarli w jednym kawałku (no, ponoć 'wcięło' 3 sztuki bydła). Podczas zapoznawanie się z stadem udało mi się wygrać skrzynkę piwa za to, że udało mi się policzyć całe stado bydła - 87 sztuk."

Jeśli ktoś z was chciałby pozwiedzać dzikie, odludne tereny z grzbietu konia, a przy okazji pobawic się w "kowboja po polsku", może się na taką trzydniową imprezę zapisać. Odrzechowa każdorazowo zapewnia 10 miejsc dla gości. Program obejmuje:
dzień 1 - przyjazd, zakwaterowanie, zapoznanie się z końmi, sprawdzenie umiejętności jeździeckich, spacer po okolicy, zapoznanie się z krowami, przeliczenie stada;
dzień 2 - przepęd bydła;
dzień 3 - przepęd ogierków
. Organizator nie stawia jakichś szczególnych wymagań – poza oczywiście umiejętnością jazdy konnej i chęcią odbycia dwóch parogodzinnych rajdów z licznymi przygodami. Cena - 800 złotych.



Zródła:

http://www.odrzechowa.izoo.krakow.pl/agrotur/przeped/przeped.html
http://wwr.com.pl/sport/reportaze/Pedzac_bydlo_w_Beskidzie_Niskim.html
http://forum.bieszczady.info.pl/archive/index.php/t-1250.html
http://www.tabun.pl/