Pride of Poland 2016




czyli: farsa, porażka, wstyd

21.08.2016


Przebywając na urlopie, odcięty od internetu, ze zdumieniem, ale i smutną satysfakcją śledziłem w gazetach i telewizji to, co zadziało się kilka dni temu. W sumie spodziewałem się porażki, ale jej skala przerosła (niestety) moje oczekiwania...

***


Kilka dni temu zakończył się 38 Pokaz Koni Arabskich Czystej Krwi oraz 47 Aukcja Pride of Poland. Jak informuje w nadzwyczaj suchym (by nie rzec: oschłym) komunikacie prasowym organizująca imprezę Agencja Nieruchomości Rolnych, do licytacji przystąpiło 44 kupców z Kataru, Kuwejtu, Arabii Saudyjskiej, także Rumunii, Francji i Szwecji. Najwyższą cenę, 300 tys. euro, uzyskała klacz Sefora ze stadniny w Janowie Podlaskim. Dodaje: "Ze sprzedaży koni z państwowych stadnin uzyskano łącznie ponad 1,7 mln euro. W tym roku cały zysk z tych aukcji pozostanie w państwowych stadninach. W poprzednich aukcjach prowizję w wysokości 12 proc. od sprzedaży każdego konia pobierał organizator." Bardziej wylewny jest Dziennik Narodowy: "święto Konia Arabskiego przyciągnęło do Janowa Podlaskiego wielu kupców chętnych do kupienia koni wyhodowanych w Polsce. Całe medialne zamieszanie wokół Janowa Podlaskiego związane ze zmianą prezesa, jak również rezygnacją ze współpracy z firmą która do tej pory obsługiwała dla Janowa tego typu imprezy, nie miało żadnego wpływu na przebieg tegorocznej edycji tej imprezy.(...) Cała nagonka medialna jaka odbyła się kilka miesięcy temu, jakoś nie zaszkodziła, ani samej imprezie, ani hodowcom koni, a klienci jak widać również się pojawili."

A jak było naprawdę ?

Na Pride of Poland wystawiono 30 klaczy i ogiera. 15 koni nie osiągnęło na licytacji zakładanej przez właścicieli ceny minimalnej i nie zostało sprzedanych. Te konie ot, po prostu weszły i wyszły... Działo się tak mimo nacechowanych desperacją, rozpaczliwych wezwań osób prowadzących aukcję do licytowania, kojarzących się ze słynnym gierkowskim: "Pomożecie ?" - tylko że odzewu "Pomożemy !" tym razem nie było.

