Ubezpieczenie konia - część 2




czyli: jak ubezpieczyć swojego rumaka

07.03.2017


Rzućmy teraz okiem na drugą analizowaną polisę firmy Polish Prestige, która kojarzy się z organizacją imprez w stadninach arabów w Janowie i Michałowie w latach 1996 – 2000 (zastąpiła ją następnie przez firmę Polturf w latach 2001 - 2015). Agencją Polish Prestige jest firma MGZ Gama - jedno i drugie to są małe "firmy rodzinne" pp. Marka Grzybowskiego i jego córki ze wspólną siedzibą przy ul. Reja 8 w podwarszawskim Piastowie. Podstawowe ubezpieczenie (dla koni powyżej 45 dnia życia) jest to "spolszczona" wersja umowy stosowanej przez brytyjską firmę XL Catlin, świadczącą ponoć tego typu usługi na niemal całym świecie (patrz: http://xlcatlin.com). Mówiąc ściślej: polisa jest wystawiona przez Towarzystwo Ubezpieczeniowe Catlin Underwriting Agencies Ltd. w imieniu Syndicate 2003 at Lloyd’s. Obejmuje każde ryzyko utraty konia w wyniku śmierci lub dobicia z konieczności - z powodu chorób, wypadków i kontuzji powstałych w okresie ubezpieczenia. Obejmuje także kradzież. Może działać nie tylko na terenie Polski, ale może nawet na całym świecie. Wypłacana jest kwota odszkodowania w wysokości 100% uzgodnionej wartości. Wymagane jest złożenie deklaracji zdrowia konia, a dla koni ubezpieczonych od kosztów leczenia - także świadectwa lekarza weterynarii (tego, który zwykle opiekuje się koniem i który zdecyduje się poświadczyć stan zdrowia i odpowiednie warunki w stajni). Ubezpieczenie kosztów leczenia, OC właściciela, utraty wartości konia, czy ubezpieczenie płodu są opcjami dodatkowymi (osobno płatnymi). Ubezpieczenie dotyczy tylko zgonu konia; ubezpieczenie kosztów leczenia bez zgonu to opcja dodatkowa i dotyczy wszelkich chorób i kontuzji, które rozpoczęły się w okresie ubezpieczenia, ale nie dotyczy badań i zabiegów profilaktycznych. W przypadku odszkodowania za koszty leczenia od kwoty odszkodowania potrącany jest udział 500 zł lub 15% sumy rachunków.

Od 2014 roku firma ogłasza się też, że po zaszczepieniu swojego konia na grypę i tężec każdy właściciel otrzyma promocyjne, bezpłatne, 4-tygodniowe ubezpieczenie od śmierci i eutanazji na sumę 5.000 zł. Warunkiem jest przysłanie do firmy formularza aktywacyjnego, który można otrzymać od lekarzy weterynarii - ale tylko współpracującymi z firmą. Ta polisa jest dostępna tylko dla koni rekreacyjnych, hodowlanych i roboczych (czyli: nie sportowych) w wieku od 3 do 14 lat, które w dniu szczepienia i aktywacji ubezpieczenia były zdrowe.

Ponieważ firma działa de facto jako agencja XL Catlin, wszystkie polisy są gwarantowane są przez Lloyd’s, jednego ze światowych liderów na rynku ubezpieczeniowym. Powinno to gwarantować pełną rzetelność, uczciwość i generalnie najwyższą jakość usługi - niestety przegląd warunków umowy pokazuje (moim zdaniem) coś innego. Po kolei:...



W umowie bardzo nie podoba mi się już początkowe (§ 2) zastrzeżenie, mówiące o tym, że naruszenie któregokolwiek (!!!) z warunków umowy zwalnia ubezpieczyciela w całości lub części od odpowiedzialności oraz może skutkować nieważnością roszczenia, do którego to naruszenie się odnosi. Co gorsza tu także za takie naruszenie warunków uznaje się sytuację, do której do ciężkiego urazu lub choroby doprowadził brak wiedzy nie tylko właściciela konia, ale też pracowników, rodziny, czy osoby wypożyczającej konia. Co gorsza już ten paragraf pokazuje, że umowa jest kiepskim, czasem wręcz nielogicznym i nie spełniającym wymogów poprawnej polszczyzny tłumaczeniem angielskiego oryginału - mówi się w nim np. o "przypadku gdy ubezpieczony posiada wiedzę o takich okolicznościach lub wydarzeniach", ale ani wprost, ani z kontekstu nie wynika, o jakich. Kolejny "kwiatek" logiczno-językowy: umowa automatycznie traci ważność w przypadku, kiedy koń podlega kwarantannie zarządzonej przez władze państwowe, publiczne lub lokalne "w związku z wybuchem lub podejrzeniem wybuchu choroby". Kuriozalne jest sformułowanie "wybuch choroby", bo wybuch choroby to nagłe zachorowanie pojedynczego osobnika, w przeciwieństwie do wybuchu epidemii, czyli masowych zachorowań, występowania w określonym czasie i na określonym terenie przypadków zachorowań w liczbie większej niż statystycznie oczekiwana. Z upierdliwo-formalnego punktu widzenia: przy takim zapisie każde (!) zachorowanie i padnięcie konia powoduje zwolnienie ubezpieczyciela z obowiązku wypłaty odszkodowania. Tak, wiem, autorzy zapewne mieli na myśli epidemię - tylko przy takich błędach w umowie w razie "spięcia" właściciela padłego konia z Gamą tenże właściciel może znaleźć się na fatalnej pozycji w ewentualnym sporze sądowym.

