"Szczęki" po konikowemu




czyli: temat "z czapy" w jeździeckim "sezonie ogórkowym"

25.01.2020



Tekst taki trochę "z czapy" i tak naprawdę raczej dość luźno związany z końmi, no ale zima-niezima, "nuda, paniem nic się nie dzieje, dialogi jakieś nie te...", więc dla zabicia czasu przegrzebywałem niedawno internetu bezdenne czeluście. Zaś przegrzebując pracowicie natrafiłem na takie zdjęcie:



Fotka, jak fotka, pławienie koni - fajna rzecz. To zdjęcie jednak zostało zrobione nie nad jeziorem, lecz nad morzem. Przedstawia zażywających jazdy konnej klientów firmy C Ponies (https://cponies.com/), mieszczącej się w okolicach Tampa Bay na Florydzie i organizującej krótkie rajdy po plaży i okolicach. "Specjalnością" są właśnie wycieczki po florydzkich plażach, podczas których spacery po wodzie i pływanie razem z końmi są rozrywką bardzo chwaloną przez gości (np. na portalu Trip Advisor). Wcale mnie to nie dziwi - kąpiele z końmi w ciepłym morzu, w dodatku często w towarzystwie delfinów, to świetna przygoda. Jak jednak wiadomo Floryda słynie także z innych "zwierzęcych atrakcji": aligatorów i rekinów w bardzo dużej ilości. Czy zatem takie konikowanie po wodzie jest bezpieczne ?



Na pytanie potencjalnych gości o bezpieczeństwo właściciele koni odpowiadają: "W większości miejsc woda jest bardzo płytka. Nasi przewodnicy zawsze mają oczy szeroko otwarte i stale wypatrują trójkątnych płetw. Czasem owszem, spotykamy młode rekiny, uwielbiamy je oglądać. Szybko uciekają, boją się koni. Poza tym planujemy nasze wycieczki w porach, w których rekiny zwykle nie szukają pożywienia. A w ogóle to zawsze na morzu jest tu sporo ludzi łowiących ryby i myślę, że rekiny zjadłyby ich w pierwszej kolejności." Mówią, że ataki rekinów na Florydzie są rzadkie, a jeśli już się zdarzą - nie są śmiertelne. Mają miejsce głównie przed świtem lub przed zmierchem, w czasie intensywniejszego żerowania, więc po prostu trzeba unikac tych pór. Duża grupa zwierząt nigdy nie jest celem ataku, stadko koni to coś, czego te ryby starają się unikać. Słowem: "No worries about sharks at all ! Sit back and enjoy the ride !". A jak zobaczysz, to nie panikuj tylko się chłopie ciesz, że spotkałeś !

A jednak czasem bywa inaczej...

Rzecz działa się w australijskiej miejscowości Kholo nad rzeką Brisbane w roku 2005. Wierzchowiec wyścigowy, 6-latek Glen-burns Arm był często wprowadzany do rzeki - był to stały element jego treningu, stosowany dla poprawy siły mięśni i wytrzymałości. Koń wszedłszy do wody nagle "cofnął się, skręcił, a potem nagle zaczął rzucać jak szalony" - wspominał świadek zdarzenia, trener Alan Treadwell. Okazało się, że 500-kilogramowy koń został zaatakowany przez 3,5 metrowego żarłacza tępogłowego. Ten gatunek znany jest ze swojej agresywnej natury. Przebywa w strefie przybrzeżnej, często też wpływa do rzek, więc stanowi realne zagrożenie dla kąpiących się osób (podejrzewa się go o większość ataków na ludzi). Całe zajście trwało około 15 sekund, koniowi się jakoś udało uwolnić. Z na szczęście niedużymi obrażeniami został szybko przewieziony do pobliskiego Rosewood Veterinary Service. Cała sytuacja była bardzo "medialna" i została w mediach mocno nagłośniona - tym bardziej, że kilka dni wcześniej i kilka kilometrów dalej zaatakowany został nastolatek - prawdopodobnie przez tego samego osobnika. Jak później tłumaczył profesor Craig Franklin z University of Queensland, prowadzący badania nad rekinami, bardzo gorące i długotrwałe tamtego roku lato sprawiło, że żarłacze pozostawały dłużej w okresie intensywnego żerowania; jednocześnie mało w morzu było ryb zwyczajowo stanowiących ich główne pożywienie - i stąd atak głodnego rekina na konia.