ANR liczyła przed imprezą najpierw na wielomilionowe zyski (z ust niektórych padały nawet kwoty 8-cyfrowe), jednak im bliżej imprezy, tym mowa była o coraz niższych oczekiwaniach; stanęło na zaledwie 2 milionach. A rzeczywistość ? Na samej Pride udało się zebrać zaledwie nieco ponad połowę tej kwoty (1,2 mln). Dla porównania w roku 2015 sprzedano aż 24 konie za blisko 4 mln euro. Mimo tak drastycznego spadku w oficjalnym komunikacie, rozesłanym do mediów, wiceprezes ANR Karol Tylenda wyraził zadowolenie z przebiegu twierdząc, że "w ostatniej dekadzie zdarzały się aukcje z cenami na podobnie umiarkowanym poziomie". Czy jednak na pewno ? Wystarczy szybki rzut oka na na zestawienie pokazane w tym oto artykule, żeby zobaczyć, że jest to najniższy wynik od roku 2011 włącznie i ponad 3,5 raza niższy od ubiegłorocznego, gdy samą tylko klacz Pepitę sprzedano za 1,4 mln euro. W tegorocznej aukcji najwyższą cenę uzyskała Sefora - 300 tys. euro. 15 koni zostało wycofanych z powodu braku dostatecznej liczby kupujących (w tym pani Shirley Watts, której dwie klacze niedawno padły w Janowie) - a tymczasem w ubiegłym roku tylko 4 konie nie zostały sprzedane. "Na siłę żadnych koni nie sprzedawaliśmy. Postawiliśmy sobie pewne minima, które chcieliśmy osiągnąć; tak, że nie była to wyprzedaż dóbr narodowych, tylko aukcja, którą Państwo i społeczeństwo ocenią." - skomentował Tylenda. I tak też się stało. Jak widać aukcja została zbojkotowana, nieobecni kupujący z najwyższej półki odwrócili się rufą do Polski, pokazali co myślą o odwołaniach prezesów. Społeczeństwo zaś po raz kolejny oceniło w tysiącach komentarzy tzw. "dobrą zmianę" w stadninach. Sam Tylenda poleciał z hukiem ze stanowiska (tzn. oficjalnie sam złożył rezygnację), o czym mimochodem bąknęły w - dosłownie ! - jednym krótkim zdaniu pisowskie Wiadomości TVP. W rozmowie z IAR Tylenda powiedział, że nie ma sobie nic do zarzucenia, a jego rezygnacja nie ma nic wspólnego z aukcją koni w Janowie; odchodzi odchodzi w poczuciu dobrze wykonanego zadania, na inny odcinek frontu, "gdzie jest nie mniej potrzebny". "Sukcesy ? Do aukcji w ogóle doszło." - podsumowała jedna z gazet.

Wynik finansowy poprawiła nieco kolejna aukcja, Summer Sale, na której z 25 koni wystawionych do licytacji sprzedano 18, a z której przychód wyniósł 409 tys. euro. Jednak tak, czy siak łączna kwota 1,6 tys. to grubo, grubo poniżej oczekiwań i buńczucznych zapowiedzi. Ech, gdyby jednak rzecz sprowadzała się tylko do mało udanej i mało dochodowej aukcji ! Wtedy można byłoby przez kolejne miesiące pracowac nad tym, żeby poprawić wizerunek polskiej hodowli oraz wiarygodność ANR. Można było uderzyć się w piersi, przyznać do błędów, usunąc z ciepłych posadek niefachowców zajmujących w stadninach wygodne stołki z nadania PiS-u, "przeprosić się" z niesłusznie i pod kłamliwymi zarzutami zwolnionymi byłymi prezesami - a wówczas może po kilku kolejnych latach zabiegów udałoby się w końcu poprawić sytuację, a w efekcie liczyć na większe dochody i większy prestiż imprezy w świecie. Takie proste pomysły nie przyszły jednak do pisowskich głów. Zanim został zwolniony, Tylenda nazwał organizowaną przez siebie aukcję "nieuczciwą i szokiem", sugerując zmowę i działanie bliżej nieokreślonych "wrogich sił". Brak samokrytycyzmu i pokory oraz pójście "na bezczelnego" w zaparte widać także w wypowiedziach innych "pisiaków": "Z opinii osób, które po raz kolejny uczestniczą w tym wydarzeniu wynika, że jest ono najlepiej zorganizowane od lat" - powiedział minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel. Pozytywnie o imprezie wypowiedział się senator Grzegorz Bierecki, przy okazji jednak "strzelając sobie w stopę", gdyż powiedział, że dotąd nie bywał na aukcjach, a teraz przyjechał w zasadzie tylko w celach towarzyskich no i dlatego, że jest to jego okręg wyborczy. Najbardziej kuriozalna była jednak wypowiedź Macieja Libiszewskiego, "z nadania PiS" szefa prezes PKP Cargo, który stwierdził, że konie go raczej nie interesują, ale może w przyszłym roku coś zalicytuje (tylko po ch...olerę, panie prezesie ?...) Całkiem innego zdania niż "pisowcy" była duża liczba zaproszonych gości. "Przy tak dobrej koniunkturze na rynku trzeba się było postarać, żeby tak położyć tę aukcję" - powiedziała pani Irena Cieślak, w Janowie co roku od 35 lat. "Wielka katastrofa", "klęska", "żenujący spektakl", "nie mogę patrzeć" - to tylko niektóre z łagodniejszych komentarzy. A Bernard Altenberg (Sherwood Forest Farms), hodowca określający siebie jako osobę: "with a strong passion for the old world Polish Arabians", opublikował bardzo szczególny komentarz, w którym wspomina spotkania z panem Andrzejem Krzystalowiczem, panem Ignacym Jawororwskim, panią Izabellą Pawelec- Zawadzką, Honorową Prezes Polskiego Związku Hodowców Koni Arabskich. Nazywa ich "wielkimi", a obok nich stawia zwolnionych prezesów, panów Marka Trelę i Jerzego Białoboka, wyrażając jednocześnie niepokój, że "w ciągu piętnastu minut amerykański aukcjoner zniszczył integralność polskiego programu hodowlanego".

