"We don't ask people or ponies what faith they follow, who their parents are, what colour they are. We ask,
would you like coffee or carrot. We want everyone to enjoy themselves, that is people and ponies."
Takie motto przyświeca Simonowi Mulhollandowi - producentowi prostych, a bardzo oryginalnych wynalazków, praktycznie
w Polsce niespotykanych. Chodzi o małe powozy zwane "saddle chariot", czyli "rydwan siodełkowy" oraz "bannedwaggon" -
i tu mam jeszcze większy problem z tłumaczeniem, bo wychodzi mi "zakazany wóz"...
Saddle Chariot to jednoosiowa, czyli dwukołowa odmiana powoziku. Bodźcem do jego stworzenia było spostrzeżenie,
z którym zgodzi się chyba każdy koniarz: w stajniach, stajenkach i ośrodkach jeździeckich sporo jest zaniedbanych
kucy. No, może nie tak dokładnie zaniedbanych, ale po prostu znudzonych,leniwych, przekarmionych, otłuszczonych
i stojących u progu ochwatu. Działa prosty mechanizm: kupuje się kuca dla dziecka, dziecko szybko z konika wyrasta
i przerzuca się na "pełnowymiarowe" wierzchowce lub w ogóle zmienia hobby na niekonikowe, a zwierzęcia nie ma kto
z miejsca ruszyć - zwłaszcza, że rodzice sami nie muszą lubic konnej jazdy, a i gabarytami też do kuca nie pasują.
W takiej samej sytuacji był też Simon Mullholland. Będąc facetem dość postawnym, w dodatku nei zainteresowanym
jeźdźcem, musiał w pewnym monmencie zmierzyć się z problemem regularnego ruszania z miejsca kucyka swej córki.
Skonstruował więc pojazd, któego nazwa wzięła się stąd, że powożący częściowo stoi na nogach, jak niegdyś to robiono
w starożytnych rydwanach, ale pośladki umiejscawia na... siodełku rowerowym, zamocowanym do podłogi powoziku.
Niewielkie kuce i poniaki mają wbrew pozorom bardzo dużo siły i bez problemu są w stanie uciągnąc ciężar większy,
niż jeden człowiek w mikropowozie. Zaś sam Saddle Charriot jest przy tym tak skonstruowany, że jego środek ciężkości
wypada nad samą osią, dzięki czemu ciężar ładunku lub osoby obciąża grzbiet konia mniej więcej w 20% tego, jak
obciążają go klasyczne powozy. To koniowi ułatwia pracę.
Do tego pojazd na pewnym etapie rozwoju wyposażony został w "zaczep bezpieczeństwa" - za pomoca linki daje się
natychmiast odłączyc konia od wozu. Jest więc bezpieczny, w razie np. spłoszenia się koń może swobodnie odbiec - a na
ogół taka ucieczka kończy się po kilku sekundach i zamienia się w skubanie trawy. Dzięki temu pojazdu używać go mogą
nawet małe dzieci, oczywiście o ile dysponują kucem względnie przyzwoicie wyszkolonym do zaprzęgu.
Bannedwaggon to z kolei wersja rozwojowa, powstała na bazie doświadczeń z Saddle Chariotem: miniaturowy, niski,
trzykołowy, bardzo prosty w swej konstrukcji powóz, który w założeniu ma być przeznaczony nie tylko do przewozu
osoby (jednej, bo więcej się nie zmieści) lub niewielkiego ładunku, ale przede wszystkim do zapewnienia możliwości
powożenia zaprzęgiem z jednym kucem lub pony osobie niepełnosprawnej, zwłaszcza poruszającej się na wózku inwalidzkim.
W założeniu jest pojazdem małym, lekkim, łatwym w obsłudze.
Także i ten pojazd ma "zaczep bezpieczeństwa". Producent zachwala, że po kilkunastominutowym szkoleniu (i oczywiście
przy posiadaniu kuca przygotowanego do pracy z bryczką) używać bannedwagonu może każdy. Mało tego, samo szkolenie
odbywa się na kole i z użyciem powozika zaopatrzonego w taki zamek. Szkolący mając w ręku linkę zwalniającą zaczep
na odległość kontroluje w pełni sytuację i w razie czego może interweniować.
W ramach testów i promocji produktu wynalazca odbył wiele podróży na wózku inwalidzkim ustawionym na bannedwagonie,
m.in. podróż z Exeter do Londynu - czyli w poprzek niemal całej południowej części Anglii. Dały mu one bodźce do
dalszego ulepszania swojego wynalazku, który dziś funkcjonuje pod handlową nazwą iBex.
