Zrzutka na fundację




czyli: czy warto ?...

20.12.2011


Dawno, dawno temu, w czasach, gdy byłem jeszcze studentem (ech, łezka się w oku kręci !...) oglądałem reportaż o czymś w owych czasach niesłychanym: o ludziach, którzy przygarnęli kilka koni w potrzebie, a ich marzeniem było zorganizowanie "pełnowymiarowego" schroniska dla koni. O schronisku dla psów słyszał każdy, ale jak to tak: dla KONI ?... W reportażu pani Scarlett Szyłogalis opowiadała historie swoich zwierząt, pokazywała m.in. konioa z makabrycznie zdeformowanym w wypadku pyskiem, któremu chciała zafundowac coś w rodzaju operacji plastycznej... Doskonale zrealizowany reportaż z pięknymi zdjęciami mógł poruszyć i zachwycić. Zrobił na mnie duże wrażenie mimo, że w tamtych czasach o koniu wiedziałem tyle, iż "jaki jest - każdy widzi". Gdy kilka lat później na poważnie "wszedłem w końskie klimaty", Fundacja Tara istniała nadal i rozwijałasię mimo rozmaitych przeciwności losu. Poznanie owych końskie klimatów niestety pokazało mi, że te rozmaite fundacje, grupy nieformalne i osoby fizyczne, głoszące chęć niesienia pomocy koniom, to w znakomitej większości albo przykłady naiwności, albo chęć usyskania dla siebie koni, albo wreszcie chęc łatwego osobistego zarobku pod pretekstem szlachetnych działań. Kolejne inicjatywy okazywały się albo oderwanymi od twardej rzeczywistości mrzonkami, albo (częściej) zwykłymi przekrętami - w dodatku wyjątkowo ohydnymi, bo przez swój "przekrętny" charakter tak naprawdę zniechęcającymi ludzi do pomocy zwierzętom tam, gdzie naprawdę taka pomoc jest potrzebna. Na tle tych mnogich cwaniaczków chyba tylko Tara jawiła jako organizacja działająca faktycznie dla dobra zwierząt. Mimo, że coraz częściej i dobitniej nagłaśniane były rozmaite arefacje z udziałem takiej, czy innej grupy "ratowników", Fundacja Tara pozostawała fundacją, do której - mówiąc kolokwialnie - nie było o co się przyczepić.

5 listopada na forum Re-volty ukazała się prośba o pomoc. Tara w 2010 roku pozyskała na drodze darowizny duży, zrujnowany obiekt pod Wrocławiem, który dotąd dzierżawiła. W 2009 roku przez obiekt w Piskorzynie przeszło tornado, niszcząc dachy. Fundacja musiała zaciągnąć roczny kredyt w wysokości 200.000 zł na remont. Kredyt miała spłacić z darowizn - odpisów 1% podatku za rok 2010. Okazało się jednak, że wpływy z odpisów były niższe, niż zakładano. Po zakupie paszy dla zwierząt fundacja nie była w stanie spłacić kredytu, którego zastawem miała być część budynków w schronisku dla koni. W przypadku nie spłacenia kredytu budynki miały zostac przejęte przez Bank, a Fundacja zapewne przestałaby istnieć. Czas na spłacenie kredytu mijał za 25 dni - 30.11.2011. Po tym terminie budynki miały zostać odebrane. Tara prosiła o wsparcie - przede wszystkim o wpłaty na konto Fundacji, także o przekazanie pieniędzy w formie pożyczki, którą chciano spłacić do końca lipca 2012 r. (zapewne z odpisów podatkowych za rok 2011).

Wiadomo: fundacje oparte tylko o darowizny łatwego życia nie mają, opieka nad setką koni wymaga nakładów, a wypadki losowe się zdarzają. Przeczytawszy to ogłoszenie byłem jednak dość mocno zdziwiony: dlaczego mając aż takie "tyły" finansowe i konieczność spłaty do zaledwie końca listopada, dopiero teraz Tara zabiera się za szukanie pieniędzy ? Ile tak w ogóle wynosi aktualne zadłużenie tej organizacji (bo 200.000 złotych, jak rozumiałem, była to kwota wyjściowa sprzed około 2 lat) ? Przecież część tego kredytu powinna była zostać do chwili obecnej spłacona... Chciałem wiedzieć dokładnie, ile tak naprawdę jest długu obecnie (w rozbiciu na kapitał i odsetki) oraz co szefostwo Tary zamierza z problemem zrobić prócz zorganizowania zbiórki pieniędzy. Ile by bowiem naprawdę nie wynosiło w tym momencie zadłużenie fundacji, kwota tego rzędu wielkości wydawała się nie do uzbierania w trzy i pół tygodnia. Dziwiłem się też, jak w ogóle można było wziąć roczny kredyt hipoteczny w takiej wielkiej wysokości - przecież przy oprocentowaniu rzędu 5,5% oznacza to konieczność spłacania miesięcznie rat w wysokości jakichś 17-18 tysięcy złotych ! Brać sobie coś takiego na głowę w sytuacji, gdy ma się przy tym potężne koszty normalnej, codziennej działalności (pasza dla koni itd.), nie prowadzi się w fundacji działalności zarobkowej ani nie oddaje koni odpłatnie w adopcję ?... Wreszcie: dlaczego budynki w Tarze nie były ubezpieczone od wypadków losowych typu huragan, czy pożar ?