O co chodzi ?...

"Przez brak profesjonalizmu organizatorów jesteśmy jakiś 1 mln euro do tyłu." - powiedział były prezes stadniny w Michałowie, pan Jerzy Białobok. Ale niski przychód ze sprzedaży wcale nie był w tym wszystkim najgorszy. Dużo gorszy od tego był całkowity brak profesjonalizmu w przygotowaniu oraz samym przeprowadzeniu aukcji, widoczny już od pierwszych jej chwil, gdy jako pierwszą wystawiono Emirę, klacz, którą wychwalano wcześniej jako gwiazdę imprezy, mającą nakręcić koniunkturę. Licytacja zakończyła się na poziomie 550 tys. euro, po czym okazało się, że... nie wiadomo, kto był nabywcą ! Od razu podejrzane stało się to, że prowadzący licytację nie podał ani numeru licytującego, ani tego, dokąd pojedzie Emira oraz że nikt od razu nie zaniósł do stolika kupca umowy do podpisania, co jest przecież standardową praktyką. Dość mętnie się potem z tego tłumaczono - oto przykłady: "prowadzący licytację zakończył ją, choć nie było wiadomo, kto złożył ofertę kupna", "licytowano nie za pomocą zwyczajowych tabliczek z numerami, ale przez podniesienie ręki, stąd niewiadoma". Nikt się jednak nie zająknął ani słowem, dlaczego przyjmowano oferty od nie wiadomo kogo ani czemu prowadzący aukcję nie poprosił zwycięzcy o podniesienie ręki/tabliczki jeszcze raz, co jest w takich sytuacjach zwykłą praktyką. "Ktoś zalicytował i po prostu się wycofał, ta licytacja była po prostu bezskuteczna" - bagatelizował na konferencji prasowej Tylenda. "Chodzili tam ludzie, których państwo też znają, ale to wyjaśniamy " - z typowo pisowską, manipulancką retoryką sugerował, że jest to dzieło byłych prezesów lub jakichś ich zwolenników. Rzecznik ANR, Witold Strobel powiedział z kolei, że "problemem była współpraca i komunikacja pomiędzy prowadzącym aukcję a osobami zbierającymi oferty od potencjalnych kupców" - tylko że za ta współpracę odpowiada właśnie organizator, czyli ANR.

