"Kdyby hloupost nadnáela, tak se tady budete vznáet jako holubička !"
Jest ponoć w Polsce taki ktoś jak Artur Puzio. Podobno jest to utytułowany zawodnik, mający na swoim koncie dwa tytuły mistrza Polski w motocrossie.
Ja - cóż, jak dotąd nie miałem okazji o nim słyszeć (szczerze mówiąc zarówno jego osoba, jak i sam ten sport jest mi raczej obojętny). Jednak miałem
okazję niedawno dowiedziec się o jego istnieniu i była to raczej wątpliwa przyjemność. Kilka dni temu stało się o nim głośno za sprawą nagranego
przezeń i opublikowanego filmu, który ponoć miał być materiałem instruktażowym, pokazującym fanom motocrossu, jak pokonywać rowy i inne przeszkody
wodne. Miejscem "treningu" były m.in. czyjaś zadbana łąka oraz pole uprawne, na którym rosło już kilkunastocentymetrowej wysokości zboże. Puzio wiele
razy rozjeżdżał grunt, przejeżdżając przez teren i rozpędzając się do skoków przez rów, a także próbując wydostać się z błota. Jednocześnie komentował:
"Ogólnie to w waszej okolicy radzę wam, żebyście nie jeździli po polu rolników, bo ci skubańcy potrafią być mściwi wbrew pozorom".
Film - i tu jestem podbudowany reakcjami widzów - spotkał się z wybitnie negatywną oceną większości oglądających. Komentarzy ostro krytycznych,
nierzadko pełnych dosadnych określeń i niewybrednych propozycji spotkania się twarzą w twarz było kilkanaście razy więcej, niż "lajków". Puzio na
początku nie odpowiadał, a nastęnie pokazał kolejny film z innego "treningu", na którym również jeździ po cudzym polu. W tym drugim przypadku jeden
z rolników zdążył go przyłapać i potraktował drewnianym kijem, w wyniku czego "wielki" zawodnik znalazł się w rowie melioracyjnym. "Rolnik chciał mnie
utopić !" - skarżył się Puzio i pytał komentujących krytycznie : "Jak teraz oceniacie falę hejtu za przejechanie 100 metrów po polu ? Jesteście po
prostu zaj****i ! Ale do człowieczeństwa Wam daleko, buraki i niedorajdy życiowe". W końcu jednak kilka tysięcy krytycznych opinii trafiło mu chyba
"pod strzechę", bo stwierdził: "Czuje się osobiście odpowiedzialny i rozumiem, ze był to błąd. To zachowanie uraziło wiele osób, które niniejszym
oświadczeniem chciałem serdecznie przeprosić. Boli mnie to tym bardziej, że sam pochodzę z rodziny rolniczej i wiem, ile ciężkiej pracy wymagają
uprawy. Potraktuję tę sytuację jako ważną lekcję na przyszłość." Ja jednak w szczerość tych przeprosin w kontekście wcześniejszych wypowiedzi
absolutnie nie wierzę. Może też Puzio pochodzi z kręgów rolniczych, ale jego zachowanie nie wskazuje, bynajmniej, na to, żeby kiedykolwiek parał
się jakąkolwiek czynną pracą na roli. Powiem też przy okazji, że bardzo spodobały mi się dwa nadzwyczaj celne komentarze internautów do tej sprawy.
Pierwszy:
"Nie dość żyjemy w czasach koronawirusa, który uderza po kieszeni nas wszystkich, to dodatkowo rolnicy są narażeni na straty wywołane
suszą. Tyle się mówi o tym, że zbiory w roku 2020 mają być niższe od oczekiwanych, że czeka nas wzrost cen żywności, itd. Puzio swoim zachowaniem
pokazał totalny brak szacunku - nie tylko dla cudzej własności, ale też dla cudzej pracy." I drugi:
"Do pana Puzia - odwrotna sytuacja: ktoś
bierze gwoźdź i rysuje po twoim motorze. Jest znakomitym artystą i uważa że wielkiej szkody ci nie zrobi bo i tak motor nie nowy. Czy rozumiesz
teraz, co zrobiłeś ?"
