O polskiej szarży w wąwozie Somosierra




czyli: "Dał nam przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy"

23.12.2020



Każdy rozpozna (mam nadzieję) powyższy cytat z naszego hymnu. Jest to wyraz "legendy napoleońskiej", którą tworzyły ogromne rzesze ludzi walczących u boku Napoleona. Ludzi, którzy widzieli w nim szansę na wyzwolenie się spod panowania obcych mocarstw - czyli w pierwszej kolejności Polacy, którym kilkadziesiąt lat wcześniej ostatecznie zabrano Rzeczpospolitą. Tak na marginesie: Bonaparte z pochodzenia nie był Francuzem, lecz (jeszcze jako Buonaparte) Włochem i dopiero w wieku 10 lat zaczął się uczyć francuskiego. Tym językiem do końca życia posługiwał się mówiąc z silnym akcentem korsykańskim. Był też postacią nieco kontrowersyjną, bynajmniej nie składającą się z sanych zalet. Jednak dla ówczesnych Polaków był uosobieniem wielkich nadziei o odzyskanie państwowości i niepodległości, więc licznie wstępowali oni do armii francuskiej, zachęceni wieściami o kolejnych podbojach Francji kosztem Austrii i Prus. Polacy we francuskich szerwgach starali się też o utworzenie oddziału w Gwardii Cesarskiej, do czego Cesarz przekonał się podczas kampanii w Polsce (1806/7). Początkowo była to tzw. Gwardia Honorowa Polska, która składała się z polskiej młodzieży arystokratycznej i szlacheckiej, a postawa w polskich bitwach (np. pod Pułtuskiem) była jednym z powodów utworzenia "pełnowymiarowego" oddziału polskich szwoleżerów, co oficjalnie moiało miejsce 6 kwietnia 1807 r. w Finckenstein (dziś - Kamieniec Suski na Warmii). Pułk składał się wyłącznie z ochotników, ale przyjmowano wyłącznie osoby wysokiego stanu (magnaterię i szlachtę) posiadające odpowiednio wysoki majątek. Dowódcami byli przez to ludzie młodzi i niekoniecznie bardzo doświadczeni, niemniej dzielni i aż gotujący się do walki. Pierwsza kompania pierwszego szwadronu, licząca 125 koni pod dowództwem Tomasza Łubieńskiego, była gotowa do działań bojowych w czerwcu 1807.



