Były poseł PSL i wiceprzewodniczący Sejmiku Województwa Małopolskiego, pan Jacek Soska, od 1981 roku
prowadzi 32-hektarowe gospodarstwo rolne w miejscowości Jeżówka (za Zawierciem, powiat olkuski, ok. 50 km
od Sączowa), w którym hoduje konie. Półtora roku temu zaskoczył wszystkich organizując na krakowskich
Błoniach wypas owiec, a potem ogłaszając projekt zorganizowania tamże wyścigów konnych pod nazwą Wielka
Krakowska, w ramach których miałoby się odbyć 11 gonitw. Wypas odbywał się pod hasłem promocji kultury
pasterskiej, wyścigi miały być nawiązaniem do dawnych tradycji hippicznych Krakowa. Trzydniowy wypas owiec
był o tyle kontrowersyjny, że kosztował grubo ponad 100 tysięcy złotych i z pewnością dałoby się bez żadnego
trudu znaleźć dla tych pieniędzy mnóstwo o wiele pożyteczniejszych celów. Wyścigi wzbudziły jeszcze poważniejsze
zastrzeżenia, bo odbytwać się miały "na dziko", bez należytej organizacji i bez odpowiedniego przygotowania
nierównej i pełnej kretowisk, a przez to potencjalni niebezpiecznej łąki. Owszem, w 2008 roku na Błoniach
odbywały się zawody skokowe, ale przygotowania do nich trwały pół roku (a np. na torze na Służewcu do
weekendowych gonitw podłoże przygotowywane jest przez pięć dni, z wykorzystaniem aż 16 utwardzających
podłoże walców). Zastrzeżenia zgłaszali trenerzy słusznie zauważając, że nie można narażać koni na urazy
tylko dla czyjejś przyjemności. Zastrzeżenia zgłaszali i urzędnicy, nie w pełni poinformowani o tym, gdzie
dokładnie ma się znajdować tor, jakie będą zabezpieczenia, ile koni wystartuje, w jaki sposób po imprezie
łąki zostaną doprowadzone z powrotem do stanu pierwotnego itd.
W przypadku pana Soski ideą oczywistą było wykorzystanie tego typu wydarzeń na potrzeby kampanii wyborczej.
Oczywiście Główny Zainteresowany temu zaprzeczał, ale w te zaprzeczenia nie wierzył chyba nikt trzeźwo
myślący. Sam fakt chęci popularyzacji jeździectwa był niewątpliwy i musiał w każdym miłośniku koni wzbudzić
pewne uznanie tym bardziej, że pan Soska zamierzał wyłożyć na cel wyścigów sporo własnych środków. Z drugiej
wszakże strony pewien... powiedzmy: niesmak budziło we mnie nienależyte moim zdaniem zainteresowanie pana
Soski bezpieczeństwem koni. Z trzeciej wiadomym jest jego zaangażowanie w sprawy wyścigowe, np. współudział
w dalszych próbach reaktywacji wspomnianej Wielkiej Krakowskiej w nowo zarejestrowanym przez Polski Klub
Wyścigów Konnych Krakowskim Torze Wyścigów Konnych w miejscowości Dąbrówka - Buczkowo koło Bochni...
Pan Soska kilka dni temu po raz kolejny zaistniał w mediach za sprawą koni. Radny sejmiku małopolskiego
przyjechał do pracy... konno ! W 3 godziny pokonał niespełna 50 kilometrów, by w ten nietypowy sposób
zwrócić podczas sesji sejmiku uwagę na zbyt małą jego zdaniem liczbę miejsc parkingowych przed urzędem
marszałkowskim. Radny chciał też zwrócić uwagę na to, że urzędnicy dojeżdżają do urzędu samochodami, zamiast
korzystać z komunikacji miejskiej. W efekcie w okolicy urzędu brak miejsc parkingowych, a problemy z parkowaniem
mają nie tylko pracownicy, ale i okoliczni mieszkańcy, którzy nie mogą zaparkować swoich aut przy swoich domach.
Ponoć gdy pan Soska zwrócił na to uwagę, w urzędzie marszałkowskim powiedziano mu żartem, by przyjeżdżał konno -
więc tak też zrobił. "Podróż do pracy na koniu wyszła mnie taniej i zdrowiej, niż przyjazd autem" - powiedział.
Jak widac na zdjęciach koń o imieniu Fisher po podróży był w zdecydowanie niezłej kondycji, podobnie zresztą,
jak i jego jeździec. Przez czas trwania obrad wierzchowiec odpoczywał pod nadzorem na trawniku przed urzędem.
