Każdy chyba koniarz wie, że z końmi wiąże się wiele zwyczajów i przesądów - ot, chociażby zawiązywanie
nowo narodzonemu źrebakowi czerwonej wstążeczki "od uroku", czy postawienie flaszki C2H5OH (oczywiście
bezalkoholowej) za upadek z konia. Co jednak ciekawe, z samym chowem
koni wiąże się mniej takich praktyk, niż przy np. chowie bydła. Koń upowszechnił się bowiem w gospodarstwach
o wiele później, niż krowa. Ale to, że ich mniej, nie znaczy, że ich nie ma w ogóle !
Za kilka dni Wielkanoc. Był to okres, gdy miało miejsce wiele tradycyjnych wydarzeń, powiązanych
z końmi.
W Wielki Piątek dawniej pławiono w rzekach konie, przy okazji skracając im grzywy i ogony. Miało to
zabezpieczyć zwierzęta przed różnymi groźnymi chorobami, a de facto było zabiegiem kosmetycznym,
poprawiającym wygląd koni nieco zaniedbanych przez zimę i przygotowującym je do nowego sezonu prac
polowych. Jednakże wraz ze zwierzętami do rzek wchodzili także i ich właściciele, co z uwagi na porę
nierzadko kończyło się chorobami, więc na początku XX wieku uznano to nie tylko za zabobon i zacofanie,
ale z uwagi na zimną wodę także realne niebezpieczeństwo dla zdrowia ludzi. Dlatego też wydawano zakazy,
przez które zwyczaj popadł (niestety ? "stety" ?) w niemal całkowite zapomnienie.
W Niedzielę Palmową jak wiadomo święci się w kościele "palmy". Dziś królują palmy produkowane masowo
i kupowane na targowiskach, niegdyś jednak robiło się je z gałązek wierzby, które wypuściły już
bazie. Zwykle przewiązywano je wstążeczką, ale czasami też rzemieniem od bata, aby konie były tłuste.
Również święciło się gałązki innych drzew, z których później robiono rózgi. Poświęcone rózgi służyły
jako bat przy wypędzaniu koni na pierwsze pastwiska - ponoć konie dzięki temu miały lepiej chodzić
w zaprzęgu i przy pracach polowych. Z palm wielkanocnych robiono też krzyże, które zatykano na polach,
aby Bóg pobłogosławił urodzaj. Dziś tę tradycję kultywuje się w Lany Poniedziałek m.in. w Sternalicach
koło Częstochowy i w podraciborskich Pietrowicach, gdzie krzyże i palmy wtyka się w ziemię podczas
uroczystego, konnego objeżdżania pól przez gospodarzy w asyście księdza.
Prócz obrzędów wiosennych było też wiele zwyczajów jesiennych z koniem w tle. Patronem koni jest święty
Marcin, niegdysiejszy legionista - kawalerzysta rzymski. Na jego pamiątkę właściciele koni w listopadzie,
w dzień św. Marcina objeżdżali konno trzy razy kaplicę pod wezwaniem św. Marcina, składając dary przed
wizerunkiem świętego, by ich konie przez cały rok szczęśliwie zachowały zdrowie. Dzień świętego Marcina
był uświęconym tradycją zakończeniem roku gospodarskiego w rolnictwie. Wówczas kończył się również wypas
koni i bydła na pastwiskach. Konikowe ślady (dosłownie i w przenośni) znajdziemy także w tradycji
wypiekania w to święto rogali, mających kształtem naśladować podkowy konia świętego Marcina. Wypiekano
także małe pierniki z przedstawieniem świętego Marcina na koniu.
Na co dzień też obowiązywały pewne reguły. Podróży zaprzęgiem, ani konnych żniw nie należało rozpoczynać
w poniedziałek ani w piątek, ponieważ te dni były uważane za feralne. Kiedy w trakcie powożenia koń
parsknął, woźnica musiał cmoknąć i rzec "Zdrów !" - echa zwyczaju mamy w opisach pochodów żołnierskich
u Sienkiewicza. Miało to chronić konia od choroby. Na wielu wsiach panował też taki oto przesąd: w stajni
zawieszano lustro, które miało uchronić konie przed zmorami vel chochlikami, mającymi brzydki zwyczaj
plątania im grzyw.
Biały koń podobno przynosi szczęście, zwłaszcza w miłości, dlatego do bryczki, którą zaprzęgano dla
państwa młodych wybierano właśnie konie białe. Niektórzy mówią, że jeśli na widok białego konia pomyśli
się życzenie, to na pewno się ono spełni.
Zwyczaje i przesądy związane z transakcją kupna-sprzedaży konia to osobny rozdział. W wielu miejscach
do dziś uważa się, że konia nie wolno sprzedać sąsiadowi z tej samej wsi - sprzdany powinien iść "za
siódmą górę, za siódmą rzekę". Absolutnie nie wolno sprzedawać źrebnej kobyły, bo ponoć następne będą
się zaźrebiać z wielkim trudem. Nigdy też nie sprzedaje się konia z kantarem kupujący obowiązkowo
musi mieć własny. No i wreszcie autentyczna historia znaleziona w Internecie, a związana z kupnem
konia:
"Objechaliśmy kilku gospodarzy w najbliższej okolicy. Oczywiście źrebica, która spełniała
kryteria M., tj. była szeroka w karku a krótka, na dobrych nogach i w przystępnej cenie (no niestety
gniada, a M. twierdzi, że do gniadych koni ma pecha, nie chowają mu się...) znalazła się u ostatniego
gospodarza, jaki nam został do odwiedzenia, dokładnie o godzinie 17.00. Było jeszcze jasno, ale słońce
było już za horyzontem. No i M. nie dobił targu. Dlaczego ? Dlatego, że zacytuję tu relację M. z rozmowy
z gospodarzem - po zachodzie słońca się nie godzimy."
Przesądy konikowe nie są jednak polską specyfiką. Arabowie wierzą, że Wierzono, że gdy klacz raz zostanie
zapłodniona przez osła, każde jej następne potomstwo będzie posiadało ośle cechy, np. uszy, temperament,
upór itp. Mówią też: "Zły duch nie ośmiela się wstąpić do namiotu, w którym znajduje się koń czystej krwi."
Uważają, że "kto hoduje konie na służbę bożą, będzie nagrodzony na równi z tym co pości we dnie, a noc
całą na modłach trawi", czy że "każde ziarno jęczmienia oddane koniowi, jest zapisane przez Boga w spisie
dobrych uczynków." (to akurat nie przesąd, tylko słowa Mahometa - cytat z Koranu). Nie ukrywam, że taki
punkt widzenia bardzo mi się podoba !
Za to za dziwny uważam przesąd z Irlandii, gdzie nie przekraczano drogi, którą szedł koń zaprzęgnięty do
pługa. Dlaczego > Do tego nie doszedłem. Ale nie wydaje mi się, żeby takiemu koniowi przypisywano rolę
podobną do roli czarnego kota. Może ktoś z Was wie,o co tu chodzi ?...
Zródła:
http://www.wytwornia-zn.pl/index.php?page=zwyczaje
http://boskawola.blogspot.com/2012/03/przesady-obyczaje-zwyczaje-zwiazane-z.html
http://www.muzeumwsiopolskiej.pl/node/281
http://www.abobola.aplus.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=28&Itemid=37