Napoleon nieraz podkreślał niezwykłą bitność i ducha walki polskich szwoleżerów. Mial ponoć powiedzieć: "Dla moich Polaków nie ma rzeczy niemożliwych". Jednakże nie zawsze tak było i nie była to powszechna postawa w jego otoczeniu. Mimo wcześniejszych dowodów waleczności polscy kawalerzyści na ogół spotykali się ze strony Francuzów z lekceważeniem lub wręcz pogardą (zresztą i dziś jest brzydką cechą tej nacji patrzenie "z góry" na wszystko, co nie jest francuskie). Sam Bonaparte zresztą oół żołnierzy traktował dość przedmiotowo - był autorem słów: "Wojsko tworzy się po to, żeby można było zabić żołnierzy". Natomiast jest faktem, że stosunek Francuzów do Polaków mocno zmienił się "in plus" po bitwie na przełęczy Somosierra. Nazwa ta zapewne obiła się o uszy wielu, natomiast chymba nieliczni wiedzą coś wiecej na ten temat. Bitwa i jej kontekst historyczny są bardzo dokładnie opisane w wielu książkach i na wielu stronach internetowych, kto ciekawy, ten poczyta - tu tylko w dosłownie kilku zdaniach: Napoleon w owym czasie władał niemal całą Europą za wyjątkiem Rosji Hiszpanii, Portugalii i Wielkiej Brytanii, z którą prowadził wojnę. W ramach tej wojny dążył do całkowitej blokady Wysp Brytyjskich, a aby to isiągnąć musiał podporządkować sobie właśnie Hiszpanię i Portugalię. Co też uczynił w listopadzie 1807 roku, gdy wkroczył na Półwysep Iberyjski, mianując jednocześnie królem tego kraju swego brata Józefa. Jednak już w maju 1808 roku wybuchło powstanie ludowe Dos de Mayo, które szybko objęło całą Hiszpanię. Aby odzyskać nad nią kontrolę Napoleon osobiście poprowadził kampanię wojskową Idąc najkrótszą i teoretycznie bezpieczną drogą na Madryt wojsko francuskie musiało pokonać przełęcz Somosierra w górach Ayllón. Nie było to łatwe, gdyż teren był górzysty (choć zdecydowanie nie aż tak, jak ukazuje go fantazja wielu dawnych i bardziej współczesnych malarzy-batalistów, czyniących z tej okolicy conajmniej Alpy, a nieledwie Himalaje). Okazało się jednak, że Francuzi musieli stawić czoła hiszpańskiemu ruchowi oporu, który wykorzystując zalety terenu krył się w kluczowych miejscach i mimo słabego przygotowania zdołał dzięki temu skutecznie zatrzymać natarcie. Droga była górzysta i kręta, a w czterech miejscach na zakrętach Hiszpanie pod dowództwem generała San Juana ustawili na tej ważnej strategicznie drodze grupy armat i niewielkie oddziały piechoty. Dodatkową trudnością było to, ze droga z obu stron była ogrodzona kamiennym murkiem, uniemożliwiającym kawalerii rozwiniecie szyków. Dzięki temu Hiszpanie małymi siłami mogli bronić przejścia praktycznie w nieskończoność - przynajmniej w teorii.



O tym, jak ważne było to przejście niech świadczy fakt, że była to jedyna bitwa, którą Napoleon poprowadził w Hiszpanii własnoręcznie. Nie było łatwo. Po kilku nieudanych próbach przebicia się Napoleon zarządził desperacki atak jeźdźców polskiej lekkiej kawalerii, którzy mu towarzyszyli. Generał Louis Pierre Montbrun, któremu podlegał szwadron oraz marszałek Louis Alexandre Berthier po rozpoznaniu terenu zameldowali Cesarzaowi, że szarża wprost na armaty jest niemożliwa, ale Napoleon miał odpowiedzieć: "Zostawcie to Polakom !" i wydał rozkaz ponownie. Polskim szwadronem złożonym z około 120-140 ludzi (różne źródła podają: od ok. 50 do nawet 200) dowodził Jan Leon Kozietulski. W skład szwadronu wchodziły 3 kompania kapitana Jana Nepomucena Dziewanowskiego i 7 kompania kapitana Piotra Krasińskiego. Dla wielu żołnierzy i większości oficerów miała to być pierwsza w życiu bitwa. Według wersji nieoficjalnej, ale najprawdopobniej prawdziwej Kozietulski rozkazał: "Naprzód, psiekrwie, cesarz patrzy !" (wersja oficjalna: "Naprzód ! Niech żyje Cesarz !) i szwoleżerowie zbrojni w szable ruszyli galopem.



