Tak wygląda achał-tekińska klacz Ross, uznana w 2013 roku za najpiękniejszego konia na świecie. Zapewne na potrzeby sesji
zdjęciowej potraktowano ją jakąś upiększającą chemią, ale faktem jest, że jej sierść tak, czy siak jest niezwykła. I nie chodzi
tu tylko o kolor i wyjątkową miękkość, ale też o blask. Zapewne każdy posiadacz konia chciałby, aby jego rumak miał taką. Co
jednak zrobić, skoro sierść naturalnie nie lśni - nie tyle z powodu kurzu, co z powodu swojej słabej jakości ? Wiadomo, słaba
okrywa włosowa u każdego zwierzęcia jest oznaką jeśli nie poważnych problemów ze zdrowiem, to przynajmniej pewnych niedoborów,
które tak własnie dają o sobie znać. Osłabienie organizmu albo nie dostrzeżone dotąd schorzenia (np. zarobaczenie) mogą objawić
się właśnie poprzez zmatowienie sierści. Dlatego tak ważne jest nie tylko odpowiednie żywienie, indywidualnie dostosowane do
potrzeb konia, jak również stały nadzór nad stanem zdrowia: regularne odrobaczanie, kontrola zębów, a jeśli jest okazja (wizyta
weterynarza) - także np. badania laboratoryjne kału i krwi. Co jednak zrobić, jeżeli wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują,
że koń jest ogólnie zdrowy i odżywiony, a jednak sierść ma matową, a włosy łamliwe ?
Czynnikiem kluczowym jest właściwa dieta. Być może zwierzę mając zaspokojone potrzeby energetyczne ma jednak jakieś niedobory.
Z punktu widzenia okrywy włosowej najważniejsze jest dostarczenie odpowiedniej ilości tłuszczy oraz witamin A (retinole) i H
(biotyna), w mniejszym stopniu także"wspomagających" witamin D i E. Niedobór witaminy A objawia się m.in. właśnie poprzez słabe
włosy, kruche i wolno rosnące kopyta, suchość skóry, brak apetytu, ubytki sierści, skłonności do biegunek, może prowadzić do
ślepoty zmierzchowej; uwaga: jej nadmiar może zmniejszyć uwapnienie kości, a to w skrajnych przypadkach oznacza osteoporozę
i bóle stawów. Natomiast niedobór witaminy H u koni zdarza się bardzo rzadko, gdyż sporo jej w owsie. Ten niedobór objawia się
stanem zapalnym skóry, przedwczesnym siwieniem i wypadaniem włosów, wysypką, także podwyższonym poziomem cholesterolu i stanami
zapalnymi jelit. Produktami roślinnymi bogatymi w witaminę A są marchew i dynia, w H - marchew i szpinak. witaminę D koń sobie
wytworzy sam, o ile ma kontakt ze słońcem, a E dostanie razem z trawą - jak widać codzienne wypuszczanie koni na wybieg i wypas
w sezonie na pastwisku mają swój głęboki sens. Nie oznacza to jednak, że trawa pastwiskowa zapewni pokrycie zapotrzebowania
konia na witaminy inne niż E. Np. witaminy A w trawach najwięcej jest wiosną i jesienią, zaś latem - mniej. W sianie z kolei
jej zawartość spada o połowę już po pół roku, więc zimą, gdy koń jest będzie karmiony tylko sianem, może mieć tej witaminy
niedobór. Także w sianokiszonce zawartośc witamin zależy nie tylko od składu traw, czasu zebrania materiału do zakiszenia oraz
sposobu kiszenia. Z kolei zawartość witamin A i D w owsie, jęczmieniu, czy siemieniu wynosi dokładnie zero.
Warto przemyśleć sobie kwestię uzupełnienia końskiej diety o olej roślinny. Olej zawiera kwasy tłuszczowe omega-3, zwiększające
elastyczność skóry, prócz tego wykazuje działanie przeciwzapalne oraz łagodzące. Regularnie stosowany nadaje sierści połysk
i zdrowy wygląd; jest też źródłem wolno uwalnianej energii. Tu od razu bardzo ważna uwaga: nie powinien to być olej rzepakowy.
