Rasizm w jeździectwie




czyli: luźne rozważania na temat elitarności jeździectwa

10.10.2017


5 października Paulina Ferdek na Facebooku opublikowała następujący ciekawy post:

"Bycie rasistą nie jest poprawne politycznie, w ogóle nie jest poprawne, bo niby co miałby zmieniać kolor skóry w wartości samej sobie, jaką jest człowiek. A jednak problem stary jak świat, choć mało kto mówi głośno o swoich poglądach w tej sprawie. A jak to jest wśród nas, koniarzy ?

Na podstawie moich wieloletnich obserwacji śmiem twierdzić, że nie mamy z tym problemu. Otwarcie wyrażamy swoje rasistowskie poglądy względem koni. Bez zastanowienia wrzucamy do niechlubnego wora wszystkie hucuły, szetlandy, konie rekreacyjne, stare. Jeśli jeździsz na haflingerze to nie licz na to, że Twój trener będzie Ci poświęcał tyle samo uwagi, co Twojej koleżance na koniu SP. Szkoda jego czasu, z tego konia i tak nic nie będzie. Takim samym podejściem darzymy niestety siebie nawzajem. Ten jeździ na zawody to lepszy, a ta tylko w rekreacji tyłek wozi od X-lat, a dla tej to już w ogóle nie ma nadziei, matka dwójki dzieci i jeszcze sobie konia kupiła, jakby mało miała zmartwień.

Każdy koń jest koniem, nieważne jakiej rasy i jakich ma rodziców w paszporcie. Każdy zasługuje na solidne szkolenie, zgodne z biomechaniką oraz jego możliwościami. To samo tyczy się ludzi. To, że ktoś jeździ rekreacyjnie nie oznacza, że nie ma ambicji i nie zależy mu, jak jeździ. Z reguły to właśnie te osoby pragną swoim koniom nie szkodzić, mają dla nich czas i nie spieszy im się, by stawać na podium."


Na post odpowiedziała Gosia, potwierdzając, że każdemu koniowi "należy się" wyszkolenie i kluczowe jest, by było ono dostosowane do możliwości zwierzęcia. Zauważyła też słusznie, że "jeśli jeździec docenia postęp u swojego konia, to nieważne, czy koń mały, duży, pokraczny, czy piękny". Gorzej jest, jeśli jeździec próbuje w imię swoich ambicji lub zwykłego "chciejstwa" zmuszać konia do wykonania elementów, czy przybierania postaw będących zdecydowanie ponad możliwości zwierzęcia. W takich sytuacjach uwagi trenera o tym, że taki koń nie nadaje się do tego, co jeździec chce zrobić, mogą być odebrane jako rasizm "złego trenera, co nie lubi małych, starych czy co tam jeszcze", a jeździec będzie dalej kombinował jak by tu na szetlandzie pojechać jakieś Grand Prix, zamiast cieszyć się z tego, co ma.

Co by nie mówić, konie różnią się pokrojem i możliwościami nie tylko w zależności od indywidualnych cech danego osobnika, metod chowu, czy treningu, ale też (a może raczej: przede wszystkim) w zależności od rasy. Z definicji bowiem po to tworzyło się daną rasę, żeby wzmocnić pożądane cechy fizyczne konia dla określonego jego zastosowania. Ciężkie konie pociągowe tworzono z myślą o ciągnięciu właśnie (wozu, pługa, armaty), nie ma więc co oczekiwać po nich zwinności jaskółki, szybkości geparda, czy skoków kangura. Z drugiej strony nikt przy zdrowych zmysłach nie zaprzęgnie dziś szetlanda do pługa. Nie powinno więc w takich sytuacjach być żadnym faux-pas powiedzenie, że "koń rasy X nie nadaje się do pracy Y", bo choć to jest generalizowanie, ogólnik, od którego zapewne są wyjątki, to takie wyjątki tylko potwierdzają regułę. Nazywanie kogoś, kto takie opinie wygłasza rasistą, to troszkę przesada. Kilka lat temu na ceremonii otwarcia 2010 Alltech FEI World Equestrian Games znana wszystkim Anky van Grunsven pojechała program na Dutch Friesian Train - a jednocześnie w jednym z internetowych artykułów na swojej stronie pisała: "Możesz ćwiczyć ujeżdżenie nawet na fryzie, jeśli chcesz, ale..." Czy z powodu tego "ale" też nazwiemy ją rasistką ? Czy delikatne przypomnienie, że fryzy są w istocie rasą wyhodowaną przede wszystkim do pracy w zaprzęgach, źle świadczy o Anky ?