Na piewszym stanowisku pod ogniem artylerii i karabinów Kozietulski stracił konia, został lekko ranny i wycofał się, a komendę przejął Dziewanowski. Polacy przeszli jak burza przez pierwsze dwa stanowiska baterii, szybkość sprawiła, że mimo salw Hiszpanom nie udało sią ataku powstrzymać. Na trzecim stanowisku zdążyli się jednak lepiej przygotować i stawili większy opór. Dziewanowski został ciężko ranny, a straty własne były większe. Do ostatniej, najsilniej obsadzonej baterii prowadziła bardziej stroma droga. Dowodzenie objął podporucznik Andrzej Niegolewski, który wracając z patrolu nie brał udziału w początkowej fazie ataku, ale ze swoim oddziałem szybko dogonił towarzyszy. Tu straty były większe - sam Niegolewski padł przygnieciony zabitym koniem i został otoczony przez Hiszpanów, dobijających go bagnetami oraz strzelających mu "z przyłożenia" w głowę. Co ciekawe, ten 21-latek przeżył i dożył 70-ki jako jeden z bardzo szanowanych działaczy społecznych w Wielkopolsce. Stanowisko jednak udało się zdobyć, Hiszpanie zaczęli się cofać, a potem uciekać. Ostatnim Polakiem, który zginął w tym straceńczym ataku, był wachmistrz Wiktor Roman, wcześniej dwukrotnie ranny. Dziewanowski, któremu kula armatnia urwała nogę, zmarł 5 dni po bitwie. Łącznie straty polskie wyniosły 57 ludzi, (w tym 22 zabitych) oraz kilkadziesiąt (do 100) koni. Ocenia się, że szarża trwała zaledwie ok. 8 minut, więc jak się oblicza, odbywała się w tempie prawie 20 km/h, co "pod górkę" było tempem wręcz niesamowitym. Był to czynnik decydujący o zwycięstwie. Straty w koniach były bardzo wysokie (większość szwoleżerów kończyła bitwę pieszo), ale straty w ludziach były relatywnie niewielkie, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że atak szedł wąską uliczką wprost na armaty i karabiny. Szacuje się (źródła hiszpańskie), że po o bu stronach zginęło ok. 550 osób.



Gdy praktycznie było już "pozamiatane", raczyli pojawić się Francuzi, przybyły również pozostałe polskie szwadrony, które zaczęły ścigać uciekających Hiszpanów. W efekcie po przebyciu około 15 kilometrów zajęli "z marszu" pobliskie miasteczko Buytrago, rozproszyli oddziały hiszpańskie, wzięli wielu jeńców i przejęli sporo sprzętu przeciwnika. Ranny generał San Juan uciekł do Talavery, gdzie został zamordowany przez swoich własnych żołnierzy. W tym czasie francuscy piechurzy "dzielnie" zajęli całą okolicę. Tuż po bitwie do wąwozu nadjechał Cesarz, który był pod wielkim wrażeniem szarży. Jeszcze na polu bitwyodznaczył rannego Niegolewskiego krzyżem Legii Honorowej. Dzień po bitwie kazał pułkowi stanąć w szyku bojowym, po czym zdjął przed Polakami kapelusz i zawołał: "Cześć najdzielniejszym z dzielnych !", czyniąc to w obecności gwardzistów francuskich. Ci ostatni próbowali nawet potem upodabniać się do Polaków - na przykład pułk lansjerów holenderskich ubierał się w kopie mundurów polskich (tyle, że czerwone). Cóż, takie gesty niewiele kosztują - niestety jak podają źródła, Francuzi, którzy po bitwie opatrywali rannych polskich szwoleżerów i oswobadzali tych, których przygniotły padłe lub ranne konie, nie czynili tego chyba zbyt gorliwie. Generał Dezydery Chłapowski, który przez wąwóz przejeżdżał dwa dni po bitwie, widział nie uprzątnięte ciała szwoleżerów i spotkał kilku rannych, których dopiero na skutek jego ostrej interwencji zabrano do szpitala w Madrycie... Tego samego dnia Napoleon podyktował treść biuletynu opisującego bitwę. Chwalił Polaków, ale główne zasługi przyznawał głównodowodzącemu armią gen. Montbrunowi oraz majorowi Philippe de Ségur, kórego zasługa polegała w sumie na tym, że zawiózłszy Kozietulskiemu rozkaz ataku został i przyłączył się do szarżujących, stając się chyba jedynym francuskim reprezentantem w tej bitwie...