Czemu o tym piszę na naszej stronie, z założenia poświęconej koniom, a nie motocyklom ? Bo niestety od kilku lat sam obserwuję, jak od czasu do czasu
przez okoliczne pola, łąki i ugory w Sączowie coraz częściej przemyka ktoś na quadzie, czy motocyklu crossowym. Póki taka osoba pomyka sobie po drogach
asfaltowych, czy gruntowych, to w sumie nie mam nic przeciwko, choć... Choć prawdę powiedziawszy uważam odkręcanie manetki na maksa i ekstremalnie
głośne porykiwanie silnikiem na terenie zamieszkałym za brak kultury - tak u quadowców, jak i motocyklistów. Sam mam 2 kółka, lubię bardzo jazdę
motocyklem (nie zawsze grzeczną), rozumiem chęć zabawy, staram się więc być cierpliwym i długo nie protestowałem. Moja cierpliwość jest jednak
wystawiana na ciężką próbę w sytuacji, gdy widzę takiego kogoś jeżdżącego po cudzym, prywatnym terenie - a zdarza się to niestety coraz częściej.
Prócz niedawnych wyczynów "miszcza" Puzia pretekstem do napisania tego tekstu było też takie oto wydarzenie, jakie przed 2 laty miało miejsce u nas,
w Sączowie: otóż któryś z miejscowych quadowców urządził sobie w nocy dziką przejażdżkę po nie swoich terenach. Także po łąkach moich i moich sąsiadów.
Zlekceważył czyjąś własność, poniszczył łąkę, a na koniec jeżdżąc sobie tak radośnie w ciemnościach wpakował się całym pędem w elektryczne ogrodzenie
naszych pastwisk. To ogrodzenie to dość mocne, stalowe druty, rozpięte na kilku wysokościach, mające (wówczas) ok. 1 mm grubości - słowem: idealne
warunki, żeby przy większej prędkości i odrobinie pecha np. przeciąć takiemu pajacykowi tętnicę szyjną. Debil miał wprawdzie szczęście i zachował
szyję całą, ale wyplątawszy się z drutów usiłował "wycofać się na z góry upatrzone pozycje". Zaczął po omacku szukać sobie drogi wyjścia. W tym celu
skierował się do ogródka na tyłach domu sąsiada. Nie tylko poniszczył rosnące tam warzywa, ale naciął się po raz drugi - tym razem na sznury do
wieszania prania, które też pozrywał, zanim udało mu się odjechać. Szkoda mi czasu na dociekania, jaką mentalność musiał mieć ten [ocenzurowano],
żeby wpaść na pomysł jeżdżenia po cudzym terenie bez zastanowienia i zdroworozsądkowej oceny zagrożenia, jakie niesie jazda w całkowitej ciemności,
w nieznanym miejscu. Nie wzruszałoby mnie też, gdyby taki ktoś w wyniku swojej głupoty doznał jakichś większych urazów - jego głupota, więc niech
ponosi jej konsekwencje. Nie widzę jednak powodu, żeby nad ranem znaleźć kiedyś znaleźć na swoim terenie quada lub motocykl, a obok wykrwawione
zwłoki takiego "niemyśliciela" (albo nawet jego głowę osobno), a potem jeszcze być z tego powodu ciąganym przez policję na przesłuchania. Nie widzę
też powodu, dla którego musiałbym tracić czas i pieniądze na naprawę wyrządzonych na naszym pastwisku szkód - zwłaszcza, że wokół pełno jest nie
używanych przez nikogo ugorów, czy dróg gruntowych, więc niszczenie terenów czynnie użytkowanych rolniczo jest tym bardziej naganne. Problemem nie
są zresztą tu tylko posiadacze quadów i motocykli crossowych, tak samo beznadziejnie potrafią też czynić jeźdźcy na koniach. A przecież "jak cię
widzą, tak cię piszą". Motocykliści i quadowcy narzekają na forach na to, że ludzie rozpinają linki w poprzek drogi, że robią im awantury za zbyt
ostrą jazdę, hałas, szkody - ale co by nie mówić, to się przecież nie bierze znikąd.