Każdy koniarz może być miłośnikiem jakiejś konkretnej rasy. Nie chodzi o to, żeby bezkrytycznie kochać i w sensie użytkowym równo traktować wszystkie konie, bo to byłoby conajmniej dziwne i nierozsądne. Można zatem (moim zdaniem) twierdzić, że dany koń lub dana rasa do czegoś nie ma predyspozycji (lub wręcz otwartym tekstem: że się do czegoś nie nadaje). Per analogiam: wolno mi uważać, że np.kobieta to "słaba płeć", Japończyk nie będzie dobrym kompanem do rozpicia flaszki wódki, a muzułmański uchodźca może stanowić zagrożenie. Nie uważam się przy tym za rasistę ani szowinistę, tak się bowiem składa, że u statystycznej kobiety procent tkanki mięśniowej jest niższy niż u mężczyzny, ludy wschodnie w stosunku do Europejczyków z racji genów mają zdecydowanie niższą tolerancję na alkohol, a muzułmanie są często wychowywani w oszołomstwie światopoglądowym, czego efekty coraz częściej widujemy w mediach. To są fakty, których żadna polityczna poprawność nie zmieni; mówienie o nich jednak wcale nie musi oznaczać, że uważam płeć nadobną za gorszą, że z Japończykiem nie walnę przyjacielskiego kielicha, czy że uciekinierowi z Syrii odmówię prawa do pomocy humanitarnej. Problem tkwi w czymś zupełnie innym: kluczowe jest JAK takie rzeczy mówimy, z jaką intencją oraz jakie mamy uzasadnienie dla swoich poglądów. Trener wskazując na braki w możliwościach konia określonego typu nie staje się przez to tego typu zagorzałym przeciwnikiem. On po prostu stwierdza to, co na podstawie swojej wiedzy i doświadczenia uważa za fakt.

Osobną natomiast sprawą jest to, że jakość konia postrzegana jest przez wiele osób wyłącznie przez pryzmat jego pochodzenia i ceny. "Jeździectwo to sport elitarny" - słyszałem nieraz. Niestety owa elitarność zbyt często utożsamiana jest ze stanem konta. OWszem, grubszy portfel pozwala nabyć wierzchowca z lepszym papierem, co często oznacza: o lepszych predyspozycjach - budowie, ruchu, stopniu wyszkolenia. Ale papier i kasa tylko podnoszą prawdopodobieństwo większych możliwości konia, nie są natomiast tego poziomu gwarancją. Poza tym tak, jak kupowanie obrazów Kossaka na metry bieżące nie zrobi z bogatego prostaka wybitnego konesera sztuki, tak kupienie drogiego konia nie zrobi z nikogo wybitnego jeźdźca. I tak samo fakt, że na kupno konia wydam sto tysięcy nie sprawi, że ten koń zacznie sam z siebie robić piaffy i pasaże pod dźwięki menueta, gdy mu przed nosem pomacham potwierdzeniem przelewu na kwotę z pięcioma zerami. Bardzo mi się tu podobała wypowiedź jednej z brytyjskich trenerek w jednym z wywiadów dla "Horse and Hound", w którym opowiadała o swojej pracy: "Ujeżdżenie może byc postrzegane jako elitarne, ale mam chęć obalić te bariery; nie wszyscy nasi członkowie mają konie dresażowe, jest tam prawdziwa różnorodność wierzchowców, od kucyków szetlandzkich do koni gorącokrwistych. (...) Nasz sport jest często krtykowany za bycie elitarnym, za to, że tylko ci, którzy mają pieniądze, mogą odnosić sukcesy. Ale najwyżej notowany indywidualnie jeździec w kategorii pony świadczy o czymś innym." Tu słowo wyjaśnienia: w roku 2016 na Mistrzostwach Europy w duńskim Vilhelmsborg najwyżej notowanym młodym jeźdźcem narodowości brytyjskiej była 13-letnia wówczas Maddy Whelan, która wynikiem 71.854 % zdobyła 9 miejsce w ujeżdżeniu. Osobliwością był fakt, że startowała wtedy na klaczy Ode to Shannon. Ta klacz nie ma żadnego szczególnego pochodzenia, nie jest wpisana do żadnej księgi stadnej. De facto jest zatem "kundelkiem" i nie sądzę, żeby przed tym wydarzeniem kosztowała jakieś wyjątkowe krocie. Oczywiście jest to pewien wyjątek - wiadomo, że prawdopodobieństwo wystąpienia pożądanych do sportu cech jest zdecydowanie wyższe u koni rasowych, ale każdy, kto uważa, że tylko i wyłącznie rasowy (i tym samym drogi) wierzchowiec nadaje się do sportu wysokich lotów, powinien się jednak zastanowić, czy aby nie jest zbyt radykalny w ocenach. Dla mnie to brak rozsądku i obiektywizmu. Papier konia sam nie jeździ. Wyciąg z banku też nie. OWszem, te rzeczy są pomocne w odniesieniu sukcesu w sporcie, ale nie są jednym jedynym czynnikiem, jaki należy brać pod uwagę, formułując opinię na temat zwierzęcia. Jeśli oceniamy konia TYLKO po rasie, to owszem, będzie to czysty rasism. Jeśli tylko po cenie - snobizm.



Każdy sport najwyższych lotów kręci się wokół pieniędzy i daleko mu do krystalicznej czystości. A pieniądz zawsze w ludziach rodzi rózne dziwne zachowania. Dlatego wolałbym, by rasizm i snobizm, o których istnieniu tam słyszy się często, tamże pozostały i nie pojawiały się na niższym, bardziej swojskim poziomie rywalizacji. "Nasz sport jest pełen niepowodzeń rozczarowań, więc powinniśmy zawsze czerpać z niego to, co najlepsze i cieszyć się nim, a to szczególnie dotyczy wszystkich, którzy pracują z młodymi końmi i jeźdźcami." - niech to zdanie z wywiadu będzie "resume" tego tekstu.