W rzeczywistości prawda była inna: sukces ogłoszony po pierwszej aukcji okazał się fałszywką, a sama licytacja - przedstawieniem zorganizowanym po to, by podkręcić atmosferę i próbować "ustawić" poziom kolejnych aukcji dla kolejnych kupujących. Miał w tym brać udział m.in. wspomniany przez pana Altenberga "amerykański aukcjoner", czyli Greg Knowles. Reporterka Polsat News, pani Katarzyna Niećko, mówiła wprost, że osoby związane ze stadniną "w kuluarach" otwarcie ją informowały, że pierwszy nabywca musiał być podstawiony, zaś gdy pozostali uczestnicy zorientowali się co jest grane, wycofali się wiedząc, że próbuje się ich orżnąć i wyciągnąć za pozostałe konie więcej pieniędzy, niż zwierzęta mogą być warte. Stąd też "liche" dalsze oferty - bo nikt przecież nie ma ochoty robić interesów z oszustami ! Wielu gości ostentacyjne wyszło z imprezy, niejeden otwarcie oskarżał organizatorów o podstawianie kupców i sztuczne nabijanie ceny. Gdy więc na koniec prowadzący ogłosił, że Emira ponownie będzie licytowana, wówczas w takiej atmosferze z trudem osiągnięto 225 tys. euro, czyli wysokość o połowę niższą, niż za pierwszym podejściem. "Ta aukcja była... brakuje mi słów ! Po wszystkim rozpłakałam się" - powiedziała Anette Mattsson ze Szwecji, która summa summarum z pomocą pana Marka Treli wylicytowała Emirę dla kogoś z Kataru. Według Szwedki Mateusz Jaworski- Leniewicz zaoferował jej też kupno Emiry poza aukcją, co jest przegięciem - nie po to się robi aukcję, żeby w tym samym czasie sprzedawać to samo za plecami innych, w dodatku nieprofesjonalnie pytając "A ile dasz ?" ! W dodatku Jaworski-Leniewicz potem się z tej oferty wycofał, co moim zdaniem jeszczew bardziej podważa wiarygodność. Obecny prezes Michałowa jednak zarzekał się, że nie miał z tym nic wspólnego.

Skandal zaszkodził też to drugiej "arabskiej gwieździe", klaczy Al Jazeera, która też wystawiana była dwukrotnie za 300 tys. Po pierwszej aukcji, podczas której ktoś ponoc chciał dać za nia 350 tys. euro, aukcjoner ogłosił, że schodzi niesprzedana - znowu nie wiadomo było kto licytował. Wtedy wszyscy już chyba stali się świadomi tego, że robi się ich w wała. Wystawiona po raz drugi Al Jazeera w ogóle nie znalazła chętnego kupca. Arcyskandalicznym był też dla mnie późniejszy komentarz Tylendy. Uznał cenę uzyskaną za Emirę za całkiem dobrą, gdyż zachwalaną wcześniej klacz określił mianem starej i kłopotliwej w zaźrebieniu, a zatem w domyśle słabo nadającej się do dalszej hodowli... Czyli de facto publicznie przyznał: "Jest dobrze, udalo sie opchnąć wybrakowaną klacz frajerce ze Szwecji" ? Jeżeli faktycznie Emira nie była warta swojej ceny, to robienie z niej gwiazdy było oszustwem. A jeśli była, to skąd taka nagła zmiana frontu ? Żeby próbować ratować własny tyłek ? I jedno, i drugie zachowanie można nazwać tylko w jeden sposób: obrzydliwość.

