Czy da się po schodach ?




czyli:
- Uważaj, schody !
- E, co mi tam schooody-dy-dy-dy-dy-dy..."


19.04.2018



Dawno, dawno temu, jeszcze za moich studenckich czasów, poznany na jakimœ wyjeŸdzie w góry chłopak z Krakowa opowiadał o pewnej balandze studentów z tamtejszego UJ-u. Jak wiadomo życie studenta jest może niezbyt bogate, ale zawsze pełne fantazji - nie inaczej było w tamtym przypadku. Otóż grupa młodych żaków podpiła sobie tęgo w akademiku. Kilku z nich podczas imprezy nabrało iście ułańskiej fantazji i w nadzwyczaj różowiutkich humorach ruszyło nocą w miasto szukać przygód. W pewnej chwili wpadli na pomysł powożenia się napotkaną koło Rynku krakowską dorożką i jak pomyśleli, tak uczynili. Objeżdżając uliczki pociągali sobie dalej obficie z butelek. Częstowali także raz za razem Pana Dorożkarza, który bardzo chętnie korzystał z tej nieoczekiwanej okazji. A korzystał tak skwapliwie, że w pewnym momencie zmorzony usnął pijackim snem na koźle dorożki. Rozbawieni studenci przejęli lejce i jeszcze trochę pokrążyli sobie wesoło pojazdem po mieście, po czym wrócili pod swój akademik na zasłużony odpoczynek. "Rzutem na taśmę" zrobili ostatniego psikusa: pozostawili nieprzytomnego dorożkaża w jego pojeździe, a konia wypięli, wprowadzili po schodach na 2 piętro i pozostawili na korytarzu, po czym nieco już zmęczeni całą zabawą poszli wszyscy spać.



Wspomniany znajomy (który brał udział w imprezie, ale już nie w eskapadzie na miasto) opowiadał, że następnego dnia obudził się nad ranem na wyjątkowo ciężkiej bani. W gardle miał sucho, łeb go łupał strasznie, żołądek się skręcał, wyglądało na to, że lada chwila wyleci rwący się na wolność "paw"... Zebrawszy więc resztki sił zwlókł się z wyrka i trzymając się ściany ruszył do wyjścia z pokoju w celu zaliczenia toalety. Nagle w głowie rozległ mu się odgłos ciężkiego łomotu w charakterystycznym rytmie: patataj-patataj-patataj. Odgłos się nagle urwał, nastąpiła całkowita cisza... Zaskoczony chłopak stanął na chwilę, nic nie rozumiejąc. Po chwili znowu usłyszał narastający hałas. Zdumiony uchylił drzwi, ostrożnie wyjrzał - i w tej sekundzie tuż przed jego nosem przemnkęło wielkie cielsko w pełnym galopie, łomocząc kopytami o betonową podłogę. Znajomy opowiadał, że odruchowo zamknął drzwi, oparł się o nie i pomyślał, że on już nigdy, nigdy więcej tak się uchleje. No bo można zrozumieć, że w pijackim delirium widzi się białe myszki, ale żeby CAŁEGO KONIA ?!...

Sprawa na szczęście się szybko wyjaśniła, zwłaszcza, że i sam dorożkarz rozbudził się, a zobaczywszy, co się wyprawia, zaczął robić karczemną awanturę. Ta historia z perspektywy czasu wygląda "lekko", ale prawdę mówiąc problem z tego zrobił się niebanalny: zwierzątko wprawdzie radośnie po schodach wlazło, ale zejść już ni cholery nie chciało, na każdą próbę sprowadzenia go na dół reagowało zdecydowanym oporem. Trzeba było w końcu sprowadzić Straż Pożarną, która specjalnym dźwigiem przez balkonik na korytarzu akademika wywindowała konia opiętego pasami i tak przetransportowała na dół.

Jakie były inne reperkusje całej sprawy - nie wiem, ale od tamtego czasu byłem głęboko przekonany, że konie po schodach to mogą wejść, ale zejść to już nie. Trzy lata temu upewniła mnie w tym informacja z mediów o sytuacji o podobnym charakterze, jaka miała miejsce w Nowym Lipowcu, niewielkiej wsi na Lubelszczyźnie. Tam koń "sam z siebie" wszedł po schodach domu przez otwarte drzwi na korytarz i dalej do kuchni - ale nie potrafił wyjść z powrotem na podwórko. Zaskoczeni domownicy próbowali go wyprowadzić, jednak zwierzę bało się zejść w dół. Musiano prosić o pomoc strażaków, którzy przyjechali z pobliskiego Księżpola w sile dwóch drużyn i zbudowali podest z desek. Po zasłonięciu koniowi oczu sprowadzono go na dół, na zewnątrz budynku. Także znana była sprawa konia z podlaskiego Grajewa - tam zwierzę było wypasane na terenie opuszczonej posesji. Koń w pewnym momencie wszedł po schodkach na mieszczący się na wysokości parteru balkon - i tak już został, niezdolny do samodzielnego zejścia. Sprytnie wykadrowane zdjęcie robiło wrażenie, że właściciel sobie urządził stajnię wysoko na balkonie w bloku. Zrobiło ono furorę w internecie, sprawą zainteresowała się lokalna policja, która sprawdziła, czy koń ma zapewnioną należytą opiekę. Jak rumak, nazwany w sieci "Balkoniem", zszedł - o tym media milczą; na pewno jednak nie zrobił tego sam mimo, że jak się okazało, schodki były zaledwie trzy.