Niestety wyglądało na to, że dotychczasowa polityka Tary w zakresie prowadzonej działalności powinna była być po prostu rozsądniejsza. Działalność oparta wyłącznie o darowizny tradycyjnie skończyła się problemami finansowymi; gorzej, że nie było żadnego pomysłu na to, by od darowizn uniezależnić się na przyszłość choć w części. Przeciwnie, tak naprawdę proszono tylko o kolejne pieniądze. Prośba o "przekazanie Fundacji pieniędzy w formie pożyczki, którą spłacą pod koniec lipca 2012 r." w kontekście nie spłacenia wcześniejszego kredytu raczej nie mogła być traktowana poważnie, bo skoro poprzedniego kredytu nie spłacono z uwagi na mniejsze od przewidywanych wpływy z odpisów podatkowych, to jest spore zagrożenie, że kolejny tez nie zostanie spłacony z tej samej przyczyny. Już tak kiedyś próbowano - "spłacano" kredyty nowymi kredytami w latach 70-tych za Gierka; czym to się skończyło - wiadomo, skutki wszyscy odczuwamy do dziś. Przykra była świadomość tego, że Fundacja popełniła błędy typowe dla innych fundacji. Jednak miałem w pamięci, że Tara była jak dotąd jedyną taką organizacją, co do której nigdy nie zgłaszałem żadnych większych zastrzeżeń. Nawalili ze spłata kredytu, budynki nie były ubezpieczone, ale roztrząsanie tego nic nie zmieni. Szkoda by było, żeby taka organizacja przestała istnieć, a na jej miejsce powstały pseudofundacje lub nawiedzeni zapaleńcy bez doświadczenia.

W tym momencie sama Fundacja złożyła kilka wyjaśnień. Okazało się, że nie można było ubezpieczyc budynków, bo w chwili ich przejęcia były w fatalnym stanie, wystarczającym dla potrzeb Tary, ale niewystarczającym dla potencjalnych ubezpieczycieli. Brakowało w dodatku ich dokumentacji, odbioru technicznego. Tylko jeden bank zdecydował się udzielić rocznego kredytu obrotowego pod zastaw. Możliwości zaciągnięcia kredytu długoterminowego, z niższymi ratami, nie było. Padło też zdanie: "Fundacja spłacała odsetki na bieżąco, a umowa z bankiem nie została nam wypowiedziana", co wyjaśniało kswetię wysokości zadłużenia.

O woli pomocy fiansowej poinformowała redakcja znanego miesięcznika "Koń Polski", sprawę nagłośniła też regionalna TVP z Wrocławia ([KLIKNIJ !]. Cóż, Tara przez wiele lat funkcjonowała bez "przekrętów", znanych z innych fundacji, więc uważałem, że warto pomóc. Warto było moim zdaniem tak sięgnąć do kieszeni, jak i nagłaśniać problem w sposób zachęcający innych do pomocy. "Nie popełnia błędu tylko ten, kto nic nie robi" - Tara zrobiła wiele dobrych rzeczy przez całe lata, jedno większe potknięcie nie powinno zmienić generalnie dobrej oceny tej organizacji. W przeszłości wielokrotnie dawałem wyraz temu, co sądzę o działaniach niektórych "ratowników" i odżegnywałem się od ich wspierania, Tarze natomiast byłem skłonny dać szansę, bo biorąc pod uwagę całokształt działalności uważałem, że jest tego warta. Ale dla ścisłości: byłem skłonny dać JEDNą szansę. Jeśli sytuacja za rok, czy dwa miałaby się powtórzyć, nie szukałbym za wszelką cenę kolejnych "okoliczności łagodzących". W tym momencie jednak coś się zmieniło, padły bowiem na forum głosy krytyczne, w tym taki oto: "Muszę to napisać. Znajoma pracowała w stajni z której wysłano do Tary dwa konie, dziś powiedziałam jej o całej akcji i zadzwoniła zmartwiona co się stanie z końmi. Usłyszała w telefonie że nie jest tak źle, jak jest napisane i trochę musieli ruszyć internautów."