Tamtą sprawę pozwoliłem sobie wówczas opisać i opublikować na paru forach miłośników quadów. Wychodząc z założenia, że zapewne nie wszyscy zdają sobie
sprawę, iż o łąki trzeba dbać, starałem się wytłumaczyć, że w ciągu roku dbający o trawę rolnik trochę czasu i pieniędzy musi w nie włożyć. Nasze łąki
bronuję, wałuję, nawożę, wapnuję, koszę; wielu robi podobnie. To zaś w skali roku kosztuje kwoty czterocyfrowe na każdy hektar, a robi się to wszystko
po to, żeby trawy dla zwierząt było więcej, a nie po to, żeby jakiemuś "myślącemu inaczej" dawać przyjemność kręcenia kółek i niszczenia upraw, albo
wyrywania darni z korzeniami. Rekultywacja zniszczonej kołami quada, czy motocykla łąki, nie tylko kosztuje, ale i trwa conajmniej rok, w czasie
którego takie zniszczone obszary nie powinny być w żaden sposób użytkowane. Miałem nadzieję, że te informacje trafią głębiej choćby pod jeden kask
i tam na dłużej zostaną, a w efekcie zaskutkuje powstrzymaniem się od takich jazdy po cudzych, stale użytkowanych terenach rolniczych.
Jak się jednak okazało wszystko to, co napisałem kiedyś, było przysłowiowym "głosem na puszczy". Dzikie przejazdy po okolicznych polach i łąkach
zdarzały się potem jeszcze nieraz. A przedwczoraj późnym popołudniem wyjechawszy ciągnikiem zobaczyłem z daleka, że na łące sąsiada (do której nie ma
drogi, więc dojazd do niej jest możliwy tylko po trawie przez jeszcze inne łąki) stoi sobie obcy samochód, a po moim (notabene: ogrodzonym) pastwisku
kręcą się dwie zupełnie obce postacie. Osoby te zobaczywszy mnie po chwili zawróciły niespiesznie do swojego samochodu i zaczęły wycofywać się nim
z powrotem przez trawę. Układ terenu jest taki, że wróciwszy na asfalt z dużym prawdopodobieństwem powinny były przejechać obok naszej stajni - i tak
też się stało. Pozwoliłem sobie zatrzymać samochód i zapytać grzecznie panów, czego byli uprzejmie szukać ma moim terenie. Kierowca przez zaskoczenie
wygadał się, że oceniali możliwość przejazdu quadami. W tym celu przejechali "na dziko" w poprzek przez kilka łąk i napotkawszy u nas pastucha
wyznaczającego pastwiska zaczeli szukać... No własnie, czego ? W jakim celu łazili po pastwisku, skoro wiadome było, że przejazdu ani objazdu nie
ma ? Czemu w ogóle wjechali na czyjś teren ? Bo przecież w Polsce żaden grunt nie jest niczyj ! Jedynym plusem w tej sytuacji było "przepraszam"
od kierowcy. Było widać, że jemu coś rozmowa dała do myślenia - aczkolwiek mam dziwne wrażenie, że jego zamaskowany kominiarką kompan zdecydowanie
chętniej spróbowałby mi pokazać "kto tu rządzi", a przynajmiej powiedzieć, co sądzi o mnie i moim sprzeciwie...
Ten tekst raczej nie ma szans na jakieś konstruktywne resume. Ludzie sa niereformowalni, takie rzeczy zdarzały się i zdarzać będą. Więc tylko tak dla
informacji podam:
*** Kto cudzą rzecz umyślnie niszczy, uszkadza lub czyni niezdatną do użytku, jeżeli szkoda nie przekracza 500 złotych, podlega karze aresztu,
ograniczenia wolności albo grzywny. Usiłowanie, podżeganie i pomocnictwo są karalne. W razie popełnienia wykroczenia można orzec obowiązek zapłaty
równowartości wyrządzonej szkody lub obowiązek przywrócenia do stanu poprzedniego. (Art. 124. k.w.)
*** Kto uszkadza nienależący do niego ogród warzywny, owocowy lub kwiatowy, drzewo owocowe lub krzew owocowy, podlega karze ograniczenia wolności
albo grzywny do 1.500 złotych. (Art. 150. k.w.)
*** Kto na nienależącym do niego gruncie leśnym lub rolnym niszczy lub uszkadza urządzenia służące do utrzymania zwierząt lub ptaków, podlega karze
grzywny do 1.000 złotych albo karze nagany. Tej samej karze podlega, kto wyrzuca na nienależący do niego grunt polny kamienie, śmieci, padlinę lub
inne nieczystości. (Art. 124. k.w.)
*** Kto na gruncie leśnym lub rolnym niszczy lub uszkadza urządzenia melioracyjne, podlega karze grzywny. W razie popełnienia wykroczenia można
orzec obowiązek zapłaty równowartości wyrządzonej szkody lub obowiązek przywrócenia do stanu poprzedniego. (Art. 155. k.w.)