Tych, którzy czytając to mają wizję przerażonego inwalidy pozbawionym konia w powoziku, pędzącym bezwładnie "z górki
na pazurki" spieszę uspokoić, że iBex szybko się zatrzymuje. Hamulce w tej wersji działają bowiem w pełni
automatycznie i w razie zwolnienia zaczepu zdecydowanie, choć nie nazbyt ostro zatrzymują pojazd. Zresztą ma on
nie tylko hamulce, ale też i drążek pozwalający skręcać tylnym kołem i kontrolować tor jazdy. Zapewne powożący
podczas pierwszego takiego zdarzenia czuje się "nieco" niepewnie, ale opcja wypięcia się w razie potrzeby jest
chyba dla samodzielnie powożącej osoby z ograniczeniami ruchowymi rozwiązaniem wartym uwagi.
Pojazd był też prezentowany przez 2 dni podczas Royal Welsh Showground Spring Festival, gdzie m.in. wielokrotnie
dokonano "awaryjnego wypięcia". Powstała też wersja, która pozwala na podpięcie kilku prostych maszyn (a raczej
ze względu na ich niewielkie rozmiary: maszynek) rolniczych. Jest dla nich tzw. przodkiem. Producent przewidział
także wersję z dłuższymi dyszlami, przeznaczoną dla większych koni i innych zwierząt pociągowych oraz możliwość
szybkiego przerobienia w razie potrzeby na wersję 4-kołową, zwaną Bigfoot) - oczywiście w każdej chwili można
powrócić do 3-kołowej.
Wynalazek juz parę latek ma, jednak choc niewątpliwie ciekawy, póki co nie zrobił większej kariery ani na świecie,
ani w samej Anglii. Wzbudził natomiast sporo kontrowersji - zwłaszcza ów mechanizm błyskawicznego oddzielania konia
od powozu. Mimo zapewnień producenta mało kto dawał wiarę w to, że jest to manewr bezpieczny. Niedowiarków nie
przekonywały nawet filmy takie, jak
oto ten
mimo, że faktycznie na nim manewr wygląda na łagodny, bezpieczny i wręcz automatyczny, a uwolniony pojazd grzecznie
się zatrzymuje, nie zagrażając ani powożącemu, ani zwierzęciu. Nie miały więc podstaw histeryczne wizje biednych
poniaków masakrowanych najeżdżającymi im na nogi wozami, a opinie w rodzaju "this ill-designed item" nie miały
podstaw. Już jednak pobieżny rzut oka na dyskusje pokazuje, że najzagorzalszymi przeciwnikami wynalazku byli ci,
którzy ani powoziku na oczy nie widzieli, ani o zastosowanych w nim rozwiązaniach nawet nie poczytali z jakimś
choćby śladem zrozumienia.
Inna jednak sprawa, że faktycznie oponenci w kilku punktach mogą mieć rację: nie ma żadnej znanej z klasycznych
bryczek przegrody, zabezpieczającej powożącego przed kopnięciem. Nie ma także wysokich band, teoretycznie więc
istnieje ryzyko wypadnięcia niepełnosprawnego powożącego, zwłaszcza tyłem. A mały rozstaw kół mimo nisko położonego
środka ciężkości może przy bardzo ciasnych skrętach na większej prędkości prowadzić do wywrotki (tak zresztą, jak
w klasycznej bryczce).
Jest wreszcie w tym wynalazku coś, co czyni go bardzo kontrowersyjnym: cena, z którą wynalazca moim zdaniem
faktycznie nieco przesadził. Nowy iBex z uprzężą dla poniaka dopasowaną indywidualnie do konia kosztuje "jedynie"
1.500 funtów - i to w sytuacji, gdy na brytyjskim e-Bay-u daje się czasem kupić normalną, czteroosobową bryczkę
w bardzo dobrym stanie za 500 funciaków... Zasadne wydaje się więc oburzenie dyskutantów twierdzących, że "toto
powinno kosztować co najwyżej stówkę, bo zbudowanie sprowadza się jedynie do cięcia i spawania metalu za pomocą
standardowych narzędzi". cóż, ale biznes to biznes, zaś towar jest zawsze tyle wart, ile klient jest skłonny za
niego dać.
Póki co zatem pojazd najczęściej spotkać można na drogach i bezdrożach hrabstwa Devon, gdzie często zabiera dzieci
odwiedzające ekofarmę wynalazcy. Sprawdza się także doskonale na pobliskich piaszczysto-żwirowych plażach i terenach
błotnistych, umożliwiając zabranie tam dzieci na wózkach. Bez tego powoziku pchanie wózka w takim terenie byłoby
chyba praktycznie niemożliwe.
Jak w praktyce jeździ iBex ? Popatrzcie np.
tu.
A może i u nas ktoś pokusiłby się o wykonanie w domowym zaciszu czegoś podobnego ?...
Zródła:
http://www.beaconsveggieboxes.co.uk/Saddle%0Chariot.htm
http://www.viableselfsufficiency.co.uk/SC/saddlechariot
http://saddlechariot.blogspot.de/
http://saddlechariotibex.wordpress.com/the-ibex/about/