W Internecie każdy może mówic co chce, a doświadczenie pokazuje, że często nie są to informacje w pełni pokrywające się z rzeczywistością. Forumowicze wiedząc to z rezerwą podeszli do tej opinii, prosząc Tarę o dane, które mogłyby rozwiać wątpliwości. Poproszono m.in. o skan umowy kredytowej i dotychczasowej korespondencji z bankiem. W odpowiedzi padło kilka uwag nie na temat (pod adresem osób mających wątpliwości) oraz... powiedzmy, że dalsze wiadomości. Można było się m.in. dowiedzieć, że:
1) wszystkich wątpiących Tara zaprasza do siebie "bo to najlepsze rozwiązanie", ale nie wierzy, że tychże wątpiących będzie stać na przyjazd i konfrontację [tylko po co tracić czas i pieniądze na wizyty, skoro skany dokumentów można wszystkim pokazać w internecie ?...].
2) każdy może sobie sprawdzić zadłużenie Tary w oddziale Banku PKO BP w Wołowie [już widzę, jak Bank radośnie i bez zastrzeżeń łamie prawo i udziela chronionych tajemnicą bankową informacji obcym ludziom...]
3) wszystkie sprawozdania są dostępne na stronie, a te, które nie są [czyli jednak nie wszystkie !] są niedostępne z powodu braku czasu na ich zamieszczenie, priorytetem jest bowiem opieka nad zwierzętami [szkoda, bo czas na udzielanie się na forum jakoś się znalazł mimo priorytetowej potrzeby opieki...]
4) wątpiący "plują jadem na oślep, nie mają wyobraźni i tak naprawdę serca", w ich życiu dzieje się niewiele, ich głównym problemem jest to, "czy trafią w klawisz Enter", a ich posty "to tylko ciąg znaczków układających się w zdania - nic nie wnoszące, nic nie dające nikomu" [aaa, to już - proszę o wybaczenie - zwyczajne chamstwo !]
5) tzw. Loża Szyderców nie zdaje sobie sprawy, przez co ludzie z Tary przeszli, "ile ciężkiej fizycznej i psychicznej pracy, ile samozaparcia, wysiłku, potu, łez i krwi wylanych przy tych pracach, ilu ludzi nam pomagało", że "Dla nas [Tary] realne życie składa się z wyjmowania z zamrożonej ziemi korzeni gołymi rękami, by zapewnić koniom bezpieczeństwo, dla nas życiem jest wyciąganie z wanien lodu zmarzniętymi rękami i proszę mi wiedzieć, że niejednokrotnie pracujemy też w burze do 3 czy 5 rano. Po to, by wszystko było jawne, czytelne i uporządkowane." [Hmm... pomijając stawianie siebie na piedestale i absurdalne sugerowanie, że pytający nie wiedzą, co to praca, to z tą czytelnością i uporządkowaniem w kontekście całej opisywanej tu sytuacji zdaje się średnio im wyszło...]
6) "Jest to duża kwota pieniędzy z jednej strony, ale z drugiej strony jest to 200,000 miasteczko, które może wpłacić po 1,00PLN i jesteśmy uratowani" [Znamienna jest infantylność takiego podejścia do sprawy, równie znamienny jest brak wyobraźni, pozwalający nazwać taką np. Częstochowę, Rzeszów, albo Kielce "miasteczkiem"...]

W tym momencie aż się prosiło powiedzieć tak: droga Taro, przerażająca jest nie ludzka podejrzliwość, którą nazywacie brakiem serca, lecz to, że ludzie niestety mają ku tej podejrzliwości ważne powody. Za tą podejrzliwość proszę nie winić ludzi, proszę za nią "podziękować" tym osobom i organizacjom, które głosząc hasła pomocy koniom - zawiodły na całej linii. Pisząc wszystko to, co tu się znajduje, nie neguję prawdziwości historii o konieczności naprawy dachu i palącej potrzebie zasilenia Was pieniędzmi. Rozumiem też, że wątpliwości drażnią Waszą miłość własną, ale wyciągając ręce po cudze pieniądze wypadałoby zachować się z większą kulturą i szacunkiem do bez wyjątku wszystkich potencjalnych darczyńców ! Bo w imię czego ktoś ma sobie odmawiać, żeby pomóc komuś, kto jest opryskliwy ? Napadanie na osoby pytające sprawia natomiast wrażenie (mam nadzieję: mylne), że Fundacji zależy tylko na jednym: by inni spłacili ich zadłużenie.

W tym natłoku słów padły też w sumie dwie ważne informacje:

1) Kredyt został przeznaczony "na remonty, ponieważ folwark w Piskorzynie trzeba było przystosować (...) by teren Schroniska nie był niebezpieczny dla tej naszej gromadki" (co w sumie jest zrozumiałe), ale też na inne rzeczy, m.in. na wypłaty dla pracowników (a to już zmienia nieco optykę patrzenia na działalność fundacji i nieco podważa prawdziwość opowieści o tym, że pieniądze pożyczono tylko na remont zniszczonych przez huragan dachów).