Oczywistością jest, że taki sposób dojazdu do pracy na co dzień nie ma racji bytu. Pokonanie codziennie
w sumie 100 km to dla konia zbyt wielkie obciążenie, a dla człowieka zbyt duża strata czasu. Sam przejazd
przez zatłoczone miasto dla niejednego konia byłby też zbyt dużym stresem i ryzykiem. Wreszcie w żadnym z naszych
miast nie ma miejsc postojowych, w których dałoby się przez 8 lub więcej godzin pracy trzymać konia w należytych
warunkach i pod właściwą opieką. Jeśli więc nie samochodem, to już lepszą, tańszą i bardziej "miejscooszczędną"
alternatywa dla konia byłby rower. Tak myślałem, ale... Ale w tym momencie przypomniał mi się widziany nieraz
w Anglii widok młodych i starszych jeźdźców na folblutach, jadących po wąskich i pozbawionych pobocza, a ruchliwych
drogach. Widziałem na takich ulicach dzieciaki w zastępach, na koniach, prowadzących podczas wierzchem w ręku
drugie konie, a całość mijały na dosłownie centymetry ogromne TIR-y. Ani konie, ani ludzie nie robiły sobie
z tego absolutnie nic. Czyli: jak widać teoretycznie dałoby się.
Dało się i praktycznie - dwa lata temu Chiny zorganizowały spektakularną akcję, o której informowała
agencja prasowa Xinhua. Ponad 1500 mieszkańców 19 tamtejszych chińskich jeździła do pracy konno. Akcja
promowała zdrowy tryb życia w związku ze Swiatowym Dniem środowiska. Miała pokazać, że koń jako środek
transportu jest tani, ekologiczny no i atrakcyjny. Była to promocja zdrowego życia, bez spalin i benzyny.
Aby akcja się udała, wytycznono dla koni specjalne trasy. Konie zostały specjalnie wybrane do tej akcji
pod kątem niepłochliwego charakteru. Jednak koordynujący akcję dyrektor ds. promocji Chińskiego Towarzystwa
Hippicznego Wu Ganfeng rozsądnie przy tym zauważał:
"Nie zachęcamy, by Chińczycy wybierali ten środek
transportu codziennie. Po prostu chcemy pokazać idee zdrowego trybu życia w czasach, gdy wiele osób cierpi
na dolegliwości związane ze zbyt intensywną pracą i brakiem należytych ćwiczeń fizycznych".
***
Dodane po roku: "Więc może by tak i u nas ?..." - tymi słowami zakończyłem kiedyś ten artykulik, rzecz jasna
traktując te słowa z przymrużeniem oka. Jak zwykle życie wszystko zweryfikowało. Pod koniec lipca 2014 znienacka
konno do pracy wybrała się... Sonia ! Miesiąc wcześniej przeprowadziła się z Meteorem do Mikołowa, zaś pewnego
dnia po prostu wsiadła na jego grzbiet i ruszyła w drogę do miejsca swojej pracy. Zdecydowaną większość trasy
biegła przez lasy panewnickie i park chorzowski przy zoo, jednak część - przez same Katowice. W ocenie pomysłu
różnimy się z Sonią diametralnie - dla niej świetna przygoda i prawdziwa próba zaufania; jednak ja, biorąc pod
uwagę znaną pobudliwość i płochliwość Meteora, uważam że była to zdecydowanie nierozsądna akcja. Przykładowo:
po drodze było m.in. pokonywanie wiaduktu nad bardzo ruchliwą DTS-ką. Wystarczyłoby jedno spłoszenie konia
i wszystko mogłoby skończyć się bardzo źle. Druga rzeczą, której nie pochwalam, jest jeżdżenie na takie wypady
w pojedynkę - w razie czego nie ma nikogo do pomocy. Tak więc cofam niniejszym wcześniejsze słowa, które mogłyby
być zachętą do takich wypraw. Amen !
Zródła:
http://www.poland.us/strona,25,11418,0,wyscigi-konne-na-bloniach.html#.UZvL06zrtSM
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,10410025,Kandydat_Soska_i_wyscigi_koni_na_Bloniach.html#ixzz2TxMOW8NX
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,10904019,Soska__owce_powroca_na_Blonia__beda_wyscigi_koni.html
http://wiadomosci.wp.pl/gid,15662061,kat,1342,title,Radny-Jacek-Soska-przyjechal-na-obrady-na-koniu,galeria.html
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/beda-jezdzic-konno-do-pracy,173542.html
fot. Meteora - Soniq