Inna historia wydarzyła się podczas derbów Madrytu pomiędzy Atletico i Realem. Kibice nie mieli wrtedy okazji do przeżycia wielkich emocji - po przeciętnej grze spotkanie zakończyło się remisem. Atrakcję za to zapewnił jeden z dwóch ochraniających mecz konnych policjantów. Funkcjonariusze próbowali konno zjechać po schodach stadionu. Jednemu się jakimś cudem udało, choć zaliczył potknięcia i poślizgi, rumak drugiego natomiast spanikował. Jeździec momentalnie stracił panowanie nad koniem, który zrzucił go ze swojego grzbietu. Policjant nie dość, że spadł, to jeszcze boleśnie się obtłukł, koziołkując w dół po stopniach.



Jeszcze inna sytuacja miała miejsce 2 lata temu w Blue Ridge (Wirginia Zachodnia, USA), gdzie głośno było o 16-letnim wałachu palomino imieniem Phoenix. Zwierzątko wspięło się po stopniach na poddasze stajni, służące za magazyn siana. Nie dawało się sprowadzić na dół mimo wielogodzinnych prób podejmowanych przez właścicieli. Do rozwiązania problemu przystąpiono z rozmachem, wzywając m.in. lokalną organizację będącą odpowiednikiem naszego TOZ-u, specjalną służbę zwaną Technical Large Animal Rescue Team i weterynarza z Windover Equine Services. Przybycie tych "wszystkich świętych" zajęło ponad 3 godziny, a skończyło się... wezwaniem kolejnych ekip miejscowych strażaków i zespołów ratowniczych oraz urzędników sprawujących kontrolę nad zwierzętami. To niemal 20-osobowe "pospolite ruszenie" opracowało następnie plan przeniesienia Phoenixa na "ślizgu ratunkowym" - czymś w rodzaju uproszczonej wersji toboganu. Aby takie coś użyć konieczne było zainstalowanie 2-tonowej wyciągarki łańcuchowej na jednym ze słupów konstrukcyjnych stajni. Stworzono także system zabezpieczający, tj. system złożony z lin i koła pasowego, zakotwiczony do innych dużych słupów konstrukcyjnych, które znajdowały się w dalszej części strychu. Po zakończeniu montażu zespół wykonał "suchy przebieg" systemu, aby upewnić się, że wszystko działa jak należy, następnie koniowi podano końską dawkę środna znieczulającego, położono, przypięto do "ślizgu" karabinków i taśm i zaczęto spuszać na leżąco po schodach w dół, wykorzystując wspomnianą wyciągarkę łańcuchową. Od razu wyszło na jaw, że operacja przebiega zdecydowanie za wolno, a całą mądrą i skutecznie przetestowaną procedurę ratunkową można się co najwyżej podetrzeć, więc szybko odpięto wyciągarkę, a "ślizg" z koniem summa summarum opuszczało czterech krzepkich panów za pomocą trzymanych w rękach lin. Już na dole okazało się, że zastosowana do znieczulenia ogólnego dawka ketaminy była zbyt duża i doszło do zatrzymania oddechu u konia, więc weterynarz musiał w trybie awaryjnym zaimprowizować tracheotomię. Phoenix szczęśliwie zaczął znowu oddychać i ostatecznie po pewnym czasie stanął na nogi. Cóż, wszystko odbyło się w iście amerykańskim stylu; ja mam nieodparte wrażenie, że polska straż pożarna z Nowego Lipowca w podobnych okolicznościach zadziałała równie skutecznie, a za to szybciej, taniej i z użyciem dużo prostszych metod i narzędzi. Tymczasem pokłosiem akcji z Phoenixem była... lokalna inicjatywa mająca na celu zapewnienie służbom Blue Ridge jeszcze bardziej zaawansowanego sprzętu do wykonywania akcji ratowania dużych zwierząt.