2) "Skany upomnień, których bank nam nie wysyła ?" - przez rok czasu Tara nie spłacała pełnych rat kredytowych, a mimo to bank nie upomniał się formalnie ani razu o swoje pieniądze ?!... Bank chce przejąć budynki bez upomnień i bez przestrzegania procedur windykacyjnych, bez propozycji ugody co do spłaty zadłużenia ?... Nie wierzę, zwłaszcza, że padło też zdanie po prostu dziwaczne: "Bank nawet stwarza nam problemy by przyjąć pismo od nas." Normalnie: cuda i dziwy !

Pojawiły się kolejne wątpliwości: Tara w chwili zaciągania kredytu gospodarstwo tylko dzierżawiła, nie było ono jeszcze jej własnością. Stało się nią w styczniu, tymczasem jak wynika z opisu, kredyt pod jego zastaw wzięty był wcześniej, w grudniu. Jak to możliwe ? Ponadto: gospodarstwo Tary liczy sobie 33 hektary. Dlaczego nie można było po prostu kawałka tej ziemi sprzedać i w ten sposób spłacić kredyt ?... To pytanie także pozostało bez odpowiedzi. I ostatnia sprawa: na internetowej stronie Ministerstwa Finansów jest lista organizacji uprawnionych do otrzymania 1% odpisów. Na pozycji 81 jest fundacja Tara - za rok 2010 otrzymała 685.528,75 zł. Tymczasem Fundacja Pegasus ma ok. 35 koni - rezydentów, a dostała ok. 308.000 zł, zaś Fundacja Centaurus, ogłaszająca się z ok. 150 końmi, dostała 325.000 zł. Prosty rachunek: obie te fundacje razem wzięte na "obsługę" prawie dwukrotnie większej liczby koni otrzymały łącznie mniej, niż Tara, a nie tylko nie proszą znienacka o setki tysięcy złotych kolejnych darowizn, lecz nawet stać takiego Centausura na prowadzenie drogich kampanii na populatnych portalach internetowych, czy w "Gazecie Wyborczej" ! Czy zatem lepiej gospodarują powierzonymi im pieniędzmi ? Może Szefostwo Tary powinno się zastanowić, czy np. remontując swoje gospodarstwo nie przesadziło z kosztami tego remontu, czy np. trzeba było inwestować w boksy gotowe, prefabrykowane, których cena zaczyna się od 1200 złotych za samą fasadę, czy nie taniej i lepiej było zwyczajnie zbudować boksów z cegieł ? Ktoś może mi teraz powiedzieć: nie twoje pieniądze, nie twoja sprawa - ja odpowiem: moją staje się poniekąd w momencie, gdy ktoś prosi o moje pieniądze.

Cóż, kolejna fundacja potrzebuje na gwałt pieniędzy, a kiedy pada prośba o uwiarygodniające dokumenty, zaczyna się arogancja i tupanie nóżką. Zamiast ucinających wszelkie wątpliwości dokumentów - sztuczny i niepotrzebny patos oraz besztanie tych, którzy ośmielili się wątpić. Słowem: to samo, co zawsze występowało, gdy zaczynano zadawać kłopotliwe pytania fundacjom, które zasłynęły z - łagodnie mówiąc - nieprawidłowości. Po czymś takim można tylko zastanowić się, czy faktycznie warto spieszyć z pomocą... Jak dla mnie - "ideał sięgnął bruku"...

To, że ludzie pytają, nie dziwi: są podejrzliwi, nie raz i nie dwa "przejechali się" na takim pomaganiu. Z drugiej strony: absolutnie nie jest prawdą, że pytający są ludźmi bez serca, którym chodzi tylko o to, by fundacji "przykopać" - na forum były nieraz prowadzone akcje pomocowe, a kilka z nich było bardzo, wręcz spektakularnie udanych, tyle tylko, że osoby proszące o pomoc ze spokojem udzielały wszelkich informacji i odpowiadały rzeczowo na nierzadko trudne i niemiłe pytania, odpierając zarzuty i rozwiewając wątpliwości. Zachowując się w ten sposób nie dały asumptu do plotek i konfabulacji.

Od każdej osoby proszącej o wsparcie oczekiwałem tylko trzech rzeczy:
1) żeby głównym celem, na który przeznacza się zdecydowaną większość sił i środków, była realna pomoc zwierzętom,
2) żeby działalność odbywała się bez kłamstw, półprawd, przeinaczeń, manipulacji i przemilczeń,
3) oraz żeby w całej działalności panowała totalna, wręcz ekshibicjonistyczna jawność.

Po dotychczasowych doświadczeniach wychodzi mi, że chyba frajer jestem i że oczekuję jednak zbyt dużo...





Zródła:

http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,72727.0.html