Z punktu widzenia taktyki trudno zrozumieć, dlaczego wojsko hiszpańske przegrało tak łatwo bitwę mając tak korzystną pozycję. Szarża nie była wcale zaskoczeniem. Nie miała żadnego wsparcia prawie do końca jej trwania i przez to teoretycznie miała bardzo niewielkie szanse powodzenia. Hiszpańskie źródła mówią, że według pobitwenych relacji kawalerzystów już na pierwszej baterii niektórzy Polacy widząc straty wątpili w zasadność kontynuowania ataku, jednak ci, którzy przeżyli, mówili, że właśnie niesamowita szybkość, "dzikość" i "straceńczość" ataku porwał ich do do kontynuowania walki. Prawdą też jest, że wojsko hiszpoańskie składało się w znacznej części z niedoszkolonych żołnierzy i ochotników, a ich morale było niskie ze względu na braki w zaopatrzeniu, wcześniej odniesione porażki i fakt osobistej obecności Napoleona. Sami Hiszpanie jednak przyznają, ze nawet te czynniki nie zwalniają hiszpańskich dowódców od odpowiedzialności, gdyż mogli oni wykazać się większą przewidywalnością i wręcz zapobiec nawet samej róbie podjęcia tak niezwykłej szarży, której nigdy wcześniej w historii wojskowości nie było.

Wydarzenie znalazło swoje trwałe miejsce w historii wojskowości. Co tu kryć, piękna to karta z historii polskiej kawalerii, a że "okołokonikowa", więc zdecydowałem się ją tu przytoczyć. Wielkim bodźcem zaś do "spłodzenia" tego tekstu było kilka wyczytanych niezwykłych faktów. Otóż istnieją w Hiszpanii stowarzyszenia, które wiernie odtwarzają przebieg bitwy - co by nie mówić, przegranej i będącej początkiem końca powstania, w dodatku połączonej z niechlubnym zabiciem głównodowodzącego przez własnych wojaków.





W miejscu bitwy, w miasteczku o tej samej nazwie jest kaplica-pustelnia Nuestra Senora de la Soledad, na kórej widnieją dwie tablice upamiętniające bitwę. Jedną z nich, polska, umieszczona tu w roku 1933, jest poświęconą "polskim bohaterom bitwy pod Somosierrą", druga zaś, hiszpańska, "pamięci Hiszpanów i Polaków, którzy oddali życie w bitwie pod Somosierrą". Jest dla mnie rzeczą po prostu niesamowitą, że Hiszpanie potrafili tak uhonorować Polaków, którzy przecież w ten sposób istotnie przyczynili się do stłumienia ich ogólnonarodowego powstania ! To mniej więcej tak, jakbyśmy my wystawili pomnik carskiemu feldmarszałkowi Iwanowi Paskiewiczowi za zdobycie Warszawy podczas Powstania Listopadowego... Cóż, "Hiszpanie męstwo cenić umieją".







P.S. Zacząłem od cytatu z "Mazurka Dąbrowskiego", więc i nim zakończę. Powszechnie znamy jego pierwszą zwrotkę i chętnie śpiewamy ją co sił w płucach na meczach. Jadnak mniej osób zna drugą, jeszcze mniej - trzecią. Te trzy powinno się śpiewać podczas uroczystości, więc czwartą znają chyba tylko naprawdę nieliczni. A szkoda, bo szczerze mówiąc ma ona równie wielką wartość, co ta pierwsza, "bojowa":

Nemiec, Moskal nie osiędzie, gdy jąwszy pałasza, hasłem wszystkich zgoda będzie i ojczyzna nasza.


Ostatnie słowa polecam zwłaszcza miłośnikom PiS-u, którzy chyba mają jakąś inną, "swoją" ojczyznę, a jak pokazuje codzienność, o zgodzie w ich wykonaniu nie ma co nawet pomarzyć...



Zródła:

https://ciekawostkihistoryczne.pl/2017/02/15/ten-krwawy-tyran-doprowadzil-do-smierci-milionow-ludzi-nadal-uwaza-sie-go-za-bohatera/
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_pod_Somosierr%C4%85
https://www.atlasobscura.com/places/battle-of-somosierra-memorial
https://weaponsandwarfare.com/2018/12/05/the-battle-of-somosierra-30-november-1808/