Sprawę podchwyciły "Fakty" TVN, które próbowały dojść prawdy m.in. na podstawie nagrań z trzech różnych kamer. Stacja informowała, że na tych nagraniach widać, iż zanim aukcja Emiry doszła do ok. 250 tys. euro, ringmeni (osoby zajmujące się zbieraniem ofert), pokazywali aukcjonerowi kolejnych kupców. Przy ofertach wyższych aukcjoner ogłaszał jednak kwoty mimo, że ringmeni nie wskazywali osób te oferty zgłaszających, a na poziomie 450 tys. euro wszyscy (!) ringmeni wręcz stali tyłem do stolików VIP-ów - nikt więc nie wiedział, bo nie mógł wiedzieć, kto licytuje (co potwierdza Nina Suskevicova, hodowca z Czech). Jerzy Zbyszewski z Hennessey Arabians w rozmowie telefonicznej z "Faktami" nazwał to wprost "licytacją ze ścianą". I w ten oto sposób Duma Polski stała się Wstydem Polski. PiS-owscy oficjele nie byliby jednak sobą, gdyby nie szukali winych wszędzie, byle nie u siebie. Na antenie TVP Info Strobel zwracał uwagę na obecność podczas pana Marka Treli sugerując, że ów aktywnie wpływał na decyzje uczestników aukcji i nazywał to "zachowaniem dwuznacznym moralnie"; podobne zdanie miał prezes ANR, Witold Humięcki mówiąc, że na obecnośc pana Treli "patrzył z niesmakiem". Obecny prezes Janowa, Sławomir Pietrzak, zasugerował dwuznacznie, że "niedobrze by się stało, gdyby byli prezesi występowali teraz w interesie kupców, gdyż posiadają wiedzę zastrzeżoną na temat wystawianych koni i kwestii wewnętrznych, więc byłoby to dwuznaczne etycznie". Nie znam prezesa Pietrzaka, wiem tylko, że w przeciwiestwie do Marka Skomorowskiego (swego poprzednika także z pisowskiego nadania) na koniach się zna i obejmując stanowisko nie spotkał się generalnie z niechęcią środowiska. Jednak tą wypowiedzią Pietrzak sam się dla mnie ustawił w jednym szeregu z Tylendą, Humięckim, Stroblem. Takie teksty i podteksty moim zdaniem o wiele bardziej pasują do posłanki Pawłowicz. To jedynie, co mnie już w takich wypowiedziach przestało dziwić, to to, że "pisowczycy" uzurpują sobie prawo do monopolu na normy moralnego i etycznego zachowania. Całkowicie rozumiem i zgadzam się z "kontrkomentarzem" samego pana Marka Treli: "Dokonało się paskudne oszustwo i teraz próbuje się je czymś zamaskować. (...) Nie jestem w żaden sposób z tą stadniną związany. Jestem wolnym człowiekiem, mam swoją działalność i mogę robić co mi się podoba. (...) W tym towarzystwie o kwestiach etycznych dyskutować nie będę, po tym, co się stało szczególnie. Niedwuznaczne etycznie było pozbycie się nas w ten sposób, w jaki się pozbyto. Pracowałem przez 40 lat na dobre imię tej stadniny. To dobre imię zostało w ciągu piętnastu minut zaprzepaszczone." Ano: krótko i na temat.

Jak mówi oficjalnie historia, po wybuchu II wojny światowej araby zostały rozgrabione przez okolicznych mieszkańców. Lecz po zajęciu stadniny przez wojska okupanta Niemcy doceniając wartośc i znaczenie hodowli nie wtrącali się do niej. Odzyskawszy część zwierząt zadbali o to, by zarówno konie, jak i masztalerze mieli dobre (zwłaszcza jak na tamte złe czasy) warunki życia i pracy. Także po wojnie, w "socjalistycznej" Polsce, w najciemniejszych latach stalinowskich, nasze władze dla dobra hodowli parokrotnie uchroniły ówczesnego prezesa Janowa, Andrzeja Krzyształowicza, przed więzieniem. A dziś ? Kilka głupich decyzji w ramach "dobrej zmiany" zachwiało bardzo mocno polską hodowlą i zniszczyło legendarną aukcję o światowym znaczeniu. Bezpardonowe, a nieprzemyślane wpływanie polityków PiS na zarządy stadnin spowodowały, że tegoroczna "Pride of Poland" była pod każdym względem klęską, a z prawnego punktu widzenia także działaniem na niekorzyść firm (stadnin) i narażaniem Skarbu Państwa na straty. Jedyna osobą, która w charakterze kozła ofiarnego po tym skandalicznym wydarzeniu oficjalnie oberwała (a oberwała w sumie lekko), był sam Tylenda - i tak już chyba pozostanie. Będący "oczko wyżej" Prezes ANR Waldemar Humięcki może spać spokojnie, więcej winnych chyba nie będzie, w końcu organizowali wszystko pisowcy, a rządzi nami też PiS... Oczywiście oberwali też polscy hodowcy, których konie po tej kuriozalnej farsie stracą na wartości na rynku międzynarodowym. No, ale kto by się nimi przejmował ? W końcu "99 % narodu się na tym nie zna, z tego połowa kupi te kłamstwa, a drugiej połowy to nie interesuje. A wy, koniarze, jesteście w mniejszości, więc nie warto się przejmować, że jakaś mniejszość zna prawdę, bo kto by was słuchał..." - celnie skomentowała jedna z internautek.