Jak widać konie faktycznie nie są chyba stworzone do pokonywania schodów. Zwierzęta nie mogą zobaczyć ziemi tuż u ich nóg tak łatwo, jak człowiek, a konstrukcja ich ciała (zwłaszcza bioder i kolan) sprawia, że przesuwanie własnego ciężaru do tyłu na pochyłościach, aby powstrzymać tendencję do przewracania się, wymaga wysiłku. Schody nie występują w przyrodzie, są wynalazkiem o proporcjach pasujących do budowy ciała człowieka. W większości klatek schodowych pochylenie przekracza 35 stopni, a to dla zwierzęcia już stromizna, choć dla człowieka to standard. Również szerokość stopni, wyznaczająca długość kroku, dopasowana jest do potrzeb człowieka, a nie konia. Ale z drugiej strony schody w bardziej "płaskiej" wersji dla zwierząt nie są niczym dziwnym. No popatrzmy choćby na średniowieczny zamek w Otmuchowie koło Nysy. Budowlę na przestrzeni wieków wielokrotnie przebudowywano, a jednym z dodanych na zewnątrz, od strony dziedzińca elementów był kolisty pawilon wejściowy z szerokimi, łagodnie wznoszącymi się "końskimi schodami", umożliwiającymi wjazd powozu z biskupem (lub łatwe wniesienie go w lektyce). Taki wjazd koniem musiał być tam zatem praktykowany nieraz. Taką łagodną wersję schodów budowano zresztą często w średniowieczu, miały one formę płaskiej "rampy" dzielonej odcinkami całkiem płaskimi lub kształt spiralny. Wyposażano w nie nie tylko zamki i fortyfikacje, ale też kościoły, pałace i niektóre budynki mieszkalne. Znajdziemy je ot, choćby na zamku w czeskiej Pradze - jest to wejście do Sali władysławowskiej.



Są też obecne w tego typu budowlach w niemieckim Dreźnie, Stuttgarcie, Bayreuth, Brodenbach, austriackim Gallneukirchen i wielu innych miejscach. Wjeżdżano po nich konno, ale także dowożono ładunki zaprzęgami ciągnionymi przez muły. Na Malcie, która niegdyś była główną siedzibą rycerskiego Zakonu Maltańskiego, joannici wybudowali miasto, którew stało się stolicą — Vallettę. Miasto jest położone na licznych wzniesieniach, a różnice poziomów są tak duże, że w wielu miejscach zamiast ulic są schody o niezbyt wysokich stopniach. Takie konstrukcje w średniowieczu umożliwiały w tych warunkach dość sprawne poruszanie się po mieście rycerzy na koniach.



Możliwość wjazdu lub zjazdu koniem po schodach wydaje się więc być przede wszystkim kwestia stopnia ich nachylenia i szerokości stopni. No ale jeśli tak, to jak to ma się do jednej ze znanych opowieści o generale Bolesławie Wieniawie - Długoszowskim ? W myśl tej legendy generał miał się założyć z kolegami, że wjedzie po schodach na koniu na pierwsze piętro hotelu Bristol (inna wersja mówi o restauracji "Adria"). Podobno generał miał wtedy przed samą próbą rzucić: "Panowie, skończyła się zabawa, zaczynają się schody", które to powiedzenie funkcjonuje w polszczyźnie do dziś (aczkolwiek niektórzy jako autora wskazują napoleońskiego generała dywizji Antoine de Lasalle).



Wreszcie jest także kilka filmów, które wręcz zadają wprost kłam tezie o tym, że przeciętny koń do złażenia ma przysłowiowe dwie lewe nogi (a raczej cztery lewe !). Obejrzyjcie na przykład te:
https://www.youtube.com/watch?v=kKX-Lma8Cy8,
https://www.youtube.com/watch?v=7D9TVczy6rw.
Jak więc widać - da się ! Może nie każdy koń tak potrafi, lecz niektóre - jak najbardziej i całkiem nieźle im to wychodzi. Ale może jednak nie próbujcie tego w domu - no, chyba, że jesteście w bardzo przyjacielskich stosunkach z komendantem miejscowej ochotniczej straży pożarnej...



Zródła:

http://www.lublin112.pl/nowy-lipowiec-kon-wszedl-schodach-domu-korytarz-interweniowali-strazacy/
https://img.sadistic.pl/flv/20130120/1358660573_365_114.jpg
https://www.wykop.pl/link/2032986/kon-na-balkonie-mieszkaniec-grajewa-zaskoczyl-sasiadow-z-bloku/
http://pilne24.pl/policjant-chcial-zjechac-konno/
http://opole.wyborcza.pl/opole/56,35086,18931324,schody-dla-konia,,6.html
http://nowahistoria.interia.pl/ii-rzeczpospolita/news-boleslaw-wieniawa-dlugoszowski-pierwszy-ulan-rzeczpospolitej,nId,1100195
http://www.wspolczesna.pl/wiadomosci/grajewo/art/4895259,kon-na-balkonie-podbil-internet-ujawniamy-tajemnice-jak-to-bylo-zrobione,id,t.html
http://www.se.pl/wiadomosci/polska/nowy-lipowiec-pod-bilgorajem-pan-eugeniusz-znalazl-swojego-konia-w-kuchni_616046.html
http://podroze.wm.pl/171484,Malta-tu-rycerze-jezdzili-konno-po-schodach.html#ixzz5D60xOdSx
https://roanokeequestrian.com/category/news/