Ubezpieczenie nie obejmuje przypadku śmierci/eutanazji konia wynikającego z:
- wykonania operacji chirurgicznej, o ile nie przeprowadzono jej w sytuacji nadzwyczajnej z zamiarem ratowania życia,
- podania leku przez nie-weterynarza (nawet jeśi podanie było poprawne i w dawce zaleconej przez weterynarza),
- podania leku bez uzyskania poświadczenia weterynaryjnego, że podanie było koniecznością związaną z urazem, czy schorzeniem u konia,
- niedopełnienia obowiązku stałego zapewniania odpowiedniej opieki nad koniem (zwracam uwagę na słowo "stałego", czyli 7/24 !)
- wykorzystania konia dla celów innych niż zadeklarowany w umowie (np. start na koniu rekreacyjnym na zawodach sportowych, jakiekolwiek użytkowanie do pracy konia zadeklarowanego jako przeznaczonego do hodowli itd.),
- nacjonalizacji lub konfiskaty przez organ władzy państwowej, publicznej lub lokalnej,
- konfiskaty przez "inną osobę bądź organ posiadający lub roszczący sobie prawo jurysdykcji w danej sprawie, lub na ich polecenie" (czyli jeśli ktoś prawa do twojego konia nie ma, ale rości je sobie, czyli tylko uważa, że mu się należy i w związku z tym konia ci zabierze, to odszkodowania nie dostaniesz). I dalej kolejny ciekawy zapis: we wszelkich postępowaniach mających na celu dochodzenie odszkodowania ciężar dowodu, że śmierć/eutanazja nie jest związana z powyższymi przypadkami, spoczywa na właścicielu konia. Czyli to właściciel musi udowodnić, że operacja była konieczna, że lek był podany prawidłowo, że zwierze miało należyta opiekę i było dobrze traktowane. Absurd.

Ubezpieczenie także przestaje automatycznie działać w przypadku wykonania jakiejkolwiek operacji konia niezwiązanej z ratowaniem życia (np. kastracji). Co ciekawe, ubezpieczenie przestanie wtedy działać o północy bezpośrednio przed datą takiej operacji (coś jakby z datą wsteczną). Ciekawe, czy jest to zgodne z obowiązującym w Polsce prawem...

Kolejny absurd (§ 4 ust. 5): jeśli zmienimy sposób użytkowania ubezpieczonego konia, musimy o tym powiadomić ubezpieczyciela. W momencie takiego powiadomienia wartość konia określona w umowie przestaje automatycznie obowiązywać, a w przypadku zaistnienia szkody ubezpieczyciel wypłaci odszkodowanie równe wartości rynkowej. Jeśli więc kupię za 100.000 klacz do hodowli, ubezpieczę ją z przeznaczeniem "hodowla", a następnie zrobię na niej na maneżu parę rekreacyjnych kółeczek, to w razie wypadku ubezpieczyciel wypłaci mi tylko powiedzmy 5.000 - bo tak określi "wartość rynkową". Jeżeli natomiast ubezpieczyłem jedna umową całe stado moich koni, to takie parę kółeczek na mojej hodowlanej klaczy zmienia w ten sposób warunki polisy w stosunku do wszystkich ubezpieczonych koni - dlaczego ? bo tak ! Paranoja !