Co będzie w przyszłym roku ? Obawiam się, że co by sie nie robiło, będzie jeszcze gorzej. Tak duża dysproporcja pomiędzy przychodem planowanym i faktycznie osiągniętym to poważne zakłócenie budżetu i "rozpierducha" planu działalności stadnin. To brak możliwości swobodnego inwestowania w hodowlę, w treningi, w sport, ale przede wszystkim w pokazy międzynarodowe, wyjazdy no i promocję. Bo trzeba sobie zdawac sprawę, że owa dotychczasowa doskonałość polskich arabów to coś równie pożytecznego, jak doskonałość pięknie oszlifowanych diamentów. Mało kogo na tą doskonałość stać, a sam diament to tak naprawdę tylko kawałek węgla. I tak samo ma się sprawa z końmi arabskimi tej klasy: to towar dla wąskiej grupy wyjątkowych kolekcjonerów, dla zakręconych i bogatych miłośników, dla snobów. Dopracowano się w Polsce koni o jakości pokroju od bardzo dobrej do wybitnej, co dotąd doceniał cały "arabski" świat hodowlany. Tylko że konia za milion euro nikt do wyścigu nie wystawi, bo w wyścigu łatwo o kontuzję, a tym samym milionową stratę w jednej chwili. Tak samo nikt nie będzie palił w piecu diamentami, choć diamenty, będąc węglem, do palenia nadają się przecież doskonale. Zatem wartością arabów z tej najwyższej półki jest ich doskonałość dla samej doskonałości, a w takiej sytuacji popyt opiera się nie tyle o względy użytkowe zwierząt i nie tylko o względy hodowlane, ale także (a może wręcz: przede wszystkim) o odpowiednią promocję, atmosferę, public relations, układy biznesowe i wiele innych rzeczy spoza hodowli sensu stricto. Na budowaną w ten sposób pozycję i prestiż pracuje się latami. Rozpierniczyć to można - jak widać - w jednej chwili. Odbudowa zaś może trwać dłużej, niż budowa. Duuużo dłużej...

P.S. Polecam także zapoznanie się z wypowiedziami nieocenionego pana Marka Szewczyka: tu i tu.



Zródła:

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,20547640,chaos-na-aukcji-koni-w-janowie-podlaskim-obnizone-ceny-wiele.html#MT
http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/aukcja-koni-pride-of-poland,55,0,2139191.html
http://wyborcza.pl/1,75398,20572459,jak-poza-licytacja-ustalano-sprzedaz-klaczy-emiry-przyszedl.html?disableRedirects=true
http://www.tvp.info/26615005/kto-wylicytowal-emire-portal-tvpinfo-odslania-kulisy-chaosu-w-janowie-podlaskim
http://fakty.tvn24.pl/ogladaj-online,60/nie-cichna-glosy-krytyki-po-tegorocznej-aukcji-w-janowie-podlaskim,668834.html
http://pulsmiasta.tv/artykul,konferencja-po-aukcji-pride-of-poland-sukces-czy-porazka,950
http://m.onet.pl/wiadomosci/kraj,l2z78b
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,20564115,naganna-aukcja-w-janowie-a-wladze-stadniny-przykrywaja.html
https://oko.press/dawne-aukcje-poszly-dal-koni-zal/