Wbrew temu, co głoszą niektóre portale rolnicze, produkty pochodzące z nasion rzepaku nie powinny być stosowane w żywieniu koni,
gdyż choć w kalkulacjach kosztów może dawać oszczędności, ma też niepożądane skutki uboczne. Nasiona mają ok. 43% tłuszczu i ok.
22% białka ogólnego, przy tym ku zawierają dużo tzw. glukozynolanów. Choć związki te mają pod pewnymi względami działanie
prozdrowotne (np. przeciwnowotworowe), to jednocześnie zaburzają metabolizm jodu, co źle na pracę tarczycy. "Rzepakopochodne"
pasze mają mało wapnia, sodu oraz mikroelementów, a zbyt duża ich dawkamoże spowodować ogólnie zaburzenia trawienia. Nadają się
więc one dla będących "żywymi przetwórniami pasz" krów i dla wszystkożernych świń, ale nie dla koni. Nie zaleca się też stosowania
oleju kukurydzianego, gdyż zbyt duża zawartość kwasów omega 6 może przyspieszać tworzenie się stanów zapalnych. W przypadku koni
powinno się stosować tylko olej słonecznikowy lub lniany, co z czasem powinien poskutkuje połysk okrywy włosowej na włosiu. Za
ilość bezpieczną tłuszczu w diecie uważa się 10% dawki paszy treściwej - czyli jeśli koń dostaje dziennie kilogram owsa (w kilku
ratach), to można dodać do paszy do 100g (1/3 typowej szklanki) oleju (również w ratach). Niektóre portale zalecają tez olej
z ostropestu plamistego, która to roślina jest gdzieniegdzie w Polsce uprawiana, jednak jest to zabawa nieopłacalna. Olej
słonecznikowy daje się kupić za 7-8 zł/litr, lniany - za 22 zł/litr, ale oleju z ostropestu nie dostanie się za mniej niż
ok. 45 zł/litr. Podawanie oleju można łączyć z podawaniem tranu, zawierającego prócz witaminy A także witaminę D (w podobnej
dawce). Należy jednak zwrócić uwagę, że tran również zawiera dużo kwasów omega 6, a jego walory smakowe są dla koni wątpliwe.
Zamiast oleju lnianego można podawać siemię lniane, które wprawdzie zawiera kwasy tłuszczowe, ale w mniejszej koncentracji.
Działa ono też ochronnie na przewód pokarmowy. Siemię niegdyś podawało się jako element meszu, głównie w okresie zimowym
i nie częściej niż 2 razy w tygodniu. Siemię obowiązkowo gotowało się przez dłuższy czas, przez co przybierało ono postać
galaretowatą (nazywaliśmy to w żartach "glutoplazmą"). Miało to zapobiegać "galaretowaceniu" już w przewodzie pokarmowym
i kolkom. Później przyszła moda na jego mielenie bez gotowania. Dziś już wiadomo, że korzystne, pobudzająco-rozwalniające
działanie siemienia mają tylko całe nasiona oraz że bez względu na to, czy się je zmieli, czy nie, trzeba je gotować, gdyż
zawierają toksyczne alkaloidy, szkodzące wątrobie. Gotowanie niszczy alkaloidy, ale jednocześnie neutralizuje też nieco
kwasy tłuszczowe, więc efekt działania siemienia na sierść będzie niestety mniejszy, niż można by oczekiwać.