Podobny wypadek zdarzył się na przeciwległym brzegu Australii, w Perth. James Miller, znany w swoim kraju trener i dżokej, miał wątpliwą przyjemność spotkać się z rekinem, gdy wjechał wierzchem na swojej klaczy (i mając obok jej źrebaka) do płytkich wód rozlewiska Swan River. Miller mieszkając tuż nad brzegiem zatoki często w ten sposób spacerował z końmi po płyciznach, jednak tym razem będąc w odległości około 250 m od brzegu trafił na nieco głębsze miejsce. Próbował nakłonić klacz do pływania, ta jednak wykazywała niezrozumiały dla jeźdźca niepokój. Po krótkiej kąpieli Miller zawrócił w stronę płycizny i wraz z klaczą zaczą się na nią wydobywać, gdy w odległości niespełna 10 metrów ujrzał coś, co początkowo uznał za morświna. Po bliższym przyjrzeniu "morświn" okazał się żarłaczem białym, który parokrotnie zaatakował. Klacz wykazała się instynktem macierzyńskim, próbowała odeprzeć napastnika, a później skierowana w stronę mielizny wydostała się na płytkie wody i została pogoniona do galopu. Uderzenia kopyt oraz spieniona i zmącona woda prawdopodobnie chwilowo zdezorientowały lub spłoszyły napastnika, jednak szybko pojawił się ponownie, zataczając koła, a w końcu ponownie atakując przednie nogi klaczy. Co ciekawe, klacz zareagowała nie "dębem", lecz gwałtownym "przyklękiem", chowając nogi pod siebie i przy okazji ponownie płosząc napastnika. W międzyczasie źrebak samodzielnie wydostał się na brzeg, gdzie szybko przygalopowała klacz ze swym jeźdźcem. Obyło się więc bez ran, lecz gdyby rekin zaatakował źrebaka jako pierwszego, zapewne zajście skończyłoby się całkiem inaczej.



Wbrew pozorom nie są to jedyne takie znane zdarzenia. Udokumentowane są przypadki ataków na konie i ich opiekunów w czasie pławienia w Afryce Południowej. Wielokrotnie we wnętrznościach złowionych rekinów znajdowano bardzo różne rzeczy, w tym także szczątki zwierząt domowych (np. psów) i gospodarczych - także np. całe głowy koni. We wrześnu 2019 roku na amerykańskim wybrzerzu kilka mil od Cape Lookout (Karolina Północna) zaobserwowano rekina obgryzającego martwego konia. Objedzone do kości szczątki dzikich koni znajdowano też na brzegu Atlantyku na wyspie Sable. Czy zatem konie to przysmak rekinów ? No raczej nie, bo przecież to dwa różne światy ! Ale faktem jest, że wśród ryb rekiny mają zdecydowanie największy mózg i zaskakująco szybko się uczą. [tu mała dygresja: dowódca słynnego Dywizjonu 303, Witold Urbanowicz, przez krótki czas brał udział jako "gość" w lotach bojowych amerykańskiej 14 Armii Lotniczej na froncie chińskim i wspominał, że często widział, jak do zestrzelonych przez niego, wpadających do morza japońskich samolotów błyskawicznie podpływały liczne tam rekiny, które w czasie wojny nauczyły się, że jest to dla nich okazja do wyżerki, prawdziwa "manna z - nomen omen - nieba"...] A końskie mięso nieraz bywało i nadal bywa skuteczną przynętą stosowaną właśnie podczas poławiania rekinów oraz przywabiania ich przy produkcji podwodnych filmów, więc możliwe, że niektóre żyjąc u wybrzeży rozsmakowały się w koninie - tak samo, jak niektóre pojedyncze osobniki mogły po pierwszym udanym ataku polubić "ludzinę" i kontynuować polowania. Żeby nie być gołosłownym powołam się na opracowanie "Shark Fishing Poentialities of the Plilipinne Seas", w której autor, biolog morskieg Herberta E, Warfell opisuje m.in. badanie skuteczności różnych przynęt, w tym mięsa końskiego, które okazało się najskuteczniejszą przynętą.



Ale jak bardzo groźnymi zwierzętami są rekiny ? Statystyki są, rzekłbym, bezlitosne. Szacuje się, że w ciągu roku na świecie umiera ponad 700.000 ludzi z powodu... komarów (a raczej roznoszonych przez nie chórób). Kolejne 110.000 ginie od ukąszeń węży. Potem długo, długo nic... Nawet we wspomnianej Australii, będącej siedliskiem rozmaitych groźnych gatunków, nie jest łatwo zostać uśmierconym przez zwierzęta powszechnie postrzegane jako bardzo groźne. W roku 2018 krokodyle zabiły tam 17 osób, a rekiny - 26, gdy tymczasem aż 77 wypadków śmiertelnych związanych było z... końmi i krowami ! Podobnie wyglądają dane z USA: tam konie, a także świnie i krowy okazują się dla ludzi dużo groźniejsze od rekinów, pum, niedźwiedzi, czy grzechotników. Ze zwierząt dzikich smiertelnie groźny zaskakujaco często okazywał się jeleń, ale pod względem "skuteczności" też odstawał od koni. Jeśli więc bardzo boicie się przypadkowych spotkań z groźnymi zwierzętami, najlepszą radą będzie... wyjść ze stajni.