Warunkiem koniecznym wypłacenia odszkodowania jest oczywiście, by w przypadku schorzenia, urazu itd. włąściciel konia zatrudnił na własny koszt weterynarza (obowiązkowo: specjalizującego się w koniach). To jest OK, ale ubezpieczyciel rości sobie jednocześnie prawo nakazania przewozu konia w celach leczenia - tylko że nie precyzuje dokąd, ani na czyj koszt. Właściciel w przypadku śmierci/eutanazji ma też obowiązek zlecenia sekcji zwłok weterynarzowi - zawsze, nawet jeśli przyczyna zgonu była oczywista (np. skręt jelit, wykrwawienie itp.). To oczywiście całkiem zmienia rzeczywisty koszt składku ibezpieczeniowej, podnosząc go o koszty sekcji. I jeszcze ciekawostka: każdorazowo przedstawiciel ubezpieczyciela ma zastrzeżone prawo wydania lekarzowi weterynarii poleceń w imieniu ubezpieczyciela ! No to niech każdy puści wodze fantazji i wyobrazi sobie, że jest wetem, wezwanym przez właściciela konia, do nagłego przypadku. Bierze się za ratowanie zwiewrzęcia, a tu nagle jakiś nikomu nieznany bubek mu polecenia wydaje - nie wiadomo czemu, na jakiej podstawie no i kto zapłaci za wykonanie tych poleceń, nie wydawanych przecież przez właściciela konia, tylko osobę całkiem wszystkim obcą...

Jeśli chodzi o aspekt humanitarności - ta umowa również zawiera zastrzeżenie, że eutanazji można dokonać wyłącznie po pisemnym stwierdzeniu przez weterynarza wyznaczonego przez ubezpieczyciela o nieuleczalności schorzenia i konieczności uśmiercenia. Jest nawet jeszcze gorzej, bo umowa Compensy dawała przynajmniej możliwość podjęcia tej decyzji na drodze konsultacji telefonicznej. Tu ddatkowo musi być to jeszcze lekarz medycyny weterynaryjnej specjalizujący się w leczeniu koni. W razie śmierci konia usunięcie i utylizację zwłok konia organizuje właściciel na własny koszt. Ubezpieczyciel tego nie pokrywa.

Jeśli ubezpieczona klacz zajdzie w ciążę, ubezpieczenie w żaden sposób nie obejmuje płodu.

Na wstępie napomknąłem, że ubezpieczenie obejmuje też kradzież konia. Niestety tak naprawdę jest to opcja osobno płatna, opisana w § 5. Jeśli jej nie wykupimy, ubezpieczyciel nie wypłaci odszkodowania nie tylko za samą kradzież, ale także za śmierć konia bezpośrednio wynikającą z faktu jego kradzieży (czyli: jeżeli mamy wykupiony tylko wyżej opisany pakiet "chorobowo-wypadkowy" bez opcji "kradzieżowej", odszkodowanie nam się nie będzie należało, jeśli złodziej nam konia zabierze i zabije). Jeśli zaś koń zostanie skradziony dla okupu, a właściciel ten okup zapłaci również odszkodowanie nie zostanie wypłacone (nawet jeśli złodziej okup weźmie, a konia i tak nie odda). Jeszcze gorzej: odszkodowania nie będzie nawet wtedy, gdy właściciel tylko obieca zapłacić okup (a obietnicy nie spełni) !

Ubezpieczenie od kradzieży nie działa także wtedy, gdy kiedykolwiek przed zawarciem umowy miało miejsce choćby usiłowanie kradzieży jakiegokolwiek konia, będącego własnością ubezpieczonego "ani zagrożenie dla ubezpieczonego lub należącego do niego konia" (ale jakie zagrożenie autor tekstu miał na myśli, to tylko Pan Bóg raczy wiedzieć; może chodziło o plagę szarańczy ?...). I na koniec taki kwiatek: w przypadku wypłaty odszkodowania ubezpieczyciel ma prawo własności konia i może objąć go w posiadanie w przypadku jego późniejszego odzyskania. Czyli: Jeśli skradziono konia wartego milion, który był ubezpieczony na tylko 10 tysięcy, to ubezpieczyciel w szczególnych przypadkach bez problemu może przejąć takiego milionowego konia za 1/100 jego wartości.

Podsumowując: kiedy czytałem wcześniej umowę Compensy, nieco się burzyłem, bo zabezpieczała ona głównie interesy firmy, a nie koniarza. Jednak teraz widzę, że w poównaniu z omówioną tu umową Gamy tamta umowa jest konkretna, porządnie napisana i nie zawiera takich matactw. Umowy Catlin zdecydowanie nie polecam - z punktu widzenia właściciela konia ona jest po prostu nie do końca uczciwa i bardzo nierówno traktuje strony. Jeśli na jej podstawie były ubezpieczane konie z Janowa, to wcale się nie dziwię, że już kilkanaście lat temu z tego zrezygnowano.



Zródła:

http://www.polishprestige.pl http://www.mgzgama.pl/