Można również podawać suplementy, które mają za zadanie działać korzystnie na końską skórę i sierść. Suplementy mogą być
pomocne, nie są jednak konieczne przy odpowiedniej diecie opartej na produktach naturalnych. Jeśli jednak zdecydujemy się
na nie, dobrze byłoby skonsultować się wcześniej z lekarzem weterynarii. Wprawdzie prawo wymaga podawania na produktach
spożywczych ich składu, więc można by pokusic się o własnoręczne bilansowanie, ale bądźmy szczerzy: nie zawsze informacje
na etykietkach są wiarygodne. No i trzeba pamiętać, że producenci suplementów "pompują" nieraz ceny do granic absurdu,
podpierając się różnymi "cudownymi" dodatkami - np. jeden z dystrybutorów biotyny reklamuje dodatek "słodkowodnych alg
chlorella", co ma zapewniać prawidłowy wygląd skóry i sierści koni. Brzmi wzniośle, ale każde dziecko z podstawówki powinno
wiedzieć, że owa "słodkowodna alga chlorella" to zielone, nitkowate zielsko, nadzwyczaj często spotykane w praktycznie każdym
jeziorze, rzece i rowie melioracyjnym, w którym czystość wody pozwala jeszcze na istnienie jakiegoś życia. Inny (bardzo zresztą
znany) producent w składzie podaje: algi 22%, potem pada kilka innych nazw, a następnie... algi 5%. To ile jest tych alg - 5,
22 czy 27 procent ? Jeszcze inny zachwalając swój towar wymienia obok siebie w składzie olej z wiesiołka oraz oenothera. Sęk
w tym, że ta druga nazwa jest łacińską wersją tej pierwszej. W suplementach spotkamy też mieszanki, istną litanię olejów:
z kiełków pszenicy, z pestek dyni, sojowego, arganowego, kokosowego, ryżowego - tylko... po co ? I jeszcze jedna rzecz: często
pasze prefabrykowane i dodatki paszowe zawierają zbyt wiele białka; to może często stać się jednym ze źródeł kłopotów z - ot
paradoks - sierścią. Przebiałkowanie jest szkodliwe w dłuższej perspektywie czasu. Zmiany wynikające z niego początkowo są
widoczne właśnie na skórze. Sierść staje się matowa, wypada, skóra swędzi. W dłuższej perspektywie powoduje niewydolność
wątroby.
Jeśli chodzi o suplementy, to w zasadzie jedyną bezpieczną substancją, której nie da się przedawkować, jest witamina H, czyli
biotyna, która dla właściwej przyswajalności powinna byc podawana z witaminą K, miedzią i z cynkiem. Cynk także odpowiada za
regenerację naskórka, stan sierści i gojenie się ran. Jego niedobór zwiększa ryzyko miejscowych infekcji, zmian skórnych (np.
złuszczeń), wypadania włosów. Miedź z kolei wpływa na jakość tworzywa rogowego, z którego jest zbudowany włos, nadając mu
elatyczność. Bierze też udział w syntezie melaniny (pigmenty skóry, włosów i oczu).
Przyswajanie biotyny poprawia również metionina, która bierze udział w syntezie keratyny będącej budulcem włosów. Metioninę
w pokarmach "koniowych" znajdziemy głównie w kukurydzy. Biotynę i wszystkie wymienione tu substancje "wspomagające" można
znaleźć w owsie, siemieniu lnianym, orzechach, drożdżach, warzywach, jajkach - i to wyjaśnia, dlaczego jajka, czy drożdże
zalecał swego czasu w swoim "flagowym" dziele prof. Jerzy Zwoliński. Z drugiej jednak strony współczesna teoria głosi, że
w surowych białkach jest awidyna, która wiąże biotynę, przez co uzyskany efekt będzie żaden. Jajka można więc sobie odpuścić,
za to bogatą w biotynę wiosenną trawę oraz warzywa w diecie konia należy uznać za bardzo wskazane - co zresztą (mam nadzieję)
nikogo z czytających ten tekst nie zdziwi. A suplementy ? Cóż, stosujmy, najlepiej w okresach jesieni i zimy; ale powtórzę:
pamiętajmy, by ich użycie (jak też każde inne większe zmiany w żywieniu naszych koni) skonsultować z weterynarzem.
Zródła:
#https://gallop.pl/blyszczaca-siersc-u-konia/
https://gallop.pl/lsniaca-konska-siersc/
https://sklep.hippovet.pl/blog/przepis-na-piekna-i-zdrowa-siersc/
https://www.zabookuj.eu/2018/03/07/suplementacja-konia-okresie-wymiany-siersci/