A jeżeli jednak mimo wszystko zdecydujecie się na konną przejażdżkę o zachodzie słońca po plaży w Łebie, to pamiętajcie, że i w naszym swojskim Bałtyku czają się rekiny. To nie żart ! Na szczęście najbardziej rozpowszechionym tam gatunkiem jest koleń pospolity, który dochodzi do zaledwie 100 cm długości (samce) i 160 cm (samice). Żywi się tylko rybami, skorupiakami i głowonogami, sam zaś natomiast jest bardzo ceniony jako potrawa na ludzkich stołach. Jest też rekinek psi (paradoksalnie zwany także kocim), który dorasta przeciętnie do "aż" 60-75 cm długości, a maksymalnie do 100 cm i 3 kg masy ciała. Równiez jest poławiany jako ryba konsumpcyjna i też nie stanowi zagrożenia dla człowieka. Pamiętajmy jednak, że "tuż za miedzą", na styku Niemiec, Szwecji i Danii zaczyna się łańcuszek cieśnin: Wielki i Mały Bełt, Kattegatt i Skagerrak, a za nimi jest Morze Północne i Atlantyk, gdzie nasze rybeńki są na porządku dziennym i korzystają z tychże cieśnin. Widywano tam rekina-młota (1937, Kattegat, Dania) i żaracza białopłetwego (2004, Gullmarsfjorden, Szwecja). Żarłacz białopłetwy ma około 4 metrów długości i 150 kg wagi; głowomłot osiąga maksymalnie 5 metrów długości. Oba gatunki są potencjalnie niebezpieczne i odpowiedzialne za wiele ataków na ludzi. Zwłaszcza żarłacze często są pierwsze na miejscu morskich katastrof i nieraz atakują tych, którzy znaleźli się wtedy w wodzie. Jakby tego było mało trafia się też drapieżny sześcioszpar szary (3-5 m)... Florida Museum of Natural History odnotowuje zaś 1 atak rekina na Bałtyku w Zatoce Botnickiej (w roku 1992). No i teraz "gwóźdź programu": w 2007 roku rekina złapali w sieci rybacy z... Kołobrzegu ! Jest to rekin zwany żarłaczem śledziowym. Że co, że pewnie tak się nazywa, bo wygląda jak śledż ? O nie ! Waga ciała ? Nawet ponad 200 kilogramów. Długość ? Nawet do 3,5 metra. Wygląd ? Jak na zdjęciu poniżej. W Sieci jest niejeden "news" o ataku tej rybeńki na człowieka. No, to kto pierwszy z koniem do wody ?...



P.S. A jeżeli ktoś z Was sądzi, że na Florydzie zagrożeniem dla koni prócz rekinów mogą być też wspomniane na początku aligatory, to owszem, może mieć sporo racji, bo i wodne ataki krokodyli na konie się tam zdarzały. Jednakże dla równowagi proponuję obejrzenie w wolnej chwili tego oto filmu. Podczas oglądania uprzejmie proszę zwrócić szczególną uwagę na to, kto jest stroną atakującą i dlaczego...







Zródła:

https://www.abc.net.au/news/2018-11-27/sharks-snakes-crocodiles-horses-australias-most-dangerous/10534786
https://www.readersdigest.ca/culture/dangerous-animals-deadlier-than-sharks/
https://www.tripadvisor.com/FAQ_Answers-g34607-d4356688-t4406402-What_about_sharks.html
https://www.smh.com.au/national/shark-mauls-horse-in-brisbane-river-20050324-gdkzmd.html
https://books.google.pl/books?id=7pQtUto4b7IC&printsec=frontcover&hl=pl#v=onepage&q&f=false
https://www.thesun.co.uk/news/6845851/shark-week-weird-things-eat-stomach/
https://www.qt.com.au/news/apn-shark-mauls/83637/
https://trove.nla.gov.au/newspaper/article/32847286
https://www.mentalfloss.com/article/593047/first-underwater-film-footage-features-shark-and-dead-horse
https://www.tvp.info/3143214/nurek-nagral-atak-rekina
https://www.telegraph.co.uk/news/2018/05/14/man-hospital-shark-attack-cornish-coast/
https://www.floridamuseum.ufl.edu/shark-attacks/maps/