*** Kto na nienależącym do niego gruncie leśnym lub rolnym niszczy zasiewy, sadzonki lub trawę, podlega karze grzywny do 500 złotych albo karze
nagany. (Art. 156. k.w.)
*** Kto wbrew żądaniu osoby uprawnionej nie opuszcza lasu, pola, ogrodu, pastwiska, łąki lub grobli, podlega karze grzywny do 500 złotych lub karze
nagany. (Art. 157 k.w.)
P.S. W dwa dni po opublikowaniu tego tekstu media poinformowały, że za swoje poczynania Puzio został w trybie natychmiastowym pozbawiony licencji
instruktora sportu motocyklowego. Przewodniczący GKSM PZM, pan Jacek Bujański, opublikował następujące oświadczenie:
"W związku z upublicznieniem filmu dokumentującego akt wandalizmu dokonanego przez zawodnika z licencją PZM oraz instruktora sportu motocyklowego,
PZM jako organizacja potępia całkowicie tego typu zachowanie, tym bardziej, że osoba dokonująca tego czynu w sposób lekceważący odnosiła się do
trudu pracy rolnika komentując na bieżąco swoje postępowanie. Sport jako idea ma w sposób zorganizowany i bez szkody, także majątkowej, dla osób
postronnych zapewniać możliwości realizacji pasji, a także zagospodarować wielką energię osób w każdym wieku właśnie po to, aby nie dochodziło do
niekontrolowanych incydentów. W tym celu wydzielane są miejsca dedykowane do realizacji treningów i nic nie usprawiedliwia skracania sobie drogi
nawet na krótkim odcinku pola uprawnego. Opisane wyżej zachowanie zasługuje na potępienie tym bardziej, że zawodnik Artur Puzio powinien zdawać
sobie sprawę, że osoba posiadająca uprawnienia instruktora musi dawać jak najlepszy przykład swoim zachowaniem. Z uwagi na powyższe GKSM PZM podjęła
decyzję o pozbawieniu licencji instruktora sportu motocyklowego w trybie natychmiastowym. Jednocześnie w imieniu całej społeczności sportu motorowego
przepraszamy za to, w jak w bezmyślny sposób ten były już instruktor odnosił się do trudu pracy innych."
Kilka dni później Puzio poinformował, że z jego strony to była... "akcja społeczna" mająca zwrócić uwagę na problem szkód wyrządzanych rolnikom
i pokazał film, na którym jest w komitywie z wspomnianym na początku gospodarzem. Nie wierzy mu chyba nikt, raczej widzi się w tym próbę wybielenia
się i przekupienia czymś rolnika. Jacek Bujański, przewodniczący Głównej Komisji Sportu Motocyklowego PZM powiedział:
"Nawet jeśli to wszystko
było sfingowane, to skutki tego teatrzyku są fatalne. Zacząłem dostawać mnóstwo maili od rolników, którzy zwracają mi uwagę na podobne zachowania
(...) Ten człowiek zakpił z siebie, z nas, z idei sportu, ale także z rolników. Wiemy, jaki teraz dla nich jest czas, jaki w ogóle jest czas, dlatego
byłoby super, gdyby jednak ludzie potrafili wykorzystać swoją energię w sposób cywilizowany. (...) Poza tym ten facet jako instruktor de facto jest
też pedagogiem, uczy dzieci. A ta nauka nie polega tylko na tym, że łokieć wyżej, noga niżej i pod takim kątem masz wchodzić w zakręt. To też rola
wychowawcza, o której pan Puzio chyba trochę zapomniał albo jej zwyczajnie nie zrozumiał."
Zródła:
https://sportowefakty.wp.pl/motocross/881263/artur-puzio-zniszczyl-pole-pochwalil-sie-tym-w-internecie-i-sprowadzil-na-siebie
https://sport.se.pl/sporty-motorowe/artur-puzio-masakrowal-pole-rolnikowi-upiorna-grozba-utopie-cie-k-o-wideo-aa-C1yH-vnut-vEyb.html
https://twnews.pl/pl-news/artur-puzio-cd-niszecznia-upraw-rolnych
https://sportowefakty.wp.pl/motocross/881374/lukasz-kuczera-artur-puzio-i-pole-glupoty-komentarz
https://sport.interia.pl/aktualnosci-sportowe/news-mistrz-polski-w-motocrossie-ukarany-za-zniszczenie-pola-roln,nId,4486137